Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Dlaczego nie używam Snapchata?

O istnieniu Snapchata dowiedziałam się wyjątkowo późno. Co prawda nazwa nie raz mignęła mi w branżowych artykułach czy na facebookowych profilach blogerów, ale jakoś nie chciało mi się sprawdzać, o co tak właściwie chodzi – opisy nie brzmiały szczególnie zachęcająco. Wiosną tego roku zebrałam się jednak w sobie i postanowiłam na własne oczy przekonać się, o co tam właściwie chodzi.

Założyłam konto, pododawałam znajomych z internetowej branży i blogerów, do których zaglądam. Nie znalazłam żadnych swoich „prywatnych” znajomych, ale muszę też przyznać, że nie szukałam szczególnie wnikliwie. Opcja wysyłania wiadomości prywatnych zupełnie więc u mnie odpadła i skupiłam się na oglądaniu rzeczy udostępnianych publicznie. Obejrzałam kilka relacji z wydarzeń, parę ujęć z podróży, ale przede wszystkim niezliczone ilości kubków z kawą, drepczących po chodniku stóp i widoczków zza samochodowej szyby. Nawet wrzuciłam dwa snapy z Chrupkiem biegnącym swoim prześmiesznym galopkiem po trawie i… stwierdziłam, że to nie jest miejsce dla mnie.

Nie uważam, że Snapchat jest złem wcielonym, wysysa młodzieży mózgi i sprawia, że przestaniemy się ze sobą komunikować twarzą w twarz. Jest po prostu narzędziem, które może być wykorzystywane w ciekawy i twórczy sposób, tak samo jak w nudny i wtórny. Podoba mi się, że pokazuje surowy obraz, raczej nikt nie dłubie przy zdjęciach czy filmikach na Snapchata, pompując sobie włosy czy skracając nos. To na pewno powiew świeżości, stojący w opozycji chociażby do przeestetyzowanego Instagrama, ale warto też pamiętać, że nadawca treści zawsze pokazuje nam tylko to, co ma ochotę pokazać. Cały czas natykam się na dziewczyny, najczęściej młode, przeżywające, że ich życie nigdy nie będzie tak wspaniałe, jak na zdjęciach blogerki X czy Y. Zgadzam się w stu procentach! Z tym, że życie tych blogerek na pewno też nie wygląda tak różowo, jak na zdjęciach. To tylko powiązany z ich internetową działalnością wycinek rzeczywistości. Nigdy nie wiemy, przez co taka osoba przeszła czy przechodzi, jakie ma problemy, ile kosztowało ją dotarcie do miejsca w którym jest teraz. Z jednej strony zachęcałabym więc do powstrzymania się od pochopnych ocen, z drugiej od porównywania się z innymi – to naprawdę do niczego nie prowadzi.

Ta surowość i łatwość wysyłania komunikatu w świat ma też swoją gorszą stronę. Wspomniane wyżej tony nóg, kaw i drinków wysyłane w naprawdę masowych ilościach. W samym dokumentowaniu siebie i swojego otoczenia nie ma nic złego, nawet wyśmiewane selfie ma mnóstwo pozytywnych aspektów – często jest przejawem zdrowej sympatii do siebie i swojego ciała. Super, że kobiety, zamiast narzekać że to i tamto mają grube i nieładne, robią sobie autoportrety i czerpią z tego przyjemność. Istnieje co prawda cały szereg uzupełniających Snapchat aplikacji, ale myślę że spokojnie można przyjąć, że to medium, które wysyła dużo zdrowszy sygnał, jeżeli chodzi o wygląd zewnętrzny.

Takie nieustanne dokumentowanie starannie wyselekcjonowanej codzienności jest dla mnie jednak zwyczajnie nudne. I to nawet nie chodzi o to, że nie lubię podglądać innych ludzi – bardzo lubię, jak wszyscy, gapię się na ludzi i ich psy na ulicach, podsłuchuję rozmowy w pociągach i układam na ich podstawie skomplikowane scenariusze, za kilkadziesiąt lat pewnie będę jedną z tych starszych pań, wyglądających przez okno na podwórko razem z grubym pieskiem na krótkich, koślawych łapkach. Ale to, co widzimy na Snapchacie, to w ogromnej większości wyreżyserowana codzienność – każdy pokazuje to, co chce pokazać, a w efekcie wszyscy pokazują to samo.

Na pewno jest tam wiele wartościowych treści i inspirujących artystów, ale z pełną premedytacją postanawiam się do nich nie dokopywać. Nie mam poczucia, że muszę obejrzeć cały internet. Wolę też oglądać czy czytać treści bardziej przemyślane i przygotowane z większą starannością. To nie jest podział „jedne są dobre, a drugie złe”. To po prostu mój subiektywny wybór. Tak samo nie przepadam za vlogami (rozumianymi jako surowe videorelacje). Mam wrażenie, że w ciągu dnia dociera do mnie tyle bodźców, że wolę gdy twórca zada sobie trud wyselekcjonowania tego, co naprawdę chce powiedzieć i poda to w możliwie przyjazny dla odbiorcy sposób. To umiejętność, która będzie mocno zyskiwać na znaczeniu – takie „kuratorstwo treści”, docieranie do esencji, tego co naprawdę wartościowe. I to zarówno u nadawców, jak i u odbiorców.

Lubię mieć możliwość szybkiego przeskanowania treści i zadecydowania, czy znajdę w nich coś dla siebie, czy nie. Na Snapchacie to niemożliwe. Czy to znaczy, że nie lubię spontaniczności i jestem potworną nudziarą, która wszystko musi mieć podane na tacy? Jest taka szansa, ale myślę że chodzi tu przede wszystkim o bylejakość, brak staranności. Dla przykładu, bardzo lubię spektakle impro, które jak sama nazwa wskazuje, są improwizowane, ale artyści przygotowują się wcześniej pod wieloma różnymi względami, ćwiczą różne możliwe scenariusze, dzięki czemu całość się klei i jest naprawdę zabawna – wybierzcie się kiedyś koniecznie.

Wytłumaczyłam już, dlaczego nie oglądam snapów, ale jest i druga strona – sama też ich nie robię. Po części z wymienionych wcześniej powodów – nie wydaje mi się, żeby moje przejście po chodniku było dla kogoś fascynujące, a zawsze towarzyszy mi zasada tworzenia takich treści, jakie sama chciałabym oglądać.

Po drugie, kompletnie nie mam podzielnej uwagi. Mogę albo czytać, albo rozmawiać, albo oglądać film, albo odpisywać na maila, zdarza mi się, że nie dociera do mnie coś co ktoś właśnie do mnie powiedział bo akurat… myślałam. Nagrywanie moich codziennych aktywności pewnie skutkowałoby tym, że ani nie sprawiałyby mi przyjemności, ani nie byłabym zadowolona z tego, co wypuściłam w sieć.

Po trzecie, dużo składniej piszę niż mówię – właśnie dlatego prowadzę bloga. Lubię się nad wszystkich chwilę zastanowić, jestem jedną z tych osób, którym cięte riposty przychodzą do głowy po godzinie. Moje relacje na gorąco nie byłyby więc pewnie szczególnie porywające.

Po czwarte, moja praca w ogromnej większości odbywa się online. Codziennie tworzę treści, odpowiadam na maile, aktualizuję Facebooka i robię w Internecie mnóstwo innych rzeczy. Gdybym miała jeszcze relacjonować w formie video wszystkie swoje codzienne aktywności, miałabym naprawdę dość. Bycie offline jest dla mnie dużym luksusem i chętnie z niego korzystam. Podobno dla młodzieży rozróżnienie online/offline już w ogóle nie istnieje – jedno z drugim się przeplata i zmęczenie byciem online w ogóle nie występuje. U mnie to tak nie działa i dla swojego zdrowia psychicznego wolę określone części dnia zarezerwować sobie na zupełnie pozainternetowe aktywności.

