Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRLu – moje wrażenia

to-nie-są-moje-wielbłądy

O książce Aleksandry Boćkowskiej usłyszałam na długo zanim trafiła na sklepowe półki, od razu spodobał mi się tytuł. Chyba nie tylko mnie, bo we wszystkich księgarniach była wykupiona, w końcu zdecydowałam się więc na ebooka, mimo że nastawiałam się raczej na papier ze względu na zdjęcia.

Wbrew temu, co mówi tytuł, to nie jest książka o modzie w PRL-u. To książka o ludziach, którzy tę modę tworzyli. O ciągle przywoływanych ikonach, jak Barbara Hoff, i o osobach równie ważnych, a niemal zapomnianych. Jak chociażby Jadwiga Grabowska, dyrektor artystyczna Mody Polskiej, nieustępliwa i przemycająca paryskie trendy mimo wyjątkowo niesprzyjających warunków. Jak to się stało, że milczą o niej blogi i magazyny? Już pomijając kwestię zasług, wyglądała na niesamowicie stylową osobę, czy nie przypomina Wam na zdjęciu Diany Vreeland? Albo Coco Chanel, której kostiumy tak chętnie nosiła?

jawdiga

Bardzo spodobało mi się, że autorka nie skupia się wyłącznie na projektantach, ale przechodzi przez wszystkie ogniwa tworzące łańcuch mody – produkcję, pokazy, magazyny i czasopisma, dystrybucję, a w końcu i samą ulicę. Choć tak naprawdę to, że dany płaszcz czy kostium pojawił się na wybiegu, wcale nie oznaczało, że będzie później dostępny dla klientek – niesamowite, że dobre kilkadziesiąt lat później wciąż borykamy się z tym problemem, niedawno pisał o tym Mr. Vintage.

Książka to zbiór anegdot i wspomnień (jak udowadniają tytułowe wielbłądy, często ze sobą sprzecznych) wielu osób z ówczesnej branży, świetnie połączonych ze sobą zręcznym piórem autorki, która nie daje się zepchnąć na sentymentalne tory i patrzy na przeszłość z dystansem i humorem. Czyta się ją fantastycznie, dla mnie ogromną przyjemnością było czytanie fragmentów związanych z osobami, które miałam okazję poznać – na przykład wspomnień Ireny Gregori, polskiej projektantki (i przepięknej kobiety!), która w latach siedemdziesiątych prowadziła w Paryżu chętnie odwiedzany przez redaktorki znanych magazynów butik La Nacelle, projektowała dla dużych marek, a później znów tworzyła pod swoim nazwiskiem, przez krótki moment miała nawet butik w Warszawie. Kilka lat temu prowadziła gościnne zajęcia na moich studiach z prognozowania trendów, miałam więc okazję posłuchać jej historii bezpośrednio – a słuchało się doskonale.

Pod koniec miałam wrażenie niedosytu. Wiem, że autorka i tak wykonała niezwykłą pracę, i że w Polsce tak naprawdę nie działo się zbyt wiele, jeżeli chodzi o modę, ale chciałabym dowiedzieć się więcej, dokopać głębiej. To pewnie zupełnie nieinteresujące z punktu widzenia przeciętnego czytelnika, ale strasznie mnie ciekawi, co dokładnie stało się z wielkimi łódzkimi zakładami po upadku systemu, albo jakie konkretnie materiały produkowały. Wyjątkowo zaciekawiła mnie też kwestia fenomenalnego jak na tamte czasy magazynu „Ty i Ja”, próbowałam nawet zamówić jakieś numery na Allegro, ale to chyba towar wyjątkowo rozchwytywany, bo nic nie udało mi się znaleźć.


 

Polecam Wam tę książkę bardzo, oprócz ciekawej i wciągającej treści znajdziecie tam wyjątkowe fotografie, na które patrzy się z prawdziwą przyjemnością. Mnie zostawiła z frapującym pytaniem. Jak to się dzieje, że po tylu latach wolnego rynku polska moda wciąż jest do tyłu? Nawet mimo jak najlepszych chęci, nie da się nie zauważyć, że ubrania polskich sieciówek są zawsze trochę brzydsze niż te z sieciówek zagranicznych, suknie polskich projektantów nie powalają jak te z Paryża czy Londynu. A przecież dostęp do informacji, edukacji, inspiracji czy materiałów mamy taki sam. Czy to przez wciąż jeszcze gorszą sytuację ekonomiczną czy jednak ten brak tradycji, wsparcia dla twórców? Jak myślicie? Ja nie mogę przestać się zastanawiać.

