Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Jedna, prosta rada, która pomaga mi systematycznie tworzyć treści

Zauważyliśmy problem nadmiaru – od jakiegoś czasu wciąż mówi się o zbyt dużej ilości jedzenia, które zjadamy, zakupów, które robimy, przedmiotów, które gromadzimy. Dopadła nas klęska urodzaju. Okazuje się, że to wszystko, czego nam zawsze brakowało, o czym nasi dziadkowie pewnie nie raz marzyli, w nadmiarze szkodzi.

Wciąż jednak zbyt mało myślimy o tym, co dzieje się w naszych głowach w dobie informacji i opinii atakujących nas non stop, z każdej strony. Jak szeroki strumień treści dostępnych do skonsumowania od zaraz wpływa na naszą umiejętność koncentracji, na jakość naszej pracy i odpoczynku. Kiedy ostatni raz zajmowaliście się jedną i tylko jedną czynnością przez dłuższy czas? Bez sprawdzania maila, bez pikających powiadomień, bez telewizyjnego szumu w tle?

Zaryzykuję stwierdzenie, że cierpimy na nadmiar inspiracji. Zanim zabierzemy się za pracę nad czymś – czy to pisanie opowiadania czy urządzanie salonu – rzucamy się w wir oglądania tego, co stworzyli inni. Googlowania, odwiedzania Pinteresta czy ulubionych blogów w danej tematyce.

Jaki jest efekt? Po pierwsze, jest spora szansa, że przeklikiwanie się przez kolejne strony tak nas zmęczy, że odpuścimy sobie tworzenie. A już na pewno pozbawi nas świeżości umysłu i wtłoczy w myślowe koleiny. Nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Nasz mózg to leniwa buła i nasiąka jak gąbka. Jeśli raz po raz podsuwamy mu rozwiązanie problemu, nie będzie się wysilał, żeby wymyślić swoje.

Kilka miesięcy temu znalazłam w markecie budowlanym kwiatka, który wydał mi się wyjątkowo stylowy w gąszczu niewyróżniających się niczym roślinek. Kiedy przyniosłam go do domu, dumna ze swojego ogrodniczego odkrycia, okazało się, że to monstera, którą ma cały Instagram i pół Pinteresta – widziałam go w związku z tym już pewnie dziesiątki razy i zadziałał mechanizm “podoba nam się to, co już znamy”.

Dokładnie tak samo jest z treściami, które tworzymy. Jeśli przed procesem tworzenia napchamy się tym, co stworzyli inni, będzie nam bardzo trudno wykrzesać z siebie oryginalną myśl. Stworzymy raczej kompilację tego, co przeczytaliśmy, a do tego pewnie nie będziemy tego świadomi.

I jasne, warto jest czytać, zwłaszcza mądrzejszych od nas. Nie żyjemy też w próżni i nigdy nie stworzymy czegoś w zupełnym oderwaniu od twórczości. Ale warto zadbać o to, by nasz proces twórczy faktycznie był twórczy – bez ciągle pikających powiadomień, bez czytania tego, co stworzyli inni w momencie, gdy gdzieś utkniemy, bez symultanicznego scrollowania Facebooka. Jest ogromna różnica pomiędzy artykułem napisanym w skupieniu, chociażby w godzinę, a takim, którego pisanie rozwlekło nam się pół dnia, co chwilę przerywał nam telefon, a w międzyczasie temat zdążył nas już tak znużyć, że efekt jest zupełnie na pół gwizdka.

Moja praca polega na tworzeniu treści, więc nie mam wyjścia – muszę wypracować sobie takie metody, które pozwolą mi tworzyć rzeczy, z których będę zadowolona. Często ktoś mnie pyta, jak dałam radę napisać w ciągu roku kilkaset postów na bloga, książkę, która zbiera dobre recenzje i kilka innych dłuższych tekstów. To temat, o którym mogłabym gadać i gadać (napisałam zresztą o pisaniu kilka postów – jak ten i ten), ale najważniejszą radę mam jedną: twórz, zanim skonsumujesz.

Pierwsza rzecz, którą robię rano, to pisanie. Zupełnie dosłownie – wstaję, myję zęby, nalewam sobie szklankę wody i siadam do pisania. Najczęściej wiem już, co mam pisać, bo albo pracuję nad dłuższym tekstem, albo zaplanowałam temat wieczór wcześniej. Otwieram Google Docs i blokuję na godzinę wszystkie inne strony (wtyczką StayFCSD), żeby nie nadwyrężać niepotrzebnie swojej silnej woli.

Jeśli brakuje mi jakiś danych, zostawiam puste miejsce, zapisuję, co mam później sprawdzić, na końcu dokumentu i jadę dalej. Jeśli po drodze wpadnie mi do głowy jakiś pomysł albo temat kolejnego artykułu, zapisuję go na kartce, a po skończeniu pracy i odblokowaniu internetu przenoszę do Trello albo Google Keep.

Nie robię tego każdego dnia, ale większość moich dni właśnie tak się zaczyna.

Dlaczego tak radykalnie? Bo oderwanie się od napływu treści jest bardzo, bardzo trudne. A poszukiwania inspiracji są dużo przyjemniejsze i mniej wymagające, niż rzeczywiste działanie. Widziałam gazylion biznesów, które zatrzymały się na poziomie inspiracji i koncepcji i drugie tyle książek które nigdy nie wyszły poza fazę genialnego pomysłu.