Po piąte, najzwyczajniej w świecie nie mam nic, co chciałabym przekazać, a dotychczasowe kanały by mi na to nie pozwalały. Wszystko, co mam w sieci do powiedzenia, mówię na blogu, Facebooku i tak dalej. W tej chwili nie ma żadnego intrygującego mnie tematu, który wymagałby takiej oprawy, a prowadzenie osobnego kanału tylko po to, żeby był i żeby mieć odhaczoną pozycję z listy „jestem do przodu z nowymi technologiami” nie jest mi potrzebne – nie lubię rozmieniać się na drobne. Nie czuję też potrzeby transmitowania wszystkiego, co robię, mam wrażenie, że nie docierałabym też w ten sposób do osób, do których chciałabym docierać.

Dobrze jest próbować nowych rzeczy, ale równie ważne jest oddzielenie tego, co sprawia nam przyjemność i wnosi wartość w nasze życie od tego, co niekoniecznie. Nigdy nie miałam Tamagotchi, to bez Snapchata też jakoś przeżyję.

 


 

Ciekawa jestem, jak to jest u Was? Kojarzycie jakieś rzeczy, które zdają się wciągać wszystkich dookoła, a Was jakoś omijają?

PS Mam koleżankę, która nie widziała Króla Lwa!

PS2 To okno nie jest aż tak brudne, jak się wydaje na zdjęciu, ale i tak je umyję.

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

110 thoughts on “Dlaczego nie używam Snapchata?”

  1. zawsze chciałam mieć tyle cienkopisów, moje podstawówkowe ja byłoby w stanie popełnić jakąś karalną zbrodnię za taki pełen kubeczek :>

      1. Też chciałam napisać, że zazdroszczę liczby stabilo, a tu się okazuję, że trzeba było zostać blogerką… No nic, kupię sobie sama :P

  2. Ja w Snapchata się nie zagłębiam z premedytacją. Gdy zobaczyłam kilka filmików na Instagramie, doszłam do wniosku, że wszyscy wrzucaja to samo… O ile Instagram nawet lubię, bo lubię oglądać inspirujące zdjęcia, o tyle oglądanie niby szczerych i niby spontanicznych wygłupów na Snapie to dla mnie żadna rozrywka. Wolę zdjęcia, słowo pisane czy ciekawe filmy z kilku kanałów na youtube, które subskrybuję. Może też jest to kwestia, że nie jestem fanką posiadania miliona aplikacji. Facebook i Instagram, i oczywiście mój Blog zdecydowanie wyczerpuje moje ekshibicjonistyczne zapędy, a u innych też nie chcę zagłębiać się dalej… :)

  3. No to ja najbardziej w snapie lubię akurat czatowanie ze znanymi mi prywatnymi osobami – szybkie pokazanie im czegoś co się u mnie dzieje – o ile zdjęcie można wysłać innymi kanałami, to krótkie filmy na snapie są fajne, bo wysłanie komuś filmiku mailem lub na fejsie to już nie taka szybka sprawa ;) A historie oglądam właściwie tylko Ewy z RedLipstickMonster, Cassey z Blogilates i Ingrid Nilsen (też YT :).

  4. Ja Króla Lwa widziałam kilkukrotnie, za to Titanica ani razu ;)
    Z „gwiazdorskich” snapowiczów gorąco polecam therealdrmiami, można sobie pooglądać odsysanie tłuszczu z pośladków, powiększanie piersi i inne fajne rzeczy, oczywiście jeśli kogoś interesują zabiegi chirurgiczne : D

  5. Mam Windows Phone, a snapchat jest niedostępny na to oprogramowanie, więc mam tę aplikację z głowy. I za każdym razem jak widzę: więcej szczegółów na snapchat, szlag mnie trafia. Tak jakby każdy miał dostęp do tej aplikacji. Nie wiem jak w tych czasach można nadążać za prowadzeniem bloga/kanału, instagrama, twittera, facebooka i jeszcze snapchata. A gdzie czas na prywatność? :/

  6. Oo, jak cudownie, że ktoś z blogosfery się trochę wyłamał :) Szczerze mówiąc nie wypróbowałam snapchata na własnej skórze, ale nawet nie mam na to ochoty. Nie mam czasu żyć życiem innych i oglądać, jak piją kawy czy jak imprezują :) Wolę sama celebrować swoje chwile i od czasu do czasu pooglądać IG czy FB, gdzie tak jak to opisałaś, treści są trochę bardziej wyselekcjonowane.

  7. Widziałam tylko początek Króla Lwa i to wystarczyło, bym 'znielubila’ ten film. Nigdy nie widziałam i wcale nie mam ochoty oglądać :(. Więc chyba zdecydowanie nie idę za tłumem :) pozdrawiam!

  8. Sama korzystam ze snapchatu, ale w przeciwieństwie do Ciebie polega to głownie na prywatnej komunikacji z poszczególnymi osobami, moimi znajomymi i/lub rodziną, bliskimi. Fajnie, że mogę zobaczyć czasem (bo nie snapchatuję aż tak często) urywki z ich życia, zwłaszcza jeśli mieszkamy daleko od siebie, w innych państwach itd. Wśród moich kontaktów na snapchacie nie ma żadnych osób, których bym nie znała, więc followowanie celebrytów i oglądanie ich historii to zupełnie nie moja bajka.

    Z rzeczy które mnie obeszły, w życiu nie wkręciłam się w Pokemony!

    1. Pokemony! Nie dość, że zawzięcie grałam i zbierałam w dzieciństwie (pamiętam, jak w paczce kart, którą dostałam na Mikołaja, znalazłam CHARIZARDA i zapewniło mi to superpopularność w klasie na przynajmniej tydzień), to jeszcze z rok temu koleżanka sprzedała mi cynk, że jest wersja na smartfony i znowu się wciągnęłam na dłuuugie godziny:)

    2. Ania, otóż to! Co prawda sama nie korzystam ze Snapchata – po prostu przesyłam wybranym członkom rodziny/znajomym MMS-y i w takim przypadku myślę, że to świetna sprawa. Dla mnie to zawsze super dostać MMS-a od siostry ze zdjęciem, co akurat porabiają jej chłopaki, czy pod moją nieobecność foto naszych durnych kotów od sublokatorki ;) Tylko tak, jak piszę – mnie starczają MMS-y, które mam w pakiecie, więc Snapchat już mi niepotrzebny, ale ogólnie rozumiem ludzi, którzy używają go do w/w celów.

      Z kolei nie ogarniam śledzenia snapów obcych osób i w ogóle by mnie one nie interesowały – wcześniej było to tylko podejrzenie, teraz dzięki Asi wiem to na pewno :)

      Wracając do treści samego wpisu, bardzo ciekawe jest stwierdzenie, że młodzież nie odróżnia czasu online od offline. Mnie zupełnie jak Asię męczy bycie non-stop dostępną, dlatego np. Internet w komórce włączam jedynie w przypadku prawdziwej potrzeby (wychodzę z założenia, że z naprawdę ważnymi sprawami ludzie po prostu dzwonią). Często spędzam całe weekendy zupełnie z dala od sieci i bardzo wtedy odpoczywam. Pisząc to, właśnie poczułam się jak jakiś stary pryk ;):D

      A drugie post scriptum mnie totalnie rozbawiło, bo patrząc na pierwsze zdjęcie pomyślałam sobie „ale brudne okno”, żeby po momencie zreflektować się, że to straszne zwracać uwagę na takie rzeczy i mega złośliwe z mojej strony, szczególnie, że okna to moja taka trochę pięta Achillesowa. A tekst jest w końcu poniekąd o zdjęciach idealizujących życie blogerów, więc zdjęcie super pasuje do treści ;)

      Pozdrawiam! :)

    1. Ja też nie, żadnej z rzeczy, które wymieniłaś. I furby też nie miałam. I gameboya, i pegasusa. Ale za to miałam więcej czasu, żeby czytać książki :)

  9. Późno pojawiłaś się na Instagramie – myślisz, że podejście do snapa też może Ci się zmienić?

    Ja ostatnio próbuję się przekonać, bo kilkoro ludzi interentu, których szanuję się tam znalazło, co przeniosło moją opinię o snapchacie na trochę wyższy level ;) Nadal mam jednak mieszane uczucia i zastanawiam się czy mi to potrzebne. Mój kryzys w blogowaniu chyba ciągle trwa, sklejanie zdań przychodzi z trudem, aktualizowanie social media kuleje, więc i do nagrywania w tej aplikacji się nie palę.
    Nie wydaje mi się, żebym mogła wciągnąć się w to na całego, ale może przyjdzie mi pomysł jak to połączyć z blogiem.