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

46 thoughts on “To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRLu – moje wrażenia”

  1. Ksiazke chetnie przeczytam!:) Znasz aros.pl? To sklep internetowy,gdzie wszystkie książki są tańsze o 30% i zawsze dostępne.To może sie przydać,gdybyś znowu nie mogła czegoś znaleźć:) pozdrawiam!:)

    1. Foster Marine

      Podzielam pozytywne opinie. Poza tym bardzo szybko realizują zamówienia. Odkryłam ich przed świętami Bożego Narodzenia i od tamtej pory złożyłam już chyba z pięć zamówień i wszystkie przebiegły bez najmniejszego zgrzytu :)

    2. Wyjełaś mi to z ust, koleżanko poprzedniczko. Od razu aros.pl przyszedł mi na myśl, nie dośc ze tani, to jeszcze super szybka osluga:)

  2. Muszę koniecznie przeczytać, bo ostatnio jakoś tak często spoglądam własnie w tą PRL-owską przeszłość.. Jakiś czas temu sama popełniłam na blogu posta o tych czasach – czyżbym była prekursorką trendu?;)) Miały powstać kolejne częsci, ale czekam na natchnienie:) Dla mnie kultowym magazynem „lifestylowo-modowym” w tych czasach była „Filipinka”, do dziś pamiętam niektóre felietony p. Doroty Maj, zresztą one i dzisiaj byłby bardzo aktualne.. Niestety numery, które uzbierałam nie zachowały się do dej pory, ale myślę, że BN mogą być dostępne, chyba kiedyś się wybiorę na taką retro-prasówkę:) Mówię oczywiście o czasach tej prawdziwej „Filipinki”

  3. Asiu,
    ja również się zastanawiam, czemu nasza moda odstaje. Chociaz z moda moze nie najgorzej. Gorzej z designem, a najgorzej z przestrzenia publiczna, ktora jest wspolna, wiec niczyja zamiast wszystkich. To siedzi gdzies gleboko w mentalnosci.
    Ciekawi mnie, jakie sklepy masz na myśli mówiąc „polskie sieciowki”? Polskie oddzialy zagranicznych sieciowek?

    1. Nie staniemy się ładniejszym krajem?

      Nie.

      Nie?

      Nie. Może zmieni się parę rzeczy typu parszywe reklamy wieszane na opaski zaciskowe na słupach. Może zrozumiemy, że jeśli zasłonimy sobie deptaki reklamami, to nie przyjadą turyści. Może znikną wielkie płachty. Natomiast takie zjawiska jak rozlane przedmieścia czy chaos architektoniczny w miastach zostaną.

      Nie wierzę, że przestaniemy zauważać różnicę między Niemcami czy Czechami, a Polską. U nas będzie zawsze gorzej.

      Smętna wizja.

      Ja na przykład jestem uspokojony. Zaczynałem pracować nad książką z pytaniem: kiedy to się stanie? Kiedy już będzie w porządku? Byłem niecierpliwy. A teraz, gdy skończyłem, wiem że ładniej po prostu nie będzie.

      A dotarłeś przynajmniej do przyczyny? Nie możemy przecież wszystkiego zrzucić na komunę. U Czechów też była.

      Też nie wierzę, że to wszystko przez PRL. Praprzyczyną jest moim zdaniem to, że my nie mamy edukacji estetycznej. Ale, poza plastyką, jest też druga rzecz. Nasza mentalność i przekonanie, że jeśli coś jest moje, mam prawo zrobić z tym, co chcę. Kto mi zabroni pomalować mój dom na różowo? Ależ od środka maluj jak chcesz, ale z zewnątrz patrzą także inni!

      Musi tu zajść zmiana pokoleniowa. Nasze dzieci, wyedukowane przez nas, może kiedyś ruszą do boju o przestrzeń. Ale ja nie wierzę, że dożyję tego, gdy w Polsce będzie ładnie.

