Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Łupy z second handu

Uwielbiam second handy. Często nie chce mi się zebrać i przeglądać setek wieszaków, zdarza się też, że zniechęcona nieudaną wyprawą zarzucam takie zakupy na dobre kilka miesięcy. W końcu przychodzi jednak moment, kiedy coś mnie zainspiruje i znów mam ochotę wyruszyć na łowy.

To świetne źródło ubrań dla osób, które chciałyby kupować rzeczy dobrej jakości, ale mają ograniczony budżet. Ja do tego stopnia uzależniłam się od jesiennych poszukiwań wełnianych i kaszmirowych, prostych swetrów second handach, że pewnie trudno byłoby mi wyobrazić sobie kupowanie ich w tradycyjnych sklepach. Lubię tam też zaglądać w poszukiwaniu letnich koszul i bawełnianych sukienek, to ten rodzaj rzeczy, które naprawdę łatwo w second handach kupić. Właściwie moja szafa składa się w dużej mierze z bazy, kupionej za grosze w second handach (koszule, swetry, bluzki), i mocnych akcentów, najczęściej ze średniej półki cenowej (torebki i buty ze złotymi detalami, skórzane ramoneski itp.).

Dla osób które nic nigdy nie mogą znaleźć, mam prostą radę – musicie po prostu odnaleźć taki sklep, którego asortyment Wam pasuje. Są second handy, w których pojawiają się głównie rzeczy ze skandynawskich sieciówek, są takie, które specjalizują się w markach brytyjskich, takie w których małe rozmiary raczej się nie zdarzają i takie, w których jest ich mnóstwo, takie z rzeczami z niedawnych kolekcji sieciówek i takie z torebkami vintage – i tak dalej. Wiadomo, że wszędzie da się przy odrobinie szczęścia znaleźć coś ciekawego, ale zaglądanie do sklepów, w których w dziewięciu przypadkach na dziesięć nic dla siebie nie znajdujemy jest stratą czasu i potrafi mocno zniechęcić.

U mnie sprawdza się zasada „im mniejsze miasto, tym lepsze ciuchy”, dlatego w Warszawie właściwie do lumpeksów nie zaglądam, za to odwiedzam je często kiedy wpadam do rodziców. Napisałam dość obszerny poradnik secondhandowego poszukiwacza do mojej książki, zastanowię się jak go przemycić na bloga, żeby nie dublować treści i pewnie wrócę do tematu. A teraz łupy!


Talerze


Niemal każdy talerz z mojej kuchni jest z innej parafii (zdziwionym tłumaczę zawsze, że zastawy stołowe są dla ludzi bez wyobraźni;)), chyba żadnego nie kupiłam też jako nowego. Dzisiaj wybrałam się zobaczyć sukienki, a wyszłam ze stosikiem porcelany – część z Japonii, część z Villeroy&Boch, część niezidentyfikowana. Jutro jem na nich śniadanie!

sh4

sh2


Koszulowa tunika


Bardzo prosta, bawełniana przedłużona koszula, idealna na wiosnę. Na pewno będzie świetnie wyglądać z moją granatową ramoneską.

sh1

 


Letnia sukienka


Rozkloszowana, koralowa sukienka w hawajskie kwiaty, na letnie przyjęcia jak znalazł! Nie ma metki, ale obstawiam że jest z jakiejś brytyjskiej sieciówki z małymi rozmiarami (jest jak szyta na mnie, wyjątkowo mam talię w dobrym miejscu, a nie kilka centymetrów niżej), może linia Topshop Petite?

Edit: dowiedziałam się od Czytelniczki, że jest z taniutkiego Primarku. Trafiłam z brytyjską sieciówką!

 

sh3


Szary kombinezon


Jestem wielką fanką letnich kombinezonów, są niesamowicie wygodne. Wkłada się je w trzy sekundy i cały strój gotowy, żadnych problemów z jazdą na rowerze. Jedynym ich minusem jest to, że zwykle fantastycznie wyglądają na wieszaku, dużo gorzej na mniej, z tym jest na szczęście odwrotnie.

sh6

 


Idealny pasiasty t-shirt


Uwielbiam rzeczy w paski, uwielbiam rzeczy z kołnierzykiem – trafiło mi się więc idealne połączenie! W liceum bardzo często nosiłam polówki, a ostatnio naoglądałam się przeróżnych inspiracji w stylu preppy i mam ochotę do nich wrócić. Nie raz już pisałam, że nienawidzę skręconych szwów w t-shirtach, dlatego tak lubię kupować je w second handach – jeśli komuś po wielu praniach wciąż się nie skręciły, to jest duża szansa, że i u mnie pozostaną proste.

sh7

 

 


Za wszystkie te rzeczy (plus sukienkę i kapelusz dla mojej mamy) zapłaciłam w sumie koło stu złotych. Satysfakcja z zakupów – niesamowita! Cała sobota zresztą udała mi się doskonale, po zakupowym poranku spędziłam kilka godzin w ogrodzie, czytając „Poniedziałkowe dzieci” Patti Smith (fantastyczna książka, dziękuję Wam bardzo za polecenie!), a teraz przeglądam Pinterest w poszukiwaniu prostych projektów DIY – jak już mam takie ładne talerze, to zachciało mi się równie ładnych krzeseł.

Udanego wieczoru, pochwalcie się jakimś secondhandowym łupem – nic tak nie motywuje do ruszenia na poszukiwania, jak ukłucie zazdrości!

 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

129 thoughts on “Łupy z second handu”

    1. Ja z tekstu wywnioskowałam, że Asia do ciuchaczy w Warszawie nie zagląda, bo są marne. ;) (tak btw- zgadzam się. jakbym mieszkała gdzieś indziej miałabym 100x większy kłopot z odwykiem od kupowania ubrań ;) )

    2. Teoria „im mniejsze miasto, tym lepsze SH” jest prawdziwa, ale zastanawia mnie co jest tego przyczyną (mniejsza konkurencja u hurtowników?).

      Wprawdzie polujący w SH są jak grzybiarze, w tym sensie, że niechętnie zdradzają swoje miejscówki – ale z racji tego, że jestem facetem i nie czuję konkurencji ze strony czytelniczek tego bloga, podpowiem, że dobre rzeczy można znaleźć w SH sieci Humana. Mają sklepy na al. Jana Pawła II (koło al. Solidarności i ronda Radosława, w Babka Tower) i na Dobrej. Ciuchy z Włoch, wycenione, trochę drogie jak na SH, ale są po dużej selekcji.