    1. Pewnie, że może, ale szczerze wątpię – ja wolę internety idące w kierunku medium.com itp., niż totalnego spontanu. Na kryzys w blogowaniu u mnie zawsze pomaga przymuszenie się do regularności, potem jak już się rozkręcę, to samo się toczy:)

  10. Ale jak to nie miałaś tamagotchi?! To jest akurat ta jedyna rzecz zawarta w tym poście, która nas różni. A tak to pod wszystkim mogę się podpisać. Nie używam snapchata, nie za bardzo go rozumiem, ale nie potępiam. Przeraża mnie jedynie to myślenie wielu ludzi, o czym wspomniałaś, że świat wykreowany w mediach społecznościowych przez blogerów i celebrytów to ich prawdziwe życie, a nie poprawiony, przefiltrowany i zapozowany przekaz.
    Zresztą mnie też trochę męczą te wszystkie aplikacje przez jeszcze jedną rzecz [’wszystkie’ – używam tylko Instagrama i Fejsbuka], że przez nie często mój burger stygnie, bo przyjaciółka musiała zrobić zdjęcie, że mój żart przestaje być śmieszny, bo niby jak ma taki być skoro ktoś prosi o jego powtórzenie, bo chce go przepisać na fejsa jako zapis spontanicznej, przezabawnej sytuacji itd. A sama jak chcę coś wrzucić na Instagram, to albo muszę to zaplanować z wyprzedzeniem, albo od razu zamówić drugi kawałek ciasta, bo zanim złapię za telefon już połowy nie ma…

    Hym…drugi akapit nie jest na temat, ale musiałam to z siebie wyrzucić :D

  11. Zgadzam się z Tobą w 100%! Naprawdę nie rozumiem Snapchata i idei głupich filmików, albo co gorsza zdjęć z dziwnymi napisami na środku, takie samo podejście mam do vlogów, czasem je oglądam, ale zdecydowanie wolę czytać niż oglądać. Za dużo tego wszystkiego już wymyślają, więc pozostanę przy fb, ig i blogu:)

  12. Nie widziałam Króla Lwa, Gwiezdnych Wojen też nie. Wielu modnych rzeczy i aplikacji nie używałam. A o snapchacie powiem, że nie jest taki zły. Snapa za to używam, bo z rodzeństwem wysyłamy sobie krótkie filmiki, zostawiamy wiadomości. Założyłam konto, żeby nie wypaść z kręgu zabaw i kontaktów z młodszym rodzeństwem, z którego 4 sztuki na 5 zaczęło porozumiewać się snapami. Ze znajomymi za to w ogóle, też same dinozaury! Uległam namowom niektórych blogerów i ich dodałam – niestety większością snapów jestem rozczarowana i dość szybko ich pousuwałam, wyszłam z założenia, że wolę ich czytać niż oglądać i nie chcę wiedzieć co robią na śniadanie albo jak się popisują. Zraziłam się też do blogerów, którzy te same treści mają na fb, ig, snapie, tt i samym blogu. Za to dzięki snapowi poznałam lepiej wittaminę, która rzadko pisze, a nie prowadziła jeszcze wtedy vlogów. Uważam, że świetnie wykorzystuje tę aplikację i snapczaterzy powinni się od niej uczyć! Snapy są przemyślane, estetyczne, mnóstwo minimalistycznych, czasem serie tematyczne! Dużo pogadanek z morałem i ciekawostkami. Snapczat to aplikacja stworzona dla niej i chyba tylko właśnie dla wittaminy i mojego rodzeństwa tego snapa 'trzymam’. ;)

  13. Popieram w 100%. Osobiscie nie potrudzilam sie nawet aby sprawdzic co to takiego ten snapchat. Ostatnio nawet dojrzewam do wykasowania swojego prywatnego facebooka bo rowniez mnie nudzi. Ile razy mozna ogladac zdjecia tych samych dzieci? Powstrzymuje mnie jedynie fakt, ze to wygodna forma komunikacji ze znajomymi, ale z drugiej strony to taki czasopozeracz :/

    Ja tez nie widzialam krola lwa i nie uwazam, zebym cos przez to stracila :)

    Najwazniejsze, to byc soba, kierowac sie wlasnym rozsadkiem i wiedziec, ze nie zawsze warto slepo podazac za tlumem.

  14. Nie wiem co w Snapchacie jest takiego, że mnie do siebie nie przekonuje, ale sam fakt, że miałabym zakładać kolejne konto na czymś sprawiłby, że czułabym się roztrojona.. Bo „trzeba” tu, tam i sram.. Dlatego też jakoś totalnie nie mam potrzeby posiadania Twittera :) IG, Facebook i blok zdecydowanie wystarczają mi za wszystko !

  15. Ja lubię popatrzeć co tam u innych, tym bardziej, jesli podróżują i w ten sposób mogę zwiedzić z nimi kawałek świata :) Sama nie dodałam jeszcze nic na snapchata i coś czuję, że szybko się to nie zmieni.

  16. Hm, tamagochi miało swój urok. Zwłaszcza kiedy moja Mama postanowiła sprawdzić, jak wiele butelek mleka jest w stanie wypić mój tamagochi-kot i po kilku godzinach, w czasie których świat zewnętrzny przestał dla niej istnieć, w końcu się poddała ;). A tamagochi żyło jeszcze dość długo :).

    Mnie z kolei z rzeczy, które wciągają mnóstwo osób dookoła mnie, a mnie jakoś nie, przychodzi mi na myśl „Gra o tron”. Kontestuję, ale dość świadomie po dwóch tomach stwierdziłam, że poczekam aż wyjdzie całość, żeby ocenić cały zamysł i chociaż przyjmuję do wiadomości argumenty na rzecz zupełnie przeciwnego niż moje stanowiska, to póki co wcale mnie nie ciągnie, żeby testować na sobie. Dowiaduję się, co się aktualnie dzieje i mi wystarczy, potrzeby czytać i oglądać nie odczuwam. Chociaż jak się całość zakończy, nie wykluczam, że jednak do czytania wrócę :).

  17. Czyli nie tylko ja mam takie okno :-)) co do Snapchata- szczerze mówiąc nie widzę w nim sensu i podejrzewam, że zamiast np. na zwiedzaniu czy spacerze skupiałabym się na wrzucaniu fot na Snapa. Robienia zdjęć już mi wystarczy :-)

  18. Masz rację, na Snapchacie mnóstwo jest bylejakości. Ciężko jest znaleść kogoś, kto nagrywa wartościowe treści. Jestem zachwycona snapami Wittaminy, ale tak poza tym, choć obserwuję jeszcze paru blogerów, to szału nie ma. Najcześciej włączam sobie do oglądania przy myciu zębów ;) ale podoba mi się Snapchat ze względu na bardzo fajną możliwość kontaktu, zarówno z blogerami jak i z bliskimi. Regularnie wysyłam Snapy do rodziny i to pozwala im wiedzieć na bieżąco co u mnie, nawet gdy brak czasu na odwiedziny czy dłuższą rozmowę. A jak się spotkamy, to nie muszę relacjonować, tylko od razu możemy przejść do ciekawszych rozmów. Dla mnie to jeden z ulubionych kanałów social media :)