      To, co prawda dotyczy przestrzeni miejskiej, ale w modzie jest podobnie. Nie mamy edukacji. Polska zawsze była krajem chłopów, choć wielu próbuje wrobić cały kraj w etos szlachecki. Polska to było 80% chłopów, a chłopa nie zajmuje moda tylko to, czy mu ciepło. Po odzyskaniu niepodległości mogłoby być lepiej, ale wtedy też były duże nierówności społeczne i moda wciąż była wtedy towarem luksusowym. Choć i stosunek do mody był inny, bo szyło się kilka sukienek, które by pasowały na różne okresy i tyle. Po wojnie nastał PRL, a wraz z PRLem wiadomo co. Później już nikt sobie głowy nie zawracał tym, czym jest edukacja estetyczna, plastyka itp. Robi się tak, żeby było. Polscy twórcy mody też nie mają dobrego startu, bo jeśli chcą coś zrobić to wymaga to sporo pieniędzy, żeby te pieniądze się zwróciły muszą brać odpowiednią sumę za ubrania, a wciąż nie jesteśmy krajem bogatym, nie biednym, ale przeciętnego zjadacza chleba nie stać na coś takiego, bogaci ludzie zawsze mieli dostęp do mody tylko to u nas pozostało. Nie twierdzę, że wszędzie się to zmieniło, ale inne państwa dają ludziom inny kapitał kulturowy, mówię tu teraz o kapitale, który otrzymujemy wraz z edukacją, bo w domu może być zupełnie inaczej. W innych państwach daje się jakiś nacisk na edukację artystyczną. Chociaż nie wiem, czy artystyczną to dobre określenie, bo to, czego moglibyśmy się uczyć na lekcjach plastyki wcale nie musi być czymś bezużytecznym i robieniu jakichś dziwnych malowideł. Mogłoby być uczeniem pewnej estetyki, ale tego się u nas nie robi. A to tak jak zauważył Springer odbija się na tym jak wyglądają miasta itp.

      1. Och, widzę że nie tylko mnie boli brzydota naszych miast i przestrzeni w ogóle. A prawie juz myślałam,ze to Filip Springer, przywołany na końcu, sam zawitał na strony Styledigger;)

    2. zagubiony omułek

      „Choć tak naprawdę to, że dany płaszcz czy kostium pojawił się na wybiegu, wcale nie oznaczało, że będzie później dostępny dla klientek – niesamowite, że dobre kilkadziesiąt lat później wciąż borykamy się z tym problemem”

      Jak mnie to denerwuje! Już pół biedy na pokazie, pokaz rządzi się swoimi prawami, ale że w lookbooku coś jest a potem się dowiaduję że nie będą w ogóle tego szyć…nie rozumiem tej polityki. Mam swoje ulubione marki, planuję zakupy na podstawie tego co pokazują w lookbookach np. wymyśliłam sobie że chce spodnie takie i takie, znalazłam je, pytam sie kiedy bedą w sklepie i dowiaduje się że nie planują ich w ogóle. No to co, mam się tylko patrzeć na ich ciuchy, ale nie kupować? Względnie obejrzeć na jakichś celebrytkach, blogerkach i liczyć że któraś się znudzi i wrzuci na allegro? Z drugiej strony jakby szyli wszystko co mi sie w danej kolekcji podoba to bym sie żywiła ryżem z fasolą ;) a tak to z 5 rzeczy które sobie upatrzyłam wyjdzie jedna i tyle :P

  4. Książki jeszcze nie czytałam, ale o modzie polskiej w latach PRL-u się nasłuchałam od pani Grażyny Hase, która była moją nauczycielką w Studio Sztuki, gdy studiowałam projektowanie mody. Nie wiem czy widziałaś dokument o modzie polskiej 45-89? Jest tutaj :
    http://vod.tvp.pl/dokumenty/historia/szafa-polska-194589/wideo/szafa-polska-194589/4284215 Dla mnie jest trochę smutny, szczególnie gdy porówna się karierę polskich projektantów do kariery np. Barbary Hulanicki, która dorastała w tym czasie w Londynie. Wielki potencjał polskich projektantów był starsznie stłamszony przez ówczesne polskie władze.