        1. Humana jest dość fajna. Najlepiej chodzić do nich, kiedy mają wyprzedaż i cena za każdy ciuch ze sklepu jest taka sama (na początku to kilkanaście złotych, ale później stopniowo schodzi do 2) i można upolować fajne rzeczy nawet w ostatnich dniach wyprzedaży. Kiedyś kupiłam płaszcz i 2 kurtki – każda za 3 zł, a wczoraj wyszłam z czterema koszulami – każda za 4 zł. Więc polecam. Jest też na Pradze, przy Targowej. Tam jest nieco gorzej, chociaż w wakacje kupiłam jeansowe ogrodniczki z Benetonna i zapłaciłam chyba 15 zł :)

    1. Czcionka to jest klocek pojedynczej litery, służący do odbijania na papierze. Natomiast to co masz na myśli nazywa sie krojem pisma, pozdrawiam! Typografia rządzi ;)

      1. Za słownikiem języka polskiego PWN:

        czcionka
        1. «prostopadłościan z odwróconą literą lub znakiem drukarskim, dającymi w druku odbitkę tej litery lub znaku»
        2. «kształt i wielkość liter w druku»

        Po co się puszyć i głupio mądrować?

        1. po co się mądrować, skoro w sjp jest napisane „kształt i wielkość liter w druku”, a blog nie jest drukiem? ;)

          Prawda jest taka, że są dwie szkoły. Wśród profesjonalistów raczej przeważa ta z nazywaniem fontu fontem, a nie czcionką (druga strona wynikła głownie z niewłaściwego tłumaczenia w windowsie ;) ). Z reguły się nie wtrącam, ale tego sporu naprawdę nie da się wygrać winternecie (chociaż jak wspominałam fachowe książki o składzie druku/tekstu mówią o kroju pisma, a o czcionce tylko w sensie tradycyjnym – drukarskim ;). Doczepiłam się, bo przywołaś argument, który jak na początku wspomniałam tylko by potwierdzał tezę, Asi, że to jednak nie czcionka (bo nie druk, wg. powyżej definicji ;).

          Pozdrawiam!

  1. Świetne łupy, zwłaszcza sukienka i kombinezon. No i talerze piękne :)
    Dawno nie byłam w żadnym lumpeksie, chyba czas najwyższy znów się wybrać. Ostatnim razem byłam w ubiegłym roku jesienią jakoś i udało mi się kupić czarną sukienkę za całe 9zł. Niestety jeszcze nie miałam okazji jej założyć, bo to taka bardziej na jakieś wesele czy coś. Nawet się ostatnio zastanawiałam, czy nie przerobić jej na spódnicę, ale chyba jeszcze dam jej spokój ;)

  2. Fantastyczne zakupy! Byłoby świetnie, gdyby takie wpisy pojawiały się częściej, uwielbiam oglądać cudze łupy z sh:) Ja niestety jestem strasznie niecierpliwym typem, ciężko mi robić zakupy w zwykłych sklepach, a co dopiero w lumpeksach… Po prostu robię się rozdrażniona, gdy nie znajduję tego czego potrzebuję. Na szczęście moja mama jest absolutną mistrzynią zakupów w sh. Ogromnie jej tego zazdroszczę, bo w każdym sklepie potrafi znaleźć świetne rzeczy – w przeciwieństwie do mnie :D Dzięki do mojej szafy dołączyły w ostatnim czasie dwa kaszmirowe sweterki, świetna i „niepoprzekręcana” koszulka i bluzka od Diora. Aczkolwiek zastanawiam się czy aby na pewno jest oryginalna, trochę nie chce mi się w to wierzyć, a nie bardzo wiem jak to sprawdzić.

  3. Mam kilka ulubionych lumpeksów, we Wrocławiu i w moim mieście rodzinnym, z których nigdy nie wychodzę z pustymi rękami. Ostatnio upolowałam wełniano – kaszmirowy włoski sweterek i bawełniany golf z Cubusa z czasów kiedy nie był jeszcze międzynarodową sieciówką (wnioskuję po informacji na metce). A najlepszym łupem ever jest płaszcz z Burberry za 18 zł. Za takie złote strzały uwielbiam second handy:)

    1. A masz może jakieś zadanie o Tanimarmanim nieopodal Nowych Horyzontów? Bo ta nazwa jest na tyle rozwalająca, że aż mnie kusi tam zajrzeć, ale że w centrum ciężko z parkingiem to nigdy mi nie po drodze ;)

  4. Świetne łupy :) Uwielbiam podglądać takie łowy, sama raz na jakiś czas podsumowuję na blogu moje #lumpeksowe zdobycze i #starocie znalezione na pobliskiej giełdzie. Fajnie, że są ludzie doceniający oryginalne przedmioty z duszą :)

  5. I jeszcze ogromnym plusem ubrań z SH jest to, że nie żal mi ich potem przejechać maszyną tu i ówdzie, potraktować nożyczkami, czasem zupełnie przerobić. Mój kochany płaszcz sh (częściowo kaszmirowy, jeśli wierzyć metce) w stylu młodego Snape’a był długi do ziemi. A ja go zrobiłam do pół łydki. Z płaszczem ze sklepu, za który dałam parę setek, bym tak nie zrobiła nigdy. Nigdy. :D

  6. Kocham zakupy w lumpeksach, głównie tam się ubieram plus szyję sama albo korzystam z vintage perełek mamy, czy babci :) Jeszcze nie udało mi się znaleźć tak pięknych talerzy, jak Twoje, raczej przeważają w mojej okolicy lumpeksy z ubraniami ;)

  7. Faktycznie poczułam się zmotywowana do poszukiwań ;)) Od kilku lat zbieram się w sobie aby pójść do second handu i ciągle usprawiedliwiam się, że na pewno i tak nic nie uda mi się znaleźć i że znacznie szybciej będzie zajrzeć do zwykłej sieciówki. Ale za każdym razem jak widzę te wszystkie łupy czy to swoich koleżanek czy na blogach to od razu pojawia się to „ukłucie zazdrości” i ochota na poszukiwania w ciucholandach ;)

    Talerze są przepiękne podobnie jak koszula, sukienka i kombinezon, chociaż najbardziej przypadł mi do gustu ten T-shirt; ma coś w sobie :))

  8. Ja nigdy nie kupowałam w second handach… i chyba ten post zmienił moje zdanie i nastawienie do nich! Jeśli ktoś mógłby polecić dobre, sprawdzone second handy w Poznaniu, będę wdzięczna :)

    1. La mode na Głogowskiej (naprzeciwko zajezdni). Co prawda trzeba się nałazić, bo często nie ma nic ciekawego (i nie polecam chodzić we wtorki- dzień dostawy, bo można zostać zwyczajnie stratowanym), ale znalazłam tam nowe zamszowe botki vagabond, marynarkę benneton, a nawet rurki acne, więc i tak tam zaglądam, tym bardziej że mieszkam obok.