    1. Julio, dziękuję za ten wpis.
      Ja też nie mam Facebooka, nie mam również wielu innych pożeraczy czasu. Nie mam i nie planuję mieć. Wystarczy mi, że w pracy siedzę 8 godzin przed komputerem, a pracuję w firmie informatycznej :-). Z tego powodu w domu uruchamiam swój laptop tylko wtedy, gdy naprawdę jest to konieczne.
      Szczerze mówiąc szkoda mi czasu na przeglądanie cudzych profili. Jeżeli chcę wiedzieć, co u kogoś słychać, to dzwonię do niego lub piszę sms czy email. Wśród moich znajomych nie ma ludzi, którzy zbędą mnie: „Nie mam teraz czasu na kawę, ale zgadamy się na fejsie i umówimy”. Pewnie omija mnie jakaś część popularnych nurtów, mód na różne rzeczy, zjawisk społecznych. Jakoś nie żałuję. Wolę być panią swojego prywatnego czasu, którego w końcu nie ma aż tak wiele, gdy odliczy się godziny przeznaczone na pracę, sen i załatwianie rzeczy „niezbędnych i koniecznych dla naszej egzystencji”.
      Wydaje mi się, że komputer i internet i tak ukradkiem warunkują nasze życie – w końcu są niemal wszechobecne i trudno znaleźć zawód, gdzie się ich nie używa.
      I na koniec uwaga: ten wpis nie jest krytyką wszystkich sympatyków i posiadaczy Facebooka, Instagrama, Snapchata, Twittera itd. Wiadomo, że aplikacje te pomagają w kontakcie z bliskimi, którzy mieszkają daleko i dają poczucie mniejszego dystansu. Ten wpis jest po prostu po to, żeby zaznaczyć swoją obecność w globalnej wiosce.

      PS. Asiu, gratuluję bloga. Czytam od niedawna, śledzę, podążając ruchem robaczkowym – od przypadku do przypadku, od nowszego do starszego wpisu. Dzięki za książkę – rozjaśniła mi w głowie i sprawiła, że stałam się bardziej uważnym konsumentem dóbr wszelakich :-).

      1. nie chcę hejtować zaznaczę na początku w pełni świadoma negatywnego nacechowania, ale moim zdaniem zaznaczeni swojej obecności na jednym z wielu blogów prowadzonym w internecie, jest w jakimś stopniu zaprzeczeniem tego co powyżej napisałaś. W moim odczuciu, wykreowałaś się na osobę alternatywną i awangardową, nie używającą ww. kanałów społecznościowych, ale moim zdanie to właśnie świadczy o Tobie, iż w żadnym stopniu nie jesteś królową własnego czasu, skoro obawiasz się, że internet narzędzia byłby Cię wstanie zaabsorbować do tego stopnia, że brakłoby go na inne kwestie.

        Ja nie wyobrażam sobie życia bez facebooka z bardzo prostej przyczyny – nie wiedziałabym co się dzieje. Treść mam stargetowaną w taki sposób, że dotyczy tylko i wyłącznie kwestii związanych z moją pracą zawodową, a ona wiąże się z licznymi nowinkami z którymi po prostu muszę być na bieżąco
        Ani telewizja, ani szperanie w internecie nie da mi takiego feedu jaki daje choćby facebook.

        Znajomi, owszem. Mam ich dodanych, ale jest to głownie branża, z którą dzieląc się treścią wiem, że jest dla nich wartościowa.
        Ponadto używam facebooka „do umawiania się ze znajomymi na kawę”.

        I wtedy jestem go wstanie wyłączyć i całkowicie skoncentrować się na rozmówcy ;-)))

  19. Ja jestem z tych, którzy wielbią Snapchata – ułatwia mi ocieplanie wizerunku… wśród znajomych, bo sporo osób ma mnie za sztywniaka, póki mnie lepiej nie pozna (albo nie doda na snapie ;) ), a w pewnym momencie zaczęło mi to ciążyć. Snap pomaga mi także śmiać się z samej siebie oraz nabierać do siebie dystansu, więc za to też bardzo go lubię.
    Co do obserwowania blogerów i youtuberów, to pododawałam kilka osób po ich gorących zachętach na innych kanałach, ale okazało się, że to już za wiele, więc szybko ich z powrotem pousuwałam. Zwykle po prostu nie wiedziałam, o co chodzi, obserwowałam na przykład tygodniową relację z podróży i do dziś nie wiem, gdzie dana osoba pojechała, bo nigdzie to nie zostało powiedziane.
    Za to uwielbiam snapchatowe serie snapów użytkowników z danego miasta czy kraju, które mają przybliżyć nam daną kulturę czy miejsce (ostatnio była Islandia!). No i sama jaram się jak głupia, kiedy mogę wysłać snapa z filtrem z nowego miasta, do którego pojechałam. ;)

  20. ja tez jeszcze nie przekonalam sie do niego, troche to mnie nudzi, nic ciekawego tam nie ma, narazie to jeszcze nie tak bardzo rozwiniete- a tez powstal beme ostatnio Ceisey Neistat go wspoltworzy ten vloger z youtube i movie maker – beme jest zerzniety z snapczata tyle ze jest funkcja przykladania telefonu do czegos i wtedy film sie nagrywa- troche to glupawe- w polsce nie wiem czy to wogole znane

  21. No to pojechałaś snapchatowi i tym używającym go ;). Ja też długo podchodziłam do tej aplikacji jak pies do jeża… W końcu zainstalowałam i… Przestałam czytać kilku blogerów bo snapchat obnażył, że są totalnie nie w moim klimacie i że w życiu prywatnym raczej byśmy się nie dogadali. Niektórych przestałam obserwować właśnie z powodu tych ciągłych zdjęć kubków kawy albo stóp chodzących po chodniku. Doskonale Cię rozumiem ;). Dlatego uważam, że to ryzykowna aplikacja dla blogera. Sama jednak zdecydowałam się z niej korzystać bo to dla mnie forma kontaktu z czytelnikami. To miłe kiedy wysyłają mi snapy, że zrobili coś z mojego przepisu albo kupili coś pod moim wpływem. Jakoś mailem mało kto miał chęć się odezwać, a na snapie więcej osób się odważyło. Snapchat jest dla mnie przedłużeniem bloga, czyli przede wszystkim kolejnym narzędziem do promowania zdrowego stylu życia. Oprócz tego pokazuję kulisy bloga i pracy nad moim programem.
    Nie zgadzam się z opinią (przewijającą się tu w komentarzach), że snapchat odziera z prywatności. Sama zauważyłaś, że blogerzy pokazują to co chcą…. Trudno mówić o odzieraniu się z prywatności w przypadku pokazania kilkudziesięciu czy kilkuset sekund ze swojego życia, szczególnie jeśli to jest spójne z blogiem…
    Nie byłabym więc tak surowa w ocenie tego narzędzia :)

  22. Ja od zawsze używam snapchata (chociaż „używam” to zbyt duże słowo, po prostu mam i czasem zajrzę ;)) zupełnie odwrotnie niż Ty – obserwuje praktycznie wyłącznie swoich prywatnych znajomych i chyba dosłownie jedną osobą znaną (chociaż znaną jedynie w specyficznych kręgach). W takim układzie służy głównie celom humorystycznym, ujęcia maszerujących butów i widoki z okna się nie zdarzają. W tym sensie cenię sobie tą aplikacje, bo jest takim małym rozjaśniaczem dnia od czasu do czasu. Znanych blogerek nie dodawałam do swojej listy dokładnie z wymienionych przez Ciebie powodów – nie zobaczyłabym tam nic odkrywczego, jedynie okrojoną, odpicowaną wersję rzeczywistości, i to zapewne w kilku podobnych odsłonach.