  5. Aha, no i polska moda dziś faktycznie odstaje, ale to dlatego, że niestety, ale ta branża to jest jednak „zabawa dla bogatych” a my narodem bogatych ludzie nie jesteśmy. W dodatku na pewno sama wiele razy zauważyłaś, że Polaków nadal bardziej kręci kupowanie więcej za mniej. Niestety projektanci na takiej mentalności się nie utrzymają. Ja przez tego typu myślenie zrezygnowałam w projektowania mody i szycia. Miałam po prostu dość słuchania „dlaczego tak drogo” nawet od ludzi wykształconych, z dużych miast i wydawałoby się – świadomych konsumentów. Jak dodamy do tego wysokie podatki, to naprawdę odechciewa się tworzyć rzeczy indywidualne na sprzedaż. Ludzie nie chcą się szarpać. Kolorowych ptaków jest więc mało. Ps. Mariusz Brzozowski powiedział mi kiedyś, że polskich projektantów nie ma na międzynarodowych fashion-weekach , bo za samą możliwość pokazania się trzeba zapłacić i to niemało.

  6. Bardzo ciekawa recenzja. :) Ja dla uzupełnienia luk, o których wspomniałaś, polecam książkę „Teksas – land. Moda młodzieżowa w PRL” Anny Pelki. Wygrzebałam ją kiedyś w taniej księgarni i kupiłam bez większych nadziei, że będzie się ją dobrze czytało (notka okładkowa głosiła, że książka powstała na podstawie doktoratu autorki). Tymczasem to fantastyczna lektura. Oczywiście przewijają się te same postaci (bo w końcu jakie miałyby się przewijać – wszak w tamtej Polsce krąg osób związanych z modą był bardzo zawężony), ale jest też wiele innych wątków. Mnie chyba najbardziej zainteresowały wszelkie odniesienia obyczajowe, ilustrujące ówczesną codzienność i codzienne trudności. Bo owszem, ciekawe jest, jak wtedy powstawały ubrania w pracowniach projektowych, ale nie mniej ekscytujące są opowieści o tym, co robiły nasze mamy w domowym zaciszu, żeby wyglądać modnie. No i jeszcze fantastycznie rysuje się w tej książce ewolucja mody lat PRL, bo autorka rozpoczyna swoją narrację od lat tuż powojennych (na topie są kurtki z demobilu), a kończy na czasach pankowej kontrkultury lat 90. Oczywiście pomiędzy mamy wspaniałe lata 60. (moje ulubione) i nie mniej świetne, jeśli chodzi o modę, lata 70. Gorąco polecam, zwłaszcza że książkę można za grosze kupić na Allegro (około 12 zł).

  7. Właśnie zamawiam na arosie:D (całkiem zresztą korzystnie cenowo)

    Co do Twojego pytania… Wydaje mi się, że nasza nieszczęsna historia ciągle odbija nam się czkawką w bardzo różnych dziedzinach, nie tylko w gospodarce. To, że od XIXw sukcesywnie niszczono nam elity (no, z przerwą dwudziestoletnią) wpłynęło bardzo mocno na naszą mentalność, na to, że nie mamy tradycji artystycznych, czytelniczych, kulinarnych, … Nie mamy pasji przekazywanych z pokolenia na pokolenie, rodzinnych marek, długo kształtowanego gustu i smaku, poczucia estetyki różnorakiej.

    Trochę chyba niestety czasu musi upłynąć, żebyśmy nadgonili.

  8. Myślę, że to też kwestia rynku. Bogaci wolą się poszczycić Chanel zamiast polskim nazwiskiem, a normalnych ludzi na projektantów nie stać – choć sama bardzo chętnie bym zrobiła zakupy u Jemioła :)

    No a sieciówki. Wiesz moja przyjaciółka pracowała w sieciówkach i niestety ten sam sklep wydaje zupełnie inne produkty do różnych krajów, badając uprzednio rynek docelowy. Wygląda na to, że z badań wynika że mamy kiepskie gusty :)

    Ja też jak mam kupować, to już wolę Primark niż nasz Reserved- nawet jakościowo to lepsze, ładniejsze i duuuużo tańsze.

  9. Moja ciekawość odnośnie tej książki wciąż rośnie. Mam nadzieję, że niedługo będę mogła po nią sięgnąć. Co do magazynu „Ty i Ja” to polecam rozejrzeć się po okolicznych targowiskach, bądź zamieścić ogłoszenie na okolicznym portalu. Ja swoje egzemplarze dorwałam przez przypadek.

