Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Jakość a budżet

quality

W swoich wpisach często mówię o jakości ubrań i o tym, jak duża ma ona znaczenie. Niestety, to jedno z tych „słów-kluczy”, które używane jest wszędzie i w każdych okolicznościach, od blogów, przez magazyny, po informacje prasowe marek i jego znaczenie trochę się rozmywa. Chciałabym więc dzisiaj pozbierać swoje przemyślenia na temat jakości i budżetu.

O czym mówię, kiedy mówię o jakości

Na początek moja robocza definicja pojęcia. Kiedy mówię, że przy zakupach kieruję się jakością ubrań, znaczy to że zależy mi na tym, żeby ubranie dobrze mi służyło. Ma tu znaczenie po pierwsze komfort noszenia, czyli to czy materiał jest przyjemny, czy sukienka się nie elektryzuje i nie klei do ciała, czy sweter nie drapie a buty nie przypominają imadeł. Moja wiedza o materiałach jest dość mizerna i bardzo chce się podszkolić, zamówiłam już więc odpowiednie lektury i wypytuję ekspertów w rozmaitych dziedzinach – więcej o tym niebawem. Okazuje się, że sprawa wcale nie jest taka oczywista i sama naturalność materiału wcale nam jeszcze komfortu noszenia nie gwarantuje. Na pewno dużo możemy zdziałać po prostu oglądając dokładnie daną rzecz, nawet okiem laika. Jeżeli coś pruje się lub odpada już w sklepie, zdecydowanie nie jest to dobry znak.

Na jakość noszenia składa się też tzw. annoyance factor, czyli to wszystko, co nam w danym ubraniu przeszkadza, ale postanawiamy to „dla dobra sprawy” zignorować i pomaszerować do kasy. Wybrzuszający się suwak w sukience, drapiący kołnierz żakietu czy dziwacznie wszyte kieszenie płaszcza prędzej czy później powodowały, że takie ubrania lądowały u mnie na dnie szafy, gorzej, udawało im się przetrwać większość czystek, bo wpadały do absolutnie najgorszej kategorii „nie wiem co z tym zrobić”. Teraz udaje mi się ich unikać i staram się, żeby posiadane przeze mnie przedmioty czyniły moje życie prostszym, zamiast je utrudniać.

Tu warto też wspomnieć o tym, co dzieje się już po zakupie ubrania. O ile wybranie się z płaszczem do pralni raz czy dwa na sezon nie jest dla mnie problemem, o tyle konieczność noszenia bluzki do czyszczenia po każdym założeniu sprawi, że prędzej czy później rzucę ją w kąt. Mam sukienkę, spodnie i koszulę z jedwabiu, które teoretycznie nadają się wyłącznie do czyszczenia w pralni, ale mam w planie przeprowadzenie prób wyprania ich w domu, z użyciem delikatnego programu w pralce albo magicznych sztuczek. Są jednak takie ubrania, których po prostu nie da się wyprać inaczej niż chemicznie i tych staram się unikać, przynajmniej w przypadku bluzek czy koszul.

Ponieważ staram się kupować takie ubrania, o których wiem że mi się szybko nie znudzą, i tym samym ograniczać ilość konsumowanych szmat, chcę żeby rzeczy, które kupuję, długo mi służyły. Tylko jak to poznać w sklepie? Przypomniał mi się proces kupowania mojej brązowej torby z kieszeniami na targu w marokańskim mieście Fes. Sprzedawca, starszy pan w tradycyjnej djelabie, udzielił mi słownej gwarancji na 50 lat – podkreślał, że jeżeli torba rozpadnie się wcześniej, mam pełne prawo wrócić i żądać zwrotu pieniędzy. Bardzo mnie to wtedy rozśmieszyło, ale pomyślcie, czy nie byłoby wspaniale, gdyby na metkach obok ceny był dopisek „przewidywany okres przetrwania: xxx” lub „rozpadnę się dopiero po takiej a takiej ilości prań”? Torba, notabene, ma się świetnie.

Jakość zwykle kosztuje (zwykle=z wyjątkiem second handów), niemożliwym jest wyprodukowanie dobrego jakościowo ubrania w nie-niewolniczych warunkach za śmiesznie niską cenę. Jednak w drugą stronę nie jest już tak prosto, od dłuższego czasu ani cena, ani bardzo znana metka nie jest już gwarancją jakości – zainteresowanych tym tematem odsyłam do książki „Dlaczego luksus stracił blask” Dany Thomas, poruszę go także w dojrzewającym właśnie poście o luksusie. Dzisiaj chciałabym skupić się na nieco innym aspekcie stosunku jakości do ceny produktu.

