Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Zawodowe dziewczyny: psychoterapeutka. O swojej pracy opowiada Adriana Klos

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Kiedy zaczynałam cykl „Zawodowe dziewczyny”, dostałam sporo maili z prośbami o przeprowadzenie wywiadu z przedstawicielkami konkretnych zawodów. A najczęściej pojawiającym się konkretnym zawodem była psychoterapeutka. Dziś przychodzę więc do Was z wywiadem z Adrianą Klos, która prowadzi swój ośrodek psychoterapii (Strefa Zmiany w Warszawie) i, jak sama pisze, „zawodowo zajmuje się słuchaniem i rozmawianiem z ludźmi” oraz „zna słowa, które ciągną w górę” – to ostatnie zdanie spodobało mi się wyjątkowo!

Zapraszam Was do przeczytania wywiadu, mnie jego przeprowadzanie sprawiło ogromną przyjemność!

Zacznijmy od podstaw. Mam wrażenie, że wielu osobom zacierają się granice, szczególnie między psychoterapeutą a psychologiem, czasami też psychiatrą. Czym tak naprawdę się zajmuje psychoterapeuta?

Psychiatra zajmuje się chorobą psychiczną, to lekarz, który leczy objawy i może szybko znaleźć skuteczne środki. W pewnych przypadkach rzeczywiście warto udać się po farmakoterapię. Leki są różne, warto je właściwie dopasować, zmienić jeśli źle działają.

Psycholog to osoba po studiach psychologicznych, może robić różnego rodzaju testy, wypisywać zaświadczenia. Do psychologa można się do  skierować po ogólne poradnictwo czy parę konsultacji. Ani psycholog ani psychoterapeuta nie przepisują leków.

Psychoterapia to długofalowe działanie.

Ludzie wciąż jeszcze wstydzą się i boją iść do terapeuty. Sa nieufni, nie przyznają się do swoich problemów. To się kojarzy ze słabością, bezradnością. Daje poczucie porażki, że nie udało mi się w życiu, nie mogę poukładać swoich spraw.

Niektórym łatwiej sięgnąć po tabletkę, bo to szybciej działa i nie trzeba się zajmować problemem, zagłębiać w niego. Jednak dużo lepsze efekty są podwójnego działania. Widzę zmianę, wielu psychiatrów inaczej patrzy na psychoterapię. Współpracują, kierują na nią osoby potrzebujące. Jeśli nie ma potrzeby, żeby zażywać środki, to lepiej jest się przyjrzeć przyczynie. Czyli zrozumieć z czego wynikają objawy, czego dotyczą, o co właściwie chodzi, co się ze mną dzieje. Nad taką zmianą pomaga pracować psychoterapeuta.

Wiele osób boi się takiej pracy, zwłaszcza osoby z potrzebą kontroli, lękiem przed oceną, przed wejściem w proces. Takie osoby mają duży kłopot, żeby mówić o sobie, boją się tego co będzie się działo, o czym trzeba będzie mówić. Każdy chciałby sobie szybko pomóc i ulżyć, ale często psychoterapia jest dla pacjentów takim treningiem. Osoby z trudnościami wchodzenia w relacje często wolałyby, żeby psychoterapeuta coś rozrysowywał, tłumaczył, pisał. Wtedy psychoterapeuta coś mówi, pacjent słucha, może to przyjąć, albo nie, czasem się to podoba, czasem można dyskutować i to trochę oddala od siebie, od problemów, od emocji. Ja staram się tak nie pracować.

Każdy ma czasami gorsze momenty. Jak rozpoznać granicę pomiędzy słabszym samopoczuciem, a chwilą, w której warto poszukać pomocy specjalisty?

Czasami nie wie się co tak naprawdę się dzieje. Jest się nieszczęśliwym, albo smutnym.

Czasem mechanizmy obronne są tak silne, że właściwie wydaje się, że wszystko jest w porządku. Mam pracę, chłopaka, koleżanki, ale coś się właśnie ze mną dzieje, trudno wyrazić co. Czasami nie wiemy jak to rozumieć.

Warto zwrócić się do specjalisty, jeśli te gorsze momenty się nawarstwiają, jest ich więcej, trwają dłużej, zaczynają się zamieniać w stany depresyjne, czy przedłużający się smutek.

Czasem przychodzą osoby, które odczuwały różne objawy z ciała, które często ludziom mówi, że coś jest nie tak. Czasem są to dziwne ataki lęków, paniki, pojawia się ból, a lekarze mówią, żeby iść do psychologa, bo „nic pacjentowi nie jest”.

Przedłużający się, chroniczny stres, poczucie przemęczenia. To są sygnały kłopotów, o których warto porozmawiać. Te problemy często są najbardziej widoczne w sferach społecznych, np. nie chce mi się wychodzić, czy spotykać ze znajomymi, bo jestem ciągle smutny. Albo szybko się wkurzam i to mi też psuje relacje. Nie mogę spać, bo się wybudzam czy mam jakiś natłok myśli. Nie mogę jeść albo właśnie zajadam problem.

Bardzo często ludzie mają też problem z dzieleniem się tym z przyjaciółmi, mimo że mają bardzo wielu przyjaciół. Często mówią: „ja chętnie słucham i mogę doradzić, ale właściwie nigdy sama się nie radziłam”. Można mieć taki kłopot z dzieleniem się emocjami, z ujawnianiem słabości. Potem bardzo trudno pomóc sobie i zrozumieć co się ze mną dzieje. Czasami w kontaktach nie ma przestrzeni dla tej osoby, nie mówiąc o sięgnięciu po pomoc. 

Co trzeba zrobić, jakie studia skończyć, jakie uprawnienia  zdobyć, żeby zostać psychoterapeutą?

Póki co nie ma wymogu studiów psychologicznych, ale pewnie to się zmieni. Myślę też, że jeśli interesuje nas to jaki jest człowiek, jak funkcjonuje, jakie są jego procesy poznawcze, sposoby komunikacji, to warto podjąć takie studia. Najpierw psychologia, a potem czteroletnia szkoła psychoterapii.

Szkoły są różne, warto kierować się rekomendacją Polskiego Towarzystwa Psychologicznego, wtedy wiemy, że to jest szkoła uznana, że ktoś czuwa nad merytoryką, że są dobrzy nauczyciele i praktycy, że jest to szkoła z kodeksem etycznym.

Należy zorientować się w nurtach, ale warto też poczytać o tradycji. Warto pójść na spotkania otwarte. Są szkoły, które uczą w nowym nurcie, starającym się integrować wszystkie dotychczasowe narzędzia i dorobek. Wiele tych czynników jest podobnych, różnią się w szczegółach, w sposobie interpretacji. Niektórzy bardziej rozrysowują, narzędziem są tabelki – tak jak w szkole behawioralno-poznawczej, która kładzie nacisk na szybkie działanie. Wielu osobom może się to podobać, że jest krótko, konkretnie. To działa zwłaszcza na pierwszym etapie, kiedy relacja nie jest jeszcze silna i jest lęk. Ja też integruję te narzędzia. Wartościowe są te miejsca, w których uczy się wszystkiego i można się potem – będąc terapeutą – odnaleźć, zobaczyć która ze szkół najbardziej pasuje.

Podobnie jak terapeuci wybierają to, co im bardziej pasuje jako osobie, tak klienci, którzy przychodzą, są różni. Czasem ta chęć ćwiczeń, zadań domowych, bycia prowadzonym przez psychoterapeutę wynika z jakiegoś lęku albo, z tego że właśnie jesteśmy przed czymś ważnym i jest niepokój, żeby zrobić krok, opór przed zmianą.

Czyli są szkoły, które specjalizują się w konkretnych nurtach, ale są też takie, które przedstawiają różne opcje i potem terapeuta sam w swojej pracy je dobiera?

Tak, dobre szkoły powinny przedstawiać wszystko. Ja wywodzę się z takiej szkoły humanistycznej,  Intra, dosyć znany, dobry ośrodek. Jest też Laboratorium Psychoedukacji, które bardziej idzie w stronę psychoterapii psychodynamicznej. Obecnie wszystkie szkoły zaczynają integrować, otwierać się na siebie, proponować konferencje, gdzie są zapraszane osoby z różnych nurtów. Takie zamykanie się w  enklawach; „my jesteśmy gestaltowcami, a my jesteśmy psychoanalitykami”, nie wydaje się być zasadne i warto patrzeć na cały dorobek. Żeby móc z niego korzystać i dopasowywać w zależności od osób, od problemu, różne narzędzia.

Czy w szkole dostaje się zestaw kroków do wykonania w takim czy innym przypadku? Jak piłkarze na boisku, albo szachiści, którzy mają opracowane ruchy. Czy są takie gotowe systemy kroków, które można próbować wdrożyć?

W trakcie terapii wszystko jest nieprzewidywalne i to nie jest tak że zawsze i wszędzie w każdym momencie możemy po to sięgnąć, ale jest zestaw różnych możliwości, które mogą zadziałać, którymi można się wspierać. Dostaje się je, ale trzeba to wyważyć. Nie zawsze, nie  każdy, nie w danej sytuacji, nie na każdym etapie. Czasami można wystraszyć klienta. Ale można się tego uczyć.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Czy po skończeniu szkoły trzeba mieć jakąś praktykę, zanim zacznie się działać na własną rękę?

Tak, warto, są staże. W pracy terapeuty, w pierwszym momencie jest trochę lęku, żeby zacząć. Łatwiej jest pracować z placówkami, które już funkcjonują.

Ja na przykład zaczynałam w niebieskiej linii, czyli na pogotowiu do spraw przemocy w rodzinie. To były telefoniczne konsultacje, a potem też konsultacje w punkcie konsultacyjnym. Można było spróbować narzędzi, pouczyć się od bardziej doświadczonych kolegów.

Na stażach w konkretnych miejscach, poza szkołą fajnie jest spróbować, bo tam już jest jakiś zespół, są superwizje, można rozmawiać, podpatrywać innych, uczyć się.

Warto też dać sobie czas. Zwykle na stażach jeszcze się nie zarabia.  Za niektóre trzeba  nawet płacić, ale są też takie miejsca, gdzie można się dużo nauczyć, a potem być może zostać, czy współpracować.

Jak myśli się o tym, gdzie może pracować psychoterapeuta, to od razu przychodzi do głowy własna praktyka. Jakie są ścieżki kariery inne niż własna praktyka?

To tylko pozorne, że łatwo jest założyć taki gabinet z własną praktyką. Kończę szkołę, wynajmuję mieszkanie, nie ponoszę wielu wydatków. A jednak trzeba się komunikować z ludźmi, muszą wiedzieć, że ja jestem, że pracuję, kim ja jestem.

Nie jest to proste, więc pewnie ten początek jest raczej związany z dużymi placówkami, szpitalami, ośrodkami, jakimiś miejscami, które pomagają ludziom. To mogą być fundacje jak La Strada, Niebieska Linia, centrum do spraw kobiet, różne ośrodki pomocy społecznej.

Albo prywatne ośrodki, prężne, duże, znane na rynku, z tradycjami, które po prostu mają klientów.

O klientów trzeba się starać, jest dużo potrzebujących, ale też dużo terapeutów, w Warszawie jest spora konkurencja. Łatwiej jest tym, którzy już są znani. W związku z tym warto w takie miejsce pójść na staż, czy starać się o współpracę. W recepcji klienci są przydzielani do terapeutów i można liczyć na rozpoczęcie praktyki.