  9. Też kocham łowy w SH. Upolowałam czarny sweter Alexandra McQueena z gotowanej wełny za 7,60, koszulę Vivienne Westwood – Anglomania za 8, płaszcz Michaela Korsa za 30, ciuchy z metką Uniqlo, Marimekko… mogłabym tak wymieniać długo. Najbardziej cieszy mnie torebka Salvatorre Ferragamo z bordowego zamszu, z numerem seryjnym za 30 i pierwsze oryginalne wydanie gry Master Mind z lat 70’tych za symboliczną złotówkę ;)
    Jap. Jestem w tym „miszczem” ;)

  10. Bardzo lubię kupować w sh, ale staram się wyszukiwać perełki, rzeczy unikalne i dobrej jakości (obecnie w sh jest też dużo kiepskich ubrań „sieciówkowych”). Jeden z moich najlepszych zakupów to brązowa, skórzana torebka na ramię ze złotymi elementami. Widać, że już ma trochę lat, ale świetnie się trzyma. Kupiłam ją przez zupełny przypadek: nie planowałam zakupów tego dnia, odjechał mi tramwaj i musiałam czekać na następny, więc wstąpiłam do sh żeby jakoś wypełnić czas:D. Ilekroć mam tę torebkę ze sobą koleżanki pytają, gdzie ją kupiłam. Gdy mówię, że w sh, i widzę to rozczarowanie u znajomych – bezcenne uczucie! ;)

    1. To są niby-espadryle z gumową podeszwą z… Tesco. Uwielbiam espadryle, ale te całe z siana bardzo szybko mi się niszczyły, więc kiedy zobaczyłam na półce te, stwierdziłam że spróbuję.

  11. Second handy są super! Uwielbiam je i sama połowę szafy tam zakupiłam. Często zdarza się, że w sklepie nie mogę dostać ubrań o rozmiarze 42/44 i właśnie w lumpeksach znajduję najpiękniejsze perełki :)

  12. Ależ perełki! Gdy mieszkałam w Szczecinie miałam 'swoje’ second handy i praktycznie cała moja garderoba się składała z upolowanych ciuchów na wagę. Niestety po przeprowadzce do Torunia jakoś się tutaj pod tym względem, nie mogę odnaleźć i od stu lat nic ciekawego nie kupiłam.

    A teoria, że w najmniejszych miasteczkach są najlepsze rzeczy jest jak najbardziej prawdziwa! Kiedyś będąc przejazdem w jakimś nieznanym mi wcześniej mieście [które miastem jest tylko dzięki nadanym miliard lat temu prawom miejskim, bo tak naprawdę to mała wioska], zajrzałam do second handu. A tam zobaczyłam nowiutką ramoneskę, nie była skórzana, ale mi to zupełnie nie przeszkadzało, bo leżała idealnie, a od lat szukałam mojego ideału. I znalazłam, za 25zł, w co wiele osób mi aż nie chce uwierzyć jak im opowiadam tę historię w odpowiedzi na ich 'ale świetna ramoneska!’.

  13. JA ostatnio nie mam szczęścia do SH… a jeszcze jak przeniosłam się do Krakowa to tym bardziej… W Krakowie nie znam żadnego SH godnego polecenia, ale Twoje zakupy zmotywowały mnie do dalszych poszukiwań :) Przepiękne są te białe talerze!! Też mam dużo naczyń z SH, ale niestety wszystkie moje perełki pochodzą jeszcze z czasów jak mieszkałam w Lublinie, to były czasy…. Tak z czystej ciekawości, w jakiej miejscowości znalazłaś swoje łupy:?

  14. Moje łupy to garnitu Issey Miyake z serii Pleats Please oraz marynarka Thierry Mugler za 5-7 zł parę ciuchów Dolce & Gabbana, średniomałe miasto ale sklepy na uboczu i mocno zapyziałe:-)

    1. tak, w Bielsku jest kilka naprawdę świetnych! Kiedyś często obkupowałam się w tym dwupoziomowym koło Rudeboy’a, niestety nie wiem czy nadal istnieje. Fajny jest też Bazar, chociaż już mało lumpeksowy :)

  15. Z second handu też wyniosłam mnóstwo porcelany i poduszek! Takie łupy bardzo cieszą. Wybieram się niedługo do second handu, odświeżam szafę, trochę zakupów w markowych sklepach i trochę z drugiej ręki dla równowagi :)

  16. Uwielbiam buszowanie po second-handach. Jedne z moich bardziej udanych łupów to marynarka z Benettona za 10zł i bluza z Diesla za jakąś równie niebotyczną kwotę. Mogłabym zresztą wymieniać długo, bo mam w domu i narzuty na łóżka i kupony materiałów i wiele innych rzeczy.

    W zeszłym roku moje serce podbił FREE-SHOP, wjazd kosztował mnie 5zł, a przyniosłam (wszystko w tej cenie, nie dopłaca się za wyniesione rzeczy):
    3 bluzki z długim rękawem (Camaieu, Mark&Spencer, Burberry), tunikę w kwiaty z H&M, bawełniany kardigan z Espritu, koszulkę dresową w kwiaty, bluzkę z grubej bawełny, spódnicę ołówkową , bluzkę „wyjściową”, torebkę i dwie bransoletki.

    Wszystkie te rzeczy przedstawione są na drugim zdjęciu w tym poście:
    http://czarnabiedronka.blogspot.com/2014/04/kopalnia-bekitnych-orzeszkow.html

    Jestem z Cieszyna, więc Twoje odczucia, że w małych miastach można więcej jak najbardziej znajdują tutaj potwierdzenie.

  17. Ojej! Świetne łupy! :-) Talerze w szczególności… Zakochałam się w nich! Są przepiękne! <3
    Ja niestety albo nie mam szczęścia do takich perełek, albo po prostu za szybko się poddaję… Cóż, patrząc na Twoje zakupy na pewno zacznę inwestować więcej czasu w poszukiwania.
    Pozdrawiam cieplutko! :-)

  18. Mam dokładnie tak jak napisałaś wytłuszczonym drukiem. Czasem się zniechęcam jak wychodzę z niczym, ale jak podglądam co dziewczyny ostatnio upolowały w sh, to mam ochotę od razu tam pobiec :D Mam wiele ” perełek” z lumpeksu, ostatni zakup życia to płaszcz w butelkowej zieleni za 20 zł! Moje zdjęcie: https://fbcdn-sphotos-e-a.akamaihd.net/hphotos-ak-xpa1/t31.0-8/s960x960/10865818_822825301091938_6647922286563969419_o.jpg Pozdrawiam!

  19. Ja kupiłam idealną skórzaną kurtkę za… 1 zł! Niestety śmierdzi naftaliną- czy znasz może sposób na usunięcie tego zapachu? Próbuję sodą oczyszczoną ale chyba nie działa :(

  20. a ja się już boję wchodzić do sh! :) mam swoje trzy ulubione, w których zawsze (!) jest coś ciekawego, podczas gdy w sieciówkach nic mi się nie podoba

  21. Kurcze, a ja jakoś nie umiem się przemóc, żeby kupić coś w second-handzie. Nie wiem. Może to wynika z mojego poczucia estetyki. Wiem, że to jest prane. Wiem, że czasem nawet nie zniszczone, ale jakoś nie umiem, nie potrafię :( A może po prostu nie znalazłam fajnego second-handu :(
    Sukienka jest super :) A Primarka uwielbiam – jak jeździłam do Anglii zawsze tworzyłam całą bazę mojej szafy właśnie w primarku – o dziwo – jakością zawsze byłam mile zaskoczona, bo wystarczało mi czasem na kilka sezonów :))

    1. zagubiony omułek

      Pomyśl sobie że to co mierzysz w zwykłych sklepach też miało na sobie kilka a nawet kilkanaście osób przed tobą, a często są to osoby które z higieną są na bakier

      1. Ale nie zdążyły przepocić na wylot, popuścić krwi menstruacyjnej, dać sie spuścić kolesiowi albo obrzygac. Ohyda. Nigdy nie kupie nic ze starzyzny.

  22. Niedawno w second handzie (przy czym to taki second hand nie z ubraniami, ale z meblami i generalnie rzeczami domowymi) udało się mojemu mężowi upolować przepiękny zestaw obiadowy dla 12 osób z angielskiej porcelany (taka biało-niebieska) :). W sumie jakieś 50 elementów (bo i talerzyki, filiżanki, wazy itd.) za chyba 450 czy 480 zł. Czasem niestety trzeba być nudziarzem i kupić zestaw ;).

  23. Zainspirowałaś mnie, może też w końcu się przejdę:).
    Moim największym łupem jest wiosenny, miętowy krótki płaszczyk z Wallisa za 20zł. Prawie nie noszony. Miał ze sobą zestaw zapasowych guzików

  24. pstra matrona

    Piękne polo! Ja również uwielbiam second handy, ubrania kupione tam stanowią absolutną podstawę mojej garderoby, staram się nie kupować niczego w sklepach wychodząc z założenia, że nie ma potrzeby skoro jest tyle przedmiotów porzuconych. Ostatnio odkryłam też strony typu vinted gdzie ludzie sprzedają swoje używane ciuchy, tam mogę znaleźć dokładnie to czego potrzebuje, ale tak naprawdę wolę zwyczajny ciucholand ze względu na pewną aurę przygody- nigdy nie wiadomo co się trafi, nie idzie się tam po konkretną rzecz tylko to co akurat będzie i sprosta naszym wymaganiom. To daje mi pewną wolność wyobraźni w planowaniu swojej szafy, nie nakręcam się na konkretne rzeczy i nie popadam w przeróżne „must havy” i obsesję kontroli, ale otwieram się na przedmioty, które spotkam. To trochę tak jak z podróżowaniem, jeśli coś idzie niezgodnie z moim planem i np. gubię się to jeszcze lepiej, bo mogę napotkać przygody, których zgodnie z planem nie udałoby mi się przeżyć. Ciężko mi wyodrębnić najlepszy łup, ale będzie to chyba czarny wełniany żakiet, który znalazłam w czasie wyprawy po guziki na ostateczną wyprzedaż, wszystko po złotówce. Grzebiąc w koszu szmat natrafiłam na bardzo piękny guzik z kutym z metalu ażurowym pawiem i zabrałam go do domu z zamysłem wtórnego wykorzystania, jednak szmata po rozprostowaniu okazała się czarnym żakietem z czystej wełny o jedwabnej podszewce i idealnym kroju i moim rozmiarze. Do dziś stanowi absolutną podstawię mojej garderoby przez cały rok i poza upałami nie ma tygodnia, żebym nie miała go na sobie co najmniej dwa razy, tak od siedmiu lat.
    Zawsze intrygowały mnie też wielkie pudła z krawatami na wagę, były naprawdę przepiękne, z cudownych jedwabi, albo wełen w niesamowite wzory, ale mimo, że kilka kupiłam nie nosiłam ich, z moim biustem wyglądało to strasznie, poza tym nie przepadam za koszulami. W końcu zaczęłam szyć z nich sukienki, tuniki, poncza, spódnice, torebki, najpierw dla siebie, potem sprzedawać. Pokazałabym zdjęcia, ale to będzie reklama, więc nie wiem czy tak wypada.
    W ten piątek odkryłam też inne świetne miejsce typu second hand, ale nie tylko z ciuchami, Między Wrocławiem, a Poznaniem jest wieś Czacz i odbywają się tam przeogromne targi przedmiotów używanych. Jest tam dosłownie wszystko od prawdziwych antyków, poprzez lampy z Ikei skończywszy na dziecięcej perkusji i naręczach rur od różnych odkurzaczy. Kupiłam tam bardzo porządny niemiecki overlock na 200 zł, piękne emaliowane wiadro, które zostanie doniczką- za grosze i analogową radziecką kamerę dla mojej siostry, o której zawsze marzyła. Kiedyś pojadę tam tylko porobić zdjęcia, bo to co tam można znaleźć jest fantastyczne.

    1. Wow żakiet brzmi super!!! Dawaj koniecznie te krawaty, jestem bardzo ciekawa i myślę że wiele innych osób też:)

      O Czaczu kiedyś przeczytałam u Segritty, wygląda rewelacyjnie, pod Warszawą jest Słomczyn (jak komuś ukradną rower, może go tam sobie odkupić z powrotem;)) i wydaje mi się, że to podobny klimat, choć pewnie nie na taką skalę.

  25. Nie sądziłam, że w second handzie można upolować nawet talerze. Zakupy ci się bardzo udały! Skorzystam jednak z myśli, by zapolować w second handzie w małej miejscowości. Już wiem, gdzie skieruję moje kroki, gdy następnym razem odwiedzę rodziców. Choć na razie jestem na etapie redukowania nadmiaru i niekupowania i w tym stanie zamierzam wytrwać jeszcze jakiś czas.

  26. Ja nie mogę się przekonać, brzydzę się tych rzeczy. Wiem, ze w hotelu tez śpię w pościeli i używam ręczników, których używali inni goście, ale wierze, ze one są prane w 60-ciu stopniach. Ale welnianego swetra z drugiej ręki w takiej temperaturze nie wybiorę. Talerze umyje w zmywarce, tu tez nie mam problemu. Mam pytanie do kupujących w sh ubrania, czy macie jakieś sposoby na dezynfekcje ?

    1. Jak wełna czy skóra, to daję do czyszczenia gdzie trzeba po prostu ;) Nawet jakby dodać koszt prania do kosztu ubrania, to i tak często gęsto jeśli chodzi o te materiały to jest okazja roku ;)

    2. kochana, te ubrania są dezynfekowane specjalnymi środkami, a myślałaś, że dlaczego mają taki specyficzny zapach? to właśnie ta substancja. wydaje mi się ze są gazowane. prane na pewno nie, ale gazowane na stówę, albo czymś posypywane.

  27. Właśnie skończyłam czytać książkę „Poniedziałkowe dzieci „. jestem poruszona i chciałabym więcej. Szkoda, że dobre ksiazki sie tak szybko kończą…

  28. Fantastyczne łupy! Zgarnęłabym wszystko :) Talerzy nigdy w lumpach nie widziałam, a te prezentują się świetnie, tak marokańsko :) Swego czasu dość często odwiedzałam tak zwane sieciówkowe SH i naprawdę udawało mi się zdobyć fajne rzeczy, do tej pory świetnie mi służą (np. dżinsowa ramoneska, tuniko-sukienka z MarcCain, koszule bawełniane it.). Niestety też już od dłuższego czasu szczęście minęło i nic nie upolowałam. Ale mam nadzieję, że latem nadrobię, bo zamierzam poszukać fajnych SH w trójmieście.
    Mam jednak pytanie, gdzie dorwałaś ten kapelusz z ostatniego zdjęcia? Od dłuższego czasu szukam takiego z płaską górą i nic. :)
    Pozdrawiam
    Gosia

  29. Hmmm… Talerze sa bez watpienia swietne ale mam pewne watpliwosci dotyczace tych lowow – rozumiem, ze rozsadne i przemyslane podejscie do kupowania ubran nie ma zastosowania gdy robimy zakupy w SH? W moim odczuciu kupowanie ciuchow <> i <> nijak sie ma do swiadomego kompletowania garderoby i slow fashion. Nawet jesli kupujemy w SH a nie w sieciowce.
    Pozdrawiam,

    B.

    1. Jakich ciuchów? I dlaczego? Chyba zjadło Ci część kometarza i nie wiem czy dobrze rozumiem:) Chodzi o ubrania z sieciówek? Jeżeli są zrobione na tyle dobrze, że posłużyły już komuś, a wciąż wyglądają w porządku, to nie widzę problemu. I o ile nie kupiłabym sobie akrylowego swetra czy torebki z syntetycznej skóry, to bawełniany t-shirt, który super wygląda, czy bawełniana letnia sukienka są dla mnie jak najbardziej ok.

      1. Ojej. Rzeczywiscie, zagubilam czesc komentarza mialo byc: kupowanie ciuchow bo fajne i akurat pasuje. Nie mam na mysli jakosci – raczej ograniczanie ilosci kupowanych ubran i swiadome komponowanie garderoby. Poswiecilas temu zagadnieniu kilka bardzo interesujacych postow i zakupowe szalenstwo przedstawione w tym poscie raczej mnie zaskoczylo, bo nie jest spojne z postulatem kupowania mniej i madrzej.

        PS ¨Poniedzialkowe dzieci¨ uwielbiam. Polecam ¨Goldfinch¨i ¨Secret history¨ Donny Tart. Swietna proza.

        1. zagubiony omułek

          Ja myślę że to się nie wyklucza. Rozsądne kupowanie można oprzeć także o ciuchy z sh – na przykład planujesz sobie co ci jest potrzebne w danym sezonie i szukasz tego też w lumpach. Wymaga to oczywiście stalowo silnej woli

          1. zagubiony omułek

            Kurde też mi zjadło pół komentarza – pisałam że w łowach lumpowych trudniej o dyscyplinę i kusi, bo ładne bo tanie, a potem nie pasuje do szafy i często tez jest w złym rozmiarze, ale jak już człowiek wie czego chce to łatwiej utrzymać reżim i wypad na lumpy nie oznacza wyjście z niego z nareczem niepotrzebnych szmat, można tez skończyć go z zerowym stanem posiadania bo nic się odpowiedniego nie znalazło.

        2. Aaa. okej! Nie mam takiego odczucia zupełnie, poszłam po wiosenne sukienki i wyszłam z sukienkami, kombinezononem i bazowym t-shirtem. No i talerzami:) Sh mają to do siebie, że trudno tam szukać konkretnie takiej rzeczy, jaką sobie wymarzymy, więc zwykle mam raczej ogólną ideę typu „pasująca kolorem do reszty sukienka na wiosnę” i jeśli znajdę coś, co mi odpowiada pod względem materiału, kroju, nie ma żadnych wkurzających detali, słowem – bardzo mi się podoba i wiem, że będę to nosić, to biorę. Ale na pewno sh to duża pokusa, żeby nazbierać szmatek, które potem tylko wiszą w szafie, zdecydowanie bym nie polecała osobom, które dopiero wychodzą z problemów z nadmiernym kupowaniem.

          Książki sprawdzę na pewno, dziękuję!

          1. zagubiony omułek

            hehe, a ja własnie mam tak, że szukam konkretnej rzeczy którą sobie wymarzyłam :D i to nawet częściej je tam znajduje niż w sklepach. oczywiście nie ma zbytniego sensu iść do sh w celu np. właśnie zaczęłam nową pracę i muszę mieć 3 białe koszule, czarną marynarkę i eleganckie spodnie bo szanse znalezienia czegoś na już są marne, a dodatkowo człowiek się wtedy stresuje i bierze jakieś przypadkowe rzeczy, które „ujdą” (przerabiałam to 2 razy szukając na gwałt koszuli na egzamin – w pierwszym i drugim wypadku kupiłam byle co, żeby tylko wyglądało schludnie i zaraz po egzaminie poszło do kosza) ale jeśli w styczniu wymyślisz sobie, że potrzebujesz lnianych spodni na lato, to do tego czerwca da się znaleźć.

  30. Bardzo długo we Warszawie nie chodziłam do sh … Drogo , tłum ludzi a znalezienie perełki graniczyło z cudem .. Obecnie najcześciej odwiedzam ,, Ciuchy ” przy rondzie Wiatraczna .. Dzień dostawy i pierwsze dni 69 zł / kg później cena spada .. Faszionistka na pradze i chmielnej jest godna polecenia ale starsznie droga polecam szukać łupów gdy maja np 49 zł za kg ale większość ciuchów ma drobne defekty ale za to praktycznie same markowe . Ostatnio kupiłam u nich kombinezon za 14 zł w stanie idealnym :) Co najlepsze takie same sieciówkach są po 150 – 200 zł :)
    Coraz cześciej zastanawiam się nad robieniem sobie wypraw do około warszawskich miast :)

  31. super talerze!! ja właśnie biorę się za renowacje w szklanko/kubko/talerzach w kuchni, póki co załatwiłam szklanki i kubki ale brakuje mi ładnych talerzy…. gdzie je kupiłaś? w Bielsku znam świetne second hand’y z ubraniami, ale nie wiem gdzie można zakupić rzeczy do domu w taniej cenie:)) jak masz jakiś namiar to podaj

  32. Prawdziwe cudeńka! Od razu zachciewa się ruszyć na zakupy po lumpach. Tylko nie wiem czy tak często zastawy w second handach mają w Poznaniu. A bym korzystała, bo jedzenie z ikeowskich talerzy na bank smakuje gorzej :)

  33. Ech, już myślałam, że polecisz jakieś sh w Warszawie, ale jednak trzeba pogodzić się z faktem, że tu się dobrze nie poluje. Kombinezon, sukienka i pasiak prześliczne, ale największe wrażenie zrobiły na mnie talerze – dawno nie byłam w lumpeksach, a kilka lat temu w ogóle nie zwracałam uwagi na rzeczy inne niż ciuchy, może pora ruszyć na łowy z nowym celem zakupowym?

  34. Moim najlepszym zakupem w second-handzie są koszule, mam 2 w kratę i jedna piękną, moją ulubioną bordową w śnieżynki. Również trafiają mi się świetne swetry, mój ostatni zakup to brązowy sweter z IN ROSE, a także cudowny, cieplutki, granatowy z CLOCKHOUSE.
    POZDRAWIAM ;)

  35. Kupiłam jakiś czas temu taką samą sukienkę tylko czarną. Musiały trafić do polskich lumpeksów w ogromnych ilościach.
    Moją ulubioną zdobyczą jest prosta błękitna koszula. Noszę ją już kilka lat, wygląda dalej jak nowa.
    Zaraz po niej sukienka w kolorze fuksji za zawrotną kwotę 1,40 zł. Koleżanki już nie raz ją pożyczały. Pięknie układa się w tańcu.
    Ostatnio udało mi się upolować jasnoszary sweterek w kropki z jagnięcej wełny za 4 zł. Lubię go nosić z cygaretkami, które kupiłam bez mierzenia zachodząc na szybko do sklepu w oczekiwaniu na tramwaj. Kosztowały 3 zł. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Moje ulubione ubrania pochodzą z lumpeksów. Zdarza się, że mam na sobie ubrania, które nie kosztują więcej niż 4 zł. Za to wolę wydać więcej na bieliznę i buty.

  36. zaglądam bardzo często do SH, kiedyś nawet pomyślałam, że jestem uzależniona :)
    mam ulubiony z ponad 2 tysiącami wieszaków z wycenionymi rzeczami i tysiącem w koszach. wymiana towaru następuje co 2 tygodnie, ceny od 100 zł za okrycie wierzchnie do 6 zł za bieliznę. ceny obniżają co dwa dni- tak, że przed wymianą towaru można kupić rzeczy nawet za zł :)
    nic tylko siedzieć od otwarcia do zamknięcia
    szczytem moich polowań jest czarny płaszcz do kolana, klasyka gatunku, stan nowy z metką za 50 zł firmy Top Shop :):)

  37. Dziewczyny, może wymienimy się adresami ulubionych SH w Warszawie? Ja zacznę dla zachęty :)

    ul. Kępna, Agrafka, najwyższe ceny w środę w dniu dostawy (chyha 10 zł spodnie, 6 zł topy i sukienki), najniższe we wtorek 3-2 zł. Trzeba poszukać, bo dużo starych i zniszczonych ubrań, ale znalazłam tam kaszmirowy sweterek Marc Jacobs w idealnym stanie.

  38. zazdroszczę talerzy!!!! są fantastyczne!!! osobiście uwielbiam second-handy :) ostatnio segregując i uzupełniając moją szafę przed powrotem do francji zrobiłam rundkę po kilku lumpeksach i zaopatrzyłam się w moim rodzinnym trójmieście w rzeczy, których od dawna poszukiwałam i które były na mojej liście slow szafy: idealne czarne rurki i jaśniejsze dżinsy, szerokie/eleganckie spodnie z wysokim stanem, kilka bawełnianych basicowych t-shirtów, dwa pasiaki, białą koszulę z super jakości bawełny, białą lnianą koszulę, biały wełniany sweter, wiosenny szal dodający trochę koloru… do tego upolowałam piękny czerwony trencz z prawdzwego zamszu za bagatelę 9 złotych!! poza tym w mojej szafie mam czarne półbuty z włoskiej skóry, które znalazłam kiedyś za 2złote w moim dzielnicowym lumpie oraz ciemnobrązową skórzaną ramonoskę, ktora kosztowała mnie kilkanaście złotych:) i najfajniejsze jest to, że wiem, że te rzeczy są totalnie w moim stylu i będą mi służyć przez długi czas :)
    jeśli chodzi o paryż, to z tutejszych second-handów też mam kilka rzeczy- między innymi moje conversy (10euro), które są ze mną od ponad dwóch lat, camelowy płaszcz z wełny wielbłądziej (10euro) oraz moją ulubioną filiżankę do kawy:)
    jak będziesz potrzebować jakichś paryskich adresów na łupy to dawaj znać ;) pozdrawiam spod paryża

    1. Ten czerwony płaszcz brzmi nieziemsko:) Super, dziękuję, będę się zgłaszać! Pamiętam, że Alix z The Cherry Blossom Girl miała kiedyś na blogu listę, ale to były chyba bardziej vintage shopy, no i pewnie nie jest aktualna.

  39. W moim średnio dużym.miescie powstało dużo second handow,jednak z reguły są drogie,a w dzień dostawy to lepiej nie wchodzić z obawy o życie taki tłum ogarniętych szaleństwem ludzi.Za to jest jeden ciucholand dla dzieci w którym udało ni się dostać za 14zl dyzajnerska kurteczke dla synka oraz komplet szalik i rękawiczki dal niego z mięciutkiej wełny francuskiej firmy tartibe et chocolat,jak potem sprawdziłam stronę firmy to ceny były dość zawrotne wiec tym bardziej łup cieszy :)

  40. Barbara Pióro

    Polskie SH rządzą! W moim rodzinnym miasteczku zawsze się obłowię, choć przyjeżdżam raz na rok. Świetne też bywają rzeczy dla dzieci. No i ogromna zaleta jest taka, że rzeczywiście widać jakość danego ciucha, zakładając, że był już noszony i prany parę ładnych razy. Teraz mieszkam w Szwajcarii i tu prawie tego nie ma. Są charity shopy, jak Armia Zbawienia czy Terre des Hommes, ale asortyment słabiutki. Szkoda…

  41. Powiem tak: nigdy nie miałam – i nie będę mieć, podejrzewam – równie cudownej szafy jak w czasie wakacji przed studiami, kiedy pracowałam w SH w moim rodzinnym mieście (nie w Warszawie). Minęło prawie dziesięciolecie, rozmiar ubrań się zmienił, jak teraz zaglądam do szafy to zostały nieliczne sztuki, no dobra może nic nie zostało… (ale głównie z tego względu, że jak coś się zakłada milionowy raz i przeprowadza się 5 razy, to z pewnymi rzeczami trzeba się pożegnać). Moje najlepsze łupy? Całe mnóstwo sukienek, spódnic, bluzek i koszul. Ale przede wszystkim chustki, które były moim dodatkiem numer jeden. Teraz jednak nie znalazłam swojego SH, pewnie dlatego, że mieszkam w Warszawie, i to blisko zagłębia secondhandowego na Puławskiej. Plus ceny w SH w Warszawie.. W każdym razie czekam na poradnik łupieżcy lumpeksowego i oczywiście na książkę! Ps1: Zawsze zadziwidziają mnie, jak ludzie nazywają SH: ja spotkałam się z lumpeksem, ciucholandem, grzebuliną, szmateksem.. Ps2: Odwiedziła mnie dzisiaj starsza siostra i stwierdziła, że musi mnie zaprosić na zakupy, bo mam tak mało ciuchów w szafie! Wyobraź sobie, jak dumna się wtedy poczułam! Oczywiście powiedziałam jej, że to mój wybór i jest mi z tym dobrze (ach ta indoktrynacja Styledigger!) W każdym razie siostra ma urodziny pod koniec czerwca i już wiem, jaką książkę dostanie na urodziny:)))

    1. Haha, pięknie, niesamowicie miło mi to czytać! Dziękuję:) A co do pracy w sh, to zawsze zazdrościłam paniom ekspedientkom, że pozgarniają dla siebie co lepsze łupy, no i proszę – faktycznie:) Super doświadczenie to musiało być!

      1. Zdaje się, że zdradziłam sekret branżowy;) U nas wyglądało to tak, że w dniu wypłaty – a jak pamiętam wszystkie dostawałyśmy tygodniówki – stawałyśmy w kolejce do kasy i szef ważył nam ciuchy, dawał promocje na te z wieszaka, a później odliczał od tygodniówki. Zdarzało się więc, że w taki dzień wracałam do domu z 50% wypłaty w kieszeni, torbą „łupów” w ręku i z wielkim bananem na buzi! Doświadczenie niestamowite, również ze względu na kontakty z najprzeróżniejszymi ludźmi, którzy nas odwiedzali. Zakupy w SH są specyficzne, więc kontakt z takimi ludźmi musiał być również inny. Moim zadaniem było też oczywiście być ostrożną, ale nie wyobrażałam sobie chodzenia w krok w krok za panią z dużą rozpiętą torebką, albo zaglądania jej przez ramię, kiedy „nurkowała” w kontenerku. Wymyślałam więc najprzeróżniejsze patenty, żeby każdy mógł się czuć komfortowo przy zakupach, a ja mogłam wykonywać swoje zadanie. W każdym razie miłe wspomnienia! Dzięki, że mi o nich przypomniałaś:)

  42. Z lumpeksowych szaleństw wyleczyła mnie trochę likwidacja cudownego sklepu tuż pod domem. Ale czasem coś się trafi też gdzie indziej i ostatni zakup życia to kurtka Barbour za złotówkę. Nie mam tylko pojęcia, jak ją zregenerować. Czy w pralni zajmą się woskowaną kurtką? Czy to wymaga jakichś specjalnych zabiegów?

  43. „zastawy stołowe są dla ludzi bez wyobraźni” dobrze powiedziane :D
    Ja za to mam mnóstwo filiżanek (max. po 3sztuki jednego rodzaju) i od niedawna zaczęły mnie interesować również talerze. Nie wiem czy się cieszyć czy zaczynać bać.

  44. Mój „złoty strzał” to kaszmirowy top Azzedine Alaya, przepiękne kaszmirowe spodnie od Yamamoto czy t-shirt Driesa van Notena. To z tych ostatnich. Generalnie cała moja szafa to kaszmirowe swetry by sh, mnóstwo dżinsów 7 all for mankind by sh. Zresztą wszystko mam ze szmateksów. Polecam uzbroić się w dużo cierpliwości i nigdy nie nastawiać się na konkretne łupy. Aha, to z sh mam swój numer jeden- męski sweter Dsquared2. Jestem z Olsztyna i tutaj mam wszystkie szmateksy zapoznane, ale zgadzam się- im mniejsze miasto, tym wspanialsze łupy.

  45. Uświadomiłaś mi, że dawno nie byłam na zakupach w SH. A analizując moją szafę, to właśnie ulubione ubrania i zdecydowanie lepszej jakości mam właśnie z SH. Fakt, że w mniejszych miastach są lepiej zaopatrzone, bo w rodzinnym mieście zawsze coś mi wpadnie, a w Łodzi to tylko tracę energię. Tyle, że są tam tylko ubrania. O pięknych talerzach i innych skorupach mogę tylko pomarzyć.

  46. Second handy są super. Czasami wydaje mi się, że już nie potrafię kupić nic nowego;( Ale nie do końca, bo różnicę „zaoszczędzoną” na ciuchach mogę wydać na dobre buty, okulary, jeansy (dobre „ciuchowe” kupiłam tylko raz), czy torebki. A ciuchy są takich marek, gatunków i w każdym kolorze, że nigdy nie byłoby mnie stać na taką nową garderobę. Dużo frajdy! Poza tym „dzięki” sh stałam się bardzo wybredna co do gatunków i tkanin;) Teoria : większe miasto, gorsze szmatki – oczywiście, bo w małych miasteczkach ludzie najchętniej szukają tego co mogą dostać w „nowych” sklepach, a perełki leżą i czekają na koneserów. Moje szaleństwo – nie odpuszczam żadnego kaszmirowego, alpakowego lub jedwabnego sweterka, nawet nie w moim rozmiarze – co można z nich wyczarować? Czapki, szale, kocyki… A wszystko, nawet od 1 zł.!!! Można szaleć i eksperymentować. A porcelana? mam ogromną kolekcję filiżanek, talerzyków, dzbanuszków i przeróżnych cudacznych „skorup” królów porcelany – Wedgwood, Villeroy & Boch, Limoges, Rosenthal i innych, których istnienie i wartość poznałam dzięki sh. Polecam!

  47. W jakim bielskim second handzie zdobyłas talerze? :) chciałam też zapytać u jakiej kosmetyczki robiłaś brwi:) pozdrowienia od Bielszczanki

  48. My z mamą co kilka miesięcy idziemy na wielką wyprawę do sh. Zazwyczaj kupuję tam rzeczy bazowe np. jednokolorowe, bawełniane bluzki, chociaż ostatnimi laty gdy uznaję, że czegoś potrzebuję, to najpierw przeszukuję lumpeksy, potem dopiero ruszam do galerii.
    Ale wydaje mi się, że 100 złotych to dużo jak na sh, chyba że talerze były takie drogie. My z mamą śmiejemy się, że jak coś w sh kosztuje 15 zł, to już się nie opłaca, bo w galerii na wyprzedaży można znaleźć podobną rzecz za 20.

  49. Hihi, a jak ja oznajmiłam mojej przyjaciółce, że chcę filiżanki nie do pary, pojedyncze i kompletowane wg własnego widzimisię to spojrzała na mnie jak na wariatkę.. Cieszę się że nie jestem osamotniona w takim niekonwencjonalnym podejściu do zastawy ;)

  50. Zawsze męczyło mnie kupowanie ciuchów w galeriach handlowych i butikach, więc w second handach odnajduję się jak nigdzie indziej. Mam swój ulubiony w małej miejscowości, gdzie chodziłam do podstawówki, zaglądałam do niego raz na miesiąc i zawsze wychodziłam minimum z jedną reklamówką ubrań. Teraz mieszkam w Sztokholmie, i dla osób chodzących do second handów to jest prawdziwy raj. Można znaleźć dużo ubrań dobrej jakości i w naprawdę dobrym stanie. A że sh, w których się zaopatrzam, działają na zasadzie non-profit, tym bardziej lubię tam robić zakupy, przynajmniej wmawiam sobie, że w ten sposób komuś pomagam ;-) W tym momencie większość elementów mojej garderoby pochodzi własnie z SH, najbardziej chyba cieszę się z espritów w pastelowych kolorach, za które dałam ok 10 zł. Poza tym zazwyczaj nie udaje mi się wyjść z tutejszych sh bez przynajmniej jednej książki albo płyty. W sh kupiłam też razem ze współlokatorką praktycznie całe wyposażenie kuchni, praktycznie nowe gry planszowe i… sofę – na pierwszy rzut oka nie robiła tak oszałamiającego wrażenia, ale kiedy się w niej usiadło… Nie chciało się wstawać! I do tego wszystkiego wygląda podobnie do sofy z „Przyjaciół”. Teraz stoi w naszym salonie, jeszcze nie pasuje do koloru ścian, ale jak tylko zrobi się cieplej, przemalujemy i ściany :D

  51. SH od wielu lat są podstawą mojej garderoby. Co więcej, potrafię rozróżnić materiał na dotyk. I dobrze. Choć czasem szkoda odkładać akrylowy sweterek z ciekawym wzorem. :) A komentarze pod postem jak zwykle świetne!

  52. Ciekawe lupy. Chyba najwiecej zaplacilas za talerze? Ja chodze jak wszystko jest po zotowce. Do mojego ulubionego nigdy nie ide jak mam mniej niz 30 zl. Iupie zawsze duzo fajnych rzeczy dla mnie i corki. Pozdrawiam

  53. Pingback: 6 powodów, dla których warto kupować rzeczy używane i wizyta w Opnieuw & Co. – Zero Heroes

  54. Pingback: Nudzisz się w domu? Cztery pomysły na fajne spędzenie czasu w wakacje – Ogarniam na studiach

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.