Jakość a cena

Czytając blogi minimalistów albo polecaną przez nich często książkę Dominique Loreau „Sztuka prostoty”, moim zdaniem nieco pretensjonalną, można czasem dojść do wniosku, że posiadanie niewielu rzeczy to (co za paradoks!) rozrywka dla bogatych. Dywan tylko jeden, ale perski, jedna torebka, ale od Hermesa – w końcu to jest jakość! Też przez (krótką na szczęście) chwilę dryfowałam w stronę takiego myślenia, teraz stawiam raczej na rzeczy „wystarczająco dobre w danym momencie”. Torebka jest ładna, funkcjonalna i w miarę możliwości z zaufanego źrodła? Super, będzie mi się ją nosiło tak samo dobrze jak trzy razy droższy odpowiednik popularnej marki z dość przewrotnej kategorii „luksus dla mas”. I nie chodzi tu o pójście na kompromis, ale o nieużywanie slow fashion jako wymówki do popadania w długi.

Nie lubię kupować rzeczy, na które ewidentnie mnie nie stać. Takich, dla których musiałabym ponieść spore wyrzeczenia typu rezygnacja z wyjazdu albo decydowanie się na zlecenie/współpracę na blogu, na które normalnie bym się nie zdecydowała. Suma stresów, które taki zakup powoduje, w ogóle nie jest dla mnie warta samego faktu posiadania tej rzeczy. Dla przykładu: o ile bez większych rozterek kupuję kurtkę z Simple czy buty z Kazara, o tyle torebka a najnowszej kolekcji Prady jest już na tyle poza moim „poczuciem zakupowego bezpieczeństwa”, że nawet jeżeli wydałabym na nią część swoich oszczędności, to myśli kupić/nie kupić/a co jak będę żałować zawracałyby mi głowę na tyle, że przyjemność z jej noszenia miałabym mocno umiarkowaną.

Jakość rzecz względna

Trudno jest mówić o wzorcu dobrej jakości, bo choć w przypadku niektórych elementów garderoby utarło się kilka punktów odniesienia (baleriny Repetto, swetry Pringle of Scotland), to jest to sprawa niezwykle subiektywna i zależy od naszych doświadczeń. Moje ubrania odpowiadają mi pod względem jakości, ale na drugiej szali mam kupowane bezrefleksyjnie szmatki z sieciówek, które przez długie lata rezydowały w mojej szafie. Z kolei osoba szyjąca sobie ubrania na miarę i nosząca buty od najlepszych szewców pewnie miałaby do nich sporo zastrzeżeń.

Na pewno szybko przyzwyczajamy się do dobrego. Znajomi się ze mnie śmieją, że strasznie mnie ta slow filozofia rozpieściła, jak już wejdę do którejś z tańszych sieciówek, to zwykle po chwili wychodzę, pomstując pod nosem na plastikowe buty i zmechacone szaliki. Być może za jakiś czas, wraz ze wzrostem wiedzy i budżetu, będę miała podobny stosunek do ubrań, które noszę teraz.

Ktoś mógłby pomyśleć – snobizm! Problemy pierwszego świata! Nic bardziej mylnego. Wybieranie najlepszej jakości, na jaką tylko nas stać, o ile tylko odbywa się kosztem ilości, jest jednym z niewielu skutecznych sposobów na etyczne i ekologiczne problemy spowodowane przez szybką modę. Do tego taka zmiana myślenia ma zbawienny wpływ na nasz poziom zadowolenia z własnej szafy, nie znam nikogo kto po jakościowym praniu mózgu i wypróbowaniu slow fashion w praktyce wróciłby do poprzedniej opcji.

 


 

Jak to wygląda u Was? Faktycznie ma dla Was znaczenie jakość kupowanych ubrań? I czym ta jakość dla Was właściwie jest?

PS Mała prasówka – o jakości ciekawie pisali też Mr. Vintage i autorka bloga Minimal Plan (1,2,3)

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

120 thoughts on “Jakość a budżet”

  1. Powinnaś pisać felietony dla jakiegoś dobrego magazynu, jak bum cyk cyk.
    Jeśli zaś chodzi o jakość – już od paru lat dostaję wysypki w sieciówkach, które za poliestrowe bluzki czy krzywo uszyte dżinsy liczą sobie jak za zboże. Kupując takie produkty czułabym się nabita w butelkę. Najlepsze jest jednak to, że 'uczę’ mojego chłopa rozsądnego podejścia do zakupów i widzę, że złapał bakcyla. I to się nazywa satysfakcja :)

  2. Mnie może nie slow fashion rozpieściło (chociaż ostatnio zaczynam przechodzić na Twoją stronę mocy w tej kwestii ;)), ale zakupy w secondhand’ach właśnie. Trochę może z powodów finansowych, trochę z powodów potrzeby niewyglądania tak jak wszyscy, jakieś 80% mojej szafy to łupy z sh.
    Po wejściu do sieciówki mam ten sam odruch co Ty: pomstuję na jakość, która w ogóle nie odpowiada cenie. Jak widzę bluzki za 99zł, które się prawie w rękach rozpadają to odpuszczam i wolę kupić sobie koszulę vintage za 10 zł, pewnie starszą ode mnie, ale unikatową i wiem, że przetrwa niejedno :)
    Chociaż nie przeczę, gdyby tylko studencki budżet pozwolił, z przyjemnością bym sobie kupiła nowe rzeczy, ale świetnej jakości ;D
    Wpis jak zawsze super, zawsze czekam na nowe. Pozdrawiam :)

    1. hehehe zawsze mnie smiesza te frazesy: uwielbiam sh bo lubie wygladac oryginalnie. nosz kurcze, a w sh to ciuchy niby skad sa jak nie z tych nienawidzonych przez wszystkich sieciowek?:D tyle, ze sa to zeszle kolekcje ale to wciaz sh. nie wszystkie wiadomo ale znaczna wiekszosc.

  3. Podoba mi się to, że poza tym, że poruszasz ciekawe, interesujące mnie tematy, przyjemność sprawia mi samo czytanie Twoich tekstów. Jest w nich jakaś taka nieudawana pewność siebie i szczerość wobec czytelnika. Fajna sprawa.

  4. Dopiero od kiedy zaczęłam szyć zrozumiałam, że zasługuję na dobrej jakości ubrania. Pewnie dlatego, że zaczęłam większą wagę przywiązywać do kwestii tkaniny czy sposobu konstrukcji odzieży vs. cena, za jaką mogę to kupić/uszyć.

    To nawet nie chodzi o to, czy na jakość nas stać. Zasługujemy na nią, więc warto się trochę za nią pouganiać ;)

  5. hmmm… dobrze prawisz!

    mi gust ciągle się zmienia. co chwilę podoba mi się co innego. buszuję po sh i wyszukuję fajne ciuchy. sieciówki odwiedzam coraz rzadziej. nie zwracam wielkiej uwagi na jakość. mam dużo ciuchów, a kiedy przestaję je nosić – oddaję kuzynce lub potrzebującym albo sprzedaję. ostatnio postanowiłam kupować mniej – mały kryzys finansowy.
    dodam tylko, że jako 15-latka za wszystkie swoje ciuchy płacę sama. czasami, kiedy potrzebuję lepszych butów/spodni/bluzki mama lub tata zapłacą. ale to zdarza się bardzo rzadko.
    myślę, że Twój sposób na organizację szafy jest naprawdę przemyślany i w praktyce sprawdza się świetnie, ale na razie u mnie nie sprawdzi się dobrze, chociaż małymi kroczkami skłaniam się ku Twoim sposobom. :)

    1. A to prawda, jak miałam 15 lat to też chciałam próbować różnych rzeczy, to bardzo fajna rzecz jest! Jak się nie będzie próbować, to trudno dojść do tego co się naprawdę lubi. A sh są super. No i szacun, że sama płacisz za swoje ubraniowe wydatki, mnie to trochę dłużej zajęło:)

  6. Mam trochę kłopot z tym, co napisałaś o butach i torebkach. Prawdę mówiąc, czuję się zapędzona w kozi róg. Z jednej strony skóra – ciężka i ze zwierzątka. Z drugiej strony plastik – rozkłada się wieczność, a jego produkcja potwornie zanieczyszcza środowisko i pochłania nieodnawialne zasoby naturalne. Trzeciego wyjścia nie widzę, bo o ile mogę nosić bawełniany worek na plaży, to ubrania poza tym sezonem zupełnie nie grają z takimi rzeczami.