    Co do tego, że polska moda jest do tyłu- chyba pierwszy raz się z Tobą nie zgodzę. Oczywiście jest wiele marek, które nie otworzyły u nas sklepów, lecz to wiąże się ściśle z tym z gospodarką naszego kraju. Determinuje to między innymi nasze postrzeganie dóbr luksusowych i to, że zdecydowana większość obywateli nie mogą na nie sobie pozwolić. Aczkolwiek zdecydowanie nie doceniamy polskiej mody. Jej potencjału oraz tego co nam oferuję. Mieszkam w Hiszpanii. Dokładnie w Barcelonie. Stolica Inditexu i koszmarnej jakości. Dlatego regularnie zaopatruję się u polskich projektantów. Kupując mniej, lecz rozsądniej. Odwiedzając regularnie showroom. No właśnie. Dlatego, że Hiszpania w ogóle mi tego nie zaoferowała. Targi modowe ? Marzę o tym, by odwiedzać je regularnie w Polsce! W Barcelonie poza palo alto i marketami vintage, właściwie nic się nie dzieje. Jeżeli już to z pewnością nie są to ubrania, które można dostać w granicach 20-100 euro. Co jest nie tak z modą w Polsce? Kompleksy. Zamykanie się w obrębie ustalonych ram. Dla mnie najbardziej uciążliwym problemem jest to, że nie wiele osób myśli o sprzedaży za granicą. Kupowałabym o wiele więcej ubrań u młodych marek, gdyby oferowałaby one przyjazną płatność oraz wysyłkę. Tutaj należy czerpać przykład z Charlotte Rouge- adekwatne ceny, tania wysyłka oraz możliwość płatności kartą. Ostatnio niestety rozczarowałam się, gdy nie mogłam z koleżankami kupić znalezionej bluzki, tylko dlatego, że sklep w ogóle się nie przygotował na taką opcję. Nie oferując odpowiedniej formy płatności (przelewy odpadają ze względu na to, że za wysłanie 20 euro- płacimy kolejne 40).
    Poza tym edukacja. Nie trzeba płacić zbijającej z nóg kwot w prywatnych szkołach po to, by wynieść konkretną wiedzę na temat mody. Tą wiedzę można także zdobyć za darmo, online na najlepszych Uniwersytetach z całego świata, o czym zresztą ostatnio pisałam na swoim blogu.

    Przede wszystkim doceniajmy to co mamy. Za granicą wcale nie jest lepiej. Ja w Barcelonie z dumą noszę polskie projekty. W końcu nawet ceny niewiele różnią się od Zary. Codziennie zmagam się z pytaniami „skąd to masz” i zachwytem. Dlatego doceńmy to co mamy. Nie czujmy się gorzej tylko ze względu na to, że w Polsce nie otworzono COS, a TopShop postanowił się wycofać. Ja mile się zaskoczyłam, gdy odkryłam ile tak naprawdę ma do zaoferowania polska moda.

    1. Jak to nie, jest COS przecież:) Nie mówię o zagranicznych sklepach w Polsce, tylko o tym że wzornictwo, moim zdaniem, jest wciąż gorsze. A na spódnice i szlafroki Charlotte Rouge rzuciłam okiem, mają bardzo ładne zdjęcia, ale szyją z poliestru, pewnie dlatego mogą pozwolić sobie na mogące konkurować z sieciówkami ceny.

      Ty i Ja będę szukać, dziękuję! I lecę czytać post o uniwersytetach:)

      1. Nawet nie wiedziałam i mile się zaskoczyłam :)

        Charlotte Rouge to był tylko przykład. Istnieje w końcu wiele młodych marek, które tworzą ciekawe projekty. Problemem jest pewnie także to, że stawiamy zbyt często na ilość, lecz nie na jakość. Wzornictwo w Polsce- nie jesteśmy niestety krajem, gdzie prezentuje się najnowsze trendy w dziedzinie mody. Niestety nie reagujemy na modę w sposób w sposób świeży, przemyślany i odważny. Funkcjonalność produktów- tak, czasem. Produkty o wyraźnych kształtach- brak. Powinniśmy posiadać więcej osób, które tworzyłyby modę w stylu Magdy Butryn :)

        1. Totalny random – spotkałam/poznałam kiedyś w przedziale w pociągu brata Magdy Butrym i opowiadał mi o siostrze, z trzy czy cztery lata temu, przypomniało mi się jak zobaczyłam jej spódnicę na jakiejś celebrytce:D

          1. Butrym z kolei tylko pokazuje na FB kolejna celebrytke (Kardashian np) zagraniczną nosząca jej ubrania, po czym sklep online na Polske nadal nieotwarty. Chociaz pewnei i tak ceny zwalą z nóg i tylko Grycanki będą w Polsce mogły sobie na nią pozwoilć.