  23. ’zdarza mi się, że nie dociera do mnie coś co ktoś właśnie do mnie powiedział bo akurat… myślałam.’ – mysle, ze to ostatnie to glowna przeszkoda przed zalozeniem Snapchata i to, co odroznia cie od jego uzytkownikow :) Nic zlego, zaden wstyd

  24. Ja mam snapchata, ale raczej mało sama tam coś wysyłam. Korzystam z niego głównie wtedy gdy chce np. wysłać jakieś szybkie zdjęcie, którego nie chcę mieć zapisanego w telefonie lub po prostu oswoić się trochę ze swoim nagrywanym głosem. A tak to przeważnie oglądam innych blogerów ;)

  25. Mam podobne odczucia co do snapchata i nie używam. Nie ma sensu korzystać z narzędzi, których się nie lubi, zwłaszcza że ich wybór jest ogromny.
    Też nie widziałam króla lwa :p nie jestem sama :D

  26. Seriale, wspomniany Snapchat, seria o Harrym Potterze i kilka podobnych pozycji.
    Prowadze selekcje. Nie zamykam się na nowe rzeczy, szuka i sprawdzam. Sieć daje większe możliwosci do odkrywania. Ostatnie to DIY. Z zasady próbuję nowości. Czasem kilka razy w odstępach czasu podejść do nowego tematu. Do trzech razy sztuka. Jesli nie, to sorry. To nie dla mnie. Tak selekcjonuje blogi i wszystko co mi wpada wręce.

  27. Do Snapchata mam takie samo podejście jak Ty! Raz, że praktycznie wszystko co tam oglądam wydaje mi się strasznie nudne, a dwa i tak często mam wrażenie, że telefon do mnie przyrósł i jeśli jeszcze miałabym być obecna na Snapchatcie to chyba w ogóle bym go nie odkładała. Myślę jednak, że od prywatnej komunikacji może się sprawdzić i jak nie mówię, że nigdy się tam nie pojawię, bo może kiedyś zmienię podejście.

  28. Wydaje mi się, że punktem wyjścia do rozważań o Snapchacie powinno być spojrzenie na to co sprawiło że stał się popularny i od jakiej grupy docelowej wyszedł. Mi się np. wydaje, że to całkiem niezła zabawka, ale większość moich znajomych jest tak daleko od grupy docelowej użytkowników, że czasami ich dzieci są bliżej (czasami nie narodzone wciąż :P).

  29. Ja bardzo lubię tę aplikację :) aczkolwiek ma ona dla mnie sens jako kontakt z najbliższymi przyjaciółmi. W Snapczacie ważna tez jest spontaniczność, wszystkie wymyślne i sztuczne snapy od razu tracą urok moim zdaniem. Jestem w ulubionej kawiarni przyjaciółki? Wyślę jej szybko snapa. Widzę w autobusie kogoś z fantastycznymi butami? To trwa w gruncie rzeczy mniej niż minutę, a jest dobrym miejscem do podzielenia się małymi codziennosciami, o których na pewno zapomniałabym do czasu spotkania. Poza tym opowiedziane tydzień pózniej jakoś tracą na ważności ;) ze obcych osób obserwuje tylko gości z Abstrachuje – lubię ich specyficzny humor ;)

  30. Nie mam ani Snapa, ani olaboga Twittera….
    Ominął mnie szał na białe toaletki, paletki z cieniami Naked, torebki Korsa, bransoletki Pandora, oglądanie Breaking Bad oraz jedzenie nasion Chia ;)
    Chyba jestem strasznym lamusem (chyba, że już się tak nie mówi :D)

  31. Ja również nie używam Snapa. Wiele moich koleżanek szaleje na punkcie tej aplikacji, ale mnie ona zupełnie nie przekonuje. Nie przepadam również za Instagramem. Ja w ogóle nie jestem typem osoby, która ciągle chodzi z telefonem w ręku. Nie potrafię wyjąć telefonu i robić zdjęć lub filmików tego, co w danej chwili jem. Wolę to po prostu… zjeść.
    „Króla Lwa” widziałam po raz pierwszy, gdy miałam 17 lat. W dzieciństwie większość bajek jakie oglądałam, to były bajki na kasetach. Praktycznie codziennie oglądałam „Piękną i Bestię”. Miałam jeszcze „1001 dalmatyńczyków”, „Troskliwe misie” i jeszcze kilka innych, których tytułów niestety nie pamiętam …

  32. Hehe, ja nawet nie mam facebooka i bardzo sobie ten brak chwalę :) A i tak odczuwam nadmiar internetów w moim życiu :) Jedyne medium 'dodatkowe’ (tzn prócz maila, blogów i po prostu stron www), z jakiego korzystam to pinterest, a i to raz na 2 miesiące. Moim zdaniem nowinki tego typu to zwykłe kradzieje czasu i kompletne zbędniki w ludzkim życiu. Oczywiście, mając na uwadze liczbę korzystających z nich osób, jestem raczej odosobniona w tym mniemaniu.

  33. Ja nadal nie rozumiem fenomenu Snapchata, ale jeśli komuś to odpowiada to nie bronie, ale też się zastanawiałam co bym miałam tam wrzucać. Blogerki modowe mają to do siebie że lubią dzielić się „wszystkim”. Po prostu taki marketingowy trik i już, ale tak naprawdę to nie jest łatwa praca i na pewno wiele je to kosztuje.

  34. Nie wiem jakim cudem można ogarniać wszystkie te serwisy społecznościowe. JAK udaje się wam być aktywnym na Facebooku, Twitterze, dodawać zdjęcia na Instagram, „wrzucać”, „informować” i „lajkować” tu i tam, śledzić inne osoby, a oprócz tego mając jeszcze czas na ŻYCIE. Szczerze, doba jest dla mnie za krótka :) A w dalszej, bardziej filozoficznej konkluzji- życie jest za krótkie.
    Wyjdę teraz na wielką krytykantkę nowoczesnych mediów, ale ja nie walczę z nimi, po prostu istnieją sobie gdzieś obok mnie. Czy jestem ignorantką? W niektóre serwisy/aplikacje zagłębiałam się, sprawdzałam o co chodzi, chwilę korzystałam, ale ostatecznie na dłuższą metę minusy przewyższały jak dla mnie korzyści. Te serwisy są dla mnie MĘCZĄCE. Zabierają czas, powodują frustracje, stresują, pośrednio zmuszają do większej i większej wirtualnej aktywności i bycia ciągle na bieżąco. Ja czasem wcale nie chcę być na bieżąco. Odkryłam, jak zbawienny jest minimalizm w kwestii internetu. Im więcej miejsc w sieci muszę ogarnąć, tym bardziej bezsensowne się to robi dla życia w realu.
    Polecam książkę Leo Babauty „Focus”, m.in. o zbawiennych korzyściach z bycia „disconnected” (od czasu do czasu- jest to jak detox :)) i polecam ten wpis a propos dzisiejszego tematu: http://www.alexandrafranzen.com/2015/08/19/why-i-do-not-use-social-media-anymore/

  35. Pingback: zmiany w prawie autorskim, ataki na księgowych, ciekawostki i w sieci #7 - flaw

  36. moim zdaniem Twoje zrażenie się do snapa to po prostu złe stargetowanie treści.
    Jest to na chwilę obecną jedno z najlepszych narzędzi dostępnych bezpłatnie w social mediach – nie obcina widoczności, zapewnia bezpośredni kontakt z adresatem. Moim zdaniem firmy nie mogły wymarzyć sobie lepszego sposobu na promocje, zwłaszcza, że bez problemu są wstanie poznać swoich odbiorców po przejrzeniu ich mystory.
    To co robi większość blogerów, no tak. nie jest górnolotne, ale tak jak piszę.. zależy od człowieka do którego chcemy dotrzeć.
    Choć powiedzmy sobie szczerze, że na innych kanałach społecznościowych również powstaje wiele bezsensownej treści, która nie znika, a snap zapewnia w pewien sposob tę swobodę.

  37. Sama również nigdy specjalnie nie zainteresowałam się Snapem. ;) Mam kilka kont, to tu to tam. Od 2012 roku próbuję ożywić swojego bloga, który gdzieś na po 2 miesiącach mojego studiowania upadł w dramatyczny sposób. Przez dobry rok marzyłam o własnym profilu na instagramie – koniec końców dodaję zdjęcia raz na tydzień dwa, chyba tylko dla własnej satysfakcji i zabawy filtrami (ok.. jeszcze dla dwóch koleżanek). Internet to potężny zjadacz czasu. Podoba mi się Twoje myślenie i popieram ideę! Lubię czytać czy oglądać twórczość, która była przygotowywana ze starannością i jest przemyślana. ;) Wtedy czuję, że szperanie po necie ma swoje dobre strony. Chociaż nie zaprzeczę, że krótkie wpisy/obrazy paradoksalnie zapisujące chwilę ulotną bardzo wpadają w moje gusta. ;)
    Podsumowując szukam inspiracji, poczucia, że coś odkryłam, że treść wzbogaciła mnie w jakiś sposób. Czy to edukując czy wywierając estetyczne wrażenie. ;)

  38. Snapchata posiadam, ale w związku z przejściem z Sony na Microsoft, straciłam jakoś chęć używania dwóch urządzeń i tak oto Snapchat jest dla mnie już zbędny. Odczytywanie snapów kiedyś sprawiało mi przyjemność, jednak po jakimś czasie stało się nudne i zaczęły mnie denerwować wszystkie powiadomienia, że ktoś coś tam dodał. Jestem co prawda w wieku, w którym Snapchat jest jeszcze popularny (grupa wiekowa 18-21), ale mnie już chyba to przestało, kolokwialnie mówiąc, jarać. Wystarcza mi Facebook i Instagram, i tak właściwie ograniczam się do tych dwóch portali społecznościowych (chyba, że bloggera można do nich zaliczyć ;))
    Króla Lwa oglądałam raz i nigdy na nim nie płakałam :) W odróżnieniu od moich znajomych, którzy za każdym razem ronią łezki przy tym filmie :)
    Uwielbiam Twojego bloga, trafiłam tu dzięki koleżance z byłej klasy :) Pozdrawiam i życzę powodzenia! :)

  39. Snapchat to dziwny twór. Ja sama (o ile nie publikuję czegoś wyłącznie dla znajomych) nagrywam czasem mojego kota. I tyle. Bo te buty na chodniku są nudne, a ja też nie mam wrażenia, że mam coś do powiedzenia w i o mojej codzienności. Czasem bym tam coś chętnie opublikowała, ale… później. Tyle że tak nie można. Zostaje mi ten ładny Instagram.

    Mimo to lubię oglądać pewne osoby na Snapchacie. Jedne są nudne, inne w jakiś sposób ciekawe. Fajnie czasem wejść w codzienność innej osoby, ale też nie każdej. Dlatego raz dziennie oglądam sobie ostatnie dwadzieścia cztery godziny i to mi wystarcza.

  40. W mediach spolecznosciowych zatrzymalam sie na facebooku… Ogolnie wychowalam sie bez telewizji typu Polsat, tvn. Nie znalam wiec programow takich jak Big Brother, sitcomow typu 13 posterunek itd. W podstawowce troche mi to przeszkadzalo, dzis ciesze sie z tego bo co innego ksztaltowalo mnie i moj gust.

  41. Ja też nigdy nie miałam Tamagotchi. Nawet ostatnio namawiałam męża na psa a on mi tylko odpowiedział, że skoro nie miałam nigdy elektronicznego zwierzaka, to kupi mi teraz, bo to prawie to samo.
    A snapy też nie dla mnie. Ja nawet Facebooka nie mam. Uważam, że nie dałabym rady. Jestem leniem i czasami bloga nie chcę mi się prowadzić. Natomiast mój mąż na tym korzysta, bo go nie zaniedbuję;) Podziwiam te osoby, które mają blogi, robią snapy, vlogują i dają radę z Fcb.

  42. Pierwszy wpis o snapie pod którym mogę się podpisać łapkami i nóżkami! <3
    Też nie mam snapa, ale wynika to z prostego powodu – zwyczajnie nie ogarniam idei tej aplikacji. Coś mi dzwoni, że poszłam nawet do młodszego o dekadę brata i zapytałam się, co to takiego i czy ktoś z jego klasy tego używa. "A wiesz, robisz zdjęcie, a potem ono znika". Uznaliśmy potem, że to w sumie bez sensu i szkoda nawet transferu, żeby sprawdzić, co to za diabelstwo. Może wyszliśmy na dwa ramole, ale jakoś to nam nie przeszkadza :)
    Wydaje mi się też, że moi znajomi nie mają snapchata i nie miałabym komu wysyłać różnych głupot. A inna rzecz – jeśli chcę komuś wysłać na szybko fotę, to z reguły używam do tego WhatsAppa, więc po co mam zapychać miejsce na telefonie kolejną apką?
    Do ładnych fot mam Insta, do kontaktowania się z ludźmi fejsa, wystarczy :)

  43. Pięknie ujęłaś selfie – autoportrety. Dotarło do mnie, że zawsze je robiliśmy. Tylko, jak to bywa w naszych czasach – robimy za dużo.

    PS Mój kolega, który właśnie zrobił licencjat, nie wiedział, co to jest „Kevin sam w domu” (!)

    PS 2 Osobiście, również potrzebuję czasu offline. Kiedy przez dwa dni nie wchodzę na komputer, zauważam, że staję się bardziej świadoma i uważna. I denerwuje mnie, że nasze mózgi tak się rozleniwiły, że mamy problem ze zrobieniem czegokolwiek.

  44. Jako że jestem w grupie wiekowej najchętniej sięgającej po snapchata, spora część moich znajomych już od dawna go ma, ja sama dopiero od kilku miesięcy. Ale w zasadzie używam go tylko by podesłać zdjęcie czegoś znajomym, co jest na tyle mało istotne, że może sobie po krótkim czasie zniknąć. Ale lubię popodglądać ciekawych ludzi i relacje z ciekawych miejsc, np. ostatnio można było oglądać Rosję czy Czarnogórę z perspektywy mieszkańców :) Ale jak mi przepadnie to też nie ma powodu do płaczu, w ciągu dwóch i pół miesiąca mojego snapowania offline byłam przez prawie cztery tygodnie.

  45. Rzeczywiście, jako narzędzie do podglądania blogerów i innych znanych osób snap jest słaby i zgadzam się z Twoimi argumentami. Natomiast ja używam snapa do komunikacji z najbliższymi. Podoba mi się w nim jego ulotność. Wyślę jakieś niepoprawne zdjęcie, a ono za chwilę zniknie, nie będzie niepotrzebnie zajmować miejsca jak mms czy wiadomość na fb.

  46. To o czym piszesz powinno sie nazywać slow blogging :) bardzo to rozsądne i popieram taki styl zycia. Nie dajmy przeniknąć zupełnie internetowi do naszego życia bo staniemy sie robotami. Przyznam ze mi osobiscie przebywanie poza domem i dostępem do Internetu sprawia prawdziwa radość i dopiero wtedy czuje sie wolna :)

  47. Chyba zawsze będziemy pokazywać tylko to, co chcemy, co nas kreuje w oczach innych, winduje do góry. Sęk w tym, że wzajemnie nakręcamy sobie spiralę oczekiwań wobec życia, wyobrażeń niezaspokojonych (i nie do zaspokojenia). Kiedyś taką funkcję „życia indziej” miały fotografia mody, film – dzisiaj każdy chce żyć w bajce. Ja Snapchata nie rozumiem, bo obraz zawsze służył zapisaniu chwili. A co znaczy ta chwila, jeśli nawet wspomnienie znika po 10 sek.? Pozdrawiam :)

  48. O snapchat usłyszałam pierwszy raz gdy uczestniczyłam w organizacji „Dni Sportu” w Centrum Handlowym i stylizowałam modelki. Dziewczyny poprosiły o zrobienie im zdjęć zza kulis. Myślę „Ok, no problem” po czym dostaję do ręki 3 telefony i wskazówkę, że jak już zrobię zdjęcie to mam dać znać, bo muszą zmienić aplikację…. To jest na fejsa, tamto na insta a na snapa jeszcze inne ?!?!?! Praktycznie identyczne zdjęcia na wszystkich mediach? Tylko po co? Więcej się w temat nie wkręcałam – dla mnie to za dużo internetów ;)
    Za to lubię zaglądać na moją przefiltrowaną mordoksiążkę (to oryginalne tłumaczenie mojej rodzinki z Ameryki – w Polsce mamy „fejsbuka”, więc oni używają mordoksiążkę :D) i mieć świadomość, że żaden wpis z Twojego bloga, Simplicite, Minimalplan czy BiznesoweInfo mnie nie ominie ;)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie! http://zababloguje.pl/

  49. Poszlam za owczym pedem, zalozylam konto na Snapchacie i na tym sie skonczylo. Nie starczylo cierpliwosci, zapalu by rozgryzc o co w tym biega. Jak to mowie spece od marketingu lepiej skoncentrowac sie na jednym, dwoch mediach i dobrze je opanowac. Pozdrawiam serdecznie Beata

  50. Dopiero niedawno przekonałam się do Instagrama, a co dopiero Snapchat. To są niesamowite pożeracze czasu, zresztą tak samo jest z każdą społecznościówką. Mam wrażenie, że ilość tych wszystkich działalności w social mediach zaczyna nas przerastać. Niedługo będzie ich tak dużo, że jedna osoba nie będzie w stanie tego wszystkiego ogarnąć.

  51. Nawet nie mam pojęcia co to snapchat ;) Co więcej: nie ma mnie i nigdy nie było na facebooku, naszej klasie, instagramie. I tak mam wrażenie, że przebywam w sieci więcej niż bym sobie życzyła ;) Nie mam zupełnie poczucia, że coś mnie omija :)

  52. Nie rozumiem mnożenia kolejnych aplikacji, służących generalnie do tego samego: jak ktoś ma Facebooka i Instagrama, a może i konto na YT, to po kiego mu jeszcze snapcośtam? Co to wnosi, oprócz tych samych oklepanych treści? Mam wrażenie, że to są tylko kolejne zabiegi marketingowe, żeby ludzie instalowali coś tam, a ktoś mógł na tym zarobić. No i, jak ktoś już wspomniał – gdzie czas, żebyto wszystko ogarniać, a gdzie jeszcze czas na jakieś inne życie poza internetem???

    1. Oczywiście, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o kasę, ktoś musi na tym wszystkim zarobić, jednak nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że jeśli ktoś ma konto na fejsie, to nie potrzebuje Snapchata, bo to to samo. Otóż nie. Wystarczy poświęcić odrobinę czasu społecznościówkom, aby zauważyć subtelne i jednocześnie kluczowe różnice pomiędzy poszczególnymi aplikacjami. Tak jak nie wypada stać po lewej stronie schodów ruchomych, blokując innym przejście, tak samo codzienne publikowanie minimum 15 zdjęć ubrudzonego jedzeniem bobasa może zostać źle odebrane. Każda z aplikacji ma jakieś wady i na każdą był kiedyś szał. Jak jeszcze żyły dinozaury, siedziało się na Gronie, Fotce i Naszej Klasie, a rozmawiało się na GG, jakieś 8 lat temu królował Twitter, potem przyszła pora na Facebooka i Insta, a teraz „wszyscy” rozkminają o co chodzi z tym snapowaniem, a chodzi o to, aby nadal mieć możliwość pokazywania każdej pierdoły, ale bez zaśmiecania innym tablicy.

  53. Snapa jeszcze nie włączyłem, wprawdzie widziałem. Zanosi się na to, że muszę sprawdzić na własnej skórze. Nie wiem, czy się przyjmie, ale jako natychmiastowe pokazanie znajomym, co akurat u mnie się dzieje, może sprawdzać się znakomicie. W mojej opinii, snap jako pochodna selfie nie jest winny wysysaniu mózgów, to drugie już wyrządziło nieodwracalną szkodę.

  54. Niestety snapchat trochę jednak ogłupia. Sama jestem w liceum i jako jedna z ostatnich osób założyłam snapchata. W mojej klasie często ważniejsze jest to, żeby zrobić komuś głupie, a czasem wręcz trochę kompromitujące zdjęcie i wrzucić na my story niż zwykła rozmowa. ;)

  55. Patrząc na tempo naszego życia, możemy odnieść wrażenie, że wiele się dzieje. Ale gdyby przyjrzeć się dokładniej i spróbować ocenić – czy to dzieje się W NAS, czy raczej gdzieś OBOK NAS…? Może okazać się, że w naszym życiu, więcej jest życia innych ludzi, niż naszego własnego. Mam wrażenie, że takie skutki może mieć właśnie Snapchat, bo oglądając relacje innych jesteśmy u kogoś, a nie w swoim „tu i teraz”. Jak dla mnie szkoda czasu, którego i tak ciągle jest mało. No i ta jakość – jak już poświęcać na coś swój czas i energię, to na coś, co nam służy – a do czego służy nam filmik z fragmentem czyjejś codzienności?

  56. Ania z zielipnego wzgórza. Pierwszy tom przeczytałam bo był lekturą, a mieliśmy bardzo szczegółowe sprawdzaiany z treści. Po kolejne nie sięgnęłam, w przeciwieństwie do moich zachwyconych tą serią koleżanek.

  57. Ja, szczerze mówiąc, oglądam snapy od czasu do czasu, ale raczej tylko i wyłącznie wtedy kiedy naprawdę nie mam co robić. Z tym, że też uważam, że treść jest no… bardziej „byle jaka”. Można prowadzić snapa ciekawie, ale większość materiałów to niezły shit… A sama nie wysyłam – raz mi się zdarzyło jak byłam na wakacjach, ale tylko do znajomych, żeby widzieli co u mnie ;) A tak to zbytni ekshibicjonizm. No i zdecydowanie stawiam na słowo pisane ;)
    Pozdrawiam Cię Asiu, mądra osóbko :)

    a little CUP Of ART – ilustracje, moda, kultura

  58. Widzę kalendarz Erin Condren :D Zastanawiam się nad jego zakupem :) widziałaj już Twój wpis o planerach i kalendarzach :) Mam tylko pytanie czy kupiłas go poprzez stronę Erin czy może na ebay? Szukam najlepszej i również raczej tańszej opcji zakupienia tego kalendarza :D

  59. Ja długo opierałam się snapowi. Później gdy w końcu zainstalowałam to nie mogłam się oderwać (przez pierwsze 2 tyg). Po krótkim czasie trochę mi się znudziło więc nie używam bardzo często. Też nigdy nie obserwowałam i śledziłam znanych osób- tylko znajomi. Teraz traktuje snap trochę na zasadzie smsa, wysyłam znajomym zdjęcie z podróży, czasem z pracy (jak dzieje się coś ciekawego). Sama też lubię dostać kilka zdjęć i krótkie video od mojej kuzynki, która pojechała na egzotyczne wyspy niż np. wiadomość 'jest fajnie, ciepło, piękne widoki”.
    Generalnie – zdrowe podejście i można się ze snapa cieszyć i omijać setne kubki z kawą ;)

  60. Z punktu widzenia osoby, która pisze pracę magisterską na temat kreowania wizerunku w Social Mediach kompletnie nie rozumiem fenomenu Snapchata. Może się mylę, ale kompletnie nic nie wnosi do mojego życia, więc zostaję na FB, Instagramie i Pintereście ;P

  61. Myślałam że tylko ja jestem dziwna pod tym względem że nie wstawiam co chwilę na facebooku albo instagrama zdjęcie swojego obiadu w restauracji, które zjadłam itp. Bardzo cenię sobie prywatność, nie szaleje za wszystkimi powstałymi aplikacjami na telefon, konto na snapie i instagramie mam już jakiś czas ale jeszcze nigdy nie wstawiłam zdjęć. Na snapie podobają mi się relacje z podróży i piękne widoki, widok sklepów, ciuchów i spacerki po chodniku są dla mnie mało interesujące.

  62. Sięgam pamięcią do czasów dzieciństwa, kiedy nasze życie nie było tak wyreżyserowane jak obecnie. Bawiliśmy się na podwórku, oczekiwaliśmy wzajemnie na telefon do domu. To wszystko było spontaniczne i prawdziwe.
    Zupełnie nie rozumiem czemu ma służyć robienie sobie selfie w banku spoconej po biegu twarzy. Albo chodzenia wszędzie z kamerką na kiju. Myślę, że takie zdarzenia skłaniają się w stronę absurdu. Cieszę się, że poruszyła Pani tę kwestię.

  63. Zupelnie cie rozumiem jesli chodzi o snapchata. W sumie, przestalam tam zagladac przez to, ze czulam sie zawsze troche glupio kiedy nie mialam co wstawiac a inni caly czas mieli coraz to fajniejsze rzeczy do pokazania. Mniej mi to przeszkadza na instagramie, pewnie dlatego, ze mozna tam znalezc mnostwo inspiracji ! W kazdym razie pozdrawiam :)

  64. Asia, zobacz jak technika idzie do przodu. Nasz problem polega na tym, że urodziłyśmy się o jakieś 5 lat za późno, aby w pełni docenić możliwości tej aplikacji i dostrzec w niej więcej zalet niż wad. Wśród moich rówieśników prawie nikt nie kontaktuje się ze znajomymi w ten sposób, dlatego prosząc młodsze koleżanki o pomoc w obsłudze apki, czułam się jak dinozaur. Najwięcej użytkowników stanowią chyba ludzie urodzeni w latach 1995-2000, i choć nie zaliczam się do tej grupy, uważam, że Snapchat nie jest do końca bzdurny i świetnie nadaje się do wysyłania konkretnego typu zdjęć. Z jakiegoś powodu często czujemy potrzebę, aby nasze tu i teraz nabrało także wirtualnego wymiaru, jednak nie wszystkie treści nadają się na Instagram i Facebooka.
    Snapchat faktycznie ma minimum jedną wspólną cechę z Tamagochi – jest tak samo uzależniający, bo podobnie jak wirtualny pupil wymagał regularnego dokarmiania, aplikacja „zmusza” nas do ciagłego oglądania My Story, bo inaczej przegapimy kju-en-eja, nie dowiemy się co miała na sobie dana blogerka i jaką kawę piła :)
    Właśnie oddałam telefon do naprawy, a na starym nie działa mi Snap i troszkę mnie swędzą palce, nie powiem.

  65. Dziękuję za post :). Okazało się, że nie jestem nienormalna. Hurra! ;) a tak serio to z – nazwijmy to – najnowszych zdobyczy internetowych nic mnie nie kręci, nawet fb używam tylko do komunikacji ze znajomymi, z którymi nie mam kontaktu face to face. Oczywiście każde narzędzie typu Instagram, Twitter czy Snapchat może zawierać interesujące, niebanalne treści, ale trzeba szczerze przyznać, że w 95 % są to treści zaśmiecające głowę. Wiem, że dużo osób stwierdzi, że jestem za stara (mam 28 lat), żeby zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. A właśnie, że nie! Mam świetny materiał do badania w mojej rodzinie. Kilkoro dzieci/nastolatków w wieku 9-15 lat. Te z nich, które na co dzień ograniczają sobie (albo robią to rodzice) dostęp do różnych „fantastycznych” aplikacji są ciekawsze świata, można z nimi normalnie pogadać, interesują się innymi ludźmi, nie nudzą się byle czym, a przede wszystkim są bardziej zadowolone z życia i czerpią z tego życia dużo więcej. Pozdrawiam:)

  66. Asiu, też nie mam snapchata. Jestem w ostatniej klasie liceum i o ile kojarzę, to od co najmniej pół roku, jak nie więcej, u mnie w klasie, w szkole jest na to wielki bum. Dlaczego mi się nie podoba snapchat? Część powodów dzielę z Tobą. Zazwyczaj treści na snapchacie są albo nijakie, albo brzydkie, albo takie codzienne, nie wiem, po co miałabym to oglądać. Wśród osób ze szkoły dominują zdjęcia z imprez albo lekcji, często rozmazane i marnej jakości. Dla mnie snapchat to po prostu strata czasu. Sama go nie mam, bo i nie potrzebuję aż tak dzielić się swoim życiem, każdą chwilą. Wystarczy mi blog, Facebook, kiedyś też na bieżąco aktualizowałam instagrama, ale z racji zalanego olejem telefonu miałam przymusową przerwę od tej aplikacji i jakoś do tej pory do niej nie wróciłam. Takie media niestety okropnie zżerają czas. A jakoś potrafię żyć bez tych aplikacji. :)
    Moja przyjaciółka jako zalety snapchata podaje to, że można obejrzeć np. ciekawe koncerty czy pokazy mody, które są na drugim końcu świata. I to faktycznie plus.

  67. Asia, a próbowałaś korzystać z snapa do prywatnych celów? Tzn. do komunikowania się ze znajomymi? Mnie też szybko znudziły timeline’y blogerów i marek (chociaż przyznaję, czasem fajnie jest podejrzeć jakąś relację z pokazu czy backstage’u), ale za to kocham odbierać snapy od moich znajomych! Uważam, że to fajna alternatywa dla wiadomości tekstowych, która dodatkowo nie zaśmieca mi pamięci w telefonie ;)

  68. Wiem, że napisałaś na wstępie, że odpadła Ci opcja prywatnych wiadomości, więc chyba powinnam napisać: czy nie chciałabyś spróbować korzystać ze snapa do prywatnych celów?

  69. Ja też nie przekonałam się do Snapchata. Podobnie jak ty, zwyczajnie nie mam na niego czasu, musiałabym spędzać każda chwilę z telefonem w ręku. Treści publikowane przez ta aplikację są nudne, na prawdę.Kiedy czytam bloga widzę tytuł i myślę, czy mam ochotę czytać ten artykuł, czy jednak nie. Kiedy przeglądam Facebook, daję lajk lub komentarz tam, gdzie spodobała mi się treść. Instagram również daje mi estetyczne doznania, ale kiedy otwieram każdy nowy film lub zdjęcie na Snapchat, zwyczajnie żałuję.

    Interesuję się nowinkami technicznymi i super, że jest Snapchat, ale prywanie uważam, że nie jest dla mnie.

    No, rozpisałam się i właściwie tylko potwierdziłam to, co ty sama napisałaś, ale musiałam.

    pozdrawiam!

  70. Prawdę powiedziawszy trafiłam na tego bloga po przeczytaniu książki „Slow fashion. Modowa rewolucja”. Zaintrygowałaś mnie niezwykle swoim bardzo dojrzałym podejściem do życia, tym bardziej, że ja sama próbuję się wyrwać ze szpon konsumpcjonizmu (wychodzi różnie). Nie mam zbyt wiele wolnego czasu, z trudem odrywam się od komputera i podobnie jak Ty, wolę czytać wyselekcjonowane treści, aniżeli przypadkowe. W codziennej gonitwie zdarza mi się zajrzeć na Twojego bloga – to bardzo przyjemne miejsce. Twój wizerunek, „wyłaniający się” z kart książki i z postów na blogu jest niezwykle spójny. To, co przekazujesz w „Slow fashion”, zdajesz się rzeczywiście stosować w życiu. To dziś wcale nie jest takie oczywiste, internet stał się przede wszystkim narzędziem kreacji. Ty tymczasem sprawiasz wrażenie niezwykle naturalnej i prawdziwej – myślę, że tym właśnie przyciągasz rzesze czytelników. Zmęczeni tym, co wymyślne, niezwykłe, zaskakujące szukamy normalności… A wpis o Snapie tylko potwierdza moją teorię, że stawiasz w życiu na jakość, nie na ilość. Pozdrawiam i czekam na więcej – nie tylko postów, ale i książek :)

  71. Zrobiłam jedno podejście do snapa i… odpuściłam. Nawet nie próbowałam jakoś specjalnie zgłębić tej appki. Zwyczajnie więc jej nie ogarniam i wcale nie czuję takiej potrzeby. Może to faktycznie tylko dla młodocianych „nastków” i gwiazd różnych, które w ten sposób trochę „wpuszczają” do swojego życia ;)

  72. Niedawno przegladając właśnie Snapchat natknęłam się na zdjęcia Chiary Ferragni w pidżamie do złudzenia przypominającej moją z Lunaby:) Czy ktoś z Was też to widział?

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.