Bardzo wierzę w to, że każdy z nas ma coś wartościowego do przekazania innym, od każdego możemy się czegoś nauczyć. Szkoda by było, żeby te dzieła nigdy nie ujrzały światła dziennego przez brak higieny informacyjnej.

PS Ciekawa jestem, jak Wy to oddzielacie, jak wygląda u Was balans pomiędzy chłonięciem a tworzeniem? To dziś ważniejszy temat niż kiedykolwiek, a nikt nas tego w szkole nie uczy – chociaż powinien.


 

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

73 thoughts on “Jedna, prosta rada, która pomaga mi systematycznie tworzyć treści”

  1. Asiu. Cudowny post, dziękuję.Jestem malarką i doskonale rozumiem Twoje słowa. Moja recepta to wsłuchać się maksymalnie w swoją duszę i iść konsekwentnie własną drogą i najważniejsze zaufać sobie i swojej mocy twórczej, bezcenna intuicja .Pozdrawiam ciepło.Marta

  2. Wpadłam w proces poszukiwania inspiracji. Na portalu w piątek znalazłam używane biurko, nawet nie wiem czemu je oglądałam. Typowy model, z tym, że podniszczony, idealnie nadaje się do przemalowania i oklejenia. Znalazłam tysiąc pomysłów, jak konkretnie to zrobić, w jakich odcieniach i wzorach. Znalazłam, zakochałam się. Godzinę temu znalazłam biurko, identycznie przemalowane jak marzy się mi. Cóż, dalej twierdzę, że wcześniej go nie widziałam ;). Przy okazji podczas weekendu stworzyłam całą tablicę na pintereście o przemianie pokoju. W piątek rano nawet nie wiedziałam, że chcę zmienić kolor ścian, a co dopiero wszystkie meble, dywanik i całą resztę. Inspiracje mogą być bardzo pomocne, dla mnie są pomysłami, na które sama nie wpadłabym. Jednak często to tylko bodziec, nie mam możliwości dokładnego powtórzenia danej rzeczy, więc tworzę podobne, czasem inne, próbuję nowego. Nie jest to moją pracą, nie wymaga się ode mnie takiej twórczości, więc jest między nami różnica ;)
    A przechodząc do puenty, bo się mocno rozpisałam. Uważajcie z inspiracjami. Może się okazać, że marzycie o czymś zupełnie innym ;)

  3. Też uważam, że to niezwykle istotny temat, o którym mało się mówi. Jestem typową „ofiarą” inspiracji, a szczyt tej choroby nastąpił niedawno, podczas urządzania pierwszego w życiu mieszkania. Wiem, że pewnie efekt finalny nie byłby tak dobry, gdyby nie różne ciekawostki znalezione w sieci, ale teraz, gdy remont powoli dobiega końca, powoli staram się unikać Pinteresta i innych podobnych bajerów, bo łapię się na tym, że jeszcze nie zdążyłam zamieszkać w nowym miejscu, a już mówię sobie „o rety, to jednak trzeba było zrobić inaczej!”.

    Generalnie odcinam coraz więcej bodźców dopływających do mnie z Internetu. Jest to proces stopniowy i dość mozolny, ale wierzę, że dzięki temu będzie skuteczniejszy. Twoja najnowsza książka była dla mnie sporą inspiracją :) Pozdrowienia!

  4. Jakiś czas temu natknęłam się na, o ironio, Pintereście, na krótką i zwięzłą, ale jakże trafną życiową radę: produce > consume. I tego staram się trzymać.

  5. Asiu, wyszłaś do mnie z tym postem w chwili idealnej.
    Jestem na studiach artystycznych, więc tworzenie powinnam mieć we krwi. Ostatnio zachciało mi się na wakacjach zaprojektować pewien obrazek, ale po kilku prymitywnych szkicach postanowiłam się „zainspirować”. Fakt, ostateczny wygląd mi się podoba, ale ile czasu spędziłam żeby go zrobić… fb, twitter, a może na insta coś ciekawego – to rzucę okiem! I to rzucenie trwa czasem i 2 godziny, inspiracje zapisane w folderze, przeglądam je.. Dobra, czas zabrać się do roboty. Ale nie, przecież brakuje mi kubka z herbatą. I muzyki. Biurko jakby nieposprzątane (lubię porządek, a leży krzywo tylko jeden notes). Jeszcze tosty do tego. Kolejna godzina stracona. Tym sposobem nadchodzi wieczór, robota nieruszona. Odkładam na następny dzień. Co jest najlepsze? Na moim roku sesję zwykle kończę jako pierwsza. Im więcej mam do zrobienia, zwłaszcza pod koniec semestru, tym bardziej jestem zmobilizowana – im mniej rzeczy, tym rozciągam wszystko ile się da. Mam problem odpalania neta jak ludzie zaglądający do lodówki. Poprosiłam tatę, by na tydzień wyłączył mi internet, żebym się nauczyła do egzaminu. Chyba poważnie zastanowię się nad tymi blokadami, bo zauważyłam, że z biegiem lat moja koncentracja spadła właśnie przez korzystanie z internetu, a artystyczna część jest ograniczona przez takie próby odtworzenia inspiracji w jak najfajniejszy sposób, bo jak nie wychodzi to się blokuję: „beznadziejnie, to bez sensu, czemu mi nigdy nie wychodzi?”. Dziś np. szkicowałam owada, zrobiłam pseudopodobny zarys, w końcu wyłączyłam kompa i zaczęłam robić jakieś kreski i w ogóle „na oko”. Po kilku godzinach bazgrolenia efekt jest miliard razy lepszy niż to co chciałam na początku uzyskać. Muszę nauczyć mój mózg, żeby – po pierwsze – nie próbować porównywać się z innymi i osiągać takie same efekty jak u nich, bo zawsze będzie jakaś różnica, a po drugie – jak wejdę na instagrama raz dziennie to zupełnie wystarczy. Będzie ciężko…
    Pozdrawiam!
    (przepraszam za epopeję w komentarzu, ale gdzieś chciałam spisać moje problematyczne przemyślenia)