        1. A może jednak więcej niż jeden? Widzę numery od 1960 do 1973 roku. Przepraszam za zamieszanie, ale strona jest dla mnie mało czytelna, a wtórny analfabetyzm nie pomaga.

  10. Jeśli chodzi o wielkie łódzkie zakłady – to niestety w czasach kapitalizmu poupadały. W byłej fabryce Poznańskiego jest teraz galeria handlowa „Manufaktura” (a w tych budynkach Wajda kręcił Ziemie Obiecaną, maszyny z XIX wieku pracowały wtedy jeszcze, tak że nie musiał przygotowywać scenografii), a w tzw. „Białej fabryce” muzeum. Wiem bo kilkanaście dni temu miałam okazję tam być. Do zwiedzania jest Pałac Poznańskiego ze stałą wystawą wnętrz, i jest też czasowa wystawa o modzie z przełomu XIX i XX wieku. Mała, niezbyt wiele eksponatów, więc na sama wystawę nie warto jechać, chyba że jesteś przejazdem. Nie ma katalogu. Dużo ciekawsze są wystawy w „Białej fabryce” m.in właśnie wystawa stała mody polskiej począwszy od lat 30 do 90-tych XX wieku. Ja też jestem po lekturze książki Boćkowskiej i fajnie było zobaczyć jak wyglądały ubrania z tamtych lat m.in z Mody Polskiej czy Hofflandu. Wystawa też nie jest duża ale jakieś tam wyobrażenie daje. Są też katalogi tkanin jakie produkowała ta fabryka i szczerze mówiąc nic porywającego: flanele, płótna, jakieś bawełny – wzory mocno „socjalistyczne” powiedziałabym. I świetna czasowa wystawa polskiego żakardu. Projekty i wzory. Coś niesamowitego. Większość z tych tkanin nigdy nie trafiła do sklepów, pozostały tylko jako pierwowzory. Jak będziesz miała okazje to wybierz się obejrzeć. Mnie książka trochę rozczarowała, spodziewałam się, iż więcej będzie praktycznych informacji. Mnie się wydała nudnawa i monotonna, ale to tylko moja ocena. A jeśli chodzi o różnice między modą polską a europejską (szczególnie np. francuską) to wynika chyba z tego, iż kiedy my zastanawialiśmy się nad kolejnym powstaniem czy walką z zaborcą, tam zastanawiali się nad kolejnym krojem krynoliny. Sporo ostatnio czytałam na ten temat i myślę, iż u nas nie ma tradycji tworzenia mody i myślenia o ubiorze jako części codzienności. Zbyt dużo było walk, nieszczęść po drodze żebyśmy mieli czas zajmować się czymś tak trywialnym jak moda. Kiedy po II wojnie światowej w modzie francuskiej dokonywał się przełom, wchodziły nowe linie Diora i YSL, potem P. Cardin i inni u nas szczytem mody była kremplina i ortalion, oraz „ciuchy” ze Stanów i GB. Poza tym wielka moda to wielkie pieniądze, a w Polsce nie ma zbyt wielu chętnych (chyba) na kostiumy od Diora, Chanel czy YSL. Ludzie kupują raczej akcesoria, które robią strój.

  11. Asiu tak przy okazji zapytam o coś co ciągle chodzi mi po głowie :) Kiedy wiosenna kolekcja Lunaby? Czekam z niecierpliwością i liczę na to, że w końcu u Ciebie uda mi się kupić szlafrok, który nie będzie ze 100% poliestru :)

  12. „Ty i Ja” ciężko dostać, ze względu na to, że czasopismo miało niesamowitą szafę graficzną i było na pewno dość fenomenalne (współpracowało np. z „Elle”), wyróżniało się na tle innych pism w PRLu. Można za to znaleźć i kupić książki pisane przez Teresę Kuczyńską – współzałożycielkę pisma. Jeśli o stare gazety chodzi. Takie bardziej życiowe niż tematyczne to polecam „Filipinkę”. To niby pismo młodzieżowe, ale w numerach z lat 60 czy 70 szata graficzna jest bardzo ładna i treść też nie jest wcale zła. Raczej urocza.

    1. Z książek o modzie polskiej bardzo rzetelna jest też „Z [politycznym] fasonem. Moda młodzieżowa w PRL i NRD”, chociaż jak widać nie zajmuje się wyłącznie Polską Ludową, to inny sposób opowiadania o modzie niż Wielbłądy, ale można się czegoś dowiedzieć.