Jak wyglądała Pani droga, kiedy w ogóle doszła Pani do wniosku, że chce Pani zostać psychoterapeutą?

Myślę, że to siedziało we mnie od początku, ale najpierw poszłam na polonistykę. To co mnie fascynowało to książki, bohaterowie, ich trudności, problemy. Emma Bovary z jej namiętnościami, wątpliwościami, polska Emma Bovary czyli Barbara Niechcicowa z „Nocy i dni” – to moje ulubione bohaterki. Moje studia to ciekawość, analiza człowieka. Na próbnej maturze wybrałam temat „lęk w życiu człowieka”, na podstawie wybranych bohaterów.

Potem trafiłam do reklamy, do biznesu i oczywiście tam się dużo nauczyłam. Zorientowałam się, że sukcesy, które odnosiłam w sprzedaży, wynikały z umiejętności słuchania. Przychodziłam z ofertą, a i tak klienci mówili mi o sobie, o swoim życiu, o swoich trudnościach, wszystko się opierało na relacjach. Produkty są bardzo podobne i ostatecznie chodzi o to, żeby kupić od tej konkretnej osoby.

Klienci kupowali mimochodem, przy okazji i pomyślałam sobie, że może warto przestać sprzedawać i po prostu zająć się słuchaniem. To był oczywiście dobry produkt, pracowałam w „Rzeczpospolitej”, która była wówczas dobrą i cenioną gazetą, ale mimo wszystko to nie było to.

Ponieważ psychologią interesowałam się od zawsze, pomyślałam o rozpoczęciu drugich studiów, tym razem psychologii klinicznej. Potem poszłam do szkoły psychoterapii, ale ciągle mi się wydawało, że robię to tylko dla własnego rozwoju. Moja ówczesna nauczycielka z Intry, opiekunka roku, pani Maria Król-Fijewska spytała dlaczego nie decyduje się rozpocząć własnej praktyki, skoro kształcę się na psychoterapeutkę.

Pomyślałam „czemu nie?” i założyłyśmy ośrodek z koleżankami. Sama pewnie nie zdecydowałabym się na taki krok, bo to jednak była bardzo duża zmiana. Mimo, że miałam studia,  staże, uczyłam się w Niebieskiej Linii, współpracowałam. Byłam też już jakoś ukształtowaną osobą. To jest ważne w życiu terapeuty, czas mija, dojrzewamy i akurat w tej branży to działa na korzyść.

To na pewno jest stereotypowe myślenie i wyobrażam sobie, że nie musi być zawsze takiej zależności, ale gdybym spotkała psychoterapeutkę młodszą ode mnie parę lat, zaraz po studiach, to pewnie byłabym zdystansowana. Jednak idąc do terapeuty chciałabym trafić na kogoś z większym doświadczeniem życiowym…

W pewnym sensie jest to racja, osoba, która już jakiś czas jest na świecie, miała jakieś problemy, pracuje na własnym doświadczeniu i to jest ważne. Ludziom łatwiej też jest uznać kogoś jako eksperta, jeżeli jest starszy od nas.

Oczywiście to wszystko zależy od osoby. Mogą być osoby bardzo młode, ale bardzo dojrzałe, a czasami osoba 20 lat starsza dalej nie wie w ogóle o co jej chodzi w życiu. To na pewno jest jeden z takich mitów, który może utrudniać pracę młodym czy młodo wyglądającym osobom.

Niektórym, niezależnie od wieku,  jest trudno wystartować. Ciągle się boją, że jeszcze nie są kompetentni, albo że to jeszcze nie byłoby w porządku. Oczywiście warto ciągle wkładać wysiłek, szkolić się, obowiązkowa jest własna terapia. Ale trzeba też się odważać.

Tak naprawdę uczymy się z każdym dniem, z każdą osobą. Kiedyś trzeba zacząć.

Kiedy założyła Pani z koleżankami własny ośrodek?

To było w 2010 roku. Bardzo trudno było na początku znaleźć klientów, utrzymać się na rynku. W tym zawodzie jest tak, że robi się różne rzeczy w różnych miejscach. Mnie się szczęśliwie udało, że tutaj zostałam i prowadzę własny ośrodek. Mam bardzo fajny zespół, który mnie wspiera.

Wspominała Pani, że pracowała wcześniej w reklamie, ma Pani świetną stronę www. Wydaje mi się, że jak ktoś chce prowadzić swoją praktykę, to musi też pomyśleć o tym, że tę usługę trzeba po prostu sprzedać jak każdą inną.

Tak, zdecydowanie. Mamy w sobie różne talenty i oprócz tego, że ktoś jest dobrym terapeutą, ma jeszcze jakieś swoje zainteresowania, zdolności. Mnie doświadczenie w biznesie rzeczywiście się przydało. Ponieważ sprzedawałam, to mam w sobie taką  zgodę na to, żeby powiedzieć, że mogę coś zaoferować. Że mam dobry produkt, potrafię pisać, mogę się wypowiedzieć.

To pewnie dla wielu osób jest trudne. Ludzie się różnią i to jest oczywiste, nie każdy pójdzie na przykład do radia. W zespole też mam różne osoby, niektóre cieszą się, że mogą się sprawdzić, coś powiedzieć w telewizji, ale inne nie, w zamian chętnie coś napiszą. Ja natomiast rozumiem mechanizmy promocji,  wiem na co zwrócić uwagę, jak się komunikować z klientami.

Czytałam u Pani na stronie artykuły, bardzo mi się podobało jak one były napisane. Wypowiedzi psychologów, albo psychoterapeutów w gazetach są często tak zagmatwane, że jak czytam, to naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi. I mam wrażenie, że ktoś napisał tekst, żeby pokazać wszystkie słowa, które zna. A jak czytałam Pani artykuły, to od razu było wiadomo o co chodzi i tak sobie myślałam „a, faktycznie czemu ja w ten sposób o tym nie pomyślałam!”. Naprawdę świetnie się je czytało.

Niektórym rzeczywiście trudniej jest mówić prostym językiem. Jest też takie wyobrażenie, że najlepiej pójść do  tuzów psychoterapii. Ale mniej znani też mogą pomóc, dać życzliwą uwagę i nadzieję.

Warto mówić prostym językiem, bo wtedy ludziom łatwiej coś zrozumieć, przeżyć. No ale właśnie, nie każdy to potrafi. Ważne jednak, aby czuć się ze swoim terapeutą dobrze w relacji, mieć poczucie, że nas słucha i rozumie.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Co trzeba mieć w sobie, żeby być dobrym terapeutą, co czyni dobrego terapeutę?

Tak sobie myślę, że pewnie miałam jakiś taki talent, który nie od razu odkryłam, ciekawość drugiego człowieka. Człowiek jest dla mnie fascynujący. Oprócz tego mamy  narzędzia, bo się uczymy w szkole i zdobywamy własne doświadczenie. Ale nadrzędna jest życzliwość do drugiego człowieka, musimy lubić ludzi.

Potrzebne są też takie cechy jak  empatia czy refleksyjność, wrażliwość pewnego rodzaju, ale też odporność. Wiele osób mnie pyta, jak sobie radzę, tu jest tyle problemów. Trzeba się nauczyć takiego niewchodzenia, nieprzejmowania odpowiedzialności za kogoś. Oczywiście relacja jest silna i to jest dla mnie ważne, ale muszę sobie z tym radzić, to nie jest moje, nie mogę tego brać na siebie. Muszę tak pomagać, żeby mnie to nie obciążało. Umiejętność słuchania, zadawania pytań, tego też się oczywiście można uczyć. Mamy jednak taką skłonność do załatwiania spraw za kogoś, czy przejmowania odpowiedzialności. Na superwizjach uczymy się, żeby to zostawiać w gabinecie.

Mam wrażenie, że w każdej profesji jest mnóstwo drobnych czynności o których ludzie, którzy chcą wykonywać ten zawód w ogóle nie wiedzą. Jak wygląda typowy dzień pracy terapeuty?

Początki mogą być trudne. Nie zawsze jest tak, że się dostanie pełny etat, czasem to jest kilka dni tu kilka dni tam. Nie zawsze można mieć klientów w jednym ośrodku, a tylko w ośrodku jest praca stricte terapeutyczna. Jest wiele prac pokrewnych, ale one tego nie dają.  Psychoterapeuci na początku zawsze biegają z miejsca na miejsce. W szpitalu/ośrodku na pół etatu, a potem idą popołudniami do pracy do ośrodka prywatnego. Bo przecież większość osób właśnie wtedy wychodzi z pracy i przychodzi na konsultacje.

Mnie się dość szybko udało skupić na własnym ośrodku. Pracuję tutaj trzy dni w tygodniu. Myślę, że codzienna praca tego typu byłaby niemożliwa.

Zaczynam około 14, pracuję do 21, z przerwą w ciągu dnia, żeby odpocząć czy zjeść.

Mam też swoich współpracowników. Niektóre osoby są dwa dni w tygodniu, niektóre jeden, niektóre trzy, więc się wymieniamy. Więcej klientów przychodzi po południu.

Dwa dni w tygodniu mam „wolne”, ale to nie do końca jest wolny czas. Przy prowadzeniu własnego ośrodka dużo jest działań administracyjnych, promocyjnych. Piszę też różne artykuły i tym się zajmuję w te dwa pozostałe dni pracy. Cenię to sobie, można to poukładać, nikt mi nie mówi co mam robić. Oczywiście moi szefowie nie byli źli, dużo się od nich uczyłam,  ale ja jednak wolę sama sobie wyznaczać zadania.

Wspominała Pani o pisaniu artykułów, jak się Pani udało nawiązać te relacje z mediami? Jak zostać psychoterapeutą cytowanym w mediach i zapraszanym do mediów?

Jak mówiłam, umiejętność wychodzenia do ludzi miałam już jako sprzedawca. Kiedyś mało znany  portal psychologiczny zamówił u mnie artykuł o przemocy domowej. W zamian za artykuł mogłam zamieścić  logo ośrodka. Było dla mnie ważne, żeby zakomunikować światu, że już nie jestem sprzedawcą, tylko terapeutą, że ukończyłam właściwe szkolenia i że mogę pomagać innym.

Byłam po polonistyce, mogłam wykorzystać te umiejętności, tekst się spodobał. Zorientowałam się, że oni chcą zamawiać te teksty, a ja chciałabym nie robić tego za darmo. I okazało się, że mogę na tym zarabiać. Pomyślałam, że skoro tu, to może gdzie indziej też będą chcieli moje teksty i wtedy już sama sobie wybierałam miejsca publikacji.
Niektóre wydawnictwa nawet nie odpowiedzą na maila, ale inne chętnie zamówią artykuł lub jakiś komentarz. Lubią ze mną współpracować, bo piszę  prostym językiem i dotrzymuję terminów.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Czy osoby, które przychodzą do ośrodka na terapię nazywa się pacjentami?

Od czasów psychoanalizy Freuda została taka nomenklatura. „Pacjent”, bo te szkoły częściej odnosiły się do „leczenia chorych”. Teraz się od tego odchodzi, szkoły humanistyczne raczej widzą problemy nie jako chorobę czy zaburzenie tylko zablokowaną energię, która nie pozwala człowiekowi się rozwijać.  Dlatego jest raczej klient, nie pacjent. Ale z kolei klient może się kojarzyć z  biznesem, więc niektórzy mówią „podopieczni”. Nie ma dobrego nazewnictwa.

Czy ma Pani tylko prywatnych klientów, którzy przychodzą na terapię, czy robicie też jakieś warsztaty dla firm albo dla prywatnych osób?

Tak, robimy. Oprócz pracy indywidualnej prowadzę też warsztaty, co mnie bardzo cieszy, bo jednak fajnie jest spróbować różnych rodzajów pracy.

Dla osób, które myślą o tym zawodzie dobra jest wiadomość, że można robić dużo ciekawych rzeczy, wykorzystując swoje inne umiejętności. Ja skupiłam się na warsztatach asertywności, ale pewnie będę zmieniać ofertę.

Jestem zafascynowana tym jak działa asertywność i zmiana zachowań. Napisałam nawet książkę na ten temat. Mam wrażenie, że problemy zawsze zahaczają o brak asertywności wobec siebie, wobec innych.

Jak najbardziej będziemy rozwijać się w zakresie grup i warsztatów, choć tu też jest duża konkurencyjność.

Robiłam kilka ciekawych projektów z korporacjami, ale ich struktura jest tak rozbudowana, że trudno się tam dostać. Udało mi się jednak zrobić fajne rzeczy, np. trzymiesięczną infolinię. Pracownicy korporacji mogli dzwonić i pytali jak radzić sobie ze stresem. Prowadziłam też czaty dla pracowników. To się sprawdzało, ale najczęściej firmy robią takie rzeczy w ramach jakiegoś programu, który po kilku miesiącach się kończy.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Jakie takie elementy pracy terapeutki, które lubi Pani mniej? Chodzi o takie z puli wszystkich obowiązków, które są konieczne, ale jednocześnie trudne?

Trzeba finansowo zadbać o stałe koszty. Muszę opłacić lokal, zorganizować współpracę. Zrobiłam parę rzeczy, przy których miałam poczucie, że to jest trochę bez sensu. Psychotesty, quiz, jakąś zabawę dla korporacji. Dostaje się za to pieniądze i są sytuacje kiedy warto to rozważyć, ale czasami mam poczucie, że to jest takie mniej istotne i wolałabym nie musieć tego robić. Dziś już nie piszę i nie wypowiadam się na tematy, które mnie nie interesują.

Praca z klientami jest nie do końca przewidywalna, czasami jest tego tak dużo, że trzeba stopować, bo nie ma na nic innego czasu.

Czasem okazuje się, że te osoby, które przychodzą, rezygnują ze spotkań.  nie każdy każdemu pasuje. Początkowo miałam poczucie dużej ambicji, wydawało mi się, że to jakaś moja porażka, kiedy ktoś wypadał z terapii. Z czasem uczymy się to rozumieć. Teraz już wiem, że dla kogoś to może nie być właściwy moment, może ta osoba nie jest dla mnie, nie w tym momencie, nie każdy może z mojej pomocy skorzystać.

W pracy z pacjentami czasami są też trudności, takie relacyjne, kiedy ktoś ma duży opór przed zmianą. To też czasami jest trudne, ale z takimi trudnościami pomagają sobie radzić superwizje. Problemy relacyjne utrudniają pójście dalej.

Czasami też my sami dochodzimy do swoich granic. Jesteśmy narzędziem i musimy zadbać o siebie i też stawiać granice, żeby nie pozwolić sobą manipulować. Ludzie, często nieświadomie, robią różne rzeczy i jesteśmy po to, żeby im to pokazać, ale czasami jest to trudne.

Rozumiem że nie każdy się odnajdzie z każdym terapeutą i zdarza się, że klienci rezygnują z czyichś usług i szukają kogoś innego. Czy można zrobić to samo w  drugą stronę, czy terapeuta może zakończyć relację?

To jest trudne, zwłaszcza dla osób, które mają kłopot z powtarzającym się poczuciem odrzucenia. Ale czasami trudniejsza jest praca z kimś. Mnie się  osobiście nie zdarzyło, żebym musiała powiedzieć „przepraszam, ale z panem nie będę mogła pracować”. Kiedyś tylko mama mojej pacjentki udała kogoś innego i przyszła na spotkanie, aby rozmawiać o swojej córce. Gdy już się przyznała, powiedziałam od razu, że nie będziemy mogły rozmawiać bez mojej pacjentki. Skróciłam to spotkanie. Rozumiałam jej obawy, ale to byłoby nieetyczne.

Wydaje mi się, że życie samo to reguluje, takie sprawy się same rozwiązują. Zwykle to klienci jakoś się obrażają, zamykają czy odchodzą.

My mamy akceptować i stać przy tej osobie, ale czasami trudno jest przyjąć wszystkie zachowania. Jeśli uważamy, że to co mówią czy robią jest szkodliwe, to trzeba to powiedzieć. Dla klienta czasami to jest bardzo trudne do przyjęcia i łatwiej jest uciec czy stwierdzić: „nie lubię tej pani”.

Ale rzeczywiście terapeuta powinien pomagać bez względu na to jakiej rasy, religii czy orientacji seksualnej jest człowiek, niezależnie od tego jaki ma system wartości. W szkole mówiono nam  o tym kiedy i jak można to regulować.Granicą dla kogoś może na przykład być osoba, która wykorzystuje dzieci seksualnie.

Warto umówić się na spotkania konsultacyjne i sprawdzić czy czujemy, że nam z tą osobą nie jest po drodze, bo nasze kompetencje nie są wystarczające czy po prostu wynika to z naszych osobistych trudności. Czasem ktoś jest do kogoś podobny, albo w nas coś porusza. Każdy terapeuta jest po terapii, albo w terapii, ale mimo wszystko może to jeszcze w sobie przerobić. Można umówić się na wstępie, że zobaczymy czy problem będzie do rozwiązania tutaj, albo zaproponować inną szkołę, skierować do innej osoby. Kiedy to jest na wstępie zaznaczone, to wtedy łatwiej jest podjąć decyzję i to działa w dwie strony. Pacjent czy klient się decyduje, ale również terapeuta musi stwierdzić czy jest w stanie prowadzić tę relację.

Ta etyczna strona brzmi bardzo interesująco. Jestem ciekawa, jakie jeszcze są tu ograniczenia?

Dla przykładu – rodzina klienta to na tyle ważne osoby, że pojawiają się w rozmowach. Jeśli pracowałam czy pracuję z mężem to nie mogę być neutralna w stosunku do żony. Czasami na przykład pan w terapii chce przyjść ze swoją narzeczoną czy dziewczyną. W zależności od tego, czemu ma to służyć, można się spotkać, ale jeżeli ma to być praca w parze to będzie trudno mi być neutralną.

Czyli albo indywidualna terapia, albo terapia dla par?

Tak, ale wtedy już z inną osobą. W ogóle nie kilka terapii naraz, bo niektórzy lubią i grupowo i w tym samym czasie indywidualnie. Sprawy obgaduje się już na terapii indywidualnej, a po to jest grupa żeby emocje tam wyjawić, żeby tam wchodzić w relacje.

A jak przychodzi ktoś znajomy, na przykład  koleżanka z byłej pracy?

To się absolutnie nie sprawdzi. Pracuje się na relacji, jest najsilniejszym czynnikiem leczącym. Dlatego to musi być z osobą obcą, bo jest to relacja niepodobna do żadnej innej.

Szkoła, z której ja się wywodzę, czyli humaniści, najmniej uznają eksperckość i wyższość terapeuty, raczej jest to partnerstwo, pomaganie, towarzyszenie. Bardziej podążanie terapeuty za klientem niż odwrotnie, choć wiele osób chciałoby inaczej.

Mimo wszystko to nie jest do końca równe. Relacja jest szczera, ale to klient mówi o swoim życiu, a ja raczej nie. Humaniści bardziej pozwalają sobie na bycie autentycznym, otwartym, ale też nie wnoszą swojej prywatności, jeśli nie ma to jakiegoś uzasadnienia.

Ja czasem to robię, jeśli czuję, że to może jakoś pomóc, ale wtedy jest to raczej narzędziem, ma służyć człowiekowi, pomóc w zmianie.

Dlatego koleżanki nie przyjmujemy, bo już się znamy skądinąd i taka praca się nie uda.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Co się dzieje jeśli przychodzi ktoś i opowiada o czymś niemoralnym albo nielegalnym? Czy może Pani wtedy zadzwonić na policję?

Normalnie na terapii obowiązuje absolutna dyskrecja, nie mogę ujawnić danych, nazwiska, żadnych faktów. Czasami na superwizji, opowiadam o jakichś przypadkach, omawiamy je, ale tylko po to, żeby lepiej pomóc pacjentowi.

Natomiast jeśli to może zagrażać życiu tej osoby czy życiu kogoś lub jest nielegalne, to wtedy jesteśmy zwolnieni z tajemnicy. Ja na szczęście takiej sytuacji nie miałam.

W sytuacji niepewności co do zagrożenia życia zawsze mówię, że chcę zadzwonić do rodziny. Żeby wtedy jednak zadbać o tę osobę, bo ja nie mogę przejąć takiej odpowiedzialności. Gdyby to było zagrażające komuś mogę powiedzieć tej osobie, że będę musiała z tym coś zrobić. Wtedy też jesteśmy oczywiście z tej tajemnicy zwolnieni.

Jakie są mechanizmy, które się pozwalają potem odciąć od tych  trudnych tematów?  Jak sobie pani z tym radzi?

Po to właśnie są superwizje. Czasami trudny wątek zostaje w nas na jakiś czas. Wtedy warto się skonsultować ze specjalistą. Jak coś jest na tyle smutne czy też porusza coś we mnie, to nie zawsze da się zostawić, ale można mieć dojrzałą zgodę na te emocje. Terapeuta ma być świadomy, każdy ma jakieś swoje trudności. Czasami nie do końca świadomi terapeuci uciekają od smutku, albo pojawia się lęk czy można to na pewno potrafię to przyjąć i wtedy może być trudniej.

Najlepiej jeśli jest zgoda na to, że to nie jest moje życie i mogę pacjentowi towarzyszyć, wspólnie przeżywać, przy jednoczesnej wiedzy, że to nie jest moje, że mogę to zostawić. Trzeba to obgadywać na superwizjach, na własnej terapii.

Na czym polega superwizja, jak to wygląda?

Może być superwizja grupowa czyli w zespole – naszym czy jakimś innym, bardziej doświadczonym. Jest terapeuta, specjalista, który często ma też uprawnienia superwizorskie. Słucha, możemy się skonsultować, sprawdzać czy dobrze rozumiemy świat pacjenta, jego problemy. Czasami jest jakaś blokada relacyjna lub trudno nam sobie poradzić z tym, co robi pacjent, np. z jego oporem. Bardziej doświadczona osoba, która na to spojrzy neutralnie, może wtedy coś podpowiedzieć.

Pomaga zresztą cała grupa, słuchanie o trudnościach innych osób, na przykład ktoś ma coś podobnego w pracy z pacjentem, albo ja już to przeszłam i teraz mogę się podzielić z innymi.

Superwizje mają jakąś regularność?

Różnie, jeśli są grupowe to zwykle tak, trwają wtedy około trzy godziny. Nie każdy na każdym takim spotkaniu może omówić swojego pacjenta, ale już samo to, że słuchamy innych osób przynosi korzyść. Mogą być superwizje indywidualne, wtedy regularność zależy od nas. Dobrze, żeby to było raz na jakiś czas , żeby to robić dla siebie, dla własnej higieny psychicznej.

Czy superwizje to coś z czego terapeuta może skorzystać, ale nie musi? Czy są obowiązkowe?

Raczej są obowiązkowe, zwłaszcza na początkowym etapie. Potem uczestnictwo może zależeć bardziej od jakichś trudności, wydarzeń, z którymi sobie radzimy. Ale generalnie jest to obowiązkowe, podobnie jak własna terapia.

A jak to działa z własną terapią? Czy to jest coś co odbywa się raz na całe życie?

Jest obowiązek konkretnej ilości godzin, ale to zależy od osoby. Po tym, jak się z tych godzin wywiązało, można mieć poczucie, że nam życie się dobrze układa, wszystko jest w porządku, radzimy sobie. Czasem tak jest, że czyjeś dzieciństwo czy historia są na tyle zrównoważone, że były warunki do własnego rozwoju. W zasadzie wtedy więcej nie trzeba.

Ale rzadko kiedy ktoś tak ma, żeby to było wszystko w różowych barwach. Wtedy to od nas zależy; czasami obowiązkowa terapia  nie wystarcza, czasami to jest wiele lat, czasami wracamy po jakimś czasie. Tak samo jak pacjenci, którzy bywa, że wracają po latach.

A z jakimi mitami na temat zawodu Pani się spotyka?

Z mitem, że ludzie muszą leżeć na kozetce. Freud pracował techniką wolnych skojarzeń, uważał, że jak się człowiek położy, to będzie łatwiej mu się skupić, skojarzyć, myśleć. Dla terapeuty ułatwieniem miałby być brak kontaktu wzrokowego. Ja tak nie uważam. Kozetka jest już rekwizytem filmach,  Woody Allen to pokazuje, trochę prześmiewczo. W „Rodzinie Soprano” też był taki moment, że główny bohater, mafiozo miał swoją terapeutkę, ale tam już były fotele i kontakt wzrokowy.

Inny mit jest taki, że terapeuta ma nam powiedzieć co mamy robić. Klienci niby wiedzą, że tak nie jest, ale jednak jest bardzo silna potrzeba, co jakiś czas pojawia się taka cisza; „dzisiaj to nie wiem, może pani dzisiaj mi powie”. Taka chęć, żeby to terapeuta zaprezentował, pokazał, przekonał klienta jakoś, wytłumaczył to lepiej. Wtedy bardziej na miejscu mógłby być coaching, albo warsztaty. Bo to może odpowiadać tej potrzebie szybkiego efektu, szybkiej recepty.

Czego może się spodziewać ktoś, kto nigdy nie był u terapeuty i przychodzi poszukać pomocy? Co powinien wiedzieć? Jak to wygląda od środka?

Do wizyty nie trzeba się jakoś specjalnie przygotowywać, ale jeśli trochę poczytamy, to możemy wiedzieć, z czym nam będzie bardziej po drodze. Można dowiedzieć się, zorientować jaka to będzie szkoła. To zwykle jest na stronie ośrodka.

Jeśli klienci kogoś sobie wybiorą, to wcześniej czytają, żeby wiedzieć do kogo idą. Czasami przychodzą i mówią „jak pani tam napisała, to jakbym siebie widziała”, albo „to zdanie tak jakoś mi zabrzmiało, przyczepiłam je sobie i przez rok wisiało”. Ja pracuję bardziej rozmową, czyli to, co wychodzi od klienta, jest kluczem. Poznaję tę osobę, ona zaprasza mnie do swojego świata i to, co trzeba przepracować, i tak wyjdzie w relacji prędzej czy  później.

Wiele osób, chciałoby wiedzieć co tu będzie, o czym będziemy mówić, trochę myślą, że ja to zorganizuję, tak jak na warsztatach. A terapia tak nie wygląda, może coaching trochę bardziej. Niektórzy wolą pójść do coacha, bo to jest bardziej modne i takie lżejsze.

Kiedyś przyszła do mnie osoba, która mówiła, że chciałaby coachingu. Miała to początkowo być konsultacja w sprawach zawodowych, ale szybko okazało się, że to życie  osobiste jest tak rozwalone, że nie da się nie utknąć zawodowo. Nie można się  rozwijać, kiedy jesteśmy w  totalnym chaosie, w strasznym związku. Ja mam głębokie przekonanie, że tego się nie da oddzielić.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

A jak powinno się wybierać terapeutę? Czy jest tak, że niektóre  szkoły bardziej nadają się do konkretnego rodzaju problemu?  Jak powinien wyglądać proces wyboru terapeuty, żeby zwiększyć swoje szanse na to, że trafimy na osobę, która faktycznie nam będzie mogła pomóc?

Gdy się bada tę skuteczność, to wychodzi, że właściwie wszystkie szkoły są bardzo podobne, ich skuteczność jest bardzo podobna. To bardziej zależy od zaangażowania, od relacji,  od tego jak ze sobą działamy.

Jeśli mówimy o uzależnieniach czy lękach to można powiedzieć, że dobrze sobie radzi nurt behawioralno-poznawczy. Są też osoby, które wolą racjonalnie, konkretnie, szybko, z tabelkami. Sprawdzam sobie mój nastrój, godzinę, jak się czuję, potem mi coś z tego wynika, mogę  to jakoś zrozumieć. To często wystarcza, działa bardzo szybko na objawy. Ale często jest tak, że gdzieś to potem wraca, przez trzy miesiące możemy nie zdążyć się dobrać do przyczyn.

Dlatego jestem za mieszaniem różnych szkół, za integrowaniem. Jeśli objawy zniknęły, możemy na tym poprzestać, bo taki był kontrakt. Klient ma nie dostawać ataków paniki, albo ma sobie jakoś nimi radzić, zależy jak to określimy.

Ale możemy też przyjrzeć się bliżej, popracować trochę humanistycznie, zrozumieć przyczyny, z czego wynikają, jak wchodzimy w relacje, co się dzieje z naszymi emocjami.

Szkoła humanistyczna dobrze radzi sobie z nerwicami, lękami, stanami depresyjnymi. Te sprawy można też przepracować psychodynamicznie. Wszystko zależy też od tego, co jest dla kogo, kto co woli i ile ma czasu, jak głęboko chce się tym zająć. Psychodynamicznie to jest czasami dwa razy w tygodniu i dłużej. Na psychoanalizę nie wiem czy ktoś w ogóle może sobie dziś pozwolić, bo to spotkania nawet do trzech czy pięciu razy w tygodniu. Tak jak mówię, wszystko zmierza w stronę integrowania i warto korzystać z różnych elementów.

Warto też wiedzieć, że nie z każdym terapeutą relacja zadziała i to też jest w porządku. Jeżeli czujemy że ta osoba nam „nie leży”, to warto ją zmienić.

Ale są też takie osoby, które ciągle zmieniają, co prawdopodobnie wynika z tego, że trudno jest im wejść w relację. Łatwiej jest im uciec, niż się temu przyjrzeć. Relacja jest jednak czynnikiem najsilniejszym, najmocniej leczącym i to jest wspólne w każdym nurcie.

Często ktoś idzie do specjalisty poleconego przez koleżankę. Ale to, co najlepsze dla koleżanki nie musi być najlepsze dla mnie. Dużo zależy od własnej motywacji, od odpowiedzialności, od tego na ile się zaangażuję. Ale też od tego czy razem z tą osobą klient może pokonywać swoje trudności, czy jej ufa, czy czuje się bezpiecznie.

A co czyni terapię dobrą terapią? I skąd wiadomo, że terapia się zakończyła sukcesem?

Klient musi mieć poczucie bezpieczeństwa i tego, że chce zaufać tej osobie, że dobrze się z nią czuje.

Umiejętności terapeuty też są ważne, wysiłek jaki włożył w szkolenie, to jakim jest człowiekiem osobowościowo, czy to pasuje danej osobie. To wszystko działa na sukces.

Pacjent powinien być zaangażowany i mieć dobrze, jak najlepiej sprecyzowany cel. Czasami cel jest trudno tak od razu określić, ale najlepiej byłoby to zrobić po kilku spotkaniach.

Ale jeżeli na początku jest na tyle chaotycznie, że nie wiem co mi jest, tylko jestem nieszczęśliwy, to to też jest w porządku. Wtedy umawiamy się na jakiś czas i na początek szukamy problemu, poznajemy siebie, oswajamy się ze sobą. Można się po prostu przyjrzeć temu jak klient żyje. Żeby miał większą świadomość siebie, żeby mógł też zrozumieć co właściwie się z nim dzieje i czego chce.

Oczywiście cele mogą też się w trakcie zmieniać, ale dobrze się skupić na jakimś jednym, jak najlepiej mierzalnym. Na przykład będę miał poczucie, że lepiej mi się układa w relacjach, czy że w ogóle się odważę wychodzić do ludzi. Albo będę zmieniać swoje myśli na ten temat, bo jak funkcjonujemy w dużej mierze zależy od tego co myślimy o sobie, o świecie, o ludziach. Trzeba to najpierw poznać, zobaczyć, być świadomym, a potem to zmieniać.

Czas też nie zawsze jest łatwo ustalić, ale etap przyglądania się, czy takiej większej świadomości, to mogą być trzy miesiące. Potem możemy przedłużać, ale lepiej, żeby ten czas był określony, bo to mobilizuje.

Czasem opór klienta jest tak duży, że klient mówi o różnych innych rzeczach, a dopiero przed końcem spotkania zaczyna mówić, o tym, co naprawdę jest dla niego ważne. Pojawiają się pretensje; „pani mi na to pozwala”, „pani mi nie mówi co jest ważne, co ja powinienem”.

Czasami są takie nieporozumienia i warto wtedy pokazywać, że to jest klienta czas, jego odpowiedzialność i może działać w swoim tempie. 

Słyszy się o nie do końca profesjonalnych terapeutach gdzie terapie się przedłużają, a w sumie niewiele z nich wynika. Co powinno być taką lampką alarmową na terapii, że trzeba coś zmienić?

Na pewno warto co jakiś czas sprawdzać z terapeutą czy to działa, czy zmierzamy do celu. Jeśli terapie trwają nie wiadomo ile i tak niewiele z tego wynika, to od razu myślę, że pewnie ten czas nie został ustalony. I pewnie też cel się jakoś rozmywa. Warto wracać, sprawdzać gdzie jesteśmy.

Jeśli nic się nie zmienia, to sprawdzać co takiego się dzieje. Czasami jest tak, że klienci nie robią różnych rzeczy, które rekomenduje terapeuta, a czasami też nie chcą skończyć terapii. Są takie osoby, które nie chcą się rozstać, albo boją się i wtedy cały czas znajdują jakieś problemy.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Ewa Chodakowska zrobiła rewolucję fitnessową, wszyscy mają karnety do siłowni i bardzo zaczęliśmy dbać o tę stronę fizyczną. Mam wrażenie, że cały czas nie wiemy co zrobić, żeby zadbać o swoją psychikę. Jak zadbać o swoją higienę psychiczną  na co dzień? Czy w ogóle się da?

Na pewno ważne jest życie zrównoważone, nie tylko praca i płynący z kultury pracy stres. Byliśmy uczeni szacunku do pracy, ale to się potrafi przerodzić w nieumiejętność odpoczywania. Moi pacjenci często mówią, że jak poleżą, posiedzą, to się zaraz denerwują, że coś trzeba byłoby poprawić, sprzątnąć, coś załatwić.

Moja mama, jak ma dzień wolny, to myje okna.

Właśnie, pojawia się taki przymus działania, pracy. Na pewno warto zadbać też o odpoczynek, o relaks, zrównoważenie, o balans, o coś dla siebie, własny rozwój, o to co lubimy, o przyjemności. Pomaga też bycie z ludźmi. Są bardzo ważni, bo dzięki nim nasze potrzeby emocjonalne (i różne inne też) mogą się spełnić. Warto więc tych ludzi wokół siebie mieć. Dobre związki czy jakieś inne relacje, przyjaźnie, znajomości, to że nie jest się samemu. Izolacja bardzo utrudnia, a jeżeli ktoś dużo pracuje, to nie ma czasu na zadbanie sferę towarzyską.

Dobra dieta, czy dbanie o swoje ciało także ma wpływ na psychikę. To wszystko jest połączone.

Znam ludzi, którzy mają mnóstwo znajomych i bardzo dużą potrzebę wychodzenia, bycia z innymi, ale znam też takich, u których ta potrzeba się wydaje być dużo mniejsza. Czy to jest tak, że różnie potrzebujemy tych rzeczy?

Oczywiście. Też znam osoby, które mają mnóstwo znajomych, ale tak naprawdę z nikim nie są blisko. Nie dzielą się uczuciami, znikają jak jest im trudno, muszą być zawsze wesołe. A może być tak, że tych osób jest znacznie mniej, ale to są relacje w których ja czuję się bezpiecznie, daję i dostaję, mogę być prawdziwa. Chodzi też o to, żeby to była taka wymiana, żeby to mnie też jakoś wzbogacało, nie tak, że muszę być zawsze wesoły i z sukcesem, bo inaczej się wstydzę siebie.

Ważne są też  własne pasje, zainteresowania, korzystanie z kultury. To wszystko bardzo wzmacnia. Fajnie jak praca jest czymś co lubię robić, nie zawsze się tak udaje. Wtedy warto mieć też coś, co rozwija, co daje poczucie sensu. To jest bardzo ważne.

Zawodowe dziewczyny - psychoterapeutka

Wspomniała Pani, że balans jest ważny. W tym cyklu pytam moje rozmówczynie także o to czy mają jakieś swoje ulubione sposoby na relaks,  co im pomaga się odprężyć…

Powtórzę to, o czym mówiłam, bo nie jestem tutaj odmienna. Lubię spotkać się z ludźmi czy wyskoczyć gdzieś z przyjaciółką, pójść na większą imprezę czy koncert. Lubię pobyć z rodziną, pograć w gry z synem, poczytać. Jak jest zimno to zrobić sobie kąpiel z pianą , żeby się rozgrzać i zrelaksować.

Odwiedzam też blogi. Ostatnio, ponieważ będę wieszać zdjęcia na ścianie, wciągnął mnie skandynawski minimalizm. To bardzo relaksuje.

Niedawno ośmieliłam się na własną twórczość. Nie jestem artystą, ale mam sposób wyrażania siebie, własnego namysłu nad światem. Robię kolaże, wycinam różne rzeczy z gazet, fascynujące mnie fotografie. I do tego wycinam podpisy. Łączę je tak, aby były zabawne lub zaskakujące, ironiczne lub poruszające.

A czy na koniec ma Pani jakąś radę dla osób, które myślą o tym zawodzie? Czy coś by Pani chciała wiedzieć na początku swojej drogi?

Na pewno szybciej bym zaczęła, ale to nie zawsze jest możliwe, potrzebujemy czasu, aby dojrzeć i zrozumieć, kim jesteśmy. Może wcześniej bym poszła na terapię, żeby otworzyć się bardziej czy dokonać zmian w swoim życiu. Warto sięgać po pomoc, szukać, zmieniać i słuchać siebie. To bym rekomendowała.

Cieszę się, że dzięki temu cyklowi z Vichy mogę poznać tyle różnych zawodów od podszewki! W następnym odcinku będę mieć kogoś związanego z ruchem i dbaniem o siebie, już nie mogę się doczekać!  

Wiem, że wiele osób czekało na wywiad z psychoterapeutką – dajcie znać, czy pomógł Wam lepiej poznać ten zawód, mam nadzieję że choć trochę przyczyni się też do zdjęcia z terapii łatki czegoś wstydliwego – bo wszyscy na tym tracimy.          

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

65 thoughts on “Zawodowe dziewczyny: psychoterapeutka. O swojej pracy opowiada Adriana Klos”

      1. Myślę że jest dużo mitów, które narosły przez tych wszystkich Mateuszy Grzesiaków i inne jednostki, które krzyczą najgłośniej. Nie wiem co rozumiesz pod pojęciem „rozwój osobisty”, bo dla mnie to wszystko, co dla siebie robimy, ale z usług coacha (konkretnie – Eweliny Mierzwińskiej) sama korzystam i bardzo mi to pomaga uporządkować swoje biznesowe działania, bardzo dobrze wydane pieniądze w moim przypadku.

        1. Czy możesz coś więcej powiedzieć o Ewelinie? Dlaczego ją polecasz dla biznes babek? :) Jak często musisz sobie uporządkować sprawy biznesowe i czy to działa, kiedy przychodzisz do osoby z zewnątrz, nie związanej przecież z Twoją branżą? Czasem fajnie byłoby z kimś pogadać, ale wydaje mi się, że coach to bardziej od kariery (CV itd.), niż jakiś naszych biznesowych bolączek ;)

          1. Mam pakiet 10 czy 12 spotkań i spotykamy się co tydzień-dwa. Nie napisałam, że polecam dla biznes babek (chociaż to też), napisałam że w moim przypadku ta usługa sprawdziła się idealnie – bo często uciekam przed jakimiś ważnymi decyzjami, a spotkania z Eweliną mnie przymuszają do nieodkładania ich na wieczne nigdy:) Ale nie mam problemu z motywacją, strachem przed działaniem itp., więc tutaj nie mam żadnego doświadczenia w przepracowywaniu tego. Ewelina jest akurat bardzo związana z moją branżą, co na pewno pomaga. Ewelina ma w ofercie taką wstępna rozmowę i jeśli się zastanawiasz, to warto skorzystać i się przekonać samodzielnie czy to opcja dla Ciebie.

  1. Tyle lat zbierałam na podróże, a teraz zbieram na psychoterapeutę hehe… Brzmi śmiesznie, ale w sumie nie mogę się doczekać, a po przeczytaniu tej rozmowy chciałabym zacząć terapię już jutro ;)
    Bardzo dobry wywiad, zadawałaś świetne pytania, Asia!

  2. Jako coach muszę sprostować- podobnie jak w terapii nie istnieje w coachingu coś takiego jak mówienie klientowi co ma robić! Różnica między jednym a drugim nie polega na tym. Polega natomiast na temacie z którym klient przychodzi. Terapeuta pracuje na przeszłości klienta i bada jak ona wpływa na teraźniejszość. Coach bazuje na teraźniejszości i proponuje klientowi ćwiczenia aby ten mógł dostrzec jak najwięcej możliwości i opcji dla swoich wyborów w przyszłości. Jeśli natomiast klient ma problem z przeszłości który nie pozwala mu iść do przodu wówczas coach powinien odesłać go do terapeuty. :)

    1. Jakiś czas temu zaczęłam sie doszkalać w obszarze coachingu i tutaj w całości popieram Sylwię.
      Trochę szkoda, że Pani Adriana próbując odczarować mity na temat psychoterapii posiłkuje się nieprawda na temat coachingu. :( tym bardziej, ze dobrze poprowadzony coaching tak samo jako terapia moze pomoc klientowi (oczywiście z trochę innymi obszarami, ale zarówno jedno, jak o drugie może nam pomoc uporządkować pewne sprawy w głowie).

    2. To, podobnie jak w psychoterapii:) Pracujemy na tym, co wnosi Klient/Pacjent. Najczęściej są to problemy aktualne- nieumiejętność budowania satysfakcjonujących relacji, problemy z nadmiernym przeżywaniem lub „brakiem” emocji, z niemożnością zmiany różnych aspektów życia itp. To, że współczesna terapia opiera się na pracy z przeszłością, jest mitem tak, jak leżenie na kozetce. Sposób pracy zależy od nurtu psychoterapii oraz oczekiwań, poziomu otwartości i gotowości Klienta. Docelowo, róznymi drogami zmierzamy do tego, by mógł lepiej rozpoznawać i wyrażać swoje emocje i potrzeby oraz realizować swoje mozliwości i godzić się z ograniczeniami. Przeszłość powraca przy okazji, kiedy rozpoznajemy wykształcone schematy zachowań, kluczowe dla nich osoby i momenty. To stwarza okazję do domknięcia bolesnych sytuacji i pożegnań, ale także opowiedzenia na nowo swojej życiowej historii, w której odzyskujem swoją godność i sprawczość.

    3. Coś tu się nie zgadza. Ta defonicja wskazuje, że coache nie wiedza na czym polega psycoterapia. Mam nadzieję, że wiedzą na czym polega coaching…

  3. Asiu, czytam Cię od wielu lat (jejku, z trzy, cztery lata już będzie!), ale w tym wywiadzie bardzo przeszkadzały mi podwójne spacje, brak przecinków lub źle postawione znaki interpunkcyjne.
    Studiuję psychologię. W tym wywiadzie zabrakło mi ważnej informacji – żeby zostać psychoterapeutą, trzeba zainwestować mnóstwo pieniędzy. U nas na studiach mówi się o kwocie 20tys. Myślę, że to istotna kwestia, bo ze względu na tak duże koszty, wielu studentów psychologii nie pójdzie w stronę psychoterapii, bo ich po prostu na to nie stać.
    Ale pomijając ten brak, z wywiadu sporo się dowiedziałam, dzięki!

    1. Tak, właśnie mi, jako tegorocznej absolwentce psychologii, bardzo zabrakło tej informacji. I niestety. mam złą wiadomość, dlatego, że certyfikowaną szkołę psychoterapii trzeba przeznaczyć raczej około 50 tysięcy, 8tys za rok rok to minimum jakie znam. Podobnie zresztą jest ze specjalizacją z psychologii klinicznej, tylko tutaj różnica jest taka, że rocznie otwiera się 70 miejsc na specjalizację, a psychologię rokrocznie kończy około 2tysięcy osób. No i specka też jest płatna. Dodatkowo, po samych studiach, psycholog nie może tak naprawdę nic, nie ma nawet uprawnień pedagogicznych aby pracować w szkole, więc tak naprawdę kształcenie trwa niemalże tak samo długo jak dla lekarzy, tylko: my musimy za to płacić z własnej kieszeni i o tym się głośno nie mówi. :<
      Pozdrawiam serdecznie!

      1. Proszę, nie mieszaj lekarzy w swój komentarz, bo tworzysz mity, które ciągną się za nami – studentami lekarskiego i stomatologii – latami. Jestem na III roku, do tej pory na materiały (wiertła, zęby fantomowe, materiały do wypełnień) na studia dzienne wydałam 4 tysiące złotych. Po studiach muszę się szkolić za własne pieniądze, bo miejsc na specjalizację nie ma (są 2-3/województwo/rozdanie). Jedno sensowne szkolenie 20-30 tysięcy. Ale przecież najważniejsze w społeczeństwie jest stwierdzenie „pokaż lekarzu, co masz w garażu”. I o tym się głośno nie mówi.

        1. Tak naprawdę przykre jest to, że wszystkie kierunki związane z dbaniem o zdrowie, są tak drogie, zarówno lekarskie studia, jak i szkoły psychoterapii. Ja sama studiowałam coś totalnie nieprzydatnego, dlatego szacun dziewczyny za to, że Wy walczycie na dużo bardziej wymagających kierunkach, które pozwolą Wam pomagać innym. Trzymam kciuki!

        2. Bardziej mi chodziło o czas trwania nauki i jej intensywność, a nie przerzucaniem się kosztami studiów dziennych (gdzie np. muszę płacić za kwestionariusze 1500zł za pakiet do zbadania 30 osób) i o tym, że naprawdę, w momencie w którym szłam na studia nikt nie mówił, że jeśli wygram na loterii to będę miała niemal 30 lat, jak pierwszy raz będę mogła prowadzić terapię. A o zarobkach młodych lekarzy mówi się, na szczęście, coraz więcej :) Pozdrawiam!

          1. Odniosę się do Twojego komentarza, Margot. Pamiętam z dawnych czasów nasze studenckie rozmowy na temat kształcenia w psychoterapii i to poczucie niesprawiedliwości, jakie w sobie mieliśmy – że przecież będąc po obronie (wreszcie!) psychologami osiągającymi ten dojrzały wiek 24 lat, czeka nas długa i kosztowna droga do uzyskania jakiegoś tam certyfikatu psychoterapeuty. I zanim ten piękny dzień nastanie, spokojnie przekroczymy sędziwy wiek 29 lat, kiedy to już dawno moglibyśmy wyleczyć dziesiątki osób borykających się z zaburzeniami psychicznymi. Te 4 lata szkolenia wydawało nam się wręcz złośliwością, no bo jak to, materiał na szkoleniu częściowo pokrywa się z programem studiów na ścieżce klinicznej, a w wieku 29 lat już przecież chcieliśmy być ustawieni życiowo, karierowo i rodzinnie (a psychoterapia otwierała drzwi do większego prestiżu, dodatkowych kwalifikacji, które eliminowałyby problemy ze znalezieniem pracy oraz, oczywiście, przybliżała marzenie o godnych zarobkach z prywatnego gabinetu). Byliśmy źli, że będzie długo i trudno.
            Dzisiaj oczywiście patrzę na to wszystko inaczej. Mimo swojego odpowiedniego wieku, w środowisku psychoterapeutów nadal tworzymy pokolenie świeżaków. Tych mniej doświadczonych życiowo, bez wnuków, niezaoranych przez zmarszczki. Nie mam kompleksów, ale patrząc na siebie 24-letnią, marzącą by już-już pomagać ludziom, bo przecież umiem, wiem, nadaje się – patrzę nieco pobłażliwie i z ogromną pokorą na swój zawód. Młodzi ludzie, nawet Ci dojrzali psychicznie (a kandydaci na psychoterapeutów zazwyczaj odstają pod tym względem pozytywnie od reszty swoich równolatków) i doskonale wykształceni, nie do końca mają adekwatne wyobrażenie, czego wymaga od człowieka proces terapeutyczny – wzięcia niejako odpowiedzialności za drugą osobę, swoje działania, słowa, to jak nasza osobowość oddziałuje na pacjentów; przede wszystkim też tego, że pracując z ludźmi silnie zaburzonymi osobowościowo trzeba nie lada wiedzy, uważności, empatii, ale też praktyki by unieść trud takiego kontaktu. Każdy z nas spotkał kiedyś na swojej drodze człowieka, który miał tzw. „trudny charakter”. My pracujemy z takimi ludźmi na co dzień, poznajemy ich świat, przekonania, przeżycia. Tworzymy jakieś cele, szukamy dróg. Nie da się tego zrobić, bez wzbudzenia w sobie czegoś, co ja nazywam „sympatią terapeutyczną”. W mojej ocenie bardzo młody wiek terapeuty niestety nie sprzyja procesowi terapii. Dlatego te 28 lat to dobry czas żeby zacząć przeistaczać się w psychoterapeutę. Niektórzy pacjenci zresztą zaznaczają wyraźnie, że interesuje ich współpraca z terapeutami po 30 roku życia. Nie można ich za to winić.
            Chciałabym też się odnieść do ścieżki kształcenia w tym kierunku. Obecnie koszty 4-letniego szkolenie oscylują wokół 50 tysięcy złotych (już łącznie z kosztami superwizji, treningów interpersonalnych, itd.). Nie ma kształcenia państwowego, uniwersyteckiego. Szkolenia organizują prywatne spółki powołane przez ośrodki, Instytuty, tuzy psychoterapii. W niektórych miastach robi się z tego niezły biznes. Większość osób kończących psychologię może tylko pomarzyć o tym, żeby sfinansować koszty szkolenia. Bardzo wiele osób decyduje się na nie np. po 40 roku życia, kiedy mają stabilną sytuację zawodową i finansową. Do uzyskania zawodu nie obowiązuje selekcja pozytywna, ale finansowa – tj. psychoterapeutami zostają przede wszystkim osoby, które na to stać. To, czy mają predyspozycje osobowościowe weryfikuje kierownik szkolenia. Jeśli taka weryfikacja zawiodła (chociaż według mnie działa całkiem dobrze), terapeutę zweryfikuje rynek. Marzenie o prywatnym gabinecie to ostatnia wisienka na torcie, jakim jest kariera zawodowa. Do własnej działalności gospodarczej prowadzą lata praktyki, wyrabiania sobie kontaktów z psychiatrami, psychologami, ośrodkami i oczywiście z samymi pacjentami (marketing szeptany). Tak więc podsumowując, jeśli waszym marzeniem jest być psychoterapeutą, ze wszystkich cech najbardziej przyda Wam się pokora i cierpliwość. Na początku jest trudno, biednie. Czasami bardzo biednie. Ale praca jest bardzo satysfakcjonująca, rozwijająca, niemonotonna i śmiem twierdzić, że jeśli zostaniesz dobrym psychoterapeutą, to zostaniesz też szczęśliwym człowiekiem. Pozdrawiam serdecznie :)

            1. Odpisuję na „leciwy” komentarz, ale nie spodziewałem się takiego obrazu, jaki się tutaj kreśli. W takim wypadku, chęć podjęcia studiów psychologicznych i kierowaniu ku byciu terapeutą wygląda na coś o wiele trudniejszego niż się wydaje. Własny gabinet raczej wydawał się czymś naturalnym, a z tego, co rozumiem, to bardziej możliwość zarezerwowana dla mniej licznych.

      2. Kurs psychoterapii w Polskim Instytucie Ericksonowskim jest tańszy, ale trzeba doliczyć koszty dojazdów, noclegów, wyżywienia itp,. Do tego koszt terapii własnej, comiesięcznej superwizji, książki. A zarobki na początku nie powalają, mówiąc delikatnie…

      1. mariposa linda

        To fajnie, bo mi też to mocno przeszkadzało w czytaniu i skupieniu się na treści ;)
        I trochę też jestem zdziwiona, bo nie kojarzę, żeby kiedyś pojawiały się tu podobne błędy (a przynajmniej nie tyle naraz).
        Pozdrawiam!

  4. Anna, psycholog, psychoterapeuta

    Aby osoba, która ukończyła studia psychologiczne, mogła „robić różne testy” i „wypisywać zaświadczenia” musi obrać drogę rozwoju zawodowego nazywaną psychologią kliniczną, w opozycji np. do psychologii reklamy czy biznesu. W tym celu wybiera specjalizację kliniczną w czasie studiów, a po ich ukończeniu szuka możliwości zatrudnienia w oddziale dziennym lub całodobowym psychiatrii, poradni zdrowia psychicznego czy poradni psychologiczno-pedagogicznej, by tam zdobywać doświadczenie pod okiem specjalisty oraz rozpoczyna czteroletnie szkolenie praktyczne i teoretyczne organizowane przez placówki służby zdrowia atestowane przez Ministerstwo Zdrowia nazywane specjalizacją z psychologii klinicznej. Po jego ukończeniu otrzymuje tytuł specjalista psycholog kliniczny, przy czym niektórzy specjalizują się w psychologii dorosłych, inni dzieci, inni chorób somatycznych itd. Aby samodzielnie „robić różne testy”, tj. badać i diagnozować funkcjonowanie intelektualne i emocjonalne dorosłych i dzieci w oparciu o kontakt, wywiad i właściwie dobrane testy psychologiczne na potrzeby ich leczenia, kształcenia czy czasem np. ZUS, wymagane jest przynajmniej dwa lata praktyki w placówce służby zdrowia. Aby opiniować dla sądu, pięć. Dokumenty wystawiane przez psychologa nazywane są opinią psychologiczną. Wykonywanie niektórych testów wymaga oddzielnych szkoleń.
    Niektórzy psychologowie kliniczni są również psychoterapeutami i tacy są najbardziej pożądani jako pracownicy placówek leczniczych. Psychoterapeuta to osoba z wykształceniem psychologicznym, medycznym lub pedagogicznym, która ukończyła czteroletnie całościowe szkolenie z psychoterapii atestowane przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne lub Polskie Towarzystwo Psychiatryczne przygotowujące do uzyskania certyfikatu psychoterapeuty. Warto sprawdzić, czy osoba, do której się udajemy na terapię, posiada taki certyfikat lub przygotowuje się do jego uzyskania, jak również czy poddaje swoją pracę regularnej superwizji.
    Większość specjalistów jest zgodnych, że nie ma możliwości łączenia w pracy różnych szkół terapii, ponieważ możemy być w pełni wyszkoleni tylko w niektórych z nich, chociaż mamy ogólne pojęcie o innych – urolog ma ogólną wiedzę medyczną, ale sprawy sercowe zostawia kardiologowi. Psychoterapeuta psychodynamiczny nie ma kompetencji do stosowania technik poznawczo-behawioralnych i odwrotnie. Podobnie, psychoterapeuci specjalizują się zazwyczaj w leczeniu określonych problemów, jedni mają większe kompetencje do leczenia zaburzeń odżywiania, inni zaburzeń osobowości typu borderline itd. Terapeuci specjalizują się także w terapii indywidualnej, rodzin lub par, terapii dzieci, młodzieży lub dorosłych itd. Jak ktoś jest do wszystkiego to jest do niczego.

    1. Też psycholog

      „Aby osoba, która ukończyła studia psychologiczne, mogła „robić różne testy” i „wypisywać zaświadczenia” musi obrać drogę rozwoju zawodowego nazywaną psychologią kliniczną, w opozycji np. do psychologii reklamy czy biznesu.” – co za bzdury :) opinie psychologiczne może sporządzać każdy magister psychologii bez względu na specjalizację. Poza tym, aby zostać psychologiem klinicznym nie wystarczy wybrać taką specjalizację w trakcie studiów magisterskich ale ukończyć czteroletnie kształcenie w tym kierunku ale o tym na szczęście wspomniałaś.

  5. Fajny wywiad, zawsze się cieszę, kiedy rozwiewane są rozmaite mity dotyczące mojej profesji:) Zgadzam się z Panią Adrianną – ciekawość drugiego człowieka to baza:) Chciałam też odnieść się do kilku powyższych komentarzy. Dziewczyny piszą, że szkoła terapii związana jest z dużymi kosztami – to prawda. Sama szkoła kosztuje sporo, do tego – przynajmniej tak to wygląda w nurcie Gestalt (a wiem, że w kilku innych szkołach terapeutycznych też) – wymagane jest uczestnictwo w treningach rozwojowych oraz własnej długoletniej psychoterapii. Z mojego doświadczenia wynika, że jest to zawód, w którym konieczna jest inwestycja w siebie przez cale zawodowe życie. Piszę tu o warsztatach rozwoju osobistego, warsztatach udoskonalających umiejętności zawodowe, nierzadko – powrotu do własnej psychoterapii, ponieważ okazuje się, że jest w nas jakiś „nieprzepracowany” obszar. I jeszcze odnośnie komentarza Pani Anny – z którym trochę się zgadzam, a trochę nie. Psychoterapeuta nie musi ukończyć studiów medycznych, pedagogicznych lub psychologicznych. Ja akurat jestem po studiach psychologicznych, ale znam wielu świetnych terapeutów, którzy są po zupełnie innych kierunkach. Zgodzę się z tym, że w związku z ukończeniem określonej szkoły terapii, dany psychoterapeuta posiada głównie wiedzę i narzędzia dotyczące danego nurtu. Superwizja odbywa się również u terapeuty ze „swojego” nurtu, choć oczywiście nie jest to koniecznością i często praca z innym superwizorem może przynieść świetne rezultaty i być inspirująca. To jest trochę tak, jak pisze Pani Ania, ze np. ja nie czułabym się kompetentna aby stosować rozmaite techniki np. z podejścia poznawczo-behawioralnego, ponieważ nie byłam w tym szkolona. Ale z drugiej strony, w gabinecie nie siedzi jakiś sztywny twór, który trzyma się kurczowo „technik”. To, czym pracuje terapeuta jest on sam – z całą jego wiedzą, empatią, bogactwem emocjonalnym i życiowym doświadczeniem, z intuicją. 2 terapeutów po tej samej szkole terapii może pracować zupełnie odmiennie – owszem, mogą stosować podobne techniki pracy – ale są różnymi osobami. To co jest leczące w terapii to relacja i kontakt – techniki są mniej ważne:) Rozumiem to, co Pani Adrianna pisze o otwartości na siebie różnych szkół terapii. I jeszcze słówko odnośnie ostatniej części komentarza – nie zgadzam się z tym, ze terapeuta posiada pewną „specjalizację” – jak najbardziej może pracować z osobami z rożnymi problemami. Szkoła terapii jak najbardziej do tego przygotowuje, ważna jest tu ewentualnie osobista możliwość i gotowość pracy z danym klientem. Widzę tu jedynie sens dodatkowego szkolenia lub specjalizacji w pracy z dziećmi, ale nie rozumiem, dlaczego nie można pracować z np. klientami indywidualnymi i z małżeństwami?

    1. Oczywiście, że psychoterapeuta może pracować z różnymi problemami oraz z klientami indywidualnymi i parami, natomiast trudno by mi było uwierzyć, że jeden terapeuta tak samo kompetentnie prowadzi terapię wszystkich problemów i we wszystkich konfiguracjach. Wraz z nabywaniem wiedzy i doświadczenia większość terapeutów trochę jednak się zawęża do tych obszarów gdzie czują się najbardziej „w swoim żywiole””, pomimo że mają pełne szkolenie – takie jest moje doświadczenie. Co do tego jakie studia umożliwiają kształcenie w psychoterapii -brak zgody w tym temacie jest chyba jedną z przyczyn dla której nie ma ustawy o zawodzie;) ja obstaję przy swoim zdaniu ale szanuję odmienne.

  6. Bardzo lubię tę serię i nie mogę doczekać się kolejnych wywiadów. Myślę, że warto jednak zastanowić się nad wysyłaniem tekstów do korekty przed publikacją. Niestety tekst zawiera sporo błędów i momentami trudno się go czyta :(

  7. Czekam na kolejne wywiady. Jest co czytać. Z tą korektą to przesada. Dziewczyna pisze bloga a nie stronę o nauce języka polskiego. Liczy się treść a nie stylistyka. W internecie to są dopiero kwiatki typu „muwi” albo „morze”. ?

    1. mariposa linda

      Oczywiście, że blog nie jest o języku polskim, ale Asia zawsze przykładała do tego większą wagę i myślę, że stąd te uwagi.
      Poza tym uważam, że jednak lepiej „ciągnąć w górę” niż „w dół” (więc nie ma co się porównywać do takich błędów, jak „muwi” ;)).
      A gdyby wszyscy tak pisali, to co wtedy? Myślę, że warto dbać zarówno o treść, jak i o formę.
      Dodam, że nie jestem polonistką, tylko ekonomistką i pracuję w finansach, jednak jak ktoś do mnie pisze maila z błędami interpunkcyjnymi, czy (nie daj Boże) ortograficznymi, albo ogólnie takiego niechlujnego, to od razu taką osobę odbieram jako nieprofesjonalną lub mało poważną.

  8. Fragment wywiadu mówiący o tym, w jakich sytuacjach przestaje obowiązywać tajemnica zawodowa, jest niepełny, a przez to przekłamany. Sugerowałabym weryfikację i korektę tego wątku.

      1. Zapewne chodzi o to, że tajemnica zawodowa nie obowiązuje, jeśli pacjent „robi coś nielegalnego”. Też na to zwróciłam uwagę. To jest zbyt ogolnikowe. Jeśli pacjent zazywa marihuanę, sprowadza olej konopny dla chorego nowotworowo w swojej rodzinie, czy choćby próbuje nam dac łapówkę w zamian za opinię – absolutnie nie informuje się o takich nielegalnych działaniach policji! Próbę wręczenia lapowki się przepracowuje odsłaniając motywy, jakie za nią stoją (lęk o cofnięcie renty, odebranie dzieci). Sprawy, o ktorych informujemy osobę z poza terapii (policję, rodzinę) jest ograniczona i zwykle dotyczy zagrożenia życia pacjenta lub innych osób. Tylko sąd może wnioskować i zwolnić terapeutę z tajemnicy zawodowej. Niestety w wywiadzie jest kilka takich ogolnikow i może warto byłoby je doprecyzować z panią Adrianna, bo przecież wypowiada się pod nazwiskiem i reprezentuje laikom meandry naszego zawodu. Pozdrawiam serdecznie

        1. Bo przecież po przeczytaniu wywiadu osoba zainteresowana podjęciem terapii pomyśli sobie, że nie opowie o różnych „nielegalnych” rzeczach, które robiła, bo wtedy „terapeuta jest zwolniony z tajemnicy”. Także… :) Może wywiad nie był autoryzowany, na co wskazywalby potoczny momentami język i „mówiona” składnia.

      2. Jedyne sytuacje, w których psycholog/psychoterapeuta może z własnej inicjatywy podjąć działanie naruszające tajemnicę zawodową to:

        – zagrożenie życia pacjenta/klienta
        – zagrożenie zdrowia lub życia innej osoby

        W przypadku innych czynów nielegalnych jedynie sąd może postanowić o zwolnieniu z obowiązku zachowania tajemnicy zawodowej i to WYŁĄCZNIE w procesie karnym.

  9. Bardzo dobrze, że wspomniałyście o tym, że praca jest trudna. Czasem sama się na tym łapie, że myśle, że mogłam wybrać podobny zawód, bo przecież ludzie mi powtarzali, że jestem dobra w słuchaniu. A to nie tylko o to chodzi. Trzeba też bardzo dobrze sobie radzić z wpływem słuchania na nasze życie.

  10. Dzięki za wywiad, przeczytałam go z przyjemnością, podoba mi się też, że wywiady są długie, i naprawdę sporo można się dowiedzieć.

    Chciałabym przeczytać wywiad z dziewczyną wykonującą zawód uważany za męski, z położną, a najbardziej ze śpiewaczką operową – wydaje mi się, że jest to zawód tak elitarny, że przeciętna osoba właściwie nie ma o nim żadnego pojęcia. Zastanawia mnie, jak rodzi się u młodej, kilkunastoletniej osoby miłość do opery, jak wygląda droga zawodowa, czy trudno jest dostać angaż, jak przygotować się do roli, która najcześciej jest przecież w obcym jezyku – po rosyjsku, niemiecku czy francusku, czy szkoła przygotowuje jedynie od strony śpiewu, czy także aktorstwa.

  11. Hmm, jakoś dziwnie brzmi ta „Pani” skoro seria się nazywa „Zawodowe Dziewczyny” – co sugeruje koleżeńskość i skrócenie dystansu. Albo pani albo dziewczyna. No i do tej pory wszystkie wywiady były na „Ty”.

    Do takiej „Pani” to pasują „Zawodowe Kobiety”.

    W sumie to się nie czepiam, tak tylko głośno myślę;)

  12. Asiu, właśnie przeczytałam na Onecie artykuł o twórczyni Barbie. Jest to fragment jakiejś książki, chyba nie sięgnęłabym po nią w całości, ale już wybrany fragment bardzo fajnie opisuje rozwój kobiecego biznesu w latach 50. Bez internetu, bez możliwości samodzielnych działań marketingowych, będąc skazaną na łaskę domów handlowych i przede wszystkim będąc kobietą w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Pomyślałam, że dużo robisz w temacie kobiecych biznesów, więc może kiedyś Ci się przyda do jakiegoś artykułu bądź szkolenia.
    http://kobieta.onet.pl/uroda/lalka-ktorej-nikt-nie-chcial/0r9esjr
    Przy okazji dzięki za posty o kobietach w biznesie. Wprawdzie mój zerowy kapitał nie pozwala mi jeszcze na rozkręcenie czegoś własnego, ale Twoje posty potwierdzają moje intuicje i już parę razy cytowałam je w dyskusjach z koleżankami, które są na etapie drukowania wizytówek, ale nie słyszały o VAT i składce ZUS.
    Pozdrawiam serdecznie!

  13. Nie wiem dlaczego, ale nie jestem przekonana, jest w tym wywiadzie jakaś bariera między Panią Adrianną i odbiorcą. Sam wywiad natomiast uważam za ciekawy, chociaż faktycznie zabrakło informacji o kosztach zdobycia wyksztalcenia. Jak wynika z komentarzy jest ono bardzo ważnym czynnikiem wpływającym na wybór tej ścieżki.
    Tak z innej beczki, chętnie przeczytałabym o prawdziwej zawodowej dziewczynie, która wykonuje zawód jak: rolnik, hodowca zwierząt, szwaczka, krawcowa, szewc, piekarz, cukiernik, kucharz. Nie mam na myśli żadnych złośliwości, po prostu ze słowem zawód kojarzą mi się same „grube kalibry”. Lub też coś „męskiego” na przykład mechanik samochodowy albo chirurg (pamiętam, że jakieś cztery/pięć lat temu, jakaś pani chyba kardiochirurg wygrała u Ciebie konkurs, może ona?), bo chirurgia to wbrew pozorom bardzo ciężka praca raczej przeznaczona dla mężczyzn, to też byłoby super.
    I już zupełnie sentymentalnie liczę na wywiad z jakąś mama. Wiem, że życie pisze różne scenariusze i każdy ma na to swój pogląd, ale czy nie jest to najpiękniejszy zawód świata dla kobiet? Zwłaszcza, że kiedy raz zostanie się mamą, to jest się nią na zawsze.
    I kończąc przydługi komentarz, zgadzam sie z przedmówczyniami, psychoterapeuta powinien mieć własny bagaż doświadczeń. Metryka nie jest wyznacznikiem mądrości, ale na pewno im człowiek starszy tym więcej doświadczył.

    1. Na pewno będą też takie zawody klasyfikowane raczej jako „męskie” (poluję na leśniczkę!), ale nie zgodzę się z twierdzeniem, że jakieś zawody są bardziej prawdziwe od innych:) Dzięki za podpowiedzi!

      1. Znam wiele leśniczek i moze dlatego nie przyszło mi do głowy, że to męski zawód. Ale wywiad powinien być ciekawy – jak one opowiadają o lesie!

  14. Nie jest prawdą, że psychoanaliza przeszła do lamusa, wręcz przeciwnie, psychoanaliza i psychoterapia psychoanalityczna ma się dobrze, świetnie się rozwija, zwłaszcza, że przed 90 rokiem była w Polsce zakazana. I korzysta się z kozetki, zresztą leżał na niej wymieniony Woody Allen. Odkrycia Freuda w dziedzinie nieświadomości okazują się być potwierdzane przez coraz lepszą wiedzę o neurobiologii mózgu. I zgadzam się, psychterapeuta powinien mieć szeroką wiedzę a nie mówić, co mu się wydaje, czy wypowiadać się na tematy, których nie zna.

  15. Po przeczytaniu kilku akapitów miałam taką myśl: „ale ta babeczka fajnie, prosto mówi”, a potem cała część tekstu była na ten temat (że polonistka, że praca w mediach i reklamie). Fajnie, że udało Ci się znaleźć psychoterapeutę, który nie posługuje się takim „psychologicznym slangiem”. Ponieważ sama jestem psychologiem i pracowałam kilka lat w zawodzie, to jestem strasznie wyczulona na coś takiego. Wielu psychologów używa takiego języka, że po kilku zdaniach można się zorientować kim są z zawodu i to bynajmniej nie jest komplement. Ja lubię, gdy ludzie mówią poprawną polszczyzną i takie pseudo-psychologiczne naleciałości (a jednocześnie stylistyczne potworki) jak: „nie mam w sobie zgody na to” zamiast „nie zgadzam się na to” albo „mam w sobie taki kawałek” bardzo mnie drażnią. Według mnie wcale nie świadczą o profesjonalizmie psychologa, tylko o jego oderwaniu od przeciętnych ludzi. Bo ludzie nie mówią w taki sposób! Po takiej nagłej zmianie językowej też bardzo łatwo wyłapać osoby, które zaczęły uczęszczać na terapię.
    Dziękuję za ten tekst, bo Pani Adriana przypomniała mi, że w czasach studiów to właśnie szkołę humanistyczną uważałam za najbardziej odpowiadający mi nurt w psychoterapii. Właśnie jestem na etapie poszukiwania możliwości dokształcenia się i powrotu do zawodu, więc porozgląda się za czymś w tym nurcie.

    1. Ojej, jak dobrze, że poruszyłaś ten temat…tj. tych potworków… Też nigdy nie zrozumiem, dlaczego takie sformułowania jak „nie ma we mnie zgody na…” albo „moja osoba” (zamiast po prostu „ja”) są tak często stosowane i uważane za bardziej profesjonalne… To jakaś koszmarna wata słowna. Takich wyrażeń jest w naszym języku coraz więcej!

    2. Ja się tutaj nie zgodzę. Co innego psychologiczny slang (tj. używanie terminów fachowych, naukowych i rozmawianie tym żargonem z laikami, co tworzy szkodliwy dystans, brak zrozumienia i dodatkowo oddziałuje na ego takiego specjalisty) a co innego coś, co nazywasz „pseudo-psychologicznymi naleciałościami”. Wytłumacz proszę, co tutaj widzisz jako „pseudo” i dlaczego odbierasz jako „naleciałości”?
      Podczas terapii (ale także treningów interpersonalnych, sesji grupowych) rzeczywiście używa się specyficznego języka, ale niesie on ze sobą ważną i szczególną funkcję. Na różnych etapach pracy nad sobą niezwykle ważne jest, by nauczyć się komunikować siebie i swoje potrzeby w sposób asertywny, tj. odwołujący się do tego co ja czuję tu i teraz (np. „nie ma we mnie zgody na to”) i pozwolenie innym na odczuwanie tego inaczej, we własny sposób. Dodatkowo określenia w rodzaju „mam w sobie taką przestrzeń, żeby wysłuchać jej zdania, mimo iż się z nim nie zgadzam”, „to, co mówisz rezonuje we mnie” pomagają w nawiązaniu kontaktu z naszymi emocjami, odczuciami, czyli czymś, co u wielu osób korzystających z terapii indywidualnej czy grupowej jest zablokowane. Popatrz, wyrażenie „mam w sobie taki kawałek” – ktoś, kto tak mówi zwraca uwagę, że ma w sobie jakąś część, która jest taka a taka; przygląda się temu co czuje i zauważa, że ma mieszane uczucia, że to tylko „kawałek”. Że nie jest jednowymiarowy, że targają nim różne przekonania, myśli, emocje. To nie jest kwestia jakiegoś sekciarstwa, tylko umocowania różnych sformułowań jako wentylujących to, co mamy w środku, ułatwiających dostęp. Dla kogoś, kto opisuje swój wewnętrzny świat językiem ocen, językiem zerojedynkowym – „jestem taki a taki” może być trudno skontaktować się ze swoim wewnętrznym procesem.
      Pamiętajmy też, że język leczy. To między innymi dzięki nieoceniającemu językowi, który pomaga skomunikować się z naszymi „wnętrznościami”, terapia może być tak skuteczna i przynosząca ulgę pacjentowi. Język jakiego używamy w codziennych monologach zmienia postrzeganie, zmienia nastrój. Dlatego język terapii posiada takie cechy.

  16. może tłumacz? ;-) sama jestem tłumaczem (jęz. bośniacki) i pracuję w bardzo „męskiej” branży (górnictwo). Muszę np. wskoczyć w robocze ubrania i jechać z chłopakami pod ziemię ;-) zastanawiam się, jak radzą sobie inne kobiety w tym zawodzie, może niekoniecznie w takich warunkach jak ja, ale np. kiedy tłumaczą dyplomatów itd.

  17. Według mnie wywiad jest mało konkretny. Przykład- pytasz Asiu o to w jaki sposób dotrzeć do mediów żeby być ,,cytowanym i zapraszanym psychoterapeutą” a odpowiedź rozmówczyni to że zaczęło się od tego że firma X zamówiła u niej artykuł i pozwolono zamieścić logo jej ośrodka. Chyba jednak pytanie dotyczyły tego JAK dojsc do tego żeby firmy zamawiały te artykuły akurat u nas?? Poza tym rzeczywiście da się wyczuć dystans pomiędzy Tobą a rozmówczynią, co jest dziwne bo każdy inny wywiad z cyklu jest raczej ciepła rozmową o KONKRETACH. Tutaj brakuje opowiedzenia jak wygląda typowy dzień, podania przykładowych problemów i ćwiczeń na nie. Głównie wywiad opowiada o nurtach i o nazwach technik wywodzących się z tych nurtów, a tak naprawdę brak powiedzenia co w praktyce w ramach tego nurtu wykonuje się w terapii(co zaskakuje bo przecież Pani Adrianna ponoć potragi prosto i jasno opowiadac o meandrach zawodu). Nie lubię takiego uprawiania sztuki dla sztuki, wywiad na blogu ma przecież tę moc że może być naszpikowany konkretami bez takich mało wnoszących wstawek. No i już ostatnia uwaga- pomiędzy paroma dyskusyjnie użytymi stwierdzeniami -,,co czyni dobrego terapeutę” bije wszystko na głowę. Mówimy co czyni coś jakimś. Przepraszam jeśli wyszło protekcjonalnie lub niesympatycznie, wbrew pozorom bardzo Cie Asiu cenię dlatego min wyprodukowałam tak długi komentarz :)

  18. Przyznaję, że wywiadu nie doczytałam – jest stanowczo za długi jak na internet – ale przeczytałam komentarze, i nasuwa mi się zasadnicze pytanie: po co są studia psychologiczne? Co one dają? Skoro po ich ukończeniu w zasadzie nic się nie umie i żeby zostać psychoterapeutą trzeba uczyć się kolejnych kilka lat, a z drugiej strony, żeby zostać psychoterapeuta, wcale nie trzeba mieć ukończonych studiów psychologicznych! To jakiś absurd (typowo polski?). Ja rozumiem to, że psychoterapia to poważna sprawa, że wymaga nauki, tylko, czy ta nauka nie mogłaby się odbywać już na studiach, zamiast na płatnych, prywatnych kursach (świetny biznes swoją drogą)? W takim razie czego uczą się studenci na psychologii??

  19. Mnie bardzo zaskoczyło to, że nie trzeba ukończyć studiów. Znaczy to tyle, że każdy może sobie udawać specjalistę bo sobie trochę o tym poczytał. Nasuwa się pytanie jakie ta Pani ma wykształcenie? Jakie wykształcenie mają inni psychoterapeuci? I co daje ukończenie psychologii skoro po studiach nie można pracować?

  20. Wywiad bardzo ciekawy, moim zdaniem laikom w duzym stopniu przybliza ten trudny i odpowiedzialny zawod (moze nawet bardziej powolanie?). Fachowcy zawsze beda spierac sie o szczegoly, ale zwyklym ludziom tak szczegolowa wiedza nie jest chyba potrzebna. A temu przeciez sluzy ten cykl – przyblizania laikom roznych profesji, ktorych wczesniej nie znali. Ktos kto nie mial pojecia o tym zawodzie i wrecz mial na jego temat rozne bledne wyobrazenia (moze wrecz uprzedzenia?) po przeczytaniu wywiadu zapewne juz lepiej sie w tym wszystkim orientuje :)
    Sama jestem psychologiem i psychoterapeuta (szkola psychodynamiczna, krakowska) i w odpowiedzi na wczesniejszy komentarz o tym jak wyglada typowy dzien moge tylko napisac, ze nie da sie tego szczegolowo opisac bez zdradzania tajemnic pacjentow ;) Zewnetrznie wyglada to tak, ze siedzi sie w fotelu (oby wygodnym, bo siedzi sie pare ladnych godzin) i slucha sie pacjenta oraz z nim rozmawia. Jedna sesja trwa zazwyczaj 50, czasem 60 minut, w zaleznosci od umowy z pacjentem. Ja osobiscie po kazdym pacjencie daje sobie co najmniej kwadrans na „oczysczenie glowy”, zrobienie krotkiej notatki i zapisanie refleksji odnosnie sesji, rozprostowanie nog. Po dwoch pacjentach – nieco dluzsza przerwa na odpoczynek, kawe, ew. jedzonko, wyjscie z gabinetu i pogadanie z kolezanka obok :) Przyjmuje ok. 5 pacjentow dziennie – tyle jestem w stanie udzwignac, a pracuje 5 dni w tygodniu.
    A co do pytania – po co sa studia psychologiczne? Wydaje mi sie, ze po to samo, po co studia medyczne. Daja przeglad roznych poddziedzin danej dziedziny, roznych obszarow, kierunkow w jakich mozna pojsc i dosc ogolna wiedze „z wszystkiego” w tym temacie. Po studiach wybiera sie dopiero konketna dzialke, ktora chcemy sie zajac (np. psychoterapia, psychologia sadowa, biznesu, reklamy, transportu) i rozpoczyna sie doglebne szkolenie w tym zakresie – podobnie jak specjalizacje w medycynie. Takie sa moje refleksje :)
    Pozdrawiam serdecznie autorke bloga i wielki szacun za dobra robote! :)
    Ze swojej strony dodam, ze terapeuta jest sie caly czas,

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.