  6. Od kilku nie mogę się zebrać i skończyć całej pozaczynanej przeze mnie pracy. Twój wpis pojawił się, jak na lekarstwo i w idealnym momencie! Zaraz ściągam Chrome (teraz działam na Safari), a później StayFocused i mam nadzieję, że dzięki temu jakoś wreszcie ruszę z miejsca ;)

  7. Dokładnie to samo czuję! To jak z czytaniem poradników. Ciągle poszukuje się motywacji, zamiast faktycznie się zmotywować. Kiedyś przeczytałam coś w stylu „Stop reading tutorials, start living”. Od tamtej pory zaczęłam żyć, a teraz to już w ogóle mam rozwinięte skrzydła. Wiem dokładnie, o jakim problemie piszesz. Nawet przeglądanie obrazków na Pintereście w pewnym momencie staje się nużące, bo wszystkie są do siebie podobne…

  8. Oj, znam to doskonale. Uwielbiam szukać kreatywnych rzeczy w internecie, bo udostępniam inspiracje na moim drugim profilu. I to działa. Natomiast w przypadku bloga często mi utrudnia pracę ;) Bo wpadnę na jakiś pomysł, potem przeglądam internet i się okazuje, że wcale nie był taki oryginalny. Wtedy często rezygnuję.
    Inspiracje są fajne, jednak potrafią też zabić kreatywność.

  9. Pstra Mtrona

    To bardzo mój temat z racji pracy artystycznej i mam w nim wypracowany bardzo precyzyjny system, więc może napiszę o nim. Zacznę od tego, że ta wielość wszystkiego w otaczającym mnie świecie w ogóle mnie nie boli, nie przytłacza i nie dekoncentruje- uwielbiam to i czuję się jak ryba w wodzie w takim świecie z tryliardem opcji, bodźców i możliwości. Dostrzegam też, że większość ludzi wokół mnie jednak to przytłacza i chcą wszystkiego mniej- budują bardzo minimalistyczną garderobę, przechodzą na mocno eliminacyjne diety (nie z powodów zdrowotnych czy światopoglądowych), albo po prostu mówią mi, że jeden film/spektakl/wystawa w ciągu dnia to dla nich dość. Ja z jednej strony bardzo dużo tworzę, ale z drugiej przyjmuję też ogromne ilości informacji. Mam na to kilka prostych zasad, którymi się kieruję i myślę, że to one sprawiają, że mogę dobrze funkcjonować przy takiej ilości bodźców jaką sobie funduję. Po pierwsze wybór tego co przyjmuję- jakieś 90% informacji jakie przyswajam w celu inspiracji jest wysoką sztuką albo rzetelną nauką czy reportażem, nie oglądam Pinterestów czy innych Instagramów, nie przeglądam fot pięknych wnętrz- gdybym miała urządzać mieszkanie poszłabym oglądać barokowe obrazy, a nie mieszkania. Nigdy nie szukam inspiracji bezpośrednio w tym medium, w którym chcę tworzyć tylko we wszystkich innych naokoło. Czuję, że przyswajanie nawet ogromnych ilości sztuki z różnych dziedzin, epok i stylów pozwala nie wpaść w pułapkę Twojego kwiatka, bo nie ma opcji ulegnięcia modzie a estetyki są tak różnorodne, że siłą rzeczy musimy wybrać to co nam się w tym podoba a nie to co sugerują inni. Sam proces odbiorczy wygląda tak, że oglądam/słucham/czytam coś i jednocześnie robię ciągle bardzo luźne, niechlujne notatki ze wszystkiego co w związku z tym pojawia się w mojej głowie. Po niezbyt długim czasie siadam już do pewnej ilości takich notatek i robię z nich już bardzo konkretny, estetyczny zapis. Najpierw w kilku zdaniach co to było wraz z datą (żeby łatwo sobie w przyszłości przypomnieć) i jakie wywołało we mnie inspiracje. Przy czym inspiracją nie jest chęć skopiowania czegokolwiek. Najczęściej jest to wielki wór kompletnie oderwanych od tego dzieła asocjacji i przemyśleń, które tylko zaczynają się od niego a dochodzą w dziwne rejony (w sensie, że oglądając Rafela dochodzę do genialnych wniosków na temat zombie w kulturze współczesnej), albo dostrzegam to co najbardziej mnie porusza w danej rzeczy i biorę to dla siebie w oderwaniu od reszty (np mimika postaci Rafaela do teatru). Kiedy nazbiera mi się już pokaźna ilość takich inspiracji przeglądam je całościowo i szukam między nimi połączeń tak by stworzyć już konkretne pomysły, które zawierają zazwyczaj w sobie po kilka, kilkanaście takich inspiracji. Zapisuje je w innym, specjalnym miejscu, a niewykożystane dalej leżą tam i czekają na swoją kolej. Na początku jakiegoś większego twórczego okresu przeglądam te pomysły i po prostu wybieram to co wydaje mi się najbardziej dojrzałe do realizacji- na tym etapie czasami te pomysły jeszcze się łączą w większe całości. I tak sobie czekają, po kolei realizowane i nawet te najbardziej oderwane i dziwne w końcu znajdą z czymś powiązanie. Dzięki temu systemowi mimo wielości mam poczucie porządku- chaos by mnie wykończył. Drugą rzeczą jest trening- po prostu ćwiczę swój mózg w przyjmowaniu bodźców. Najlepiej działają na to muzea i festiwale filmowe i teatralne. Po prostu funduję sobie 12 godzin w największych muzeach w Madrycie, albo 6 ambitnych filmów pod rząd- zmuszając się do uważnego notowania. Oczywiście zaczynałam od mniejszych ilości, ale teraz taka jest dla mnie ok i mimo, że może brzmieć strasznie to na tym etapie to dla mnie bardzo przyjemne. Po prostu mój mózg nabrał większej pamięci operacyjnej i dobrze sobie z tym radzi. Ew ze stopami jest gorzej. Nigdy też go nie zajeżdżam i jeśli czuję, że nie mogę się skoncentrować mimo szczerych prób- odpuszczam, tyko dla mnie to jest bardzo późno. No i ostatnia rzecz- szukanie inspiracji w rzeczach, które nam się nie podobają. Co najmniej 1/3 tego co oglądam musi być dla mnie okropna (pozostając wysoką sztuką jak Goya albo Mozart- brrrr)- doszukiwanie się w tym czegoś inspirującego jest dla mnie najlepszym ćwiczeniem mózgu na świecie. Okropnie nieprzyjemnym, ale ćwiczenia nie są od tego żeby było fajnie.
    Rozpisałam się ponad wszelką przyzwoitość, ale to tak bardzo mój temat.