  13. Nie tylko brzydsze ubrania trafiają do nas, ale i też gorsze proszki, czekolady, kawy, itd. Myślę, że dalej uważa się polskiego konsumenta za mniej wymagającego. Wiadomo, że i tak to kupi. Przecież nie będzie leciał na złość do sklepu Chanel, którego i tak u nas nie ma. Widziałam zacny filmy o Dianie Vreeland, więc skoro ją porównałaś do Barbary Hoff, to jestem niesamowicie zachęcona, aby zakupić „Wielbłądy”.

    1. zagubiony omułek

      ej, nie no z tymi proszkami i czekoladami to mitologia jest rodem z lat 90 :D mam rodzinę w Niemczech i kupowałam te same produkty tu i tam i nie ma różnicy. może cenowa, bo za granicą są tańsze.

      1. Z tymi tańszymi to też różnie. Moja szwagierka przywozi tego tonami z Niemiec, bo oczywiście krewni i znajomi pragną (albo i nie, niektórych uszczęśliwia na siłę) niemieckiej czeko i proszków, a gdy pytam o ceny, to okazują się albo takie same jak w Polsce, albo wyższe. Inna sprawa, że na tym naszych przekonaniu, że to co trafia do Polski jest gorsze, mnóstwo ludzi robi interesy (sklepy typu Chemia z Niemiec). Przejdź się na bazar i poczuj jak w filmie „Juma”. PRL tkwi w nas głęboko, tkwią w nas Peweksy i kolejki (bo skąd ten szał w Lidlach, gdy coś rzucą? no dobra – gdy czasem pokazują sceny z amerykańskiego czarnego piatku, to wierzę, że to nie polskie, tylko ludzkie, ta dzika pogoń).

        1. zagubiony omułek

          aa, handel niemieckimi produktami to już w ogóle zabawna historia :D ostatnio koło mnie otworzyli sklep „Chemia z Niemiec” – tuż obok Rossmana, w którym tez przecież jest chemia z Niemiec :D kiedyś faktycznie za granicą był większy wybór wszystkiego i zawsze robiłam zamówienia co maja mi przywieźć (głównie produkty eko, zdrowa zywność, naturalne kosmetyki) ale z roku na rok robiły się coraz mniejsze bo większość rzeczy na które polowałam mogę spokojnie kupić u nas.

          1. No właśnie, jest u nas coraz więcej tego samego. Jeszcze rozumiem, że można chcieć czegoś, czego nie ma, ale w jaki sposób Persil z polskiego sklepu jest gorszy od tego taszczonego z Reichu (tak, jasne, do nas trafiają te mniej skoncentrowane – podobno dlatego, że przeprowadzono badania, z których wynika, że Polacy i tak wsypują więcej, więc wieksza koncentracja nie ma sensu, aha i detergenty ponoć mocniejsze – osobiście to się boję mocnych detergentów, tylko mnie po nich swędzi:)).
            Ostatnio widziałam też reklamę sklepu z chemią z GB i Holandii – wszyscy chcą zarobić.
            Rozkłada mnie to na łopatki, ale co zrobić.

  14. Barbara Pióro

    Fajny post, a jeszcze fajniejsze komantarze. Rzeczywiście, ciekawie by było dowiedzieć się czegoś więcej o Łodzi i jej tekstylnym upadku po zmianie systemu, dlatego dzięki za komentarz – Anka. Swoją drogą, ciągle mam nadzieję, że ten łódzki potencjał jeszcze się całkiem nie zaprzepaścił i będzie to można kiedyś wykorzystać…
    Jeśli zaś chodzi o odstawanie polskich projektów od „reszty świata”, to nie przesadzałabym. Myślę, że to się bardzo szybko zmienia. Poza tym, co innego haute couture i drogie marki, a co innego sieciówki i ulica. Oczywiście, wszystko wynika z ubóstwa społeczeństwa i ciągle jeszcze trwającego zachłyśnięcia dostępnością taniochy, ale jak się patrzy na ludzi na ulicy w Krakowie, a dajmy na to w takiej Lozannie, gdzie mieszkam, to słowo daję, nie ma czego Szwajcarom zazdrościć. I tu, i tu trafia się tandeta, tyle że w innym stylu. Tutaj wszystkie laski ubierają się na czarno (to najłatwiej), dzierżą z dumą swoje Korsy albo Vuittony, świetnie trafiające w gusty pospólstwa i wyobrażenia o luksusie, i przede wszystkim, wraz z nadejściem cieplejszych dni, paradują bez kompleksów w czarnych legginsach bez niczego na, czyli (na mój tradycjonalistyczny gust) jakby zapomniały włożyć spódnicy. A do szczupłych tutaj panny nie należą raczej… Tak więc nie narzekałabym aż tak na gusta rodaków, bo mnie się wydaje, że jednak Polki potrafią się ubrać. I to być może jest, paradoksalnie, zasługą tych długich, szarych, pustych, peerelowskich lat, kiedy trzeba było kombinować jak koń pod górę, co jednak ćwiczy kreatywność.

