Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Kto jest najbardziej stylową osobą, jaką znasz?

Zawsze się zastanawiałam jak to się dzieje, że są dziewczyny, które z zwykłych, starych dżinsach i koszuli prezentują się fantastycznie, podczas gdy inne, ubrane w spektakularne, wpisujące się w najnowsze trendy rzeczy, z drogą torebką na ramieniu, wydają się zupełnie bezbarwne. Długo myślałam, że trzeba po prostu mieć „to coś”, magiczny składnik stylu, który sprawia, że dana osoba wygląda niesamowicie stylowo nawet idąc rano po bułki do sklepu. Niedawno rozbiłam jednak całe to tajemnicze „poczucie stylu” na czynniki pierwsze i okazało się, że większość elementów jest całkowicie zależnych od nas. To złożony temat, poświęcę mu więc inny post, planuję skończyć go jeszcze w tym tygodniu.

Dzisiaj chciałabym jednak skupić się na czymś nieco innym, choć wciąż związanym ze sprawą.

Jestem bardzo ciekawa, kto jest najbardziej stylową osobą, którą znacie? 

U mnie zdecydowanie wygrywają osoby, które znam osobiście, albo przynajmniej widziałam na żywo – jak kobieta na zdjęciu poniżej, minięta na ulicy w Paryżu w letnie popołudnie kilka lat temu. Blogerki modowe, gwiazdy, modelki – te wszystkie osoby są dla mnie dużo mniej inspirujące. Nie dlatego, że uważam je za źle ubrane, wręcz przeciwnie, często oglądam zdjęcia ze szczerym zachwytem. Mam jednak z tyłu głowy myśl, że są to osoby, dla których wyglądanie fantastycznie jest elementem pracy i wkładają w to mnóstwo czasu. Znam siebie i wiem, że jestem na to zdecydowanie na leniwa. Najczęściej prowadzą też zupełnie inne życie niż ja, jeśli chodzi o codzienne aktywności. No i ostatnia rzecz – bardzo dobrze, bo z własnego doświadczenia, wiem że nie jest sztuką wyglądać dobrze na zdjęciu. Jeśli tylko wiemy jak się ustawić, z jakiej perspektywy zrobić zdjęcie i jak je później podciągnąć w programie graficznym, możemy sprawić, że nawet mało korzystny dla nas zestaw będzie wyglądał wyjątkowo.

styl

Inspirują mnie kobiety, które wyglądają dobrze i do tego tak, jakby nie włożyły w to zbyt dużo wysiłku, takie które prezentują się świetnie przez cały dzień czy wieczór, nie na potrzeby trwającej kilkanaście minut sesji, po której nienaturalna fryzura momentalnie się rozpada, a buty trzeba jak najszybciej zmienić, by uniknąć trwałej kontuzji stóp. Tych przykładów też nie wzięłam niestety z powietrza.

W różnych okresach życia miałam różne osobiste ikony stylu. Kiedy byłam w liceum, spędziłam kilka miesięcy w szkole w Cambridge, gdzie zachwycałam się koleżanką z tego samego rocznika, która potrafiła sprawić, że zwykły t-shirt z dekoltem w kształcie litery V i równie zwyczajna, prosta dżinsowa spódniczka (przypominam, ze było to w okolicach 2006!) wyglądały niesamowicie. Mam nawet w pamięci, jakich perfum używała, znalazła swój ciepły, choć cytrusowy, „signature scent”, który towarzyszył jej niezależnie od pory dnia i nocy. Miała bardzo zadbane, długie brązowe włosy i zawsze nosiła świetne dodatki – czy to proste baleriny, czy torebki przypominające duże sakiewki. Pamiętam, że chciałam sobie nawet kupić taką samą i zmroziła mnie cena. Nie pamiętam już jak wysoka była, pewnie było to jakieś kilkaset złotych, ale mnie, fance Primarka, nie mieściło się wtedy w głowie, że można wydać tyle pieniędzy na jedną torebkę. Wyznawała też zasadę balansu w ubiorze – płaskie buty do sukienki w panterkę, szpilki do dżinsów i koszuli, piękna sukienka pozostawiona sama sobie, zwykły t-shirt w towarzystwie bogatej biżuterii.

Na studiach mieszkałam w Krakowie i kiedy zaprzyjaźniony vintage shop pozwolił mi zrobić blogerską wyprzedaż, zaprosiłam znajome blogerki, napisałam też do kilku dziewczyn, których nie znałam, ale lubiłam zaglądać na ich blogi. Była wśród nich Shini z Park&Cube, którą do dziś chwalę przy każdej możliwej okazji za wyjątkowo dobry gust. Wyszłam po nią na przystanek i do teraz pamiętam, jak ogromne wrażenie sprawiła na mnie wyłaniająca się z szarego tłumu dziewczyna z falującymi włosami do pasa, w długiej, szyfonowej sukience w duże kwiaty, płaszczu o klasycznym męskim kroju i beżowych botkach na bardzo wysokim obcasie, w których szła tak pewnie, jakby miała na nogach buty do biegania. Po skończonej wyprzedaży wpadłyśmy jeszcze na chwilę do nieistniejącej już pracowni krakowskich projektantek, Zemełki i Pirowskiej, gdzie Shini w sekundę podjęła decyzję o zakupie kurtki w marmurkowy wzór – pamiętam, że ta szybka, prosta decyzja „to do mnie pasuje” też mi bardzo zaimponowała. Nie mogło zresztą być inaczej, skoro do dziś to pamiętam.

Kilka lat później studiowałam w Warszawie podyplomowo prognozowanie trendów w obszarach mody i designu. Jedną z osób najczęściej wykładających i jednocześnie opiekunką roku była Olga Nieścier, projektantka współpracująca z dużymi włoskimi markami. Za każdym razem, kiedy ją widziałam, niezależnie od tego, czy był to sobotni poranek czy wieczorne wyjście, wyglądała jak wyciągnięta z pokazu Ricka Owensa, a wszystkie te stroje wydawały się jednocześnie idealnie „jej” – miałam wrażenie, że odzwierciedlają wszystkie pasje i kreatywne inspiracje, o których nam opowiadała. To mogło być coś bardzo prostego, jak dzianinowa szara sukienka o nieregularnym, kaskadowym dole i konstrukcyjnych upięciach, zestawiona z prostymi, skórzanymi kozakami, lub bardziej wyrafinowane zestawienie, jak koszula połączona z oplatającym sylwetkę systemem pasków czy narzucona na sukienkę przepiękna skórzana kurtka, odszyta z niesamowitym przywiązaniem wagi do detali. Pamiętam, że Olga opowiadała nam, że pracuje dla bardzo znanej włoskiej marki nad skórzanymi elementami odzieży, obrabianymi najnowocześniejszymi metodami – zdecydowanie było to widać w jej strojach. Dodatkowo idealnie współgrały z aurą kreatywności i determinacji, którą w okół siebie roztaczała. Chyba nie zdarzyło mi się spotkać nikogo o tak jasno i trafnie zdefiniowanym stylu, nawet paleta kolorystyczna była mocno ograniczona i składały się na nią głównie odcienie szarości, zieleni, biel i czerń. Często słyszę albo czytam, że bycie stylowym wymaga regularnych zakupów, nadążania za nowinkami i posiadania olbrzymiej szafy. Moim zdaniem jest dokładnie odwrotnie – im wyraźniejsze granice sobie postawimy, tym będzie nam łatwiej.


 

Jestem niesamowicie ciekawa Waszych typów i opisów – uwielbiam czytać takie rzeczy, są dla mnie niezwykle inspirujące ze względu na swoją różnorodność, do dziś z przyjemnością wracam do posta sprzed kilku lat, w których pytałam Was o stylowe nawyki (dalej dzień w dzień noszę taki zegarek, choć nieco inny model, bo tamten się zepsuł). To też świetne ćwiczenie, jeśli chodzi o wyciąganie wniosków do wykorzystania we własnej garderobie. Idę zaparzyć herbatę i czekam z niecierpliwością!

PS W Lunaby ruszyła wyprzedaż zimowej kolekcji, sporo rozmiarów już się wyprzedało, ale część modeli wciąż jest dostępna. 

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

109 thoughts on “Kto jest najbardziej stylową osobą, jaką znasz?”

  1. Dla mnie najbardziej stylową osoba, jest moja koleżanka ze studiów – które już skończyłam niestety. Ona zawsze wyglądała dobrze, czy szła na imprezę, czy po domu, czy jak przyszła na zajęcia o 15 bo zabalowała.
    MacademianGirl – jest moją inspiracją i lubię jej stroje. Jednak zawsze odnajduje się w czerni – nie wiedzieć czemu.

  2. Czekam na kolejny post o tym tajemniczym poczuciu stylu :D, coś w tym jest. Ja zawsze podglądałam styl koleżanki z liceum, ubrana prosto wyglądała świetnie, również miała ciekawe dodatki. Zawsze brakowało mi tej prostoty w moim ubiorze. Teraz raczej nie znam takiej osoby, która by mnie inspirowała, a szkoda.

  3. Inspirują mnie Paryżanki. Nie te, opisywane we wszelkich gazetach, jako paris chic, ale te prawdziwe, spotkane na ulicy stolicy Francji. Niezależnie od tego, czy są ubrane w stare mokasyny i krótką sukienkę, czy marynarkę z wybiego i superwąskie dżinsy, mają coś nieuchwytnego, taką lekko melancholijną, arogancką nonszalancję, której nikt inny nie posiada. Żałuję, że będąc w Paryżu, byłam zbyt nieśmiała, aby poprosić o zrobienie zdjęć kilku z nich.
    Z drugiej strony są Hiszpanki, spotkane na Majorce, które wyglądały po prostu pięknie. W każdym wieku, zadbane, ubrane w pasujące do nich ubrania, można było pomyśleć, że na Majorce źle ubrani mogą być tylko turyści, bo rodowite mieszkanki bezsprzecznie się wyróżniały.

  4. Myślę, że kluczem jest minimalizm w kroju, minimalizm w strukturze, minimalizm we wzorach, minimalizm w kolorze i minimalizm w dodatkach. Wyjątek może być tylko jeden. Czyli jeśli wymyślny krój, to cała reszta minimalistyczna (gładki, jednobarwny, najlepiej niekrzykliwy – np. czarny, biały, szary materiał). Jeśli wyrazisty kolor, to krój prosty, materiał gładki itp. I co bardzo ważne – ciuchy muszą dobrze leżeć – nie mogą być za ciasne, za luźne, za małe, za duże itp. A ich „nosiciel” musi się w nich czuć komfortowo, tak jakby to była jego druga skóra.
    Nie jest to wbrew pozorom takie proste – sama kupuję ubrania naprawdę rzadko, bo trzeba się mocno nachodzić po sklepach, żeby znaleźć coś, co spełnia te wszystkie wymagania.

    1. Czyli mówisz, że tylko minimalistyczna estetyka może być stylowa? Zdecydowanie bym się nie zgodziła, znam mnóstwo świetnie ubranych dziewczyn, których styl z minimalizmem (przynajmniej tym estetycznym, nie chodzi mi o ideologię) nie ma zbyt wiele wspólnego. O, albo Susie Bubble jest świetnym przykładem, dla mnie fantastycznie stylowa! Sama bym się tak nigdy nie ubrała, ale ona wygląda super. Albo dziewczyna z Sea of Shoes! Przykłady mogę mnożyć:)

      1. Myślę, że nie tylko taka, ale styl minimalistyczny jest najłatwiejszy w realizacji. Tzn. w przypadku zbytniej pstrokatości i wydziwiania trzeba naprawdę dużo wysiłku by nie wyglądać pretensjonalnie lub śmiesznie. Moim zdaniem taki styl jest dla osób charyzmatycznych, pewnych siebie i kolorowych duchem – takich, które oczarowują swoją osobą – dzięki temu to co mają na sobie też się inaczej postrzega.

        1. A z tą łatwością w realizacji się zgodzę, uproszczenie krojów i całej reszty to zawsze bezpieczna opcja, sama często z przyjemnością stosuję. Trudno jest coś zepsuć, zwłaszcza jeśli nosi się rzeczy, które są albo chociaż wyglądają na porządnie zrobione. Jak ktoś nie bardzo sobie radzi z estetyką i kombinuje, to efekt może być bardzo kiepski – wystarczy spojrzeć na te wszystkie bazarkowe dżinsy obsypane brokatem czy „ozdobione” kolorowymi przetarciami. Przykład skrajny, ale konkretny:)

  5. Jak tylko przeczytałam tytuł dzisiejszego tekstu, pierwsza myśl, która zupełnie bezwiednie i trochę ku mojemu zaskoczeniu wpadła mi do głowy, była: moja mama. Już wyjaśniam skąd zaskoczenie. Widząc ja codziennie od 20 lat, zapominam, z jaką łatwością przychodzi jej codzienne dobranie stroju, przyzwyczaiłam się do tej idealnej prostoty, którą reprezentuje swoim ubiorem i wyglądem. Czytając post, z każdym kolejnym zdaniem zaczynałam zauważać jak bardzo Twój opis pasuje właśnie do mojej mamy. Cofnijmy się o kilkanaście lat wstecz. Dobrze pamiętam, jak w podstawówce pewnego dnia przyszłam ze szkoły, a moja mama właśnie rozmawiała przez telefon. Powiedziała wtedy do swojej koleżanki: „Ależ ta moja córa świetnie wygląda! Płaszczyk z gapa, śliczna prosta sukienka, ale jestem z niej dumna.” Moje wyobrażenie o sobie w tym momencie nijak się miało do 'świetnego wyglądu’, chciałam nosić kolorowe spodnie, bluzki ze śmiesznymi napisami lub kotami. Tymczasem mama nieustannie wciskała mnie w płaszczyki, spodnie levi’sa upolowane w lumpeksie, proste tuniki, lniane spodnie (tych nienawidziłam najbardziej!). Gdy teraz patrzę wstecz, widzę, że faktycznie wyróżniałam się z tłumu moich koleżanek, ale w pozytywnym sensie. Niestety wraz z wiekiem przyszła asertywność jeśli chodzi o ubiór, ale tego jak wtedy wyglądałam zdecydowanie nie chcę pamiętać ;)
    Wracając do mamy. Nie raz nie dwa powtarzała mi co każda kobieta powinna mieć w szafie. Gdy chodziłyśmy na zakupy, zachwycała się prostymi krojami, klasycznymi wzorami, zawsze sprawdzała skład materiału. Nie rozumiałam, jak kupowała sobie mokasyny czy niemalże męskie jazzówki. Teraz gdy dojrzałam widzę to wszystko w zupełnie innym świetle, codziennie mnie inspiruje i sama włożyłabym dużą część rzeczy, które nosi, a z jej rad korzystam z coraz większą świadomością.
    pozdrawiam :)

  6. Na studiach jedna koleżanka z roku wyglądała zawsze tak, że bardzo chciałam rozgryźć ten jej stylowy urok. Ale poza nią nie ma jednej osoby, którą mogłabym wskazać. Kolekcjonuję zdjęcia, które mnie inspirują i nawiązują do stylu, który chciałabym mieć. Pracuję nad tym, efekty trochę widać, ale daleko mi do ideału. W każdym razie mój stylowy mood board jest w przygotowaniu, dopasowałam kolory do mojego typu urody i ich się trzymam przy zakupach, z fasonami też mam coraz mniejszy problem. Tym bardziej wyczekuję zapowiedzianego wpisu :)

    Przeczytałam gdzieś, że najtrudniejsze w znalezieniu własnego stylu jest zrezygnowanie z innych, które podobają nam się u kogoś i przyjęcie na siebie jednej wizji. I faktycznie doszłam do wniosku, że podobają mi się różne rzeczy, niektóre z nich mam, ale tak na prawdę zupełnie się ze sobą nie komponują i nie tworzą spójnej całości. Przez co mój styl jest niespójny, a właściwie to go nie ma. Takie zamknięcie się na jednolitą kolorystykę i fasony jest dla mnie trudny, bo kojarzy mi się z nudą. Ale muszę nad tym moim podejściem popracować, bo wiem, że to jedyna słuszna droga.

    1. Może przeczytałaś to na blogu Ubieraj się klasycznie? Pamiętam, że był taki post:) Ja bym spójności nie identyfikowała jednocznacznie z jakimś konkretnym, popularnym stylem, możliwym do opisania jednym słowem – boho, minimal, french chic itp. Na mnie największe wrażenie robią takie indywidualne miksy, dopasowane do osobowości i stylu życia danej osoby. Skoro wydaje Ci się, że przez różne rodzaje rzeczy, które masz w szafie, Twój styl jest niespójny, to może po prostu brakuje Ci dobrej bazy, która mogłaby to wszystko spiąć w całość?

      1. Tak, chyba właśnie u Marii, to czytałam i doszłam do wniosku, że sprawdza się to nie tylko przy ubieraniu, ale też np. przy wnętrzach. Co do dobrej bazy, to teraz, jeśli kupuję ubrania, to właśnie te bazowe, które pozwolą mi wszystko połączyć. Może jest dla mnie jeszcze jakaś nadzieja :)

  7. Ja myślę, że chodzi też o nietuzinkową urodę, idealne połączenie urody i ubioru, stylu. Teraz miliony dziewczyn wyglądają jak klony a czasem jedna z nich w tych copy-paste ciuchach wygląda niesamowicie.
    Ja uwielbiam Laurę z Horkruks i Weronikę z Raspberry&Red, ale myślę, że chodzi o urodę właśnie i klimat zdjęć.
    Uwielbiam też moją przyjaciółkę Justynę, za to że wygląda obłędnie w białym dresie z lampasem na Wigilii.

  8. Od razu przyszła mi do głowy moja sporo ode mnie starsza znajoma. Inspiruje mnie pod wieloma względami, ale jej ubiór jest jedną z rzeczy, które zawsze mnie zachwycają. W zalewie koleżanek ubierających się w sieciówkach i zawsze na jedną modłę, prostota i delikatna elegancja jej stylu zawsze będą dla mnie dobrymi drogowskazami w kierunku doprecyzowania własnego. Proste dżinsy, dopasowane koszule z przepięknych materiałów, dobrej jakości t-shirty z ujmującymi nadrukami, delikatna biżuteria, płaskie, bezpretensjonalne baleriny albo mokasyny… Cudo!

  9. Wspaniały, inspirujący wpis. Często zakochuję się stylowo w osobach spotkanych na ulicy. Na przykład ostatnio podczas spaceru z Zosią śledziłam starszą kobietę, która miała na sobie tylko dwa kolory: zieleń i brąz, ale urok zestawienia polegał na tym, że wszystkie elementy miały zupełnie różne faktury. Był błysk, był sztruks, była skóra, był filc i chyba nawet futerko. Całość była taka spójna, że nawet kolory, których nie lubię wydały mi się perfekcyjne. Ale tu właśnie mam problem, bo osoby z ulicy są wyrwane z kontekstu. Może im się akurat tak ten jeden raz udało? A ja chcę znać całość. Chcę znać styl. Chcę powtórzeń i konsekwencji. I jeżeli miałam jakieś zafascynowanie taką właśnie powtarzalnością to było to dawno i już ledwo pamiętam. Oczywiście blogi i strony internetowe o modzie się nie liczą, bo to zbyt odległe i czasem nieprawdziwe.

  10. Najbardziej stylową osobą, jaką znam, jest jedna Pani Profesor, która wykłada na moim wydziale. Zawsze jest ubrana nietuzinkowo, ale z niesamowitym gustem – marynarka, chusta, buty mogą być z różnych bajek, ale razem współgrają – chociaż mogę stwierdzić, że tylko na tej kobiecie.

    1. Jest coś takiego, że niektóre rzeczy mogą zagrać tylko na tej konkretnej osobie – wydaje mi się, że to kwestia sposobu, w jaki ta osoba te rzeczy nosi, pewny krok i elegancka postawa potrafią sprawić, że nawet największe pomieszanie z poplątaniem będzie wyglądać super. I często gdzieś tam w środku kryje się wspólny mianownik łączący te wszystkie bajki, wynikający np. z pasji i zainteresowań noszącego.

  11. Pierwsze osoby, o których pomyślałam to trzy spośród moich koleżanek i kolega, których styl dodatkowo jest również bardzo „mój”, ale też moja babcia! Kompletnie inny gust, kompletnie inne upodobania, ale babcia naprawdę jest stylowa, wszystko w jej ubraniach pasuje do siebie, pasuje do niej, jest b. konsekwentne, tuszuje wszelkie wady figury itd, w dodatku to właśnie od babci (z zawodu zresztą krawcowej :-)) nauczyłam się cenić jakość – wykonania, wykończenia, tkanin (przez co z zakupów tak często wracam z niczym ;-)).

  12. Każda z nas ma swój styl. Czasem nie jest zgodny z obowiązującymi trendamj. Ktoś też może mieć większy dar estetyczny, ktoś mniejszy, ktoś może bać się eksperymentować, ktoś z łatwością łączy pozornie nie pasujące do siebie rzeczy i wygląda cudnie. Na styl składają się także cechy charakteru (nie ujmując nikomu – nie znam stylowych dziewcząt w typie zachowania tzw. „szarej myszki”). Wpływa na niego stopień pewności siebie, tego jak się czujemy sami ze sobą. Wszystko to determinuje nasz wygląd. Właśnie dlatego, że styl najczęściej jest indywidualny tak trudno go ubrać w jedna formę, stworzyć idealną receptę… dowiedziałam się ostatnio, że mój styl jest bardzo wyraźny, że zawsze jestem taka elegancka. Nigdy tak o sobie nie myślałam. I jestem przekonana, że gdyby opinię miało wydać inne kobiece towarzystwo, mogłaby ona być skrajnie różna. tak więc, mamy styl! Tylko może nie koniecznie taki, jak sobie wyobrażamy, że powinien być…

    1. Foster Marine

      dokładnie tak!

      styl to dla mnie odzwierciedlenie barwnej osobowości i płynącej z niej pewnego rodzaju pewności siebie.

      zupełnie nie zgodzę się, że styl = minimalizm z maksymalnie jednym wyrazistym akcentem:)

      ubiór osób postrzeganych jako stylowe zawsze perfekcyjnie do nich pasuje i widząc te rzeczy na wieszaku, od razu byśmy je bezbłędnie przypisali właścicielowi.

      zauważyłam na własnym przykładzie, że kiedy z wiekiem zaczęłam stawać się coraz to większą nudziarą, moja szafa totalnie to odzwierciedliła. powydawałam moje wszystkie szalone adidasy, a kolekcje wielkich złotych kolczyków i bransoletek leżą odłogiem – po prostu przestały do mnie pasować i źle bym się w nich teraz czuła. i nie ma to niczego wspólnego z aktualnie obowiązującymi trendami:)

  13. Mama i Tata.

    Mama. Kiedy oglądam jej zdjęcia z młodości przechodzą mnie ciarki. Niesamowita prostota połączona z klimatem boho i hippie. Kombinowała jak mogła, jej młodość przypadła na okres lat 70, nauczyła się szyć i przerabiać już posiadane ciuchy. Z premedytacją przerobiła suknię ślubną na letnią sukienkę. Długo szukałam klucza na tę spójność jej wizerunku, znalazłam ją w szczegółach, dokładnie tych samych, które teraz definiują mnie. Nonszalancja, kontrolowane niedbalstwo, rozwiane włosy, brak „fryzury”, podwinięte rękawy w koszulach i spodniach. Luz, pewność siebie i przede wszystkim naturalność. Teraz moja mama ma 65 lat, nosi rurki i wygląda w nich szałowo, wciąż rządzi prostota i nonszalancja „a tak sobie tu zawinę, nikt nie zwróci uwagi”, a potem właśnie to małe „ale” tworzy klamrę, spójną całość. Mama nauczyła mnie wszystkiego, mniej znaczy więcej, dzięki niej pokochałam szmateksy, ona uczyła mnie rozpoznawać kroje, dopasowywać je do sylwetki, zawsze z uporem maniaka kazała czytać metki i skład, sprawdzać czy ciuch jest dobrze uszyty. Mam 28 lat i mam ten sam gust, co mama, wybieram te same kolory, podobne dodatki, same w to do końca nie wierzymy, ale pokrywa się większość.

    Tata. Jednym słowem strojniś, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W przeciwieństwie do mamy, tata ma ogromne poszanowanie do klasycznego ubioru. Jest zakochany w garniturach i marynarkach. Ma mnóstwo koszul i krawatów. But zawsze wypastowany. Nigdy nie widziałam, żeby tato był źle ubrany, albo nieadekwatnie do sytuacji, on to po prostu potrafi. Nauczył mnie dbania o ciuchy i buty. Nigdy nie wypuścił mnie z domu w niewypastowanym obuwiu lub niewyprasowanej bluzce. Nauczył dbałości o detale i łączenia faktur, a to dzięki jego umiejętności łączenia koszul z marynarkami i garniturami. Dzięki niemu pokochałam modę męską i męski sznyt, od mamy ukradłam szczyptę niedbalstwa. Tata od zawsze miał „to coś”, jestem mu niezwykle wdzięczna, że zechciał przekazać to córce.

    Kluczem i klamrą zarazem, którą sprzedali mi rodzice, było przede wszystkim ciągłe powtarzanie mi od maleńkości „pamiętaj, bądź sobą”.

    1. Ja również nauczyłam się dbałości o buty właśnie od Taty. Pamiętam jesienne i zimowe wieczory, kiedy pastowaliśmy razem buty i dłuuugo rozmawialiśmy. I chyba przez to do dziś bardzo lubię tę czynność, przez sam zapach pasty te wspomnienia odżywają :)

      1. Aniu, dokładnie tak samo wspominam pastowanie obuwia, zawsze z tatą, zawsze rozmawiając. Teraz kiedy mieszkam już bez nich, wciąż do pastowania obuwia podchodzę jak do pięknego rytuału.

        Pozdrawiam,

        Anna

    2. Jaki piękny ten komentarz! I Twoja historia. Z utęsknieniem pomyślałam, że tego właśnie mi brakuje – kogoś, kto nie wypuściłby mnie z domu w niewypastowanych butach. To taki banał, ale kryje się za tym dużo więcej.

      1. Doceniłam dopiero jak już dorosłam, będąc nastolatką absolutnie nie rozumiałam idei, teraz z pokorą przyjmuję każde odwiedziny u rodziców, moment kiedy tata przechodzi przez przedpokój, zerka na moje obuwie, bierze do ręki ogląda, jak odstawi bez komentarza, to mi się uśmiech kroi na twarzy, ktoś pomyśli, że to dryl, nie, to jest jego bzik, bardzo to szanuję i uwielbiam zarazem. Bardzo dziękuję za miłe słowa :)

  14. stylowe są dla mnie kobiety noszące się z lekka nonszalancja, takie z wiatrem we włosach, w strojach nie opinających zbyt mocno sylwetki, dających swobodę ruchu. Uwielbiam połączenie dżinsów i prostego t-shirtu z pięknymi butami i biżuterią, to może być wyrazisty naszyjnik albo kolczyki. Do tego marynarka. Zawsze poznaje dobre marynarki :) Z rozpoznawanych polek za bardzo stylowa uważam Kingę Rusin :)

  15. Fajnie ujęłaś tą różnicę między prawdziwym stylem „na życie”, który rozwija się z człowiekiem, dopasowany jest do danej osoby, do stylu jej życia, wypływa z zainteresowań, wzorców wyniesionych z domu, pracy, charakteru, itd, itp, a takim bardziej stylem „na pokaz”, może i efektownym, ale nie do końca prawdziwym, wystudiowanym, dobrze wyglądającym na zdjęciach, doraźnym, ale niesprawdzającym się na co dzień, w prawdziwym życiu.
    Mnie np. podoba się styl Olivii Palermo, szczególnie sposób w jaki miesza i miksuje desenie i faktury, i właściwie mogłaby być ona moją ikoną stylu, ale przeszkadza mi fakt, że ta pani niczym więcej się w życiu nie zajmuje. Że te „przebieranki” i pozowanie fotografom na ulicy to jej jedyne zajęcie, w dodatku niezbyt ambitne.. (może się mylę, może ona się jednak czymś wiecej zajmuje, ale nie natknęłam się raczej na takie przesłanki). To dla mnie taka wydmuszka, na zewnątrz ładna, ale w środku.. cóż.. nie imponuje.. Jak się tak zastanowić, to ten zarzut mogę również odnieść do wszelkich zawodowych blogerek modowych (chodzi mi o takie prezentujące „stylizacje”, a nie zajmujące się np. analizą zjawisk modowych, czy czymś podobnym). No ładne są, ładnie się ubierają, i ładnie wychodzą na zdjęciach… Tylko w zasadzie co z tego? To wszystko byłoby świetnym uzupełnieniem czegoś więcej, a samo w sobie nudzi na dłuższą metę i irytuje, bo stawia pewne sprawy na głowie. W końcu chyba ubieramy się żeby żyć, a nie na odwrót?:) STYL to jednak coś więcej i na pewno bardziej liczy się w nim człowiek niż jego ciuchy:)

  16. Zawsze czekam z niecierpliwością na takie posty, świetny temat :). Jeżeli chodzi o ikony stylu które podziwiam to niezmiennie są to znane Francuzki, od zawsze Emmanuelle Alt a ostatnio Marine Vacth. Miałam spory problem znalezienia osoby, która by mnie zainspirowała i którą widziałam na żywo. Masę świetnie ubranych kobiet widziałam w centrum Londynu, ale nikt mnie nie zachwycił. Przypomniałam sobie jednak stylową parę Niemców, którą spotkałam w hotelu nad polskim morzem. Podczas gdy Polki zmieniały stroje na każdy posiłek, przyjeżdżały z ogromnymi bagażami, a liczba szpilek wynosiła tyle samo co liczba dni spędzonych na wakacjach, ta para codziennie wyglądała podobnie ale z wielką klasą. Kobieta nosiła świetnie skrojone, białe lub granatowe cygaretki do prostych koszul i luźniejszych t-shirtów, do tego minimalny makijaż, płaskie buty, dyskretna złota biżuteria i proste, zadbane i dobrze obcięte, siwe włosy. Wyróżniała się z tłumu przebranych i wystrojonych jak na wesele pań, które od rana nosiły wieczorowy makijaż.

    1. Cóż za koincydencja! Niedawno widziałam „Młodą i piękną”, a nie znałam wcześniej Marine, ale momentalnie zakochałam się w jej urodzie i po skończeniu film przeglądałam zdjęcia na 'pintereście’, też mi się podoba jej styl, ale zdaje się, że to taki „typowy” bezwysiłkowy 'look’, ona jest tak naturalnie ładna, że niewiele jej trzeba, by dobrze wyglądać, oczywiście trzeba jednak te rzeczy wybrać z wyczuciem i ona je ma. Mogłabym na nią patrzeć godzinami.

    2. Nie znałam Marine, dziękuję! A co do historii z hotelu – dlatego tak bardzo lubię oszczędność środków, nie dość że się człowiek wybija spośród tłumu wymalowanych i zupełnie do siebie niepodobnych kobiet i czuje po prostu świeżo, to jeszcze jak się zdecyduje na ubranie się bardziej odświętnie, to naprawdę można zrobić wrażenie, dalej czując się sobą. Jakieś nieskładne to zdanie mi wyszło, ale dobrze oddaje myśl:)

  17. Magdalena Johanna

    Wiele razy zastanawiałam się czy mam jakikolwiek styl, a jeśli nie, to w takim razie jaki byłby najbardziej 'mój’. I w końcu nie doszłam do żadnego wniosku, bo żeby mieć styl, trzeba sobie postawić pewne granice. Żeby nie wyglądać jak pomieszanie z poplątaniem ;)
    Bardzo podoba mi się prosty, minimalistyczny skandynawski styl, czernie, biele szarości. Ale wiem dobrze, że długo bym w tych czerniach nie wytrwała. Dlatego w mojej szafie zawsze będzie wszystko. Żadnego konkretnego stylu, tylko wszystko na raz.
    A może to właśnie jest jakiś malutki przebłysk stylu? ;)

  18. Zabrzmię jak nudziara, ale dla mnie stylowe są sylwetki z lookbooku COSa, chociaż, co ciekawe, niekoniecznie siebie w nich widzę. Lubię minimalizm i surowe konstrukcje strojów, choć sama nie wyglądam w nich zbyt dobrze.
    Jeśli miałabym wskazać konkretną osobę, to przyznam, że lubię stylówki Rebellook. Jest kosmiczna!

  19. absolutną ikoną dla mnie była moja Babcia. Zawsze zadbana, zawsze elegancko ubrana. Mój Tato wspomina, że nawet jak Babcia była już Panią po 70tce to oglądali się za nią młodzi mężczyźni, robiła niesamowite wrażenie. Co było takiego wyjątkowego? Nie pamiętam szczegółowo jej ubrań, zmarła 15 lat temu jak miałam 15 lat, ale Babcia zawsze miała zadbane i idealnie zafarbowane włosy (nie uznawała siwizny), nie znosiła płaskich butów – nawet jako starsza Pani zawsze chodziła w butach na obcasach i to jak – pewnie, jakby się w nich urodziła :) poza tym nigdy nie mogła mieć torebki, która nie pasowała do butów – stara szkoła, wiem, że teraz to nie jest uznawane jako zasada, ale wg mnie torebka powinna pasować do butów i sama tak robię :)
    Babcia miała też piękną i bardzo elegancką biżuterię, w prezencie ślubnym dostałam przepiękną, złotą broszkę, którą Babcia podarowała mi z okazji mojego ślubu… tylko wiele lat później:)
    Tak, zdecydowanie, to dla mnie ikona – stylu i elegancji.

    1. Ja mam ciocię, która ma 70 lat, od lat niezmienną fryzurę – bob, włosy siwe, ale w takim ciepłym odcieniu – czyli nic oryginalnego, a i tak kobiety zatrzymują ją na ulic, żeby zapytać się o adres fryzjera;). Sama ubiera się spokojnie – na beżowo, brązowo, ale zawsze wygląda bardzo elegancko.

  20. Paradoksalnie, dla mnie stylowe osoby są jak dzieła sztuki – podziwiam je, ale niekoniecznie chciałabym kopiować :-) To jedna rzecz, a druga – że, według mnie, styl wcale nie oznacza zawsze-idealnego-wyglądu. Taką totalnie stylową osobą jest moja mama, której ubrania nawet wiszące na wieszaku pasują tylko do niej. Ma swój własny, niepowtarzalny styl, którego nie da się podrobić, choćbym chciała, bo to zestaw jej własnych „signature clothes” plus jej osobowość tworzą tę wyjątkową mieszankę :-) A z celebrytów lubię Blake Lively, choć jest masa kobiet dużo lepiej ubranych od niej, to rzadko się spotyka taką jak u Blake radość życia, która prześwituje przez każdy strój :-)

    1. Taaak, Blake jest świetna! Ostatnio oglądałam z nią wywiad, 73 pytania od Vogue, i pomyślałam że wygląda niesamowicie świeżo i tak jakoś energicznie, aż jej pozazdrościłam tych żywych kolorów.

  21. Wg mnie bardzo dużo daje jeśli rozumie się własną sylwetkę i kolory. Np dziewczyna wyglądająca bossów w prostym T shirtcie: okazuje się ze oliwkowy zieleń tshirtu pięknie wspolgra z zdecydowanie ciepłym odcieniem skóry i włosów, tshirt ma krój pasujący do sylwetki. Gdyby tshirt był szary i troszkę krótszy lub z innym dekoltem, nie podkreślał by urody dziewczyny. Tak samo z wzorami, materiałami, detalami, jak ktoś nosi to co gra z jej własną uroda, to efekt jest niesamowity.

    Ja niestety nie mam intuicji do takich rzeczy, ale bardzo mi pomagają blogi, zwłaszcza Ubierajsieklasycznie oraz Insideoutstyle.

    1. Zgadzam się w 100%, często nawet nie wiemy czemu danego dnia jakoś wyjątkowo ładnie wyglądamy i zbieramy komplementy, a najczęściej to właśnie kwestia „naszych” kolorów czy fasonów.

  22. U mnie najbardziej stylową osobą którą znam jest moja koleżanka.. Mimo że zawsze chodzimy razem na zakupy, na łowy ciuchowe czy wychodzimy na imprezę i wracamy z niej nad ranem Ania po prostu wygląda ładnie. Pomimo tego że jest wielbicielką czarnego koloru i nosi go praktycznie bez wyjątków, jej dodatki „robią” całą stylizację, to zegarek, to niedabale zarzucony szal :)

    Ciekawi mnie co studiowałaś w Krakowie bo szczerze nie kojarzę z postów :< Pozdrawiam z Krakowa :)

  23. Koleżanka z byłej pracy zawsze ubrana w proste spodnie, koszulę i marynarkę. Na ręku zegarek – delikatny, złoty. Włosy najczęściej uczesane w koński ogon, na oczach czarna kreska. Wystarczyło jej to, żeby lepiej wyglądać lepiej od nas, nawet jak się stroiłyśmy :)
    Drugi typ to pewna pani profesor od Rozwoju Człowieka. Blond włosy do ramion, zawsze ułożone w delikatne fale, lekki makijaż, zawsze długa do połowy łydki czarna sukienka i perły. Wyglądała zawsze pięknie, mimo iż dobijała 60 lat, ale zawsze wyglądała kobieco, nigdy babciowato.
    Chyba faktycznie sekret tkwi w tym „pasowaniu do nas”, w budowaniu swoich własnych znaków charakterystycznych. A my wciąż mniej lub bardziej gonimy za modą :)

  24. Tak czytając komentarze oraz post mam wrażenie, że najbardziej inspirują kobiety, które czują się dobrze w tym co noszą. Często teraz spotkać dziewczyny ubrane w tak podobne ubrania, że trudno je rozróżnić z daleka, ale patrząc na takie osoby mam wrażenie, że z niektórych bije przekonanie „kupiłam tą samą kurtkę co koleżanka, bo to jest modne i choć zgniłozielony kompletnie do mnie nie pasuje to i tak będę ją nosić”. A z drugiej strony często widać dziewczyny, które czują się w stroju skopiowanym z koleżanki niekomfortowo i w głębi serca nie chcą go nosić, ale być może boją się być sobą.
    Nie jestem jednak przekonana do stwierdzenia, że minimalizm połączony z bogatymi dodatkami wyraża każdego. Mało tego, stwierdzę nawet, że to bardzo bezpieczny ubiór, w którym sporo osób się odnajduje, ale nie jest to definicja stylu. Styl odzwierciedla osobowość i jeśli ktoś ma ochotę ubrać się od góry do dołu na fioletowo i wygląda w tym oszałamiająco i świetnie się czuje – śmiało.

  25. Jeżeli chodzi o blogerki to oprócz park&cube wymienilabym jeszcze Blair z atlantic-pacyfic i Jane z Sea of shoes, jako jedyne nie wydają się być przebrane. Myślę że styl to konsekwencja w wyborze naszej garderoby :-)

    1. Jane bardzo lubię, Blair zawsze wydaje mi się trochę sztuczna, przebrana, jakby miała na sobie o jeden element za dużo – najczęściej tym elementem są dla mnie jej idealnie ułożone włosy. Ale ja w ogóle lubię poczochrane dziewczyny;)

  26. Wertując przez komentarze, zastanawiałam się, czy znam taką stylową osobę. I doznałam oświecenia! Moja wykładowczyni. Kobieta niska i raczej okrągła, ale zawsze świetnie (i często nietuzinkowo) ubrana. Znak rozpoznawczy: ciemny bob z grzywką i ogromne naszyjniki. Co zajęcia nie mogłam się doczekać, jaki założy tym razem, bo chyba nie widziałam jej dwa razy w takim samym. Zawsze, gdy widzę w sklepie jakąś dziwną, monstrualną kolię, myślę o niej :) Do tego bardzo pozytywne, wręcz zaraźliwe, nastawienie do świata! Jeśli pani G. mówi, że będzie dobrze, to będzie dobrze ;)

    Co do samego stylu, wydaje mi się, że kluczem jest pewność siebie i naturalność w noszeniu ubrań. Taka pewna siebie osoba będzie wyglądać dobrze w każdym zestawieniu.

  27. Dla mnie jedną z najbardziej stylowych osób też jest koleżanka ze studiów. Zawsze wygląda super, a jak pytam się skąd ma ubrania, to zazwyczaj z sh za 5 zł. Wygląda dokładnie tak jak ja bym chciała, wydając kilkanaście razy więcej, więc to najlepszy przykład, że stylu nie kupisz. Ma francuski styl, trochę nonszalancki, trochę znoszony, postrzępioną fryzurkę, minimalny makijaż. Często nosi parki, jeansy, bluzki w paseczki i baletki. Jednocześnie nie jest tak, że jest super konsekwentna w swoim „looku”, bo często zmienia kolor włosów, czy zakłada coś nietypowego typu sukienka w kwiatki.

    Kiedyś próbowałam rozgryźć skąd się bierze ta magia i stwierdziłam, że a) ma świetną figurę (wysoka i szczupła), przez co wiele rzeczy po prostu dobrze wygląda i klasyczne rysy twarzy b) przerabia sobie ubrania, więc leżą jeszcze lepiej c) nie przejmuje się niczyją opinią i po prostu widać tę jej pewność siebie.

  28. Kocham zabawę modą, ubraniem i nie mam swojej ikony stylu. Jest wiele osób, które cenię za styl, mimo, iż są bardzo rożne od siebie, a w każdej zasakuja mnie (oczywiście pozytywnie) inne elementy. Uważam, że można być bardzo stylową personą, stawiając czy to na minimalizm, czy tkwiąc glęboko w trędach czy będąc daleko poza nimi. Liczy się to coś, czasem nieuchwytnego. Myślę, że jest to dopasowanie tego co mamy na sobie do naszego ja..
    Obecnie, najbardziej charakterystycznie stylową osoba, którą znam jest koleżanka z pracy. Łaczy w sposób niewymuszony style z lat 90, grunge z new rave, plus jest bardzo ciepłą osobą, wszystko razem tworzy cudowne połączenie, zupełnie nie do przeoczenia..
    Pozdrawiam cieplo

  29. Ja nie jestem stylowa, ale wiem, że mam jeden element, bez którego nie potrafię żyć – różowa (fuksjowa) torebka. Od paru lat jest nieodłącznym elementem mojego stroju, kilka razy już wymieniałam, ale kolor pozostał taki sam. To element mnie i chyba każdy mocno by się zdziwił, gdyby zobaczył mnie z torebką w jakimś „normalnym” kolorze.

    W liceum było kilka osób, które zawsze zachwycały mnie wyglądem i strojem. Dziś jednak nie mam już nawet obrazów ani imion w głowie. Jeśli już ktoś mnie zachwyca, to bloggerki, YouTuberki, czy też aktorki. Ci, których znam osobiście, mają specyficzne cechy w swoim ubiorze, ale nie mogłabym powiedzieć, że to jest to. Ten punkt, który sprawia, że stają się niesamowite na jakiejkolwiek płaszczyźnie. Z tym nie miałam jeszcze okazji się spotkać.

  30. A czy kobieta stylowa musi być szczupła? Czy do efektu łał potrzebne są dżinsy skinny? Czy znacie jakąś kobietę osobiście (w gazetach łatwo wszystko upiększyć, nawet fałdki), której widok was zachwyca, a zza paska wylewa się trochę tłuszczyku?

    1. Myślę że absolutnie nie, ale też wylewający się znad paska tłuszczyk u nikogo nie wygląda dobrze, niezależnie czy mamy rozmiar 36 czy 46 – znaczy, że mamy po prostu za mały pasek:) A co do przykładów stylowych dziewczyn w większym rozmiarze, to przychodzi mi na myśl Joan Holloway z Mad Men, która zawsze wygląda tam fantastycznie i niesamowicie kobieco, a Christina Hendricks, aktorka grającą Joan, nosi rozmiar przynajmniej 42.

    2. Skinny nie wywołają efektu łał na takiej np. Liszowskiej i ośmielę się to napisać – na większości z nas. Myślę, że dobry styl to też podkreślanie swoich atutów i chowanie tego, co powinno być schowane. Zdecydowanie nie trzeba być szczupłą, żeby wyglądać powalająco. Jechałam kiedyś pociągiem z kobietą o rubensowskich kształtach. Miała 20kilka lat. Nie pamiętam, w co była ubrana, to było bardzo dawno temu, pamiętam tylko jakąś luźną, niebieską bluzkę. Miała długie ciemne gęste włosy, związane i opadające prawie do połowy pleców, piękne oczy, pełne usta. Byłam wtedy nastolatką i gapiłam się na nią zachwycona. Była zadbana, fajnie ubrana, podkreśliła swoja urodę. Podobno ludziom otyłym trudno się akceptować, bo na każdym kroku daje im się odczuć, że wyglądają źle, ale ona robiła wrażenie, jakby dobrze się czuła w swojej skórze.
      Twój post – świetny temat! – sprawił, że z zastanowiłam się i widzę, że nie inspiruje mnie czyjś styl, tylko raczej konkretne stylizacje różnych osób, które są podobne do mojego sposobu ubierania się, a jednak troszkę inne, troszkę jakby … bardziej, i to przyciąga moją uwagę. Takie inspiracje sprawiają, że mój styl z jednej strony się klaruje, a z drugiej wciąż ewoluuje. Pozdrawiam i czekam na kolejny obiecany post :)

    3. Monica Belluci rzecz jasna :) Oszałamiająca uroda, ubrania dopasowane do figury, superkobiece i w „jej” kolorach, + pewność siebie i kobiecość :)

  31. Mam przyjaciółkę, która może założyć cokolwiek, nawet najstarszy, najbardziej dziurawy t-shirt i zawsze wygląda niesamowicie. Nie wiem jak to się dzieje, ale pasuje na nią każdy krój, kolor, materiał… Styl ma dość rozbudowany, ale mimo to, zawsze wygląda perfekcyjnie :)

  32. Myślę, że „to coś” to nie wymuszona pewność siebie i dobre samopoczucie. Nawet u siebie zauważyłam, że gdy lepiej się czuję w swoich ubraniach, czyli jestem w tym, co podkreśla moje atuty, moje poczucie własnej wartości rośnie, a tym samym dostaję mnóstwo komplementów i ludzie traktują mnie inaczej – lepiej.

  33. Czytałam ten blog i z każdym zdaniem przyznawałam Ci coraz bardziej rację. I w sumie to dopiero teraz sobie ją uświadomiłam!
    Złapałam się na tym, że gdy jakaś znana blogerka wrzuca nowy post to patrzę bo jestem ciekawa bardziej jej osoby niż ubrania. Oglądam. Myślę: fajnie, ładnie wygląda. Wyłączam i to by było na tyle. Na następny dzień nie pamiętam jaki post wrzuciła. Ani się nie zainspirowałam , ani nie zapamiętałam stylizacji. Niestety tak wygląda co 2 dziewczyna na ulicy. :(

  34. Od razu do głowy przychodzi mi Kasia (z bloga Jestem Kasia), podglądam też profile niektórych dziewczyn na instagramie, moje ulubione to: http://instagram.com/kat.astro/, http://instagram.com/zulova/. I Olsenki (wszystkie trzy)! na tej stronie spędziłam już pewnie pół życia: http://olsensanonymous.blogspot.com/. Ja mam taki problem, że podoba mi się wszystko, co minimalistyczne, klasyczne, ale też niektóre rzeczy vintage (koronkowe sukienki, pierścionki-wiewiórki; nie lubię jednak takiego „baciowatego” efektu, nie lubię, gdy mam za dużo takich „starych” rzeczy na sobie), dodatkowo mam słabość do błyszczących wdzianek (cekiny, srebrne nitki, połyskujące koraliki, bierę od razu!), nie wiem, jak to połączyć. Praktycznie w ogóle nie noszę spodni, kolory: czarny, szary, biel i róż. W sumie najczęściej mam na sobie marynarkę (uwielbiam) i luźną bluzkę.

  35. Czytając komentarze przyszła mi na myśl moja polonistka z liceum. Była zawsze bardzo stylowo i elegancko ubrana, każdy detal- biżuteria, czy makijaż, był dopasowany do całości. Miała też niezliczoną ilość butów- pamiętam, że kiedy tylko wchodziła do klasy wszystkie dziewczyny patrzyły jakie ma dzisiaj na sobie. Myślę, że robiła wrażenie na wszystkich ponieważ jej elegancki styl niezwykle pasował do jej sposobu bycia- była bardzo wymagająca, inteligenta, zawsze chodziła z wysoko podniesioną głową i dawała nam nieźle popalić ;)

  36. W sumie to ze smutkiem stwierdzam, że ja do takich osób, jakie opisujesz, się nie zaliczam. Często widzę u siebie w liceum dziewczyny, które wyglądają po prostu zjawiskowo, a mają na sobie zwykłą bluzę i dżinsy. Nie wiem, czy nie jest to w jakiś sposób związane z jakością ubrań – im lepsza jakość, tym lepiej dany ciuch się prezentuje.
    Wydaje mi się też, że jeżeli ktoś za bardzo się stara, to może wyjść na tym źle. Proste stroje nierzadko wyglądają najlepiej, klasycznie, nie ma poczucia przesady, nieładu.
    Może to dziwnie zabrzmi, ale na pewno to, czy dana rzecz jest wyprasowana, schludna też ma znaczenie.
    Kto jest najbardziej stylową osobą, jaką znam? Tak naprawdę nie wiem. Przyglądam się koleżankom, nauczycielkom, znajomym, ale nie umiem wymienić konkretnej osoby. Być może muszę jeszcze trochę poobserwować. :)

  37. Dla mnie podstawowe wyznaczniki bycia „stylowym” to autentyczność i dopasowanie – stylowa osoba wie doskonale co lubi, co jej się podoba, jest przekonana do tego, jak prezentuje się światu. Co ciekawe znam absolutnie stylowe kobiety, które niekoniecznie noszą fasony i kolory idealnie dopasowane do swoich warunków fizycznych, ale robią to z takim wdziękiem i przekonaniem, że wyglądają po prostu „uwodząco” :) I bardzo duży widzę rozdział pomiędzy byciem modnym i stylowym – w byciu stylowym chodzi jak dla mnie o dużo więcej niż ciuchy i dodatki. Dlatego jest mi bliskie to co napisałaś o stylizacjach z blogów – też chętnie oglądam, też często bardzo mi się podobają zdjęcia, ale to są dla mnie po prostu bardzo modne dziewczyny :) Stylowe kobiety znam osobiście (i niekoniecznie są ubrane w najnowsze trendy, a nawet, śmiem stwierdzić, często właśnie nie są…;))

  38. W moim otoczeniu znalazłam kilka takich osób, każda inna – co tylko dowodzi, że styl musi być po prostu bardzo indywidualny :)
    Jedna osoba – moja koleżanka z roku: zawsze nosiła stonowane barwy (ciemna zieleń, szarość, często czerń, do tego trochę białego/kremowego); buty płaskie, proste kroje, czasem akcent w postaci biżuterii. Włosy ciemne, proste, gładkie, zawsze rozpuszczone; najmocniejszym dodatkiem były okulary – wyraźne i charakterystyczne.
    Druga osoba, której styl bardzo lubiłam, to moja „przyszywana” babcia – w wieku 65 lat nosiła proste dżinsy, białe t-shirty i tenisówki i wyglądała cudownie. Biła z niej naturalność i radość. Zgadzam się z tym co pisało wiele osób wyżej – styl jest tak naprawdę dowodem na to, że dana osoba zna siebie i wie, kim jest. Bo ta moja babcia była też jak na swój wiek bardzo wysportowana, lubiła się ruszać i pracować wokół domu, była szczera w słowach i pogodnie nastawiona do życia.
    Jestem bardzo ciekawa twojego postu o składnikach bycia stylowym!

  39. pstra matrona

    Dla mnie stylowe są osoby, których wyobraźnia i pragnienia dotyczące własnego wyglądu nie są ograniczone czy kreowane przez media szczególnie te komercyjne. Tacy ludzie, którzy potrafią w swoim myśleniu zupełnie wyrwać się z zewsząd nam sączonych do głowy schematów stroju, a co za tym idzie całej sfery autokreacji. Ludzie wolni od mody, jakiejkolwiek kiedykolwiek. Są to zazwyczaj ludzie, którzy albo zwyczajnie nie mają dostępu do tego typu przekazów lub też nigdy nie przyszło im do głowy się z nimi skonfrontować, lub też osoby wolne w sposób świadomy. Z pierwszych są to przede wszystkim stylowi starsi ludzie, którzy nie zostali strojem w poprzedniej epoce, i którym zależy. Potrafią być szalenie inspirujący gdyż są również wolni od konieczności bycia seksy, która ciąży nad wszystkimi młodymi ludźmi, i której ciężko się oprzeć. Nie muszą „dobierać krojów do sylwetki”, „tuszować wad” i „wydobywać zalet” cokolwiek obiektywnie te bzdury znaczą, bo wedle kultury, która nakazuje to robić i tak powinni założyć na siebie wielkie papierowe torby z otworami na oczy. Takich cudownych starszych ludzi spotykam wszędzie, nie tylko w Paryżu czy Mediolanie, ale np. ostatnio w takim Lublinie spotkałam wspaniale ubraną panią, która miała na sobie dwa płaszcze, na gruby wełniany kremowy płaszcz do ziemi, zarzuciła niedbale ściągnięty paskiem ciemnozielony trencz do kolan, w wojskowym stylu ewidentnie męski, do tego brązowe oficerki i pudrowo różowe dodatki- berecik, szalik, rękawiczki- wspaniale współgrające z zielenią płaszcza. Kupowała ziemniaki, padało i pewnie nie chciała zmoczyć płaszcza pod spodem, może drugi był męża, na ryby. Jednak przez swoje wyczucie kolorów, faktur i przede wszystkim zupełnie nie przejmowanie się przyjętymi normami i wolność własnej wyobraźni stworzyła coś absolutnie nadzwyczajnego, nadającego się na wybieg największych projektantów, ale posiadającego tą zwyczajność codzienność i wyjątkowość. W pierwszej kategorii są też dla mnie niesamowicie inspirujące mnie muzułmanki, które siłą rzeczy muszą wyłamać się z utartego dla nas schematu krojów, a mimo to pozostają piękne, ich umiejętność łączenia barw jest niesamowita. Ich strój nie reklamuje ich ciała, ale często jest czystym malarstwem poprzez zestawienie użytych tkanin, drapowania, upięcia i biżuterię. Nigdy nie zapomnę jednej Marokanki, która miała na sobie pełen czarny hidżab, tyle że z rozcięciem do połowy uda, a pod spodem czerwone spodnie i tradycyjne czarne buty z nieprawdopodobnie długimi szpiczastymi noskami. W drugiej kategorii są często Japończycy na Harajuku w Tokio i nie mówią tu o cospleyersach, tylko zwyczajnie ubranych ludziach, którzy wyrywają się wszelkim schematom i tworzą style, które absolutnie wyrażają ich samych. W Japonii wyrwanie się z powszechnie obowiązującego dress kodu jest aktem szalenie anarchistycznym i pociągającym za sobą bardzo durze konsekwencje społeczne. Ludzie, którzy zdecydują się to zrobić są więc wyjątkowo wyzwoleni i nastawieni na wyrażanie siebie, a ich stroje wyjątkowo „mówią” o właścicielach. Używają elementów mody europejskiej wyrywając ją zupełnie z kontekstu i tworząc własne zestawienia, są też zupełnie wolni od wszelkich barier Genderowych- chłopiec w rajstopach jest nudną normą. Nie są to ich stroje wyjściowe, ale codzienne nigdy nie zapomnę np. kasjera w muzeum sztuki współczesnej, który był ubrany bardzo prosto: czarny golf, eleganckie szorty, kryjące rajstopy, pantofle, ale na głowie miał okręt z włosów, najprawdziwszy okręt jak barokowe francuskie damy. O 9 rano i sprzedawał bilety do muzeum. Ja sama chyba nie mam aż tak bujnej osobowości, żeby wyrazić ją w ten sposób, ale staram się być wolna w miarę własnych możliwości. Przede wszystkim nie noszę dżinsów, no i w ogóle dżinsu, jak widzę codziennie na ulicy morze ludzi dobrowolnie umundurowanych w niebieski denim to robi mi się niedobrze i myślę o obozach koncentracyjnych i Orwellowskich wizjach świata, to samo ze sportowym obuwiem. Staram się w miarę możliwości szyć swoje ubrania i nie kierować się tym co koncerny sączą nam do głów. Przeraża mnie kiedy podróżuję po całym świecie i na każdym głównym deptaku większego miasta widzę TE SAME ubrania, nie podobne, ale dokładnie te same, wyprodukowane przed te same trzy czy cztery koncerny. Tak jakbyśmy żyli wszyscy w totalitarnym państwie, które jak Korea limituje nam możliwości strojów i fryzur i mogli wybierać tylko z pewnej dopuszczonej przez system puli. Jednak na tej ulicy raz na jakiś czas widzę ludzi wolnych jakby turystów w tej Korei i oni dla mnie są stylowi. Napisałam prawie konkurencyjną notkę, przepraszam, ale ostatnio sporo podróżuję i mnie natchnęło.

  40. Ewa Retmaniak

    Pisze Pani interesująco ale błagam, proszę nie używać określenia, że coś jest „odszyte”. Ubrania są uszyte ze starannością a nie odszyte. To dość prostackie określenie, niestety, bardzo rozpowszechnione. Pisze Pani niezłą polszczyzną i szkoda ją psuć.

  41. Świetny post! Teraz trochę nie na temat, ale muszę to w końcu napisać-dzięki temu blogowi, artykułach o slow fashion nareszcie „ogarnęłam się” z kupowaniem ubrań i już zaczęłam dążyć do tworzenia idealnej garderoby. Z motywacją, póki co z efektami i to wszystko dzięki tej stronie. Nigdzie indziej nie przeczytałam takich prostych i mądrych rad. Dziękuję i czekam na więcej!

  42. Chyba najbardziej stylową osobą, jaką znam jest moja koleżanka z klasy. Na pozór nie ma w niej nic nadzwyczajnego, ale ja zauważam w niej to „coś”. I od długiego czasu zastanawiam się, jak to jest możliwe, że w spodniach z wysokim stanem, swetrze i botkach potrafi wyglądać jaki milion dolarów. Nie nosi makijażu, chodzi w rozpuszczonych włosach, nie zakłada biżuterii, a ja starając się jak mogę, nie potrafię osiągnąć takiego efektu. Czekam, więc na następny post z nadzieją, że pomożesz mi odkryć tę tajemnicę. Pozdrawiam gorąco :)

  43. W wielu opiniach pojawia sie opis osoby stylowej jako takiej, na ktorej wszystko swietnie lezy i nawet w worku po ziemniakach wyglada dobrze. Zdarzaja sie takie kobiety, sa niesamowite, ale czy to jest styl? To dar natury, sylwetka, uroda i/lub to cos. Oczywiscie niektore z nich maja rowniez swoj styl. Stylowa osoba byla moja nauczycielka rosyjskiego. Rozmiar 44, 'kawal baby’,ale miala ksztalty (biust, talie itd.). Nie ukrywala tuszy, podkreslala kobiece ksztalty. Nosila charakterystyczne szale, mogla pozwolic sobie na duza, przyciagajaca wzrok bizuterie. Zawsze 100% zadbana, ale nie w stylu 'panciowatym’. Byla obledna.

  44. Najbardziej stylowa osoba była zdecydowanie babcia mojej kuzynki. Pewnego razu podarowała jej białą elegencką koszulę od Barbary Hoff. Taki prezent oczywiście nie spotkał się z ciepłym przyjęciem obdarowanej, bo byłyśmy wtedy crazy-nastolatkami i Hoffland kojarzył nam się jedynie z serami… Teraz kiedy pomyśle o Pani Babci przypominam sobie że wygladała swietnie nawet podczas obieraniu ziemniaków i ten styl strala się przekazać młodszemu pokoleniu.

  45. Bardzo ciekawy temat… w sumie musiałam pozbierać myśli zanim wiedziałam co tu naskrobię :)
    Z tym byciem stylowym to ja mam osobiście problem. Bo to jest tak: mijasz na ulicy osobę wyglądającą absolutnie stylowo, tylko u mnie zawsze następuje wtedy ten moment sceptycyzmu… Bo czy bycie stylowym wymaga wyglądania stylowo zawsze i wszędzie? Także ja jakoś nie wierzę, że osoby spotkane na ulicy zawsze wyglądają świetnie…. Zwłaszcza w Londynie wysoka ilość osób dobrze ubranych, definiuje bycie stylowym jako coś więcej.
    Już dużo łatwiej mi uwierzyć w stylowe koleżanki, matki, siostry czy babcie. Z pewnością nasze babcie to osoby, które przywiązują bardzo dużą uwagę do pewnych zasad w doborze ubrań. Moja babcia zawsze nosi kapelusz, ma elegancką apaszkę i delikatną biżuterię…. Jej stroje są stonowane, ale dbałość o szczegóły nadaje im tej ponadczasowości, po prostu klasy. Zatem bycie stylowym można tu porównać z konsekwencją.
    Myślę, że jest to też mocno związane z moim osobistym podejściem do stylu. Nie mam jednego stylu, którego regularnie przestrzegam… cały czas walczę z pokusą łączenia różnych inspiracji i zawartością szafy, która jakoś nie do końca mi ostatnio odpowiada. Staram się ubierać niebanalnie, a z drugiej strony czasami mam dzień kiedy zakładam wielką bluzę do dżinsów i bycie stylowym odchodzi na dalszy plan. I tak stylowość przegrywa z szarą rzeczywistością :)

  46. Zdecydowanie moja koleżanka. Pomimo wieku(chodzimy do 2 liceum) jest bardzo elegancka i stylowa w taki lekki, niewymuszony sposób. Wygląda jak żywcem wyjęta z jakiegoś francuskiego magazynu o modzie. Do tego dochodzi jej wspaniała uroda. Wśród tłumu na ulicy, czy pośród znajomych zawsze zwraca uwagę i wcale nie robi tego w sposób krzykliwy. Zawsze mnie bardzo inspiruje, jest do mnie ideałem stylu i marze, żeby wyglądać jak ona.

  47. No właśnie niestety mało mi stylowych osób. Zachwycam się czasem przypadkowo spotkanymi kobietami, które ubrane są klasycznie i jednocześnie nietypowo. Tak jak napisałaś, niektóre kobiety zjawiskowo wyglądają w jeansach, koszuli i prostym koku. Inne w tym samym zestawie wyglądają zupełnie inaczej. To chyba zależy od wdzięku jaki ma się w sobie. Szukam takich kobiet w moim cyklu Lubię kiedy kobieta… :)

  48. Niesamowicie inspirujący wpis! Trafiłam do Ciebie dzięki Marii z ubierajsieklasycznie :)
    Podobnie jak Ty, lubię się zastanawiać w taki sposób. Jestem również bardzo ciekawa Twojej analizy na temat magicznego składniku stylu i poczucia stylu, także będę oczekiwać na wpis!
    Jeżeli chodzi o najbardziej stylowe osoby jakie znam – w moim przypadku to też są osoby, które znam osobiście. Mam koleżankę, której styl jest bardzo na luzie. To jak się ubiera, wygląda jakby robiła to bez wysiłku. Cokolwiek na siebie nie wrzuci to do niej to pasuje i wiem, że nawet obudzona w środku nocy, gdyby musiała wyjść z domu to ubierze się dokładnie tak jak widuję ją na codzień. Kiedyś byłyśmy umówione, przyszłam do niej, ona jeszcze spała, bo źle się czuła po imprezie. Musiałyśmy wyjść, a ona oczywiście założyła coś na siebie, raz dwa, a wyglądała niesamowicie. Coś takiego robi na mnie wrażenie i też chciałabym mieć taką umiejętność, a jak narazie mój styl jeszcze kształtuje i dopiero nabywam świadomość. Patrzę z podziwem na takie osoby, jak ta powyższa, którą opisałam, jej sposób noszenia ubrań jest imponujący i zastanawiam się czy taka postawa jest do osiągnięcia, czy poprostu niektórzy ludzie tak mają i koniec?
    Znam więcej takich osób, które ubierają sie stylowo. Zauważam je głównie u mnie na uczelni, a studiuję architekturę wnętrz. Wiele jest tu osób uzdolnionych artystycznie, indywidualistów i to napewno też ma znaczenie. Na moim kierunku poszukujemy własnych środków wyrazu w projektowaniu wnętrz, (nie tylko na moim, bo również malarze, czy graficy to robią). Kształtujemy się od środka, a potem przenosimy to na nasz sposób bycia i inne rzeczy (projekty, ubiór), z którymi mamy do czynienia, tak myślę. W moim przypadku tak chyba było. W momencie gdy ubrania nie miały dla mnie znaczenia, zaczęłam szukać swojego stylu w projektowaniu, nie podążając za znanymi architektami, realizacjami, choć wiadomo, zawsze w podświadomości gdzieś pozostają jakieś obrazy, które się wykorzystuje. Ale właśnie był moment, że się odcięłam i szłam własnym tropem i może to właśnie wtedy ukształtował się mój sposób ubierania. Jeszcze do tej pory nie może mi przejść przez gardło stwierdzenie, że mogę mieć jakis styl, ale to znajomi jako pierwsi zaczęli mi zwracać uwagę, że widzą pewną spójność w moim sposobie ubierania.
    Również się z Tobą zgodzę, że bycie stylowym to wcale nie nadążanie za nowinkami, wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że podążanie za trendami jest łatwiejsze i robią tak osoby, które może niekoniecznie mają swój styl. Mam wrażenie, że do stworzenia własnego stylu trzeba podejść wybiórczo. Tak jak napisałaś, im bardziej się ograniczamy, tym styl jest klarowniejszy, bardziej zdecydowany przez co przyciąga uwagę.
    Trochę się rozpisałam, ale mam skłonności do refleksji, a Ty mnie poruszyłaś! :)
    Pozdrawiam, Natalia

    1. Zgadzam się! Studiuję grafikę i też zaczęłam zauważać, że im dłużej w tym siedzę i się rozwija, tym bardziej zwracam uwagę na swój wygląd ijesem bardzie wybredna i świadomabniż kiedyś.

  49. Hmm ja zawsze inspirowałam się koleżankami ze szkoły, które nie wiem czemu, ale przykuwały wzrok swoimi klasycznymi zestawami. Zawsze ładnie ubrane w spódniczki, koszule, czarne kozaki i szalik. Chyba nie było dnia, żeby źle w czymś wyglądały. A wszystko to tak dokładnie i ładnie dobrane, a zwłaszcza schludnie, że zamiast ze sławnych ludzi i blogerek, zaczęłam brać z nich przykład. Nie wiem, kto teraz może być inspiracją taką, ale patrząc właśnie na takie dziewczyny, na co dzień- to uważam, że to mogą być one. Po części zmobilizowały mnie i zmusiły do wyszukania własnego stylu i w czym mi jest wygodnie. Bo np. dla nich kozaki mogą być pierwsza klasa, a dla mnie już nie bardzo… Inspiracji możemy zaczerpnąć, więc wychodząc na miasto i się po prostu rozglądając, w czym mi może być do twarzy :)

  50. Pamiętam moją polonistkę z liceum. Wysoka i szczupła kobieta z zawsze fantastycznie wymodelowanymi włosami. Miała bardzo skromną garderobę, jak to nazywam, tygodniówkę. Kiedy na naszej pierwszej lekcji miała na sobie sukienkę maxi w szerokie poziome pasy, taką tubę, i wysokie szpilki (prawie nigdy nie chodziła w balerinkach, choć miała jedne beżowe) nie mogłam wyjść z podziwu i ledwo co wykrztusiłam z siebie kilka słów. Na szczęście były zgodne z tematem i później miałyśmy bardzo dobre relacje. W idealnej, nieudziwnionej torebce nosiła szminkę Chanel i mikroskopijne lusterko. Nawet teraz gdy o niej piszę, przechodzi mnie dreszcz :) A moim małym marzeniem jest posiadanie sukienki z wełny i kaszmiru, bo Pani JJ taką miała. A nade wszystko miała tą klasę, którą się albo ma, albo nie. Tą wrodzoną, która prostuje plecy i delikatnie podnosi kąciki ust. Ach!

    Czekam na więcej!

  51. Hej, bardzo cenię Twój gust, więc chciałabym się Ciebie zapytać o opinię na temat bransoletek Pandora. Myślę nad rozpoczęciem zbierania koralików, ale kiedyż już zbierałam charmsy z innej firmy i prawda jest taka, że tamta bransoletka szybko mi się znudziła.
    Jak się już zacznie kompletować Pandorę, to można w efekcie końcowym, sumarycznie wydać na nią małą fortunę.
    Co o nich sądzisz? Fajny, spersonalizowany dodatek, czy troszkę infantylny i mimo wszystko wtórny (bo bardzo popularny)? Czy nie lepiej poszukać czegoś bardziej unikatowego? I, przede wszystkim, czy Tobie się te bransoletki podobają? ;)
    Pozdrawiam!

  52. Najbardziej stylową osobą jaką znam, jest osoba o której nikt by nie powiedział że jest w ten klasyczny sposób stylowa. Mój kolega wygląda jak wyciągnięty z magazynu o modzie dla czarnych raperów, jeśli takowy by zaistniał. Codziennie podziwiam inną z dwudziestu par sportowych butów, dobraną pod kolor bluzy i workowatych spodni, opuszczonych tak, by było widać majtki. Również stylowe, niski krok zobowiązuje. Przy okazji wiem jednak, że swoją garderobę ma skonstruowaną tak, że tysiące podobnych elementów łączy w określony sposób i tak tworzy swój wizerunek bez żadnego wysiłku. I mimo wszystko, jakkolwiek przereklamowanie to zabrzmi, myślę że to on nosi te ubrania, a nie ubrania noszą go – bo po prostu ma w sobie „to coś”.

  53. Komentarz Karoliny przypomniał mi podobną sytuację. Jako dziecko mama ubierała mnie do szkoły (podstawówka) w martensy, spódniczki w kratkę, sweterki, czesała w warkocze i różne inne rzeczy. Chciałam się ubierać w różowe dresy (tak!), adidasy ze świecącymi bokami i bluzki w misie. Zawsze wszyscy mi mówili, że wyglądam niesamowicie, ale jak się ma 10 lat to się tego nie rozumiało ani trochę. Po Twoim wpisie, doszłam do wniosku, że mega stylową osobą też jest moja Mama!
    Przeglądając zdjęcia z przed 25 lat i widząc co nosiła moja Mama, do dzisiaj z siostrą Jej wyrzucamy, że 'jak mogła wyrzucić te piękne sandałki z zamszu w kolorze musztardowym?!” albo baletki, albo odjechane legginsy i oldschoolowe adidasy. NIe możemy tego przeboleć. A warunki mieszkaniowe były takie, że jakby Mama chciała trzymać te wszystkie rzeczy to by nie starczyło miejsca dla nas. Dzisiaj moja Mama mimo, żę z racji pracy nosi się bardziej na sportowo, wygląda obłędnie. Mimo, że ma 55 lat, wygląda na max 40 (do 25 roku życia w ogóle się nie malowała, ale za to krem do rąk i do twarzy to była podstawa). Nosi martensy, ale nie zapomne jej z wakacji w prostej granatowej jedwabnej sukienki i do tego różówe skórzane baleriny! Potrafi niesamowicie dobrze dopasować kolory do swojej urody. Mi jeszcze daleko do tego rodzaju efektu.

  54. Widzę, że większość pisze o osobistych 'ikonach stylu’ jako o osobach, które genialnie wyglądają w jeansach i t-shircie. A ja np od razu pomyślałam o koleżance z liceum, która reprezentowała zupełnie inna tendencje – w sukience, tak eleganckiej, że ja sama czulabym się skrępowania w niej np na studniowce czy weselu, ona za to wyglądała zupełnie casualowo w normalnym dniu lekcji. To jest dopiero magia, żeby mieć taki niewymuszony, elegancki i przy tym niezwykle codzienny styl.

  55. Przegladam sobie i nie moge nie odpowiedziec, chociaz nie jest to najnowszy post. Sama ubieram sie bardzo prosto i minimalistycznie, tylko to do mnie pasuje, w sukience Vivien Westwood wygladalabym na przebrana, a nie ubrana.
    Ale zawsze sie buntuje, kiedy ktos mowi, ze tylko minimalizm, elegancka klasyka, prostota i tym podobne. Sa dziewczyny, ktorym to kompletnie nie pasuje do osobowosci i byloby gwaltem na charakterze wciskac je w kostiumiki, chocby byly uszyte z kaszmiru i prosto od Prady.
    Fascynuja mnie kobiety, ktore istnieja na pograniczu tych stylow. Na przyklad Tilda Swinton, ktora mowi, ze czesto ludzie na lotniskach na przyklad zwracaja sie do niej per „prosze pana”. To ma zapewne zwiazek z moim wzrostem, faktem ze nie nosze makijazu i czesto zakladam meskie garnitury mowila. Ale z drugiej strony – to wlasnie ona potrafi nosic najbardziej ekstrawaganckie suknie, suknie, ktore sa niemal rzezbami i zdecydowanie wykraczaja ponad podzialy. Kiedy obsadzono ja w roli Bialej Czarownicy duzo czasu spedzila z projektantka kostiumow, bo chciala uchwycic fakt, ze Biala CZarownica ubiera sie zupelnie inaczej niz ludzie mysla. Idzie sobie, patrzy na zamarzniety wodospad i mowi „O, z tego chce miec sukienke”. I rzeczywiscie czarownica ma taka sukienke a Tilda ja nosi jakby to bylo cos najzupelniej oczywistego przed sniadaniem zalozyc sobie sukienke z wodospadu. Ekstrawagancja do szescianu.
    Podobna byla Karen Blixen. Kiedy na swojej farmie w Afryce przyjmowala wizyte Ksiecia Walii wystapila w super eleganckiej sukni prosto z Paryza. Jak to ujeli krajowcy mieszkajacy na farmie – ona miala najpiekniejsza sukienke. Sprawilo to radosc ich sercom, to wciaz sprawia radosc ich sercom, kiedy o tym mysla. Bo na codzien, na farmie, na codzien Msabu, ubierasz sie po prostu okropnie…. No coz – jak mowila Blixen – nie moglam nie przyznac im racji. Na codzien na farmie ubieralam sie do pracy w stare, powyciagane, wygodne rzeczy, ktorych nie strach zniszczyc, bo juz sa zniszczone. A kiedy powrocila do Danii ubierala sie super wytwornie, z fantastyczna, wrecz teatralna przesada, ktora u innych kobiet sprawialaby zalosne wrazenie przebrania a u niej byla po prostu triumfem nad materia…

    1. Taaak, pogranicza są fascynujące! A Karen Blixen muszę nadrobić, kiedyś zaczęłam czytać Pożegnanie z Afryką, ale jakoś przestałam (chyba zgubiłam książkę:)).

  56. Jeśli chodzi o styl, mój własny stwierdzam z całą stanowczością że obecnie w wieku 31 lat wyglądam lepiej niż w minionych latach. Odeszłam od farbowania włosów na różne odcienie brązów, ostrej czerni. Postawiłam na naturalny wygląd, prostotę. Można to podciągnąć pod minimalizm, jednak słowo to przywołuje w mojej głowie raczej formy bardzo oszczędne, czy też wręcz surowe . Ja takich nie preferuję.
    Na co dzień jest to sweter z bawełny /koszula z jedwabiu plus dopasowane dżinsy i dobrze skrojona kurtka skórzana biker. Włosy proste lub z lekkimi falami. Wyrazisty makijaż oczu, neutralny ust lub na odwrót. Biżuteria to złote proste kolczyki koła i pierścionek z małym brylantem. Do tego mała skórzana torebka, pasek i ciekawe buty (nubukowe botki z clarks, snickersy które kupiłam jak jeszcze w Polsce mało kto o nich słyszał etc). Latem proste spódniczki, nadrabiające fakturą (laserowo wycięte wzory udające koronkę) i topy, t’shirty, koszule z jedwabiu, piękne sandały i mała torebka w stylu kopertówki (względy zdrowotne). Nie lubię nadmiaru biżuterii, sztucznych metalowych naszyjników tak obecnych u każdej blogerki, czy mijanej dziewczyny. Nie przepadam za falbankami, koronkami (chyba że w kompletach bielizny) solarium, sama jestem blada. Paznokcie maluję tylko na kolor ecru lub czerwony. Nazwałabym to casualową klasyką.
    Wiem że jeszcze długa droga przede mną. Staram się nosić klasycznie. Wciąż się uczę odpowiednich proporcji, fasonów. Wybieram to co mi odpowiada. Inspirują mnie ludzie, kolory, miasto, natura, pora roku, pogoda. Już nie biegam jak szalona po sieciówkach. Każdy zakup jest przemyślany.

  57. Dla mnie Włoszki, ich piękne włosy, niemalże zawsze rozpuszczone, błyszczące, zwykły t-shirt i jeansy, a obok tego zestawu jakiś extra dodatek, czy są to wyraziste okulary, podkreślające ich rysy twarzy, czy to torebka, zwykłe białe trampki i wyglądają bosko!! :)

  58. Małgosia Bochenek – twórczyni marki Boho. Niesamowity styl, konsekwencja, odwaga i silna spójnia każdego elementu szafy i chyba życia:) Oprócz tego studenci Instytutu Filozofii UW. Przychodziłam tam tylko przez rok ze względu na uczestnictwo w wykładzie ogólnouniwersyteckim i byłam pod wrażeniem tego, jak wszyscy tam mają taki wspólny mianownik dyskretnej nonszalancji, indywidualnej dla każdego z osobna. Byli zupełnie różni od innych studentów, pewnie to kwestia zainteresowania tą niebanalną materią.
    Podobnie jak dla wielu czytelniczek, moim wzorem stylu jest mama, która zawsze stawiała na minimalizm. Kombinowała z własnymi projekty realizowanymi początkowo przez babcię, potem przez nią samą, a teraz razem szalejemy na maszynie :) Po niej mam zamiłowanie do prostych konkretnych skórzanych pasków i porządnych butów. Oprócz tego kapelusz jest stałym elementem mojego stroju, już od początku liceum :)

  59. Były wpisy o tatusiach :-)

    Mój tata to minimalista. Myślę, że on nawet o tym nie wie.
    Zawsze uważałyśmy z mamą, że tata wygląda najlepiej ze wszystkich mężczyzn wokół :-)

    Nosi zawsze ciemne spodnie (zazwyczaj czarne) i białe klasyczne koszule z kołnierzem.
    Jako dziecko czasem ukradkiem otwierałam jego szafę ubraniową i z zaciekawieniem przyglądałam się zawartości, bo było tam inaczej niż u pozostałych członków rodziny: prawie pusto!
    Ojciec ma naprawdę niewiele ubrań:
    – trzy białe koszule: jedna na sobie, jedna wyprana i jedna nowa nierozpakowana (!) czekająca aż któraś z pozostałych dwóch się zużyje
    – dwie pary spodni
    – dwie pary sznurowanych czarnych butów
    – jedna kurtka zimowa
    – jedna kurtka letnia
    – dwa ciemne swetry (zimą ojciec je nosi na koszulę)
    – czapka typu kaszkiet i rękawiczki (szalika nie nosi wcale)
    I tyle. Acha – zapomniałabym – jeden garnitur na specjalne okazje. Całe lata ten sam bo tata dba o linię. Dopiero z okazji mojego ślubu wyrzucił stary i kupił nowy :-)
    Do tego zawsze starannie przystrzyżona broda.

    Teraz to już starszy pan około 70-ki, ale nadal wygląda świetnie. Słowa które mi się nasuwają to: schludnie, porządnie i z klasą.

  60. Mam dwie takie osoby – moja młodsza siostra oraz koleżanka mojej mamy, która jak to kolokwialnie moja mama mówi „jakąś szmatę nawinie na głowę, a i tak wygląda jak gwiazda”, a moja siostra nie ważne co wyciągnie z szafy to i tak dobrze wygląda :P najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że dużą część rzeczy ma po mnie, w spadku. Natomiast ja lubię się trzymać prostoty i klasyki. Mam swoje ulubione kolory, fasony. Naprawdę nie potrzebuję dużo ubrań i obiektywnie patrząc mam niewielką liczbę ubrań starannie dobranych do siebie :) myślę, że to kwestia „czucia” ubrania ja sama gdy mam na sobie zwykły t-shirt, czarne rurki, ciężkie buty, ramoneskę oraz złote dodatki czuję się jak milion dolarów i ludzie prawią mi komplementy. Właśnie przez tą pewność siebie i aurę, którą wtedy roztaczam :D myślę, że o to w tym wszystkim chodzi. Pozdrawiam :)

  61. Dla mnie Kasia Sokołowska zawsze wygląda przepięknie, po prostu uwielbiam na nią patrzeć! Ma swój styl, w którym widać, że czuje się pewnie i wygląda dzięki temu fantastycznie. Do tego zawsze miła i uśmiechnięta :) Poza tym nikt konkretny nie przychodzi mi na myśl – też raczej skupiam się na przypadkowo obserwowanych osobach na co dzień. Najbardziej zapadła mi w pamięć także wizyta w Paryżu i to jak nie mogłam oderwać oczu od mężczyzn na ulicy :) większość wyglądała naprawdę stylowo, po prostu cudownie! Żałowałam, że na ulicach w Polsce tak rzadko spotykam tak dobrze ubranych i zadbanych facetów :) pamiętam też stamtąd starszą Panią, która zaczepiła mnie w sklepie i pochwaliła mój płaszczyk – strasznie to było miłe i budujące, bo sama wyglądała przepięknie + miało to miejsce w światowej stolicy mody :) do dzisiaj mam ten płaszcz i wciąż go uwielbiam :)

  62. Czytając komentarze przyznaję, że rzeczywiście coś jest w tych koleżankach z roku i wykładowczyniach. Jedną najbardziej stylowych kobiet, jakie znam, jest lokalna artystka, nauczycielka plastyki. Kobieta po 50-tce, ale młoda ciałem i duchem. Nawet na zakupach w supermarkecie wyróżnia się tłumu nonszalancko założoną koszulą i szminką w kolorze czerwonego wina. Podobne skojarzenia mam wspominając koleżankę ze studiów. Zawsze ubrana z klasą i tak też się zachowująca, nieco powściągliwa, spokojna, z wyważonym, choć serdecznym uśmiechem i łagodnym spojrzeniem. Do dziś pamiętam ją wchodzącą po schodach w długim zimowym kożuszku i butach za kolano o idealnym fasonie. Nosiła te ubrania z wielką lekkością, jakby płynęły razem z nią. Dlatego jedną z tajemnic „bycia stylowym” jest wg mnie umiejętność noszenia ubrań, porzucenia strachu, że tu ubrudzę, a tam pogniotę. Myślę, że ten strach po prostu widać, tak samo jak każde nadmierne staranie się (o stylizację, makijaż, fryzurę itd.); obserwator dostrzega pewien dystans między ubraniem a właścicielem. Nie odczułam tego dystansu obserwując np. Włochów. Często w ubraniach prostych, ale świetnie skrojonych, czarnych, jednak nie nudnych. Prosta fryzura, duże okulary słoneczne, ewentualnie szminka – voila!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.