    1. Nie odbierz tego złośliwie, ale tego co napisałaś, nie da się czytać. Przynajmniej mnie. A próbowałam usilnie. Twoje „funduję sobie 12 godzin w największych muzeach w Madrycie” czy „szukanie inspiracji w rzeczach, które nam się nie podobają” – o , Boże…bez komentarza…

      1. Pstra Matrona

        Ciężko tego co piszesz nie odebrać złośliwe. Nie mam pojęcia co w mojej wypowiedzi tak Cię zabolało. Zdaję sobie sprawę, że pisanie nie jest moja mocną stroną i wiele nad tym pracuję, ale już jakiś czas tu komentuję i jeszcze nigdy nikt mi nie zasugerował, że jest tak źle, że nie powinnam. I muzeum nie musi być w Madrycie- po prostu to w którym robiłam to ćwiczenie akurat było (byłam na Erazmusie) nie pomyślałam, żeby może to kogoś urazić. Co do inspiracji rzeczami, które nam się nie podobają uważam, że umiejętność znalezienia ciekawych aspektów w czymś zupełnie nie w naszym guście z jednej strony może uczyć wnikliwej analizy, a z drugiej pozwala uwolnić się od pewnych własnych estetycznych przyzwyczajeń i rozruszać mózg. Zupełnie tak jak wtedy gdy idziemy inną niż zazwyczaj drogą albo próbujemy malować się lewą ręką tylko dotyczy innych rzeczy w życiu.

      2. Komentarz zupełnie niepodobny do innych, ale przez to bardzo ciekawy, nie doszukałam się z nim niczego złego ;) Może przebija przez niego jakiś podniosły i niecodzienny ton, ale totalnie nie krzywdzący nikogo, mnie zainteresował :)

      3. Myslalam cos zupelnie innego czytajac komentarz Matrony – ze to jeden z bardzo niewielu tekstow w Internecie pisanych po polsku, ktory uderza uporzadkowana kompozycja i ciekawymi i skomplikowanymi (zwlaszcza w porownanou do innych tekstow internetowych) zdaniami i zwrotami. Sama nie posluguje sie polskim na co dzien, w codziennym zyciu niezbedne sa mi dwa inne jezyki, wiec polski jest traktowany przeze mnie po macoszemu, i chyba wlasnie przez to bardzo zle sie czuje czytajac polskie teksty, ktore sa zle napisane. Bo wiem, ze moj polski coraz bardziej kuleje. A czytanie dobrze napisanych tekstow nie tylko odswieza moja polszczyzne, ale po prostu sprawia mi radosc.

        Matrono, dziekuje za ten komentarz – ten sposob z zapisywaniem mysli i wrazen wydaje sie byc swietny!

        1. Asiu, jak można szukać inspiracji w czymś, co uważamy za brzydkie? A czy muzeum musi być w Madrycie? Ech, to jednak Twój Gość, było nie było, więc -sorry…

          1. Ale przecież nikt nie napisał, że muzeum musi być w Madrycie. Pstra Matrona opisała swoje doświadczenie, pewnie inne od tego, jak do sprawy podchodzi większość osób, ale czy nie to właśnie czyni go ciekawym? Inspiracja z brzydoty – wystarczy spojrzeć na turpistów, którymi nas męczyli na polskim:)

      1. Też zwracam uwagę na ortografię, ale jeśli już zwracasz uwagę, to powinnaś napisać:

        „Korzystać” pisze się przez rz . Chodzi o język i metajęzyk.

    2. Genialny sposób, bardzo nowatorski i całkowicie odmienny od tego co czytałam do tej pory, tworzysz własne skojarzenia i odczucia na podstawie otrzymywanych bodźców- przynajmniej tak to zrozumiałam. Postaram się to zastosować. Można byłoby później przejść do „diety bodźcowej” aby to co się dostarczyło wcześniej miało czas i miejsce na przetworzenie. Zainspirowałaś mnie Pstra Mtrona :)

    3. Niesamowicie ciekawe, gratuluję samozaparcia, a przy tym wysokiej świadomości siebie, swoich celów i z pewnością mocnej osobowości (tak wnioskuję). Nie mam pojęcia, skąd te negatywne komentarze, przecież to, co napisała Pstra Matrona jest fasycnujące (nawet, jeśli nie podziela się jej sposobu szukania inspiracji).

    4. Dziewczyny, Wy chyba totalnie Pstrej nie zrozumiałyście. Ta dziewczyna to niezwykła osobowość, czytam od długiego czasu jej komentarze na różnych blogach, i to jest tak barwna i oryginalna postać, a jednocześnie taka zwykła, życzliwa, swojska nawet. Przeczytałam jej dzisiejszy komentarz z otwartą buzią, zazdroszcząc szerokiego umysłu, wrażliwości zdolności widzenia takich rzeczy, o których nie mam pojęcia, że istnieją. Dla mnie to była uczta.
      Pozdrawiam Cię Pstra, Iwona.

      1. Tak właśnie, ja też czytałam jej komentarz z otwartymi ustami i lekką nutką zazdrości – identyczne odczucia.

  10. Ja jeśli szukam inspiracji to znajduję artykuły, z którymi się nie zgadzam. Mój pomysł to ,,X jest fajne”, a ja szukam ,,X nie jest fajne” i z jednej strony widzę, o których aspektach X trzeba napisać, z drugiej – skopiować nic się nie da, bo przecież się nie zgadzam. Ewentualnie, innym sposobem: piszę plan o czym napisać i co wiem, potem szukam informacji. Kopiowanie jest ograniczone.

  11. Największymi pożeraczami czasu i rozpraszaczami są, według mnie, portale społecznościowe. Nie robię nic nadzwyczajnego, by od nich uciec. Po prostu nie zaglądam i w ciszy i spokoju skupiam się na pisaniu :-) Chociaż..może jakimś małym sposobem na te czasowe śmieci jest po prostu się na nie w ogóle nie logować/zapisywać? Ja mam tylko fb, maila i bloga. Nie mam twittera,snapchata ani instagrama..i wcale nad tym nie boleję :-)

  12. Mogę śmiało powiedzieć, że to o czym piszesz jest aktualnie moim największym problemem. Nie będę ukrywać, że nie umiem radzić sobie z ilością informacji, a przede wszystkim z chęcią sięgania po nie. Chciałabym być osobą twórczą, czuję, że mam w sobie niewykorzystany potencjał, ale współczesny świat napycha mają głowę niepotrzebnymi obrazami, słowami i co najgorsze potrzebami – które często zostają tylko w sferze planów i marzeń. Chętnie poczytałabym o tym więcej – o detoksie od ponowoczesnego kultu nadmiaru bodźców.

  13. Podobnie jak Ty, Asiu, kiedy pracuje nad czymś konkretnym, staram się mieć otwarty tylko jeden plik tekstowy i skupić się wyłącznie na nim. Najgorsze jest to, że ze wszystkich stron zalewają nas informacje, teksty, zdjęcia i człowiek tyle tego chłonie, że potem sam już nie wie, czy pisze coś dlatego że ma taką potrzebę i wpadł na świetny pomysł, czy dlatego że tak mocno utkwily w nim wcześniej przeczytane/obejrzane treści…

  14. Okazuje się niestety , że różnica pomiędzy twórczościa a twórczym kopiowaniem jest bardzo cienka. Nie żebym miała coś przeciwko temu drugiemu: nie od dziś wiadomo , że naśladowanie ludzi sukcesu tez może mieć znamiona sukcesu. Bardziej chodzi mi o to, że w naszych działaniach coraz mniej jest „ja” a coraz więcej „my”. Myślenia schematami, podążania za tym co proste i sprawdzone. Ostatnio urządzam mieszkanie. Chciałam, żeby było takie tylko moje, takie jakie sobie wymarzylam. I chociaż jestem z niego bardzo zadowolona to coraz częściej widzę, że jest jednym z wielu mieszkań jakich teraz jest mnóstwo na Pinterescie, Homebooku czy Instagramie. Przeglądanie setek zdjęć zaowocowało tym, że może nawet całkiem nieświadomie kopiuje to co już gdzieś widziałam. Może więc zrobie tak jak radzisz i przy następnym swoim projekcie, niezaleznie co to bedzie, postaram się odciąć od wszystkich pomagaczy i skupić się na tym co rzeczywiście jest we mnie.

  15. Ciekawy Twój pomysł. W pierwszej chwili miałam napisać „ciekawy, ale nierealizowalny w moim przypadku, bo małe dzieci i nie będe w stanie nic zrobić przed śniadaniem”, ale w gruncie rzeczy maluchy ostatnio śpią dłużej, a ja tez tak całkiem od razu nie muszę nic jeść. Może spróbuję popracować z takim czystym, wyspanym umysłem.

    A trochę z innej beczki, myślę, ze warto popracować nie tylko nad praca w skupieniu, ale także – o ironio – nad uważnym odpoczynkiem, bo przy nim tez się rozpraszamy. Ja staram się maksymalnie dużo czasu spędzać offline (stosuję zasady jak dla nastolatków – przeznaczam na internet określoną ilość czasu, do tego z listą rzeczy, które chce przeczytać/sprawdzić/zobaczyć – i wyłączam. Rozważam wyłączanie routera, bo są jeszcze podstępne telefony). Angażuję się w takie proste przyjemności właśnie bez rozpraszaczy, typu totalne słuchanie muzyki (z dobrych głośników, z zamkniętymi oczami), albo uważne jedzenie, albo siedzenie na balkonie i wąchanie deszczu (a u siebie piszę ostatnio o takich przyjemnościach związanych z dotykiem).

    I jeszcze, co do inspirowania się – nie wiem, czy jesteśmy w stanie go uniknąć, bo przecież inspiracje są nie tylko w sieci. Przykładowo, przy kupowaniu ubrań, czy urządzaniu mieszkania, nie unikniemy chociażby oglądania wystaw a te są stworzone właśnie między innymi na bazie tych obrazków. Dobrze chyba po prostu zachować w tym jakiś rozsądek i mieć świadomość pewnych prawidłowości;)

    Pozdrawiam!

    1. Asiu, chciałabym zameldować, że dzisiaj zastosowałam Twoja metodę i zadziałało super! Wstałam trochę wcześniej i dzisiejszy tekst na bloga pisało mi się aż furczało:D i całkiem jestem zadowolona z tego, co wyszło:)
      Będę tak robić częściej!

  16. Masz rację, że od nadmiaru informacji, inspiracji nasz mózg się wyłącza w jakiś sposób. Też czasem mam tak, że przytłacza mnie ten nadmiar, ale staram się wtedy wyciszyć, wyłączyć wszystkie urządzenia i po prostu posiedzieć w ciszy. Co nie jest zbyt łatwe…może powinnam zacząć ćwiczyć jogę :) Niestety ciężko jest uniknąć tego wszystkiego, dlatego to co napisałaś jest świetnym pomysłem. Trzeba po prostu postanowić kiedy jest czas na przeglądanie fejsa, instagrama itp., a kiedy czas na pracę. Rozwlekanie to najgorsze co można zrobić.

  17. Rozumiem cię doskonale, czasem mam wrażenie, że to wszystko mnie przytłoczy! Wszędzie tyle rzeczy, tyle jedzenia, tyle ubrań! Tyle informacji! Przeraża mnie to jak ludzie chętniej skupiają się na treści internetowej, zamiast zastanowić się nad życiem w „realu”.

  18. Chyba takie rozmemłanie bardziej tyczy się humanistycznych zawodów. Kiedy mam do zaprojektowania wysokość kolumny rektyfikacyjnej siadam do arkusza w excelu i po prostu liczę liczę i liczę. Potrzebuję znaleźć dane na temat konkretnej stali? Otwieram wyszukiwarkę, wpisuję, znajduję, uzupełniam brakujące dane i wracam do pracy. Bzyknie mi coś w telefonie? Sprawdzam, odpiszę komuś, zajmuje mi to może 20 sekund, i wzrok z powrotem na ekran i wykresy. Dlaczego zrobienie czegoś konkretnego urasta do rangi tak wielkiego problemu? Przecież nikt nam nie każe wchodzić na instagram, facebooke’a itp. całe to szumnie nazywane ,,szukanie inspiracji” czyli mniej poetycko- patrzenie na obrazki w internecie, należy do gatunki przyjemności i spokojnie możemy się tym zająć po wykonaniu tego co sobie ustaliliśmy na dany dzień. Wiem że do zwykłych, przyziemnych spraw jak dobór zaworów i umiejscowienie króćców może nie potrzeba specjalnego natchnienia, ale ludzie. Nie wprowadzajmy patosu tam gdzie nie jest potrzebny, zawód artysty(malarza, pisarza, rzeźbiarza) to ciągle ZAWÓD i tak jak od inżyniera powinno oczekiwać się tu konkretnych efektów.

  19. No właśnie, najbardziej zgadzam się z ostatnim zdaniem, że nikt tego w szkole nie uczy, a powinien. Ciekawe, kiedy w końcu w szkołach pojawi się prawdziwa informatyka, czyli teoria informacji, z wszystkim, co to ze sobą niesie, a nie tylko nauka klikania w linki.
    A jeśli chodzi o twórczość, to bardzo wiele osób dziś zapomina, że żeby coś naprawdę dobrego stworzyć, potrzeba wielkiej dyscypliny i rygoru, a to nie są dzisiaj modne słowa.

  20. Doszłam do podobnych wniosków po tym, gdy wymyślałam temat do napisania, patrzyłam, co inni o nim myślą, a potem stwierdzałam, że bez sensu, żebym po raz kolejny wypowiadała się na dany temat :D. Żeby się nie demotywować – nie czytam innych wpisów przed napisaniem swojego – to rozwiązanie idealne :).

  21. Joasiu, dziękuje Ci za ten tekst jak i za wiele innych pod którymi nie zostawilam komentarza mimo dokładnego przeczytania i wyciągnięcia wielu wniosków. Osobiście odbieram Cię jako głos rozsądku dzisiejszych czasów Internetu. Twoje posty mają realny wpływ na moją codzienność – prowadzą do realnych zmian. Wiele treści na blogach, szczególnie o ogólnie pojętym lifestyle’u/ couching’u ładnie wyglądają na ekranie laptopa ale nie prowadzą do niczego oprócz tępego przytaknięcia. To co i w jaki sposób piszesz bardzo do mnie przemawia, skutkuje chwilą prawdziwej refleksji i bardzo czesto przyznaje Ci racje i podązam za Twoimi wskazowkami co ma pozytywny wplyw na moje zycie i jakosc pracy/ produktywnosc. Tak więc dziękuje.

  22. Ten wpis przeczytałam „wraz na czas” – zbierając materiały do pracy magisterskiej i usilnie zastanawiając się nad tym, jak właściwie przymusić się do wytrwałości i systematyczności, bo absolutnie nie chcę pisać magisterki w trzy tygodnie (znając mnie, rzuciłabym wszystko, zawinęła kocem w naleśnik i nie skończyła studiów). Dlatego Twoje dwa wspomniane posty już czekają w kolejce na przeczytanie :)
    Dodałabym jeszcze, że nadmiar inspiracji nie tylko nas męczy i nuży, ale – przynajmniej ja tak mam – powoduje zupełnie nieuzasadnione poczucie, że JUŻ COŚ ZROBIŁAM, mimo że tak naprawdę guzik zrobiłam i nie ruszyłam do przodu! Wszak sumienie jest zaspokojone, bo „przynajmniej zaczerpnęłam inspiracji”…

  23. Wiesz, Aleksandro, masz rację :). Jestem humanistką z wyboru, a jednak dobrze wiem,że kiedy klikam sobie, to żadnej inspiracji nie znajdę, raczej informację, czasem przypadkowo zresztą. W moim przypadku klikanie resetuje umysł. Dziwię się temu, co dziewczyny piszą, bo zupełnie nie inspirują mnie rzeczy prezentowane na instagramach, blogach itp. One zawsze są do siebie podobne. Pojawia się trend i nagle wszyscy chcą tego samego. Dziwne. Lubię czytać blogi, m.in. Asi, ale wynoszę z nich głównie informacje, czym zajmuje się teraz damski świat w takim czy takim przedziale wiekowym. Może w sumie to też inspirujące ? Ostatnio obejrzałam vlog jakiejś dziewczyny, która robiła sobie makijaż i byłam bardzo zaskoczona, ilu kosmetyków na raz można użyć. To też cenna informacja na temat dzisiejszego świata. Sama bym na to nie wpadła, ani teraz, ani ileś lat temu.
    Jednocześnie podziwiam Cię Asiu, bo jesteś jeszcze bardzo młoda, a potrafisz działać w sposób zdyscyplinowany i konsekwentny. Dobrze, że dużo piszesz, to na pewno zaprocentuje, bo nie wierzę, żebyś poprzestała na poradnikach. W każdym razie gorąco Ci tego życzę.

  24. Bardzo ciekawa metoda, bo przecież zazwyczaj robimy odwrotnie- najpierw przeglądamy, co tylko się da, a dopiero później coś tam tworzymy. Niby prosta zmiana, a jednak tak nie robiłam i nie pomyślałam o tym przed przeczytaniem twojego postu. Dzięki:)

  25. Ciągle mnie zaskakujesz :) Blogi przeglądam głownie w pracy, jako zapychacze, i już przestałam się po nich spodziewać ciekawych treści. A u Ciebie – WOW! Właśnie mi uświadomiłaś coś bardzo ważnego! Jesem grafikiem-hobbystą, znalazłam wczoraj fajny konkurs graficzny, w któym chcę wziąć udział. I od czego zaczęłam – od przejrzenia Deviantarta, folderu na dysku z inspiracjami oraz kilku tablic na Pintereście… a przecież kiedyś, jak nie miałam internetu, sama siadałam i wymyślałam, eksperymentowałam… :/ jednak usiądę do rysowania bez szukania pomysłów w Internecie. Dziękuję :)

  26. Ważne, gdy jeszcze p[racowałam jako frreelancer z domu często nie odbierałam telefonu, szczególnie jak dzwoniła mama albo siostra, męża też czasem olewałam, szczególnie jak akurat miałam wenę i dobrze mi się pisało.
    Niestety (choć raczej stety), teraz mój dzień rozpoczyna się od pobiegnięcia do pokoju dziecinnego, karmienia, przewijania… ach, nie będę wymieniać, bo się zmęczę ;). Dziś czas na prowadzenie bloga i pisanie innych tekstów to raczej takie „ukradzione” godziny w ciągu dnia jak dziecko śpi albo wieczory

  27. Od 13 lat piszę bloga – tak naprawdę to dla siebie i garstki znajomych, chyba, że ktoś tam trafi przez przypadek ;) Przez cały ten czas piszę regularnie, choć ostatnimi laty rzadko, bo skupiam się na pisaniu głównie wtedy, gdy …przyjdzie mi myśl 'odkrywcza’, warta podzielenia. (Taka wiesz – dla siebie za 10, 20, 30, 40 lat. Żebym miała wgląd we własne jestestwo i żebym się mogła sama spionować.) Czasami piszę też wtedy, gdy czuję, że trochę codzienności chcę zostawić ‘na pamiątkę’. Tyle mi wystarcza i to mi pasuje. W kwestii pisania. A w kwestii inspiracji wnętrz czy ciuchów…. Boże, jakim odkryciem były dla mnie pinteresty! Takie proste narzędzie, a jaka …oszczędność czasu! Wpisujesz jedno słowo i można zacząć kombinować! Jak ktoś nie ma wyobraźni przestrzennej (a moja jest naprawdę skromna), to jest to wybawienie. Byle nie zapominać o zdrowym rozsądku. I priorytetach. :)

    Pozdrawiam i gratuluję – masz dar pisania uniwersalnego, co współcześnie wcale nie jest takie …oczywiste. 