  15. Ostatnio o tej książce co raz głośniej i przyznaję, że z chęcią bym po nią sięgnęła, bo niewiele jest dobrych książek, które opowiadają o modzie trochę pod kątem historycznym. Aktualnie uczę się na profilu humanistycznym w liceum i do szału doprowadza mnie to, że nauczyciele zawsze opuszczają ostatni rozdział w podręczniku od historii, który opowiada o modzie danego okresu i dokładnie to samo tyczy się czasów PRL. Po za tym nawet te podręcznik traktują temat bardzo po macoszemu; byle by było, a naprawdę szkoda, bo np. nigdy wcześniej nie słyszałam o kimś takim jak Jadwiga Grabowska i widzę, że muszę zaległość nadrobić. Dodatkowo planuję zabrać się też za „Sześć pięter luksusu. Przerwana historia Domu Braci Jabłkowskich”.

    Wydaję mi się, że to zacofanie Polski w kwestii mody może wynikać z ciągłego przekonania, że moda to wyłącznie sieciówkowy ciuch i nie ma sensu tworzyć z ubrań małych dzieł sztuki, bo to bardzo prymitywna forma wyrażania swojej osobowości, przez co jest małe wsparcie dla polskich twórców. Oczywiście nie mam takiej pewności, ale gdybym miała na coś stawiać to właśnie na to. Po za tym bardzo denerwuje mnie fakt, że w polskich sieciówkach nie ma wszystkich linii, choćby H&M Studio czy Trend, które były dostępne podajże tylko w Warszawie, a jak wspominała Radzka w jednym ze swoich filmików w Hamburgu obie linie są mocno rozbudowane.

  16. A ja zastanawiam się, czemu w Polsce powojennej nie powstała tak silna marka odzieżowa jak Marimekko – flagowy produkt fiński, szczycący się tym, że większość produkcji realizują u siebie (ponoć w związku z tym nie mają globalnego sklepu internetowego – trudności z logistyką). Ich światowy sukces to oczywiście – poza fenomenalnym designem (współpraca ze zdolnymi krajowymi projektantami), to połączenie korzystnego zbiegu okoliczności, charyzmy właścicielki i dobrego marketingu – ale gdy czytałam książkę o ich historii, uderza sporo podobieństw w sytuacji Polski i Finlandii w tamtych szarych latach, kiedy oba kraje dochodziły do siebie po wojnie, jednocześnie znajdując się w strefie wpływów ZSRR (oczywiście każdy z nich w innym stopniu). W obu istniał głód koloru, odmiany po trudnych okupacyjnych latach, oba miały doświadczenie w produkcji tekstylnej i odpowiednie zaplecze.

  17. Czasem mam wrażenie, że dla niektórych czas zatrzymał się w miejscu i noszą ciuchy z tamtych lat. Oczywiście te niezbyt dobrego sortu. Ale w sumie jak się nad tym dłużej zastanowię, to ciuchy z początku lat 90-tych też są nadal w modzie :)

  18. Dziękuję za bardzo inspirujący artykuł i za pomysł na lekturę. Również postanowiłem zainwestować w ebooka. Historia mody i jej ikon w trudnych okresach Polski, jest bardzo często zapominana.

  19. książka jest genialna ! jestem w trakcie czytania. moja babcia skończyła włókiennictwo w Łodzi. pracowała w warszawskim Instytucie Wzornictwa Przemysłowego oraz projektowała tkaniny dla Mody Polskiej i spółdzielni Poziom. wywiady zawarte w książce są dla mnie uzupełnieniem jej historii i wspomnień.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *