Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Modnie jest być dżentelmenem. A gdzie się podziały damy?

Ostatnio miałam okazję spędzić trochę czasu z jednym w moich najulubieńszych blogerów, Łukaszem Kielbanem z Czasu Gentlemanów. Łukasz dżentelmenem jest nie tylko z nazwy i rozmowa z nim to dla mnie zawsze ogromna przyjemność. Nie rozmawialiśmy jednak o tym, jaki jest super, choć to też mu przy każdej okazji powtarzam, ale o tym, dlaczego blogi o klasycznej męskiej elegancji czy tradycyjnie męskich zajęciach powstają jeden po drugim i cieszą się dużą popularnością, a damskich odpowiedników jest naprawdę niewiele.

Z bloga Łukasza można się dowiedzieć, jak wiązać krawat, z której strony powinno się obchodzić samochód, kiedy chce się otworzyć drzwi kobiecie siedzącej po stronie pasażera albo jak taktownie zakończyć znajomość. Nie chodzi jednak o sam savoir vivre, bo przeczytamy u niego też jak zrobić własny ex libris, jak kaligrafować czy jak ćwiczyć się w cierpliwości.


Moda na dżentelmenów i drwali


Flagowym zagranicznym blogiem tego typu jest The Art of Manliness. Autorzy wiele miejsca poświęcają tematom z kategorii „survival i rzemiosło”, do porannej kawy można więc przeczytać jak samodzielnie wybudować domek na drzewie, ale i jak uciekać przed niedźwiedziem.

Na poświęconych tradycyjnie męskim tematom blogach co krok możemy się też doszukać nawiązań do przeszłości. Amerykańscy skauci, polscy oficerowie, angielscy bywalcy zamkniętych klubów – ciągle przewijają się tego typu punkty odniesienia. Chyba nigdy nie widziałam takich inspiracji na blogach prowadzonych przez dziewczyny, no może poza tymi o stylu pin up, jak Vintage Girl.

I tu pojawia się moje pytanie – dlaczego dżentelmeńsko/drwalskie blogi cieszą się taką popularnością (i nie tylko blogi, książka o rąbaniu drewna została ogólnoświatowym bestsellerem i ja też się do tego przyczyniłam, kupując ją mojemu tacie), podczas gdy kobiecych odpowiedników prawie nie ma?


Dlaczego bycie damą nie jest modne?


Najprościej mówiąc, etos dżentelmena jest dużo wdzięczniejszym tematem do odświeżania.

Przede wszystkim kobiety stosunkowo niedawno wyzwoliły się z systemu zakazów i nakazów i zyskały prawo do decydowania o sobie. Może im się więc nie uśmiechać dobrowolne pakowanie się w nie z powrotem. 

Po drugie, o ile tradycyjnie męskie zajęcia budzą nutkę miłej nostalgii i chęć przygody, o tyle te tradycyjnie kobiece podnoszą tętno raczej w związku z frustracją, jaką wywołują. Budowanie domków na drzewie, granie w podchody czy smakowanie whisky jest zwyczajnie dużo ciekawsze, niż szydełkowanie serwetek czy robienie dżemów, przynajmniej z mojej perspektywy.

I trzecia rzecz, którą podpowiedział mi Łukasz. Tradycja „kobiecych” zajęć tak naprawdę nigdy nie zginęła. Zawsze ukazywały się gazety piszące o strojach, makijażu, rękodziele czy przepisach. Pism skierowanych typowo do mężczyzn, pomijając różnego typu playboye i tytuły hobbystyczne, do niedawna właściwie nie było, a i teraz działają dosyć niemrawo. Teksty o rytuale pastowania butów czy o goleniu się brzytwą mają więc więcej świeżości, niż przemaglowana już na tysiące sposobów czerwona szminka.


Co będzie dalej?


Jestem bardzo ciekawa, jak to się rozwinie. Czy tradycyjnie męskie treści będą zyskiwać na sile, czy okażą się trwającym tylko kilka sezonów trendem? No i przede wszystkim – czy pojawi się na to kobieca odpowiedź?

Dla mnie pretendowanie do miana damy i budowanie wokół tego swojej tożsamości zupełnie nie jest pociągające. Wolałabym już ścinać te drzewa, palić fajkę i przeżywać skautowskie przygody. Praca nad sobą, ulubione rytuały, wartościowe spędzanie czasu – to wszystko jest dla mnie ważne, ale nie zyskuje nic dzięki nadaniu związanej z płcią etykietki.

Intuicja podpowiada mi jednak, że mamy teraz doskonały czas na wszelkie nawiązania do tradycji, obstawiam więc, że takie treści zaczną się pojawiać. I wyobrażam sobie, że jeśli ktoś zrobi to naprawdę dobrze, to może zawojować rynek. Jestem pewna, że jest wiele osób, które chętnie by z takiego kanonu zachowań korzystały.

 


 

Dajcie znać co myślicie, czy uśmiecha Wam się bycie damą i czy w ogóle ma to dla Was jakiekolwiek znaczenie. A może znacie tego typu blogi czy magazyny? Ja kojarzę tylko Szkołę Dam. I najważniejsze pytanie dzisiejszego posta – dlaczego dżentelmeńskie treści mają się świetnie, a kobiecych odpowiedników jest jak na lekarstwo? Jakie jest Wasze zdanie?

 

 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

116 thoughts on “Modnie jest być dżentelmenem. A gdzie się podziały damy?”

  1. Dobre 12 miesięcy temu szukałam blogów poświęconych temu tematowi i faktycznie nisza „damskich”, a dosadniej „damą-być” blogów jest dość pusta. Jestem osobą, która wychowywała się u boku fantastycznych rodziców, ale bardziej chciałabym zwrócić uwagę na mamę – zawsze elegancką, z gracją, pełną kobiecości. Taka sama była też moja babcia, która, jak mówi mama – nie potrafiła wyjść na podwórko (do kur :) ) bez makijażu (w latach ’70!) . Stąd też trochę tym przesiąkłam, rodzice uczyli mnie etykiety i dziś wciąż uwielbiam czytać książki o savoir-vivre. Lubię tę tematykę, lubię dobre maniery. Bycie damą, nie oznacza szydełkowania przy gromadce dzieci, lecz odpowiednie zachowanie, sposób poruszania, grację, odpowiednie słownictwo. Można siedzieć przy ognisku i wciąż mieć to w sobie. Mam 23 lata, trochę udzielam się w mediach społecznościowych i zdarzyło się już kilka razy, że dostałam wiadomość ze słowami „jesteś damą”. Dla mnie to duży komplement i bardzo lubię to w sobie.
    Pozdrawiam serdecznie!

    1. O tak! To cudowne, kiedy nasze starania, lub często nawet mimowolne pokazywanie wdzięku, poruszanie się z gracją czy wypowiadanie się z klasą jest doceniane :)

  2. Czytam szkołę dam już od jakiegoś czasu i chętnie poczytałabym więcej takich blogów. Jeśli chodzi o samą idee bycia damą to mam mieszane uczucia. Z jednej strony pociąga mnie trochę taka postawa, z drugiej striny często pewne zasady są dla mnie nie do przyjęcia, byłyby dla mnie zbyt ograniczające.

  3. Cóż, co prawda nie prowadzę bloga o byciu damą, jednak na codzień bardzo staram się wprowadzać w życie zasady savoir vivre. Chętnie czytam literaturę poświęconą elegancji i dobrym manierom. Wyadaje mi się, że o ile bycie dżentelmenem zawsze było w modzie, przynajmniej w pewnych środowiskach, o tyle miano damy trochę się na przestrzeni lat zdewaluowało i obecnie trąci myszką. Dama kojarzy się z kobietą wyniosłą, chłodną i niesamodzielną; noszącą suknie i kapelusze. Myślę, że takiemu postrzeganiu damy przydałby się lifting ;-) Obecnie dama to dla mnie osoba wykształcona, samodzielna, niezależna, posiadająca klasę i prezentująca się nie tyle bardzo elegancko, co schludnie i godnie. Kobieta szanująca siebie i innych, życzliwa, dobrze wychowana.
    Mam wrażenie, że kobiety, zwłaszcza młode, nie chcą być postrzegane przez pryzmat damy. Wolą być atrakcyjne, seksowne, wręcz wulgarne. Zbyt wiele odkrywają od razu. Szkoda, bo w damie tkwi pewna tajemnica, niedopowiedzenie a to przyciąga mężczyzn, którzy są dżentelmenami.

  4. Myślę, że jednak pojawiają się pierwsze przejawy tęsknoty za nienagannymi manierami i obyciem. Patrząc nawet na ramówkę telewizyjną. „Projekt Lady”abstrahując od trafności wyboru prowadzącej można upatrywać w tym jakiejś tęsknoty za etykietą, konwenansami, do reguł i zasad. Bawi mnie tylko jedno- program pokazuje jak „damą być” ale to wszystko jest jakieś oderwane od kontekstu czasowego. Chodzi mi o to, że w programie jest XIX-wieczny dworek, mundurki rodem brytyjskiej szkoły. Jazda na koniu- wszystko jakieś takie odrealnione i kompletnie nie pokrywające się z współczesnym światem- tak jakby bycie damą polegało na wzrastaniu w jakiejś hermetycznej osadzie, gdzie nie ma komputerów i pokemon go.

    1. Nie oglądałam tego programu, ale widziałam zdjęcia i to byli okropne.
      Można wywnioskować, że będąc ubraną niewieczorowo nie można być damą. Absurdalne. I po prostu nie fair, seksistowskie.
      Co do całego zjawiska „bycia damą” dla mnie jest to poniekąd niepotrzebne, te wszystkie rozróżnienia związane z płcią. Człowiek obyty, kulturalny, elegancki będzie taki bez względu na płeć.

  5. Mnie też bycie dżentelmenem wydaje się o wiele ciekawsze. Mam wrażenie, że dżentelmeni mogą mieć nienaganne maniery i podbijać świat. A damy mają narzucone takie normy, że mogą się do świata zdominowanego przez mężczyzn co najwyżej dostosować.
    Oczywiście to tylko wrażenie, ale jest we mnie nadal żywe. Poza tym bycie damą kojarzy mi się z wieloma ograniczeniami, które są nierealne i zupełnie niedopasowane do naszej rzeczywistości.
    Tradycja w połączeniu z kobietami budzi we mnie sprzeciw ze względu na znajomość historii, a przede wszystkim tego jak kobiety były dawniej traktowane. Myśle, że fajnie byłoby stworzyć obraz współczesnej damy, która nie jest ozdobą towarzystwa o nienagannych manierach, a niezależna kobietą, która może się realizować jak tylko chce i pozwalać sobie na szaleństwa.

    1. Rosaline, to wrażenie wydaje się być bardzo słuszne – z tego, co pisze Łukasz na swoim blogu wynika, że dokładnie tak kiedyś było (http://czasgentlemanow.pl/2014/03/gentleman-kobiety/). Ja się zastanawiam tylko nad tym: dlaczego kobieta zupełnie inna od ówczesnych dam (zaradna, niezależna i – jak to świetnie ujęłaś – nie będąca ograniczoną niemądrymi konwenansami ozdobą towarzystwa) miałaby być wciąż przypisywana do słowa „dama”, które opisuje coś nieadekwatnego i po prostu gorszego? Może zamiast utyskiwać za „współczesnymi damami”, warto z podekscytowaniem wymyślić nową nazwę dla tego, co podziwiamy u dzisiejszych kobiet? :)

      1. Zgadzam się, osobiście jestem za mówieniem raczej o „kobiecie z klasą” niż o „damie”, gdyż to określenie nie zawiera w sobie skojarzeń z konwenansami i pewną staroświeckością. Dla mnie kobieta z klasą, to osoba o dobrych manierach, oczytana, interesująca się tym, co dzieje się na świecie, mająca pasje i szerokie zainteresowania. Nie ma znaczenia, czy będzie to robienie na drutach, czy fizyka kwantowa. To również osoba, która potrafi poprawnie posługiwać się językiem ojczystym, dba o kulturę tego języka. Ktoś, z kim można porozmawiać na wiele tematów, kto ma otwarty umysł, kto pracuje nad sobą, swoim charakterem, walczy ze słabościami. Na zagranicznych stronach można znaleźć sporo porad i blogów dotyczących „klasy”, wszystkie one podkreślają niezależność i wszechstronne zainteresowania takich kobiet, myślę, że jest to dobry punkt wyjścia, do stworzenia takiej „kategorii” również w Polsce.

  6. Poruszyłaś bardzo ciekawy temat!
    Moim zdaniem archetyp damy został porzucony ze względu na to, że jak napisałaś, tradycyjne role kobiece nakładają na człowieka o wiele więcej ograniczeń niż role męskie. W obecnym świecie człowiek ceni przede wszystkim niezależność i o ile bycie dżentelmenem może kojarzyć się z czymś egzotycznym, ciekawym, inspirującym, o tyle dla kobiet wracanie do filozofii grzeczności kojarzy się z powrotem do uległości, czy to towarzyskiej, czy życiowej. Poza tym, klimat w jakim proponuje się kobietom przyjęcie postawy damy jest zwykle w opozycji do „dzisiejszego złego świata” w którym kobiety „puszczają się, ubierają w krótkie sukienki, nie dbają o rodzinę”, za to idea dżetelmeństwa jawi się jako po prostu dobra inspiracja i zachęta do samorozwoju i dbania o jakość własnego życia. Może mężczyznom wydaje się, że nic nie stracą na powrocie do korzeni, bo od zawsze na starcie mają ugruntowaną pozycję społeczną, za to kobiety obawiają się zakucia w kolejny kierat, bo dla nich „kiedyś” oznacza niewolnictwo obyczajowe. Poza tym, niestety termin „dama” pożyczyły sobie ultrakonserwatywne chrześcijanki i zrobiły z niego własny wzorzec osobowy – spódnica za kolano, dzieci, dom, kuchnia. (patrz fanpejdże” W imieniu Dam” czy „jestem kobietą, noszę spódnice”) Oczywiście ze szkodą dla idei. Ja osobiście bardzo nie lubię doklejania sobie etykietki nie byłabym w stanie być w 100% dżentelmenem/damą/hipisem. Ale dla inspiracji i równowagi czerpię z różnych źródeł.
    Dlatego czytam czasami Czas Gentlemanów, lubię klimat jaki tam panuje. Odwiedzam też Szkołę Dam (często, kiedy go czytam, myślę o Tobie i slow life! :>). Głównie cenię w nich sobie to samo, co na Twoim blogu – zatrzymywanie się na istotnych sprawach w życiu, dbanie o jakość swojej codzienności i miła alternatywa do właściwego dzisiejszym czasom pędu. Poza tym jako w sumie małolata szukam często jakichś wzorców, na których mogłabym bazować, a jednak pewne wartości, jak szacunek do drugiego człowieka, życiowa rozwaga, docenianie codzienności są ponadczasowe.

    Ciekawe jest też w ogóle definiowanie damy! Dla mnie w pewnym sensie damą jest np. moja Mama, której daleko do koneserki piękna, żyje raczej w pośpiechu ale jest zawsze zadbana, zawsze uprzejma nawet kiedy po kimś „jeździ”, jest też niesamowicie asertywna :D Nauczyła mnie uprzejmości oraz klasy – dzięki niej wiem, że prostota zawsze wygrywa w starciu z wydziwianiem zarówno modowym jak i życiowym.

      1. Mnie aż zemdliło. A rozbawiła mnie ikonka Rosie the Riveter w wersji z rozpuszczonymi włosami. W oryginale ma grzywkę zakręconą w precelek i przypiętą na czole, żeby – pracując w fabryce podczas wojny – uchronić się przed wypadkiem wskutek wkręcenia włosów w maszynerię. Dla mnie to symbol nieświadomości historycznej tych pań, które najwyraźniej nie wiedzą, na co reakcją był ruch feministyczny.

      2. Też zajrzałam na ten profil z ciekawości i nie wiem czy śmiać się czy płakać. Przykład? Komentarz do najnowszego spotu H&M (link do spotu: https://www.youtube.com/watch?v=8-RY6fWVrQ0), gdzie ogolone głowy nazywają „atencyjnym masochizmem”, „zamierzoną maskulinizacją kobiet”, „celowym oszpecaniem się” itd.
        Zresztą komentarze niektórych czytelników również powalają „połowa z tych dziewczyn robi co może, żeby żaden mężczyzna nie miał chęci dotknąć ich nawet kijem ];-> „. Bardzo przykre.

        1. Ten spot h&m to krok w dobrym kierunku – dziewczyny w nim pokazane są r ó ż n e, oczywiście to modelki i wszystkie są po prostu piękne, ale jest afro, są różowe włosy, jest łysa głowa i fajna dziewczyńska energia. A te komentarze, że łysej to nikt by kijem nie chciał tknąć są po prostu smutne, ale mam nadzieję, że świat takich wartości odejdzie kiedyś w niepamięć.

    1. Skupienie się na stroju jako wyznaczniku czyjejś moralności i wartości osobowej jest moim zdaniem zbyt wyraźnie zarysowanym tematem na konserwatywnych stronkach. W kółko wałkowanie tematu „ciuszki uczynią cie kobietą”, ewentualnie co jakiś czas nadmuchany cytat o miłości, skromności, delikatności itp, do tego zdjęcie retro/przydymione/romantyczne oraz jakieś czynienie ze spódnicy munduru „prawdziwej kobiety”. Po lekturze kilku wpisów zwykle dziwię się, jak można być tak pretensjonalnym i wyłączam stronę. Każdemu według potrzeb, ale moim zdaniem taka postawa to skansen mocno ograniczający horyzonty. Dlatego sto razy bardziej w tej tematyce lubię Szkołę Dam, nie ma tam pierwiastka religijnego przede wszystkim, jest za to mnóstwo praktycznych rad które dotyczą niekoniecznie tylko strojów czy wartościowania dróg życiowych na kobiece i niekobiece.

      1. Oczywiście, nawet w najbardziej rozszerzonej definicji damy musi ona być „schludna”. Mamy jakiś seksownych drwali dżentelmenów, a kobieta nie odpowiadająca ramom „schludności” czy „zadbania” wpada od razu w stereotyp flanelowej lesbijki. Makijaż lubię sobie zrobić od święta, nogi depiluję od kwietnia do września i nie popadam w histerię gdy zaciągnie mi się rajstopa- jak to wpływa na moją wartość czy osobowość?

    2. Kobiety miały lata na to, żeby być damami. Siedzieć w domu, dbać o ładny wygląd (i „ładne” wnętrze, żeby oddać im sprawiedliwość). Z resztą słowo „dama” w odniesieniu do współczesnych kobiet ma dla mnie raczej negatywne konotacje, kojarzy mi się głównie z osobami, które opisuje Agnieszka- młodymi kobietami żyjącymi według konkretnych zasad i z góry patrzących na te osoby, których system wartości jest zupełnie inny.
      Żyjemy w czasach, kiedy każda z nas ma możliwość pokazania światu, że ma do zaoferowania coś więcej niż bycie ładną i ułożoną. Wiele z nas po prostu czuło by się źle w roli „damy”. Skoro ma się potencjał do robienia tylu fajnych rzeczy (i w dzisiejszych czasach ogrom możliwości, żeby realizować swoje pasje i marzenia) po co usiłować wpasowywać się na siłę w jakiś wzorzec? To chyba nie bardzo w stylu slow life. ;)

  7. Nie spełniam podstawowej kwestii – żeby zostać damą musiałabym mieć dużo bardziej kobiecą osobowość. Chyba nie da się być typową damą będąc jednocześnie chłopczycą, choć nie wyklucza to posiadania pewnych cech, które posiadają też damy… ale w takim ogólnym sensie – nie ma szans :)

    1. Dama niekoniecznie nosi sukienki. Tak samo jak garnitur nie zrobi z faceta gentelmana tak i spodnica nie zalatwi sprawy. Damą sie albo jest 24/7 albo wcale. Wiec bycie chlopczycą wcale w tym nie przeszkadza, no chyba ze non stop klniesz jak szefc bo to sie jednak kłóci z wizerunkiem damy ;P

  8. Masz rację pisząc o tym, że tzw. „tradycyjne” kobiece zajęcia przede wszystkim dzisiaj trochę kiepsko się kojarzą i trudno oczekiwać że nagle kobiety masowo wrócą do domów, by w idealne ułożonych fryzurach i nienagannym stroju odkurzać i robić obiad (chociaż przyznam, że na przykład w takim „Mad Menie” wyglądało to bardzo stylowo ;p).
    Jeśli chodzi o ubiór jest też inna kwestia. O ile w przypadku klasycznej mody męskiej faktycznie można mówić o jakiś ponadczasowych wzorcach, o tyle w modzie damskiej sprawa jest sto razy bardziej skomplikowana. Przykład: na bal maturalny parę lat temu dziewczyny przychodziły w długich sukniach (nie mówię już nawet o bezach z tafty, ale po prostu o sukienkach do kostek), a dziś? Można wyglądać stylowo w sukience do kolan, a nawet w mini! Drugi przykład: jeszcze parę lat temu normą było, że torebka i buty muszą być w tym samym kolorze. Obecnie jest wręcz odwrotnie – bycie elegancką nie wyklucza noszenia różnokolorowych dodatków. Moda damska zawsze zmieniała się szybciej i mniej była poddana normom niż męska. Myślę, że właśnie dlatego ciężko o blogi, które promowałyby damską elegancję. Trudno nawet powiedzieć czym jest damska elegancja – ja bym powiedziała, że polega ona głównie na zachowaniu dobrego smaku i ubieranie się stosownie do okazji. Ale prawda jest taka, że aby to osiągnąć kobieta może zastosować mnóstwo trików i na dobrą sprawę nie musi się stosować do żadnych zasad! Dziewczynom z blogów retro/pinup nieźle to czasem wychodzi, ale to chodzenie po cienkim lodzie – często wyglądają one po prostu na przebrane i zdecydowanie trudno mówić tu o wzorze, który mogłyby przejąć rzesze kobiet.

    1. Owszem, ale bycie damą, to nie tylko ubiór, a już na pewno nie modny ubiór. Damą jest się przede wszystkim wewnątrz – to dobre maniery, życzliwość, życie według zasad savior vivre, nie na pokaz, ale dla siebie, na codzień.

    2. Co do mody, to sądzę że istotniejsze są wytyczne kodeksu dyplomatycznego. Spódniczka MINI nigdy nie będzie eleganckim strojem. Że fajnie wygląda i dobrze noszona nie razi w oczy to inna sprawa.

  9. To wszystko jest bardzo piękne i romantyczne i dla mnie szydełkowanie może być tak samo super jak budowanie domków na drzewie, ale sama idea bycia damą jest dla mnie zupełnie oddychająca poprzez historyczny kontekst. Historia roli kobiety w społeczeństwie jest jednak historią ucisku i przemocy, a nawet w wieku okresach historycznych historią niewolnictwa, co niestety ma silne odbicie w tradycyjnym pojęciu elegancji i savoir vivre nawet w pozornie niewinnych rzeczach i zwyczajnie uważam, że nie ma czego kultywować. Dobrym przykładem jest taka zupełna bzdura jak otwieranie drzwi, która wywodzi się z czasów gdy stroje kobiece były tak gigantycznymi kuriozalnymi konstrukcjami, że po prostu nie były w stanie zrobić tego same. Uważam, że umieszczanie grupy ludzi w sytuacji gdzie jedyny akceptowany społecznie strój uniemożliwia im normalne funcjonowanie i niszczy zdrowie nie jest niczym wesołym i godnym wspominania. Zresztą nawet teraz wiele klasycznych zasad dobrego wykonywania w sytuacji gdy odnosi się tylko do kobiet jest dla mnie nieco uwłaczająca nie tyle poprzez historyczny kontekst co zupełnie realnie. Wystarczy porównać kanon męskiej i kobiecej elegancji w najbardziej formalnym wydaniu. Dobrze skrojony garnitur ma za zadanie stanowić stonowane, eleganckie tło nie odwracające uwagi od osobowości i twarzy właściciela. Nie można tego powiedzieć ani o najskromniejszej nawet ołówkowej spódnicy, czy o zgrozo cienkich rajstopach czy obcasach. Czemu mają służyć tego rodzaju ewidentnie seksowne elementy w stroju biznesowym? Niestety historycznie normy społeczne dla mężczyzn siłą rzeczy łączą się z niezależnością i dominacją a dla kobiet z podległością. Byłoby mi po prostu głupio wobec tych wszystkich wspaniałych kobiet, które walczyły żebym miała tak pięknie życie jakie mam żeby kultywować rzeczy, które musiały pokonać.
    Zakładając jednak, że savoir vivre to sztuka życia to tak jak w każdej innej dziedzinie sztuki nie ma sensu uprawiać serio rekonstrukcji historycznej, ale można czerpać różne elementy z różnych momentów historii i stworzyć z nich swoją własną unikalną jakość. Ważne tylko żeby czerpać świadomie.

    1. Thorstein Veblen pieknie opisuje skrepowanie kobiety przez stroj w „Teorii klasy prozniaczej”. Pisze tez o rytualach klasy wyzszej, o proznowaniu na pokaz, o proznowaniu w zastepstwie pana (kobiety, dwor) i calym spektrum strategii majacych pokazac majetnosc i odroznic od pracujacej na zycie tłuszczy. Ksiazka napisana w 1899 r., czyta sie jak wspolczesny esej, podnosi cisnienie ;) polecam i serio, nie tesknie za rozwarstwieniem klasowym i ostentacyjną struktura zwierzchnosci. Egalité! Beyoncé! ;)

    2. Dobrze napisane. Ja też czuję wdzięczność wobec tych kobiet, które wywalczyły (tak, to była walka – prawa kobiet nie spadły nam z nieba) chociażby to, że mogłam skończyć studia i mam prawo głosować. I uważam że jest jeszcze duuuuużo do zrobienia w tym temacie.

    3. Też się zgadzam w 100%. Historia pokazuje, że kobiety były i są dyscyplinowane na różne sposoby (kiedyś krępowanie stóp Chinkom, dzisiaj wbijanie kobiet w kanony, mówienie co wolno, czego nie wolno, tak, jakbyśmy nie umiały samodzielnie myśleć, czy wreszcie wszechobecny na wielu poziomach seksizm). Uciekamy mężczyznom, chyba się tego obawiają. Niezależną osobą dużo trudniej się steruje ;)

  10. Byłam kiedyś na wykładzie o opioidach. Z opium robi się laudanum, to alkohol + opium (1% laudanum to morfina, 9% to inne opioidy z opium). Ponieważ źle widziano by dama piła alkohol, damy piły laudanum – tak, żeby nie pić alkoholu piły alkohol z morfiną, jaka piękna hipokryzja.
    Ja skreśliłam damy i postawiłam je sobie za wzorzec negatywny – osoba, którą być nie chcę. By dowiedzieć się kiedyś więcej o tym wzorcu negatywnym weszłam nawet na Szkołę Dam. Dowiedziałam się, że:
    – można mieć niewidoczne jabłko Adama (w definicji jabłka Adama jest słowo ,,widoczne”)
    – ubranie oznacza zgodę na seks.
    Dobra, olać blogi, zajrzyjmy do książek. Damy to konstrukt dziewiętnastowieczny, bogatsze kobiety były damami i korzystały z typowych wówczas rozrywek. A więc na pewno oglądały ludzi w zoo – bo wówczas pójść do zoo obejrzeć Samoańczyków to była bardzo popularna rozrywka.
    Takie przykłady mogę mnożyć, bo to temat na dłuższą rozmowę.

    Dżentelmena też uważam za wzorzec nieprawidłowy, negatywny, ale jednak mniej szkodliwy. A damy… niech zmienią się w miarę szybko, świat będzie lepszy.

    1. Ale damy sie zmienily i to znacznie bardziej niz gentelmani. Teraz dama to kobieta pewna siebie i swojej wartosci, nie potrzebujaca opieki. Kiedys przeczytalam moim zdaniem najlepszą definicje damy i gentelmana ktora moim zdaniem jest bardzo wspolczesna. Dama i gentelemen to osoba potrafiaca zachowac sie w kazdej sytuacji z klasa. Czy to opera, czy bar pelen podchmielonych klientow.

  11. Dla mnie bycie damą nie koniecznie wiąże się z szydełkowaniem czy robieniem przetworów. Według mnie to raczej oznacza celebrowanie swoich cech (nie mylić z samozachwytem ;)), podkreślanie kobiecości, ale nie koniecznie w oczywisty sposób (spódnice i czerwona szminka). Weźmy na przykład Twoje piżamy Lunaby – mimo, że inspirowane męskimi krojami, dla mnie osobiście są najbardziej pasujące do „damy” :) Bycie damą według mnie jest to realizowanie swoich potrzeb i celów z należytą kobiecie wdzięcznością i manierami. Ja tak to odbieram i muszę przyznać, że lubię takie kobiety, które umieją się zachować nie tracąc wdzięku. Dla mnie osobiście również jest to ważne.
    Czy przestaje być to popularne? Sama nie wiem. Z jednej strony mamy te popularne książki o tym jak zachowują się eleganckie i wdzięczne Paryżanki, a z drugiej strony jeżeli się rozejrzeć w około to różnie to bywa. Ja powiem na swoim przykładzie. Mieszkam w Belgii i tutaj niestety dam to ze świecą szukać. Raczej panuje tutaj podejście, że kobieta powinna się wyswobodzić z narzucanych zachowań, z eleganckich ubrań czy makijażu. No nie wiem, długo można byłoby analizować. Na koniec opowiem anegdotkę z wesela znajomych mojego chłopaka, kiedy podeszła do nas panna młoda podczas posiłku żeby chwilkę porozmawiać. Nagle z kieszonki sukni ślubnej wyjęła chusteczkę materiałową i bez ogródek, bardzo głośno, w pół słowa, jak gdyby nigdy nic zaczęła wydmuchiwać nos. Pamiętam, że właśnie wtedy sobie pomyślałam: gdzie te damy?!

    1. Dodam tylko, że jeśli chodzi o kontekst historyczny, to dla mnie to nie jest czynnik odrzucający od bycia damą. Moim zdaniem w dzisiejszych czasach i przy dzisiejszych możliwościach rozwoju i robienia kariery jako kobieta, bycie damą oraz elegancja i maniery niczego nie przekreśla bądź utrudnia.

    2. Też skojarzyły mi się książki o mieszkankach Paryża czy Francji. To bardzo popularny teraz temat i wydaje mi się że bezpośrednio odnosi się do bycia damą (nie odsłaniać dużo ciała, nie plotkować, nie przeklinać itd). Tak samo hołdowanie elegancji czy minimalizmowi (w końcu dama nie założy za dużo biżuterii). Dlatego nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że bycie damą jest niemodne i już nikt nią nie jest :) warto poszukać takich dam wśród nas – na pewno wiele osób powie tak o swojej mamie, nauczycielce czy sąsiadce, które zawsze są uprzejme i schludnie ubrane.
      Ps. Robienie na drutach też jest typowo damskim hobby, a pomyślcie jakie jest przydatne, jeśli pragniesz szalika 100% wełny ;)

      1. Chciałam się odnieść do książek o paryżankach/Francuzkach. Na fali fascynacji ich stylem na popularnych portalach pojawiały się również skrócone wersje poradników o tym, jak być jak nonszalancka paryżanka. W jednym przeczytałam, że paryżanki są dumne z tego, że nie czeszą włosów (taki artystyczny nieład, który naprawdę jest niedbalstwem) oraz kupują drogie buty i w ogóle o nie nie dbają (nie pastują itp.). I wtedy pomyślałam – serio, ktoś naprawdę się zachwyca jakąś grupą kobiet, które się nie czeszą? Nie wiem, na ile te porady były radosną twórczością pracownika portalu, a na ile rzeczywiście streszczeniem kolejnego poradnika, ale do mnie taka „nonszalancja” nie trafia.

  12. Masz zapewne rację, że mniej jest tego rodzaju „damskich” blogów (w porównaniu z „dżentelmeńskimi”). Może dlatego, że wiele dziewcząt idzie raczej w lajfstalj, a zwłaszcza slow lajfstajl (przy czym to ostatnie jest zupełnie pozytywną modą!). Może też dlatego, że w modzie damskiej „wolno więcej” – u mężczyzny krótkie jest przejście od niechlujności do jako takiej elegancji, kobiety mają dużo szersze pole manewru. Sądzę jednak, że wiele blogów porusza tę tematykę, nawet jeśli nie tak kompleksowo. Hal pisze dużo o fundamentach, o s-v i ogólnych zasadach. Maria z Ubieraj się klasycznie skupia się na zasadach elegancji odzieżowej. Wiele dziewcząt w taki czy inny sposób pokazuje elegancję, kobiecość, harmonię. Twoje slow fashion też się w to wpisuje – wszak dama zawsze stawia na jakość.

    Myślę, że pewne uniwersalne wartości, tęsknota za pięknem, prostotą, harmonią, ale też pewnym wyrafinowaniem, będą trwały, co to są rzeczy, których wielu osobom dzisiaj brak. I obecność lub nie blogów niekoniecznie jest wyznacznikiem ;)

  13. Zapewne za jakiś czas wypłynie ten temat. Ludzie zmęczą się golizną i imprezowanie do rana niczym z teledysków Pitbulla i myślę, że ten nurt dżentelmenów to taki początek zmian. I dobrze (póki ktoś na siłę nie zapuszcza brody…)
    Osobiście preferuję być podróżniczką niż damą, ale przecież dama, to nie jedynie wchodzenie w pewne schematy, a raczej dobre wychowanie bez mówienia k**** co drugie słowo, wystawania w bramach z piwem czy golizny, więc wychodzi na to, że my w większości jesteśmy damami:)

  14. Poruszyłaś ciekawy temat. Nie dziwię się że „dżentelmen” przeżywa renesans, bo któż by nie tęsknił do czasów gdy był panem i władcą ;) Niestety, życie kobiet w czasach dominacji dżentelmenów nie było równie ekscytujące. Dla mnie słowo „dama” niesie raczej negatywne konotacje. Zbyt mocno nawiązuje do czasów gdy kobieta znaczyła bardzo mało i niewiele miała do powiedzenia ( a może i miała, ale i tak nikt jej nie słuchał). Poza tym, dama to także określenie nawiązujące do pozycji społecznej. W mojej rodzinie dam nie było, mam korzenie chłopskie i mieszczańskie, czego się nie wstydzę.
    Podsumowując wcale nie chcę być damą. Chcę być człowiekiem nieograniczonym przez zasady niepasujące do obecnych realiów. Cenię sobie uprzejmość i dobre maniery, ale uważam że powinny owe wypływać z życzliwości i szacunku do drugiego człowieka, a nie sztywno ustalonych kodeksów.

    1. „Cenię sobie uprzejmość i dobre maniery, ale uważam że powinny owe wypływać z życzliwości i szacunku do drugiego człowieka, a nie sztywno ustalonych kodeksów.” – w sumie fantastycznie ujęte.

  15. Po pierwsze, ile znacie prawdziwych dżentelmenów? Ja tylko mojego dziadka.

    Myślę, że „brak” dam wynika z rozumienia słowa „wolność” jako brak jakichkolwiek reguł. Chodzi o ubranie dostosowane do sytuacji, umiejętność prowadzenia konwersacji, w tym słownictwo, zachowania na imprezach (przyjęciach! ;) ) czy w miejscach publicznych. I to dotyczy obu płci po równo!
    Co do dżemów i szydełka to kojarzy mi się to raczej z służbą dam, bo damy jakoś przynależą w moim odczuciu do klasy wyższej. Kiedy one miałyby czas być damami, jeśli musiałyby ogarnąć cały dom bez żadnej nowoczesnej techniki? :) więc pojęcie damy jest trochę oderwane od obecnych realiów, w których kobiety pracują zawodowo.

    off topic: zawsze wchodzę przeczytać artykuł, a potem jeszcze kilka razy, żeby przeczytać nowe komentarze, fajnie dziewczyny piszecie ;)

  16. Ma wrażenie, że trochę blog Jennifer Scott, The Daily Connoisseur, jest właśnie o byciu damą (przynajmniej w wydaniu amerykańskiej klasy średniej). Dużo mówi o właściwym zachowaniu w miejscach publicznych, sposobie goszczenia gości itd.

    Mnie dama kojarzy się trochę z zacofaniem, ale np. Karen Blixen też wydawałaby mi się damą, a raczej ciężko ją uznać za ciemiężoną niewolnicę. Wydaje mi się, że tak ogólnie dama jest kimś kto wie jak się zachować w każdej sytuacji i umie się w niej odnaleźć, jednocześnie osiągając swoje cele.

    1. Również przyszła mi do głowy Jennifer Scott! Powiem szczerze, że zanim sięgnąłam po jej książki zawsze trochę ironicznie się uśmiechałam widząc „Madame Chic”, a kiedy później jednak je z ciekawości przeczytałam i obejrzałam trochę filmików na YT to… Zaczęłam się uśmiecham z sympatią :)

      „Dama” w rozumieniu Jennifer to trochę taka Asi „dziewczyna, której nie brudzą się buty”—nazwalibyśmy taką osobę „ogarniętą” czy „dobrze się prezentującą”. I chociaż myślę, że nie każda kobieta chce być idealną panią domu i w ołówkowej spódnicy i kaszmirowym sweterku okrytych fartuszkiem w niedzielne przedpołudnie drylować śliwki na placek do popołudniowej kawy, to jednak kulturalne zachowanie i dbałość o prezencję (np. to, że w domu chodzimy w normalnych ubraniach, a nie rozciągniętych workach z dziurami na kolanach) są ważne—choćby dla własnego dobrego samopoczucia—i zawsze będą w cenie :)

  17. Hm, ja odbieram to podobnie jak Łukasz – damy ewaluowały, stając się eleganckimi kobietami z klasą, robiąc modne rzeczy szydełkując, szyjąc, wydając trafnie pieniądze, starając się być perfekcyjnymi paniami domu itp. Ten ideał ciągle gdzieś był, ciągle gdzieś była ta poprzeczka. Natomiast mężczyźni poszli do pracy, po pracy zasiedli z piwkiem przed TV – oczywiście nie wszyscy! – i jakoś trwali w tym marazmie. Teraz młodzi ludzie mają więcej szans, pieniędzy, to i czas spędzają kreatywniej, i pomysł na siebie każdy chce mieć.

  18. Wszystko zależy od definicji słowa „dama” – tak wynika zresztą z komentarzy. Niektórym kojarzy się historycznie – jako ta niewiele mówiąca, oszczędnie rozdająca uśmiechy, spacerująca z parasolką po ogrodzie, wyprostowana (pewnie w dzieciństwie bita przez matkę linijką po plecach). Oczywiście nienaganny strój, maniery. Obraz ten nierozerwalnie łączy się z tym, że te spacerki po parku tudzież wieczory z fortepianem odbywały się, gdy panowie mieli „ważne sprawy” do omówienia przy cygarze i szklaneczce whisky. A „damy”? Cóż one miały do powiedzenia… No może o gatunku kwiatka, haha, ale nie o świecie, polityce etc. Tak przynajmniej panom „dżentelmenom” się wydawało. „Takie to śliczne, ale takie glupiutkie”. I taki „wzorzec” odrzucamy. Takiego powrotu żadna, nas nie chce. Nie chcemy być ozdobą, pokornym i niemym dodatkiem do mężczyzny, który – umówmy się – często sam nic mądrego do powiedzenia nie miał.
    Dama współcześnie to kobieta, która wie, jak się zachować w każdej sytuacji. Zarówno na eleganckim obiedzie, jak i przechodząc obok budki z piwem zaczepiona przez rozentuzjazmowanego konesera. Nie musi nosić grubych rajstop i spódnic midi. Może włożyć spodnie i męską koszulę. Może rąbać drewno na opał. Jest niezależna, oczytana, umie się wysłowić.
    U mężczyzn sprawa jest dużo prostsza – „dżentelmen” kiedyś i dziś to praktycznie ta sama osoba, z jednym na pewno wyjątkiem – ten dzisiejszy szanuje kobiety, docenia ich intelekt i osobowość. Ten z przeszłości chyba nie zawsze.
    Odnośnie Twojego pytania Asiu o brak popularności blogów o damach – może zbyt wielu z nas „dama” nasuwa skojarzenia właśnie z tym pierwszym obrazem, a programy takie jak „Projekt Lady” (nie oglądałam, ale tak wnoszę po komentarzach) utrwalają te stereotypy.

  19. Ja bym chętnie przeczytała porady jak być damą w stylu Lady Mary z Downton Abbey:) Nie przypominam jej sobie szydełkującej czy robiącej dżemy, za to pamiętam niezwykłą pewność siebie, umiejętność zachowania się w każdej sytuacji – ona nawet złośliwości mówiła z klasą:) Dla mnie prawdziwa dama może sobie łazić po drzewach, pracować w warsztacie samochodowym i nie mieć pojęcia o haftowaniu, to w niczym nie przeszkadza – ważne żeby umiała wyglądać i zachowywać się stosownie do okazji i z klasą, niezależnie od tego czy to bankiet u ambasadora czy kopanie w ogródku. Chętnie bym się w tym podszkoliła. Pozdrawiam!

    1. I być może mogła ściąć włosy na pazia, ale jednak – nie była dziedzicem swojego ojca, a utrata dziewictwa prawie kosztowała ją utratę swojej pozycji i szans na godne życie(!), bo nikt (tj. żaden mężczyzna) by jej nie zechciał, a kobieta bez mężczyzny w tamtych czasach, nawet doskonale urodzona, była praktycznie nikim. Największym zmartwieniem rodziców dziewczynek było wydanie ich córek dobrze za mąż, a rolą kobiet – bycie matką (najlepiej chłopca) i panią domu. I możemy pisać jak to Edith prowadziła własną gazetę, a Sybil nosiła spodnie, ale to były lata naście oraz dwudzieste XX-go wieku, czas trzeciej rewolucji przemysłowej i czas bardzo ciężki dla Europy i jej mieszkańców, który nawet lordów i władców zmusił do zmiany stylu życia.
      A jak to wyglądało w wieku XIX?

      Wydaje mi się, że głównym uzasadnieniem dlaczego kobiety nie chcą być damami są niestety skojarzenia z czasami, kiedy o wolności kobiet nie było mowy. Kiedy żona miała być ozdobą męża i decydować o kolorze serwetek na koncert charytatywny zamiast zajmować się np. medycyną lub rodzinnym biznesem (tutaj nawiązanie do serialu „The Knick” i Korneli Robertson). Gentelmani polowali, zajmowali się „poważnymi sprawami” i nawet jeśli gdzieś tam po drodze zachodziła dbałość o maniery i ubiór to nie była to ich główna bolączka. Dla kobiet głównym zmartwieniem jednak był wygląd, cnota lub czystość porcelany.
      Dla mnie istnieją dwa spore problemy, jeśli chodzi o konotacje ze słowem „dama” – po pierwsze przejmowanie się rzeczami… płytkimi i bycie pretensjonalnym, a po drugie postrzeganie kobiet przez pryzmat ich ciała, wyglądu i dziewictwa/małżeńskiej wierności. Z resztą, nie trzeba daleko szukać – ostatnie wydarzenia polityczno-społeczne w Polsce tylko to potwierdzają (tutaj wg. mnie bardzo celny komentarz https://www.facebook.com/kczajka007/posts/10208475570941679?pnref=story)

      1. Ooo, to właśnie coś, co od jakiegoś czasu próbuję różnym neokonserwatystkom wytłumaczyć – romantyczna wizja przeszłości to nie wszystko, a częściowe odtwarzanie wzorców z przeszłości w naszych czasach nie jest tym samym, co działa i w ten sam sposób pod presją. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, ile się zmieniło – moja teściowa opowiadała o tym, jakie zaczepki i molestowanie były normą jeszcze 50 lat temu w Polsce (przyspieszyła decyzję o ślubie, żeby do jej drzwi przestali się dobijać pijani faceci; nie było mowy o spokojnej podróży pociągiem).

      2. Ada, ale ja nie miałam w ogóle na myśli tego, żeby wrócić do tamtych czasów i panujących w nich warunków (najlepszy poradnik by tu raczej nic nie pomógł;) albo że wtedy było lepiej, a jedynie sposób bycia Lady Mary. Zwłaszcza w ostatnich sezonach przechodziła samą siebie:), moje życie byłoby sto razy łatwiejsze gdybym była taka pewna siebie! To ciekawe jak różnie może kojarzyć się to samo słowo, dla mnie „dama” to synonim „kobiety z klasą” i jakoś nie kojarzy mi się zbytnio historycznie., gdyby tak było to też bym była przeciw:) Po prostu uważam że świat byłby lepszym miejscem gdyby ludzie mieli lepsze maniery, gdyby chamstwo było piętnowane a nie raczej gloryfikowane jak teraz, gdyby ludzie się bardziej szanowali, a dama i dżentelmen kojarzą mi się właśnie z takimi ulepszającymi ten świat osobami. Osobiście uważam, że jestem taką dobrze wychowaną, szanującą innych osobą – i niestety często ktoś mi wchodzi z tego powodu na głowę, a ja nie jestem zbyt dobra w bronieniu się – chyba stąd ta fascynacja Mary;)

        I jeszcze dodam, że dama nie kojarzy mi się wcale z jakimś konkretnym wyglądem typu styl preppy czy coś – może sobie chodzić w czym chce, ale jednak nie założy ultramini do pracy w biurze, białej długiej sukienki idąc na czyjś ślub albo fuksjowego kostiumu na pogrzeb – z szacunku dla uczuć innych ludzi.

  20. Niedawno ukazała się świetna książka dla dzieci: „Damą być” Zofii Staneckiej, ze świetnymi grafikami z resztą! :) Ze wzgędu na podtytuł byłam sceptyczna i obawiałam się, że to będzie kolejna książka wtłaczająca dzieci w koszmarne stereotypy i księżniczkowatość, ale pomyslałam, że taka fajna pisarka nie mogłaby stworzyć bubla… i miałam rację :)

    Opowiem Ci krótko o tej książce: Bohaterki, to dwie siostry, jedna za wszelką cenę chce być elegancka, nosi suknie mamy i naszyjniki z pereł, cały czas probuje być sztywna i wytworna. Równoważy ją jednak młodsza siostra, wiecznie brudna, która, zamiast damą, woli być tygrysem :) Obie dziewczynki w życiu codziennym uczą się równowagi. Tygryskowa siostra uczy się, że nie wolno wycierać smarków w rękaw, bo DAMY tak nie robią, a starsza siostra uczy się, że nawet damy mogą skakać po łóżku podczas piżamowego przyjęcia, jeśli to sprawia damom radość :) Dla mnie ta książka to chyba najlepsza definicja bycia damą i nauki kobiecości wzrastającej w równowadze, równouprawnieniu, robieniu tego co się kocha, i to bez wyrzekania się wszystkich tych „typowo dziewczyńskich” spraw :)

    1. Oooooo, koniecznie muszę to obejrzeć:) Strasznie mi brakowało czegoś takiego, kiedy byłam smarkulą. Swoją drogą, mówi się o tym, że wsparcie mądrymi wzorcami najbardziej potrzebne jest dziewczynkom ok. 12 roku życia, czyli chyba dla sporo późniejszej grupy wiekowej.

  21. Bycie damą źle mi się kojarzy, może to wina filmów, a może mojej wyobraźni :) to nie tylko dbanie o dobre zasady czy słownictwo, ale też podchody, intrygi, nie okazywanie uczuć… Wolę być sobą. Ale może to filmy skrzywiły mi obraz damy xD

  22. Jako osoba która zna chociażby wspaniałych panów z „Gentleman’s walk” i sama jest żoną takiego oto dżentelmena, nie jestem aż taka przekonana, czy to popularne i wdzięczne. Mimo wszystko budzi to sporą sensację. Podam banalne przykłady: od eleganckich gestów, takich jak odsuwanie krzesła czy pomoc z płaszczem, po sam elegancki wygląd (nawet jeśli jest to elegancja bardziej włoska niż angielska;-) – to wszytko powoduje często konsternację i negatywne komentarze, zwłaszcza ze strony innych mężczyzn. Niestety. Czyżby gryzły ich wyrzuty sumienia? ;)

  23. Z jednej strony wkurzające są te konwenanse, absurdalne nieraz zasady, które najprzyjemniej jest łamać :) Oglądając filmy kostiumowe, jest mi żal bohaterek, które musiały gnieść się w gorsetach (w tym fizycznym i metafizycznym pojęciu). Zaś z drugiej strony patrząc na niektóre współczesne dziewczyny, u których chamstwo jest stylem bycia przez społeczeństwo doceniane, aż chciałoby się ten obowiązkowy savoir-vivre wprowadzić. Ja chyba jestem zbyt zbuntowana, by być damą :)

  24. Wydaje mi się, że postrzeganie bycie damą, to w znacznej mierze kwestia definicji. Jeśli spojrzymy na dawne damy, które tylko „leżały i pachniały”, to rzeczywiście coś tu jest nie tak. Potrzebna jest więc inna definicja, definicja nowej damy.
    Moim zdaniem jest to kobieta zadbana, wykształcona i elokwentna, która kieruje się życzliwością i nieustannie się rozwija. Zna zasady savoir vivre, ale wie też, kiedy można je złamać. Jest obyta, pewna siebie i empatyczna. Ubiera się elegancko, ale nie znaczy to, że chodzi ciągle w sukienkach i kapeluszach. W dżinsach przecież też można elegancko wyglądać! Ważne, żeby ubranie było stosowne do okazji.
    Właśnie taki typ damy opisuje na moim blogu i do takiego ideału dążę. Co do zainteresowań, moje zdecydowanie bardziej pasują do budowania domków, a nie raz słyszałam, że jestem damą, co zawsze bardzo mnie cieszy. W życiu w stylu savoir vivre według mnie chodzi bardziej o tego ulotnego ducha niż mundurki i etykietki. Szerokie horyzonty to podstawa.
    Skoro już odważyłam odezwać się w komentarzu… Asiu, gratuluję bloga! Jesteś nieustanną inspiracją i stworzyłaś bardzo przyjemne miejsce w sieci :)

  25. Ja umiem robić na drutach , odkąd pamiętam robiłam , mając 10 lat ja na drutach a brat na szydełku serwetki robił , ale myśmy sie urodzili w rodzinie gdzie sie szyło i takie rzeczy robiło , i dla nas to normalne to inni się dziwią ze jak to skąd umiem i czy im coś zrobie , to ja obszywałam dzieciaczki koleżanek bo one nic zrobić same dla swoich dzieci nie umiały ,

    bycie damą to się źle kojarzy , to jest dziewczyna co chodzi z nosem do góry i się wywyższa , i nikt takiej nie lubi , odstrasza od siebie , tak to zazwyczaj widzę , a facet co ma maniery , umie się zachować i wyglądać , nie jest brudnym nieokrzesanym wieśniakiem – taki przyciąga , od razu robi wrażenie że jest rozgarnięty umie zadbać o siebie to i o kobietę będzie umiał czy o dzieci :)

  26. Podobnie jak Ty, w pierwszym odruchu stwierdziłam, że etos damy nigdy nie zniknął, a jedynie zyskałyśmy więcej swobód. Jednak dyskusje chociażby wokół tego, co wypada na weselu, uświadomiły mi, że elegancja to taka szczególna dbałość, by kogoś nie urazić. Myślę, że tego naszemu współczesnemu społeczeństwu indywidualistów, którzy chcą się zawsze i wszędzie wyróżnić, brakuje. Nie wiem też, czy mężczyzna, który wskrzesza tradycyjne formy i zasady głównie po to, by zwrócić na siebie uwagę, jest prawdziwym dżentelmenem.

  27. Wydaje mi się, że to o czym piszesz w męskim kontekście nie dla każdego mieści się w jednej całości – wieeele osób bierze tylko rąbanie drewna, bez bycia dżentelmenem w kontekście savoir-vivre. Innymi słowy można chcieć być drwalem bo to fajne, terenowe itp, a niekoniecznie chcieć być uprzejmym panem w garniturze. :)

  28. „Wolałabym już ścinać te drzewa, palić fajkę i przeżywać skautowskie przygody. Praca nad sobą, ulubione rytuały, wartościowe spędzanie czasu – to wszystko jest dla mnie ważne, ale nie zyskuje nic dzięki nadaniu związanej z płcią etykietki.” – zupelnie nie rozumiem dlaczego dama miałaby nie robić takich rzeczy? Mysle ze problem leży w tym ze wiele osób źlę definiuje damy. Wszystko ewoluuje i jak rowniez definicja damy.

  29. Z mojej perspektywy bycie „damą” nigdy nie było mi po drodze. Może to kwestia wychowania? W najbliższej rodzinie były same kobiety – oczywiście tata rodzynek. Od zawsze mu pomagałam (w domu się nie przelewało), ścinaliśmy razem drzewa, on potem je rąbał ja układałam w piwnicy, z czasem i ja zaczęłam obsługiwać siekierę. Zawsze z chrzestnym majsterkowiczem naprawiałam samochody – nawet skrzynię biegów wymieniałam. Z wiekiem potrafiłam coraz więcej i tato pozwalał, a wręcz uczył mnie robić typowo męskie rzeczy. Potrafię wbić gwóźdź, wywiercić dziurę. Posługiwać się piłą, kosą, szlifierką kontową itp. Zawsze rwę się do takich zajęć (co mojego partnera strasznie dziwiło i ze względu na szacunek do niego przestałam pałać się typowo jego zajęciami – zostało mi koszenie trawy). Bycie „damą” wydaje mi się abstrakcyjne ale…. Obecnie robię doktorat, mam styczność ze studentami, uczę i to często osoby dużo starsze od siebie. To determinuje pewien sposób ubierania się, zachowania czy wypowiadania czyli jakieś delikatne zbliżenie do bycia damą, ale dla mnie to abstrakcja, nie potrafię się z tym utożsamić. Zawsze dostanę drwalem, choć jestem kobietą.

  30. Nie ma co się cofać w czasie, dzisiaj dla mnie bycie właśnie damą i dżentelmen, to zachowanie „pewnego poziomu”, poszanowania dla drugiej osoby, nie bycie chamskim i opryskliwym- może to zabrzmieć jako coś oczywistego, ale niestety tak nie jest. Dzisiejsza dama, nie zostawi w sklepowej przymierzalni powywracanych na lewą stronę rzecz, w spożywczaku niechcianą rzecz odłoży z powrotem to samo tyczy się mężczyzn. Mężczyzna pomoże kobiecie np. wózek do autobusu (nie mówię, że wszyscy muszą się rzucać z pomocą, bo oczywiście ktoś nie może się schylać itp, ale na pewno znajdzie się jedna osoba która pomoże, bo dla większości mężczyzn jest to żaden ciężar). Dama i dżentelmen powie dzień dobry i do widzenia pani na kasie w hipermarkecie.
    Może to wszystko zabrzmiało bardzo błacho i oczywiście oczywiste, ale naprawdę jestem świadkiem niejednokrotnego chamstwa- tak chamstwa, bo rzeczy należy nazywać po imieniu.
    :)

  31. Wydaje mi się, że słuszną odpowiedzią na „trend dżentelmeński” jest… umożliwić mężczyznom być dżentelmenami. Bo owszem, ja też potrafię sama nieść po schodach walizkę albo skręcić półkę z Ikei, tylko pytanie brzmi, czy potrafię powstrzymać się tak, by uwolnić męski potencjał. Uważam zresztą, że ma to wiele wspólnego z docenianiem chęci i gestów w ogóle, czyli z szeroko pojmowaną delikatnością dla każdego, nie tylko w stosunku do mężczyzn.
    Zdecydowanie nie zgodzę się z opinią, że typowe „kobiece” zajęcia (jak wspomniane szydełkowanie czy robienie przetworów) są mniej ciekawe od tych typowo „męskich”. Dla mnie mnóstwo kobiecych zajęć jest jak czary: od wypieków i przetworów aż po błyskawiczny makijaż i sprawne malowanie paznokci. Pamiętam, jaki zachwyt budziła we mnie mama przygotowująca się do wyjścia czy krojąca warzywa na sałatkę w idealnie równą kosteczkę. Dla odmiany zawsze nudziło mnie, jak zostawałam sama z tatą i miałam patrzeć, jak coś skręca czy naprawia :)

    1. Właśnie przeczytałam większość komentarzy i pomyślałam sobie, że wyrażenie „uwolnić męski potencjał” mogło trochę dziwnie zabrzmieć. Chodzi mi tutaj o sytuacje, w których można spokojnie liczyć na męską pomoc (typu założenie płaszcza, otwarcie drzwi, przeniesienie czegoś ciężkiego), jednak bez poczucia bezradności i bez oburzania się, jeśli jej nie otrzymamy. Myślę jednak, że każdemu jest miło, jeśli doceni się choćby mały gest.
      Ponadto zgodzę się, że słowo „dama” jednak nie pasuje do współczesnego kontekstu i trzeba by mnóstwa dobrych chęci, by kojarzyło się ono jednoznacznie pozytywnie. Myślę, że dobrym odpowiednikiem jest „kobieta z klasą” – jak dla mnie od razu wiadomo, że taka kobieta jest mądra, wrażliwa, delikatna (nie mylić z bezradną), uprzejma (nie mylić z potulną), pewna siebie (nie mylić z wyniosłą). Moim wzorem kobiety z klasą będzie zawsze babcia, która pochodziła z chłopskiej rodziny i kochała zajmować się ogrodem, a jednak zawsze malowała usta i paznokcie, układała włosy, używała perfum, zakładała biżuterię (no, w granicach rozsądku, nie szła w ogród wystrojona jak anioł stróż na Boże Ciało). No i nie przeklinała. Jej słownictwo było nienaganne i dzięki temu jakby biło od niej ciepło i siła.

  32. Dla mnie dążenie do bycia damą to bycie po prostu najlepszą wersją siebie. Wykazywanie się taktem, empatią, wyczuciem i umiarem. Absolutnie nie oznacza to noszenia białych koszul (wg francuskiego szyku) czy spódnic (wg pewnych definicji bycia damą). Dla mnie damą prędzej zostanie kobieta w nienagannie dobranych, dobrych jakościowo spodniach niż kobieta w choćby i najbardziej eleganckiej ale wymiętej spódnicy, którą nosić będzie z miną cierpiętnicy. Bycie damą to świadomość własnej wartości, pewność siebie, życie zgodnie z własnymi przekonaniami, ale również wysoka kultura osobista. Myślę jednak, że czasami bywa ciężko to osiągnąć. Ja akurat lubię te ukłony w kierunku minionych epok, ale często spotykam się z niezrozumieniem czy wręcz krytyką. Koncert fortepianowy? Nuda. Gorset pod sukienką? Szkodzenie sobie w imię podobania się mężczyznom (nic to, że to JA lubię swój wygląd i nie interesuje mnie co ktokolwiek inny o tym myśli). Chodzenie w sukienkach i spódnicach za kolano (dla mnie to po prostu jedyna długość w której czuję się komfortowo przy butach na obcasie)? Ubieranie się jak babcia. Nauka kaligrafii? Głupota i fanaberia, przecież szybciej i ładniej można tekst wydrukować. Slow fashion? Bez sensu płacić tyle za jeden sweter, skoro w tej cenie można mieć aż 4 sweterki z sieciówki. Przykłady można mnożyć. Wiele osób, które poznałam pewnie zaszufladkowało mnie od razu jako głupią, dającą się wcisnąć w ramy stworzone przez mężczyzn czy rozpieszczoną. Myślę, że nie należy się z tym kłócić, bo to co dla mnie jest emancypacją kobiecości i świadomości własnej wartości dla innych ma prawo być staroświeckimi wymysłami oderwanymi od rzeczywistości.
    Damami często są te mityczne dziewczyny, którym nie brudzą się buty,ale bycie damą to nie tylko kwestie wizualne. I tu leży sedno problemu. Tak jak nawet największy elegant źle traktujący kelnera nie zasługuje na miano dżentelmena, tak kobieta nie posiadająca któregoś ze składników „bycia damą” nie może być nią nazywana. A składników jest wiele i dla każdego odpowiednie są inne proporcje. Moda na bycie dżentelmenem to tylko moda, a prawdziwi dżentelmeni pozostaną na zawsze. Z damami jest tak samo.

  33. Dlaczego nie ma popytu na damy? Dlatego, że lista tego czego nie wolno była dłuższa od tego co wolno. Jeżeli kobiecym imperium był tylko dom i właśnie jemu miała się podporządkować dama to ciężko o to żeby współczesne kobiety za tym tęskniły. Nie było w zajęciach dla dam nic eksplorującego, kreatywnego, inspirującego. Trzeba było ciągle uważać, żeby nie zniechęcić do siebie mężczyzn i ciągle myśleć o tym co inni powiedzą jak moja ukochana pani Bukietowa.

  34. Gdy myślę o współczesnej damie, staje mi przed oczyma Kasia Nosowska. W jej postawie jest coś niesamowitego, uwielbiam patrzeć na Kasię, podziwiam jej skromność i klasę. Jest dystyngowana, ale też na miarę naszych czasów, nie znam innej damy w takim charakterze. Cudowna kobieta!

  35. Moja mama zawsze powtarza ze dama to trzeba.sie urodzic (nie chodzi o wyzsze sfery) cos w tym jest ale to nie przeszkadza by czerpac z rad jak byc dama by poprostu piekniej zyc , umiec sie odnalesc w roznych sytuacjach itd to wiecej warte niz majatek

  36. Powrót do bycia damą szybciej wyewoluje w Polsce niż w krajach zachodnich. W Polsce istnieje ta sam kultura, oprata na tradycji. Z tradycji i wychowania w domu wyrastamy na damy lub nie. Z moich obserwacji w Stanach wynika, że multikulturalnośc i amerykański styl życia nie sprzyja zachowaniu tradycji i tym samym nie ma kto uczyć bycia damą. Polski są bardzo zadbane i dobrze wychowane.

  37. Przyznam szczerze, że pytanie „a gdzie się podziały damy” trochę mnie zdziwiło, chociaż rzeczywiście – wszystko zależy tutaj od tego, w jaki sposób zdefiniujemy samo słowo „dama”. Myślę, że dużym problemem jest fakt, że słowo to, o czym zresztą pisałaś w poście, kojarzy się współcześnie dość pejoratywnie, ponieważ z rzeczywistością XIX i początku XX wieku (czy nawet lat 50-tych XX wieku), kiedy według większości społeczeństwa celem życia kobiety było pięknie wyglądać, być wierną żoną i dobrą matką, no i koniecznie mieć takie cechy, jak uległość, grzeczność, religijność etc. Myślę jednak, sam temat bycia kobietą z klasą, czyli, w gruncie rzeczy, damą w XXI wieku, jest ostatnio bardzo popularny. Istnieje sporo blogów na ten temat, jak i poradników (to prawda, że lepszych i gorszych), co doskonale świadczy o tym, że kobietom w dalszym ciągu zależy na tym, żeby żyć z klasą – z tym, że stworzyły model na miarę XXI wieku, odrzucając XIX-wieczne konotacje (także w samej nazwie). Myślę, że jak największa popularyzacja tematu bycia kobietą/mężczyzną z klasą we współczesnym świecie jest potrzebna, ale mam tu na myśli raczej nie sposób ubierania się czy zainteresowania, ale po prostu savoir-vivre w codziennym życiu – myślę, że powszechna znajomość zasad, jak się zachowywać w różnych sytuacjach, zamiast utrudniać życie, znacznie by je ułatwiła. Pozostaje jeszcze kwestia kultury – na nic perfekcyjnie skrojony garnitur czy elegancka sukienka, kiedy ktoś traktuje innych w sposób lekceważący lub nieustannie przeklina.
    A jeśli chodzi o ubiór – wspomniałaś o blogu Vintage Girl. Sama od jakiegoś czasu inspiruję się stylem retro i często zastanawiam się, w jaki sposób tego typu ubrania są przez innych „odczytywane”. W końcu jest to nawiązywanie do ubrań, które, kiedy były modne za pierwszym razem, wysyłały pewne komunikaty. Tak jak w latach 50-tych, kiedy moda spod znaku Diora oznaczała jednak zniewolenie kobiety i sprowadzenie jej do funkcji dekoracyjnej (np. poprzez przywrócenie gorsetu i halek, a nawet stelaży). Zresztą samo nawiązywanie do ubiorów noszonych przez „nasze prababcie” może być traktowane jako deklaracja konserwatywnych poglądów i aspiracja do bycia „damą” wg historycznego znaczenia. Moim zdaniem ten styl jak żaden inny podkreśla jednak coś innego, bo właśnie dumę z bycia kobietą, świadomość, że nie trzeba upodabniać się do mężczyzn, żeby udowodnić, że zasługuje się na równe i godne traktowanie – niestety wiem, że chociaż dla mnie jest to oczywiste, przez przypadkowych ludzi może to zostać odebrane jako wyraz konserwatywnych poglądów czy właśnie próba przeistoczenia się w osławioną „damę”, której celem życia jest pięknie wyglądać i pokornie gotować mężowi obiady. Myślę, że ten sam problem dotyczy również mężczyzn – większości z nich bycie „dżentelmenem” czy po prostu noszenie eleganckich ubrań na co dzień również może kojarzyć się z jednej strony z konserwatywnym światopoglądem, z drugiej – z byciem sztywnym nudziarzem. Myślę nawet, tak jak to zresztą napisałaś w poście w kontekście kobiecych i męskich zajęć – tak samo elegancja i klasa w przypadku mężczyzn są tematem dużo mniej oczywistym, niż w przypadku kobiet.

    1. Ostatnie zdanie trochę mi się poplątało, miało być: tego „Myślę nawet, tak jak to zresztą napisałaś w poście w kontekście kobiecych i męskich zajęć, że elegancja i klasa w przypadku mężczyzn są tematem dużo mniej oczywistym, niż w przypadku kobiet” :)

  38. „Po drugie, o ile tradycyjnie męskie zajęcia budzą nutkę miłej nostalgii i chęć przygody, o tyle te tradycyjnie kobiece podnoszą tętno raczej w związku z frustracją, jaką wywołują. Budowanie domków na drzewie, granie w podchody czy smakowanie whisky jest zwyczajnie dużo ciekawsze, niż szydełkowanie serwetek czy robienie dżemów, przynajmniej z mojej perspektywy.”
    No i to jest właśnie straszne, że nawet w oczach kobiet te „kobiece” zajęcia są jakieś takie gorsze. Kobiety nie czują się wartościowe robiąc „kobiece” rzeczy. Wartościowe jest to, co jest „męskie”. Bardzo to smutne.
    „Dla mnie pretendowanie do miana damy i budowanie wokół tego swojej tożsamości zupełnie nie jest pociągające. Wolałabym już ścinać te drzewa, palić fajkę i przeżywać skautowskie przygody. Praca nad sobą, ulubione rytuały, wartościowe spędzanie czasu – to wszystko jest dla mnie ważne, ale nie zyskuje nic dzięki nadaniu związanej z płcią etykietki.”
    Właśnie że zyskuje. Robienie dżemów nie jest wartościowe, bo jest „babskie”. Palenie fajki już jest, bo jest „męskie”, podczas gdy w rzeczywistości chyba jednak powinno być odwrotnie, czyż nie?

    1. Myślę, że Asi chodziło o to, że ma wiele zainteresowań które (przy założeniu, że dama robi stereotypowo kobiece rzeczy) do etosu damy nie pasują. Kilka razy pisała tu o tym, że lubi gry miejskie i rywalizację – jeśli uznajesz to za „męskie” to dama tego robić nie powinna. Czy bycie taką damą jej sie wobec tego opłaca? Chyba nie.

      Niekoniecznie kobiety zawsze uważają „kobiece” zajęcia za bezwartościowe czy niewarte uwagi, wystarczy zobaczyć jak bardzo popularne są blogi urodowe i modowe, kto odwiedza salony kosmetyczne, chodzi do SPA, zakłada „dziewczyńskie” strony internetowe itd. Dla mnie bardziej wartościowe jest to, co bardziej lubię – jeśli bardziej lubię makijaż od majsterkowania i czytanie przyrodniczych książek od stania przy garach to znaczy, że raz jestem spoko, bo lubię „kobiecą” rzecz, a potem już tylko chcę się dowartościować, bo wolę „męską”? Każdy robi to, co go ciekawi, a jeśli kobiety wolą np chodzić na fitness czy podróżować niż spędzać wieczory na szydełkowaniu, to znaczy, że statystycznie szydełkowanie jest mniej ciekawe.

      1. Pani Maga bardzo dobrze to ujęła. Od siebie dodam:
        Współcześni dżentelmeni tworzą współczesną definicję tego słowa, starają się dostosowywać zasady i maniery do dzisiejszych czasów, nikt nie postuluje aby zacząć na nowo chodzić w cylindrach ani nie chce popełniać błędów minionej epoki i zamykać kobiety w kuchni.
        Jednak u kobiet jest niestety inaczej. Przeczytałam prawie wszystkie komentarze pod tym postem i niestety zdecydowana większość piszących traktuje pojęcie „damy” zbyt staroświecko, zupełnie nie biorąc pod uwagę tego prostego faktu, że można ten termin uwspółcześnić, tak jak to się dzieje z „dżentelmenami”.
        Jeśli zaś chodzi o czynności damskie i męskie… Robienie dżemów i innych przysmaków, haftowanie, wyszywanie i inne formy dekorowania domu i stroju, szycie ubrań i robienie na drutach – to wszystko jest/było bardzo wartościowe, potrzebne i należy/należało się kobietom za to wielkie brawa. Teraz tego nie doceniamy, bo mamy sklepy i takie rzeczy kupujemy, ale dawniej takie umiejętności decydowały o tym, czym dom był zadbany, przytulny i odpowiednio wyposażony. Jeżeli dama tego nie robiła samodzielnie, to zlecała to służącym, których prace nadzorowała. Dom bez kobiety/damy o takich umiejętnościach po prostu podupadał. Nie sądzę, aby można to było porównać do współczesnych kobiecych działań, które Pani wymieniła, Pani Agnieszko: robienie makijażu, odwiedzanie lub prowadzenie blogów modowych i urodowych, chodzenie do salonów kosmetycznych i SPA… i to w opozycji do majsterkowania czy gotowania :) Cóż, dla mnie bardziej wartościowe są te drugie czynności, z racji tego, że są praktyczne i służą całej rodzinie. Oczywiście, dbanie o siebie jest bardzo ważne i jest nieodzowną cechą damy, ale kobiety bardzo łatwo zapominają, że liczy się również elegancja i styl (co nie jest tożsame z modą), a także niezwykle istotne (!) odpowiednie zachowanie i charakter. We współczesnej wersji dama jak najbardziej może być asertywna, samodzielna, ambitna i nastawiona na swój rozwój.

        1. Przepraszam, ale dla mnie ten smutek o niedocenianie „kobiecych” zajęć jest na wyrost – nie widzę w tym poście kwestionowania ich wagi. Jedynie ich ciekawości, a to już kwestia subiektywna.
          Do listy uroda/kosmetyki/SPA/kosmetyczki mogłam dopisac też inne stereotypowo kobiece ale już bardziej praktyczne czynności jak gotowanie w celu wyżywienia, prowadzenie domu, parenting itp bo też wcale nie sa to martwe tematy, ale uznałam, że mówimy tutaj o formie spędzania wolnego czasu. Wymienione w poście jest budowanie domków na drzewie, skautowskie przygody, granie w podchody, picie whiskey – to wszystko jest rozrywka, nie jakieś wzniosłe zajecia jak politykowanie, nauka. Robienie dżemów straciło już na praktyczności tak samo jak szydełkowanie (sama to Pani napisała) dlatego też uznałam je za rozrywkę. No i pisze Pani „dla mnie są bardziej wartościowe bo służą całej rodzinie” – fantastycznie, o to właśnie chodzi, ze każdy jest inny i według osobistych preferencji układa swój świat i swoje wartości, ale tu właśnie chodzi o to, ze być może nikt nie wartościuje tych zajeć ze względu na płeć wykonawcy, tylko na to, w jakim stopniu dla niego są ciekawe/zajmujące/co znaczą dla jego życia.
          Moja mama na przykład jest taką „typową” mamą – gotuje obiady, prowadzi dom nie dopuszczając do tego taty, a pracuje jako nauczycielka w przedszkolu. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że to,co robi, jest mniej wartościowe od zajęć taty. Ale w dalszym ciągu wolę robić inne rzeczy, niż przygotowywać z nią przetwory. Bo dla mnie to drugie to nuda.

    2. >>Właśnie że zyskuje. Robienie dżemów nie jest wartościowe, bo jest „babskie”. Palenie fajki już jest, bo jest „męskie”, podczas gdy w rzeczywistości chyba jednak powinno być odwrotnie, czyż nie?<<
      Nie, nie powinno być odwrotnie. Nie powinno być tak, że coś zyskuje na byciu kobiecym a inne traci na byciu męskim. Obie rzeczy powinny być oceniane przez pryzmat tego, czy są zdrowe (i tu palenie fajki traci) i czy się nam podobają (tu kwestia gustu).

      1. No właśnie to miałam na myśli. W rzeczywistości palenie fajki jest aktywnością o niebo mniej wartościową niż robienie dżemów, ale z drugiej strony wydaje się autorce o niebo bardziej atrakcyjne. Dlaczego tak się dzieje? Nikogo to nie zastanawia?
        Dlaczego czynności takie jak rąbanie drewna, skautowskie przygody czy smakowanie whisky ma być ciekawsze niż szydełkowanie, pieczenie ciast czy szycie?
        Moim zdaniem powód jest jeden. Te pierwsze są zajęciami tradycyjnie „męskimi” i to jest w jakiś sposób nobilituje. Chociaż ja zupełnie nie rozumiem dlaczego.

        1. Myśle, że skautowskie przygody są ciekawsze niż pieczenie ciast, bo są przygodowe. Te tradycyjnie kobiece zajęcia uważam (w większości) za dużo nudniejsze, wcale nie dlatego że były wykonywane przez kobiety. Dla równowagi – kaligrafia też nie wydaje się być jakąś szaloną przygodą.

  39. O, ciekawy post ;) Ja od kiedy oglądam Mad Mena (sorry!) mam fioła na tym punkcie, bo uświadomiłam sobie, że przecież od kiedy pamiętam bardziej pociągały mnie ołówkowe spódnice do kolan niż szorty z napisem 'no boyfriend, no problem’;p (oczywiście wyolbrzymiam); i zawsze chciałam być taką kobietą – w ołówkowej spódnicy do kolan, w ładnym, delikatnym makijażu, zadbanej fryzurze i z nienagannymi manierami. Trzeba pamiętać, że bycie damą wcale nie oznacza mniejszego ilorazu inteligencji – bo mam wrażenie, że właśnie tak teraz się myśli. Że jak baba z własnej woli siedzi w przy garach, zrezygnowała z pracy żeby opiekować się dziećmi – to od razu kura domowa, której brak odwagi żeby robić to, co lubi. Fajnie jest być modnym, jak na XXI wiek przystało, ale ja wolę czasem odpuścić. I zamiast wyrażać otwarcie bunt przeciwko różnym zasadom, rzucać pracę w korporacji i jechać w podróż dookoła świata, przeklinać w hipsterskim barze w centrum Warszawy – zachować milczenie i poczuć się jak dama. Albo ubrać golf i spódnicę za kolano, ale dzięki temu czuć się niesamowicie atrakcyjnie (o wiele bardziej niż w mini z H&M czy obcisłych rurkach).
    Chociaż wydaje mi się, że kobiety, zwłaszcza około 30tki, właśnie są takimi damami. Tylko takimi po ewolucji :) ale to jest super. Tylko u młodszych dziewczyn trochę mi tego czasem brakuje, jak chodzę po ulicy. Ale trzeba dojrzeć do bycia kobietą (ew. damą), więc koniec końców – wszystko ma swoje miejsce i czas. :D
    Jest super.
    Pozdrowienia dla wszystkich super babeczek, których komentarze czytam tutaj zawsze!
    PS to jest najlepszy blog, bo nie dość, że świetna autorka, to jeszcze tak samo świetne czytelniczki!

  40. Mi niestety pojęcie dżentelmena zgrzyta między zębami. Podobnie jak w afiszowaniu się inteligencją czy poczuciem humoru, jest w tym dla mnie nieprzyjemna poza i sztuczność. Pojęcie damy jest podobnie trudne, a jednocześnie opresyjne, co pokazał ostatnio program Projekt Lady, czy jak to się zwało.

    Na blog chętnie zajrzę w wolnej chwili. Jednak nie zgodzę się z tym, że „tradycja „kobiecych” zajęć tak naprawdę nigdy nie zginęła. (…) Pism skierowanych typowo do mężczyzn, pomijając różnego typu playboye i tytuły hobbystyczne, do niedawna właściwie nie było”. Dobrze pamiętam, jak w wieku może z 17 lat patrzyłam z zazdrością na półki z prasą dla mężczyzn. Teraz jest najczęściej dział hobby, ale wcześniej wszystkie zainteresowania niebędące szydełkowaniem były przeznaczone dla facetów. Nie wiem, jaki miałabym do tego stosunek dziś – wtedy mnie to powstrzymywało, zwłaszcza, że leżały nad zasłoniętymi półkami z zawartością playboyopodobną. Teraz i tak wszystko znajdę w internecie, ale szkoda mi, że młodsze pokolenia nie mają jakiś inspirujących „Filipinek”.

    Abstrakcją jest też twierdzenie, że „drwalska” część męskich tradycji odeszła w zapomnienie. W mieście na pewno, ale współczesne dziewczyny też rzadko szydełkują, nie mówiąc już o przędzeniu czy koronkach (a to też fajne rzeczy). I tu dla mnie leży pies pogrzebany – nadal czujemy, że męskie jest fajne, kobiece – niebardzo. Jeśli kobieta siedzi w domu i czeka, aż mężczyzna powiesi jej na ścianie półkę, to jest kwestia wyboru, a nie płci. I ja taką kobietą jestem – wybitnie nie lubię wiercenia w betonie. Ale sama sobie tą półkę zaprojektuję i wytnę, albo zamówię. Dzisiaj podział na męskie i żeńskie jest w wielu sprawach archaiczny. Wróćmy do rzemiosła i rękodzieła, wróćmy do bontonu uszczuplonego o seksizm, wróćmy honoru, nie buty.

    Wszystkim najserdeczniej polecam odwiedziny w muzeum Williama Morrisa w Londynie. Jeden z twórców ruchu Arts&Crafts, bogato urodzony gentelman był jednocześnie socjalistą. I rzemieślnikiem, którego nie brzydził ani haft, ani stolarka. A jego córka, sufrażystka, wydała książkę o haftowaniu. Taki dżender półtora wieku temu. Wybitny artysta, którego projekty nadal są w produkcji, zrobił z rodziną bardzo wiele dla praw robotników i ocalił rzemiosło przed rewolucją industrialną. Guzik mnie obchodzi, czy w dzisiejszych czasach używałby brzytwy, czy maszynki. Zamiast aspirować do bycia damą, wolę mieć ciekawsze wzorce.

    1. „…nadal czujemy, że męskie jest fajne, kobiece – niebardzo.” Lepiej bym tego nie ujęła. Co gorsza my same, kobiety to sobie robimy. Mam wrażenie, że cały feminizm skupia się głównie na tym, żeby umożliwić kobietom wykonywanie czynności, które tradycyjnie uznawane są za męskie, a zapomina całkowicie o tym, żeby podnieść rangę tego, co tradycyjnie jest uznawane za „kobiece”. Stąd m. in. ta pogarda dla kobiet, które zdecydowały się np. zostać w domu z dziećmi.

      1. otóż to, dla mnie od zawsze feminizm to była walka o to by to, co „kobiece” było równoważne z tym, co „męskie” I nie chodzi tylko o zajęcia czy zainteresowania, ale też o reakcje (dlaczego kobiecy płacz jest gorszy od męskiego bycia twardym. kobieca gadatliwość gorsza od męskiego milczenia itp.), uzdolnienia itd.

  41. Wydaje mi się, że (zwłaszcza w Polsce) nie ma mody na bycie „damą”, bo samo to określenie jest jakoś dziwnie odbierane. W mojej ocenie w Polsce „dama” to sztywniara, osoba która „nie potrafi się wyluzować”, nienaturalna. Osobiście uważam się za elegancką osobę i pojmuję przez to po prostu kulturalne zachowanie się, natomiast niekiedy moje otoczenie (rodzina mojego męża…) np. gdy nie wyrażam zgody na prostackie żarty średnio to akceptuje – spotykam się właśnie z określeniem „HM, ALE DAMA”. Dla nich dużo ciekawsza jest dyskusja podczas której ludzie się przekrzykują, są względem siebie złośliwi i generalnie wygrywa ten kto ma bardziej cięty język. Myślę, że taki konwenans jest przyjęty właśnie w Polsce i dużo więcej osób pozytywnie wypowie się o jakiejś „swojskiej Kaśce” niż o eleganckiej kobiecie. Warto zwrócić uwagę np. na programy prowadzone przez Małgorzatę Rozenek-Majdan (:). W czasie emisji programu „Perfekcyjna Pani Domu” i „Project Lady” wypowiadano się o niej jako o „sztywnej, zachowawczej, nienaturalnej”. Dopiero po programie „Azja ekspress” gdzie zdecydowanie nie zachowuje się jak dama (pokrzykuje na narzeczonego, sypie pikantnymi anegdotkami itd) zyskała sympatie i większość ludzi ją zaakceptowała. Polka, jak wiadomo, pragnie akceptacji, często nawet za cenę ukrywania własnej osobowości. Chyba dlatego nie ma mody na bycie damą. Mi osobiście zawsze na tym zależało, bardzo lubię książki i bloga Jennifer L. Scott która zainspirowana zachowaniem francuzki u której mieszkała napisała serie książek z przewodnią myślą „być jak Madame Chic”. Pisze tam dużo o ubraniach, ale jeszcze więcej o tym by zachowywać się elegancko i co to dla niej oznacza. A u rodziny męża zostaje mi znieczulać się winem…i bywać jak najmniej. Głową muru się nie przebije, a warto zostać sobą!

    1. O, ja tez jakis czas bylam we Francji i faktycznie sporo od Francuzek mozna sie nauczyc! Roznice sa bardzo wyrazne np przy jedzeniu (celebrowanie posilkow, jedzenie w odpowiedni sposob itd) i wizytach towarzyskich – klasa, klasa, klasa :)

  42. Jeśli ktoś zna „Szkołę Dam” to wie, że dama to po prostu kobieta z klasą. I tak samo jak gentelman, to mężczyzna z klasą, nie ma to wiele wspólnego z modą, ciuchami czy określonymi zajęciami. Owszem, człowiek z klasą wie, co założyć w określonej sytuacji, nie pójdzie w poszarpanych dżinsach na egzamin (niezależnie od swojej buntowniczej natury i potrzeby samostanowienia) czy miniówki ledwie zakrywającej tyłek, niezależnie od tego jak bardzo jest modna i jak bardzo ładne nogi ma się w posiadaniu. Ubranie to tylko jeden z wielu elementów savoir vivre, i nie ma nic wspólnego ze sztywniactwem, wywyższaniem się (to zaprzeczenie klasy!), zacofanymi podziałami ról itd. Przy człowieku z klasą nikt nie czuje się źle, on sam nigdy nie stwarza sytuacji trudnych, ale to nie znaczy że nie można być z klasą asertywnym, czy z klasą nie pasjonować się dowolną rzeczą.

  43. A ja mysle, ze bycie dama ma znacznie wiekszy zakres, wiazacy sie ze okreslonym sposobem bycia, ktory obecnie na topie nie jest. Osobiscie dosyc krytycznie na to patrze, bo uwazam , ze to cale „wyemancypowanie” jest strasznie opatrznie rozumiane przez dziewczyny w wieku 18+ do mniej wiecej 30 (tak przynajmniej z moich obserwacji wynika) – czytaj wolna kobieta, ktora sypia z kim popadnie; jest tak wyzwolona, ze zachowuje sie wulgarnie i wyuzdanie, przeklina, upija sie itd. A dame czyni nie tylko odpowiedni (stylowy) ubior, ale przede wszystkim umiejetnosc zachowania taktu, kultura, bycie uprzejma i serdeczna – tak ja to rozumiem :) okazywanie szacunku innym niezaleznie od ich wieku i pozycji spolecznej – to tez sztuka, zeby umiec dobrze potraktowac pania sprzatajaca i prezesa w firmie. Strasznie mnie drazni to cale nowobogactwo modne w korporacjach i zadzieranie nosa, ze sie zarabia wiecej niz ktos mniej wyksztalcony; mi zawsze powtarzano, ze prawdziwa dama nie musi udowadniac swojej wartosci. PS wlasnie patrze ze powielilam wypowiedz Iwony – heh , to zgadzam sie w 100% :)

  44. Dżentelmeńskie czynności i rozrywki służą rozrywce i zaspokojeniu głównie WŁASNYCH potrzeb – jak palenie fajki, cygar, picie whisky, bywanie w męskich klubach (lub chodzenie do osobnego pokoju bibliotecznego, gdzie damy nie wchodziły) i opowiadanie dowcipów dla panów i innych pierdół.
    Damskie służą natomiast rozrywce innych i zaspokajaniu CUDZYCH potrzeb, w co doskonale wpisuje się stanie przy garach konfitur, oparach rosołu, latanie z mietłą, obszywanie rodziny, darcie szarpi. To są funkcje usługowe. Wpisuje się w to także strój, opresyjny dla kobiet i zaspokajający cudze potrzeby.
    Chłopcy mogą robić co chcą, dziewczynki powinny być grzeczne, czyste, ubrane tak, żeby nie prowokować i myśleć głównie o potrzebach innych. Dlatego gabinety psychoterapeutów pękają w szwach od grzecznych dziewczynek – dam, które nie odnalazły się w roli.

  45. „Damy” mogliśmy zobaczyć ostatnio na marszu 3/10. Obecnie pod domem Kaczyńskiego (który przecież zapowiadał, że odrzuci zmianę ustawy, co z resztą zrobił), z dość niefajnymi transparentami, raczej niegodnymi dam…

  46. Dla mnie dama to kobieta, która wie jak się zachować w każdej sytuacji. Taka, która dba o siebie, o swój rozwój, samopoczucie, a także o innych.

    Bardzo ciekawy temat, czytając komentarze widać, że każdy ma nieco inne podejście.

    Ostatnio trafiłam na intrygujący wywiad z założycielką jedynej w Polsce Szkoły Wdzięku:
    http://blokwpiwnicy.blogspot.com/2016/10/winda-anna-filipiak-perfectionismine.html?m=1

    Podoba mi się takie podejście do savoir-vivre i bycia współczesną damą.

  47. Bycie damą kojarzy mi się z postawa, zachowaniem, savoir vivre, elegancją, a nie szydełkowaniem. Bardziej widzę damę międzywojenną, wykształconą, wyswobodzoną, ciekawą świta, a nie osiemnastowieczną matronę. Jest mnóstwo przykładów kobiet, które latały samolotami, ścigały się w wyścigach samochodowych, wygrywały olimpiady, odkrywały dinozaury, a nie koniecznie robiły dżemy (choć nie mówię, martha stewart to też dobry temat :D ) Poza tym chodzi o to, że panowie mają brzytwy, a my cudowne wachlarze. Dżentelmeni wiążą krawaty, a damy szale. Kawalerowie pastują buty, a kobieta nie powinna przyjść w butach bez palców na oficjalne spotkanie. Czasami widzę, jak kobieta ma pretensje do pana, który wyszedł pierwszy przez drzwi, bo nie wie, ze drzwi powinien otworzyć mężczyzna a ona wyjść przez nie pierwsza, chyba, ze drzwi są ciężkie albo otwierane na zewnątrz, wtedy pierwszy może iść mężczyzna i je przytrzymać dla damy albo ,że kobieta powinna iść chodnikiem nie od strony ulicy, bo to miejsce dla mężczyzny, albo mężczyzna podpala papierosa pierwszej kobiecie, ale jeśli robi to zapałką, to najpierw sobie, albo że w miejscu publicznym kobieta może palić, ale już iść z papierosem po ulicy damie nie wypada. Ja bym chętnie poczytała o takich rzeczach ;) mówimy tu o stylu, o kobiecości a nie o szorowaniu podłóg na kolanach z piątką dzieci na karku. ale proszę, niech to nie leci a żadne patriotyczne klimaty, bycie damą powinno być uniwersalne :D

  48. Nie zgodzę się z przedmówczyniami, bycie damą nie oznacza żadnych ograniczeń! Być dama to nie znaczy być jakąś ubezwłasnowolnioną kobietą, tylko kobieta z klasą. :) Możesz być miła i uprzejma, jednocześnie wymagać i wyrażać to co myślisz i czujesz. Ja uważam, że kobiety powinny „ogarnąć się” i przemyśleć swoje zachowanie.

  49. Masz rację. Zawsze marzę by powróciły te czasy, gdzie wypadało być damą. Teraz każda nastolatka się chwali, tym jaka to „ona jest buntownicza” i „jak to ona umie komuś w (za przeproszeniem) mordę przywalić”. Ech, jakby było czym. Spodziewałam się jednak, że napiszesz jak stać się taką „damą”, więc troszeczkę się zawiodłam (może za dużo oczekuję?).

  50. tak bardzo ubolewam, że damy powoli giną…
    sama postanowiłam założyć bloga, by odnaleźć grono kobiet z klasą, które interesują się jeszcze naturą, które mają w sobie chęć bycia docenianą, które chodzą w sukienkach, które znają swoją wartość…

    dziewczyny! co z Wami?!
    budzimy się!!!!
    bierzemy kilka lekcji od babci i zmieniamy się!

  51. Jest mi bardzo przykro, że ograniczyłaś pojęcie damy do szydełkowania i robienia dżemów. Skoro tak, to kim są normalnie (nie wyzywająco) ubrane dziewczyny, które są wykształcone; dżemy kupują w markecie, ponieważ wolne chwile wolą poświęcać na jazdę na rowerze w górach. A do tego potrafią się zachować przy stole oraz wysławiać bez użycia wulgaryzmów? Chyba raczej nie prostaczkami?

  52. Może czas na gentlewoman, trochę nowocześniejszą wersję damy. Teraz kobiety równouprawnione, mają szansę na korzystanie z dorobku gentle.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.