  28. Pozwolę sobie powtórzyć za klasykiem:
    “How vain it is to sit down to write when you have not stood up to live.”
    ― Henry David Thoreau

  29. Fajny sposób z tym, że od razu rano zasiadasz do pisania i to tak radykalnie. Ja trochę inaczej – rano śniadanie, spokojna kawa i przegląd internetowej prasówki, a potem pisanie pisanie i pisanie. Zła tylko jestem na siebie jak wstanę za późno, bo się to wszystko nieźle przeciąga.

  30. Pingback: #holiday16, SIMPLE PLEASURES – DALEKO OD WIATRU

  31. Bardzo dobry post, Asiu.
    Zalew różnorakich treści jest momentami przerażający. Pinteresta i Instagrama nie przeglądam, ale FB potrafi mnie wciągnąć na dobre. Tym bardziej, że znajomi często linkują ciekawe artykuły, i tak czytam jeszcze jeden, jeszcze jeden…
    W pracy zawodowej mam tak, że jak muszę coś zrobić to siadam i robię. Staram się nie otwierać przeglądarki, tylko te programy z których aktualnie korzystam. Nie zawsze dobrze mi to wychodzi, od kilku miesięcy mam problem z zabranie się do pracy. Wynika to z tego, że wyrabiamy sobie pewne nawyki związane z konkretnym miejscem (a przynajmniej u mnie tak to działa). Na studiach mieszkałam poza domem i tam miałam system podobny do Ciebie – wstawałam rano, śniadanie, mycie i bach do pracy przy kompie albo na uczelnię. Pracowałam dużo, żeby maksymalnie wykorzystać czas poza domem i bliskimi znajomymi. Powrót do domu był dla mnie czasem odpoczynku i niestety tak mi trochę zostało – po studiach wróciłam do domu i o wiele ciężej wyrobić mi tutaj nowe nawyki. Tym bardziej, że dokładają się rodzice ze swoimi zwyczajami i tak to się nakręca. W nowym mieszkaniu będę kreować swoje codzienne zwyczaje od zera i przyznaję, że jest to dla mnie fascynujące i nie mogę się tego doczekać :)
    A jeżeli chodzi o przeglądanie inspiracji, to po pierwszym roku studiów kompletnie mi przeszło. Rzucę czasem okiem na nowości i poprzeglądam gazety, ale zdecydowanie mniej niż kiedyś. Wole iść do galerii sztuki na dobrą wystawę :)

  32. Pingback: MORTYCJA POLECA #80 | M O R T Y C J A

  33. Pingback: #1 Migawki z życia - marilabo.pl

  34. Pingback: WTORLINKI #67 - terroryzm, jednorożce, intymność i medytacja - Króliczek Doświadczalny

  35. Pingback: Skup się i twórz! – Dziki Entuzjazm

  36. Dobra rada i chyba muszę zacząć się do niej stosować, bo faktycznie tak jest, że często wpadam w wir przeglądania innych treści i zupełnie tracę zapał do pisania. Nie mówiąc o odrywaniu się przez wyskakujące powiadomienia. Na telefonie już jakiś czas temu powyłączałam znaczną część powiadomień lub ustawiłam ściąganie ich np. co 30 minut. Trochę pomogło, więc faktycznie pora na wprowadzenie bardziej radykalnych zasad :-)

  37. Swiete slowa. Tymbardziej, ze kiedy piszemy o czyms, czego dowiedzielismy sie z cudzego doswiadczenia, to tak do konca nie jest nasze, nie jest tak wiarygodne i przemawiajace do odbiorcy, jak to co sami przezylismy, doglebnie sobie przemyslelismy…

  38. Twoja rada jest strasznie mądra. Dziś tak właśnie zrobiłam: wstałam, włączyłam laptopa i zaczęłam pisać (oczywiście dzień wcześniej zaplanowałam, jaki temat).
    Tak, też cierpię na nadmiar inspiracji i informacji. Bardzo dobrze wyjaśniłaś, jak działa nasz mózg, gdy już się naczytamy. Nie chcę tylko zatrzymać się na świetnych pomysłach, chcę je wypuścić w świat..
    Dzięki za wpis :)

  39. A ja mam post – od Środy Popielcowej do Wielkanocy. I to Wielki. A reszta to – wpisy. Serio.
    I nie wolno nikogo poprawiać, niech robi błędy do końca żywota, kiedyś się podziękowało za zwrócenie uwagi, lecz nie dziś.

  40. „Jeśli brakuje mi jakiś danych, zostawiam puste miejsce, zapisuję, co mam później sprawdzić, na końcu dokumentu i jadę dalej. Jeśli po drodze wpadnie mi do głowy jakiś pomysł albo temat kolejnego artykułu, zapisuję go na kartce, a po skończeniu pracy i odblokowaniu internetu przenoszę do Trello albo Google Keep.”

    Jaka wspaniała rada! To jest mój największy problem; bardzo lubię robić to, co robię i często nie potrzebuję się zmuszać, ale jak brakuje mi jakiejś informacji albo nie jestem czegoś pewna, to oczywiście zaczyna się googlowanie, z którego wychodzę po kilku godzinach, zupełnie nie wiedząc, co się stało! Do tego oczywiście sto nowych pomysłów, a o tym, nad czym zaczęłam pracować, średnio już pamiętam ;) I tak mi minął dzień. Spróbuję Twojego patentu!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.