    W efekcie, krakowskim targiem, kupuję skórzane buty i plastikowe torebki. Prawie jak zakład Pascala ;-)

    1. Nie dziwię się – dla mnie ciężkość skóry nie ma większego znaczenia, o ile nie jest to wielka walizka, skóra zwierzęca też mi nie przeszkadza, ale też miałabym spory problem w Twojej sytuacji. Zawsze mnie swoją drogą intrygowało, co noszą jesienią/zimą osoby bardzo proekologicznie nastawione, a przy tym rezygnujące z wyrobów odzwierzęcych. Zakład Pascala – :D

      1. może nie jestem aż taka proekologiczna ;) ale się wypowiem. nie noszę skóry ze względów etycznych. nie określałabym w ogóle wyboru pomiędzy prawdziwą a sztuczną skórą mianem „ekologicznego” bo produkcja obu nie jest ekologiczna. nie ma też sensu porównywanie sposobów produkcji, który gorszy, bo oba mocno zanieczyszczają środowisko. niektórzy(czasem nawet wegetarianie noszący skórę) podają tez argument, że skóra jest produktem ubocznym uboju, który był, jest i będzie więc „szkoda żeby się zmarnowało”. to akurat mylne przekonanie http://zeszytyprawzwierzat.org.pl/skora-nie-jest-produktem-ubocznym-przemyslu-miesnego/

        zimą/jesienią noszę tanie (do 200zł) nieskórzane buty z sieciówek. półbuty noszone z dużą częstotliwością prawie cały rok (powiedzmy od marca do listopada a nawet grudnia jesli jest ciepło) przeżywają ok 1,5 roku -2 lata. nie jest to dużo, ale gdy jeszcze nosiłam skórę to buty w podobnych kategoriach cenowych wytrzymywały tyle samo. na droższe buty, które, jak mniemam, wytrzymały by dłużej, niestety mnie nie stać. a gdyby było, to i tak wybrałabym wegańskie odpowiedniki, np firmy novacas, która w dodatku jest przyjazna środowisku.
        jesli chodzi o torebki to zazwyczaj szukam czegoś na pakamerze czy decobazaarze też ze sztucznej skóry czy alkantary (fajny i trwały materiał zamszopodobny). jakimś tam zawsze wyjściem są skórzane rzeczy z drugiej ręki ale mnie osobiście skróra tez nie pasuje pod względem zapachowym ;)

        1. zdanie ” czasem nawet wegetraianie noszacy skore” —-co ma wegetraianizm z noszeniem skory . wegetarianizm jest po prosty zdrowy i np. dlatego ja jestem wegeratianka , a nie dlatego ze zabijaja zwierzatka …ehhh

          1. Monika, ale jest mnóstwo wegetarian kierujących się względami etycznymi, bezdyskusyjnie. Dyskusyjny z kolei jest fakt czy taka dieta jest zdrowa – wystarczy poczytać kompletnie odwrotną teorię zwolenników paleo, nie jest to więc tak zupełnie „po prostu” i głosy ekspertów są podzielone. To taka dygresja, bo nie dieta jest tematem naszej dyskusji:)

  7. Obecnie nie stać mnie na jakość, wiem, że to źle zabrzmi. I mogę dostać milion kontrargumentów za tym, że gdybym nie kupowała tanich rzeczy w końcu byłoby mnie stać na dobrą porządną jakościowo rzecz. I chciałabym, ale są rzeczy, których potrzebuję teraz- już, bo coś się stało z rzeczą, której używałam aktualnie.
    Weźmy przykład torebki, model, który by mi odpowiadał i był wyprodukowany w etycznych warunkach itd przy obecnym stanie byłby dla mnie do osiągnięcia za pół roku, co przez ten czas? Mam nosić rzeczy w siatce foliowej? I chciałabym wierzyć, że potem ta torebka mi starczy na długo, ale nie wiem jak niezniszczalna musiałaby być żeby przetrwać kilka lat przy moim użytkowaniu (nie kupuję często, ale wychodzi mniej więcej jedna na rok, ale przekładając cenę na okres użytkowania wychodzi, że ta dobra jakościowo powinna służyć mi około 6-7 lat ).
    Jednak z drugiej strony zależy mi na jakości, a może bardziej komforcie, że wiem, że dana rzecz przetrwa. I jeśli chcę coś porządnego to planuję ten wydatek. Wiem, że w klejonych butach nie przechodzę nawet sezonu, a porządne buty noszę już czwarty rok i oprócz wymiany fleków nic im nie potrzeba.

    1. Rozumiem i dlatego też tak bardzo doceniam sh, tylko one mają tę wadę, że potrzeba naprawdę sporo czasu, by akurat to, czego szukamy, w nich znaleźć, na pewno nie są więc rozwiązaniem idealnym.

  8. Ja mam taki nawyk, że jak chodzę po sklepach i np. spodoba mi się jakieś ubranie, to je łapię – jeśli materiał w dotyku jest niemiły, wydaje się totalnie sztuczny, nieprzyjemny albo po prostu szmaciany, to choćby rzecz była naprawdę ładna, nie kupię jej.
    Jakiś czas temu przestałam ufać niektórym markom czy firmom i wiem, że wysoka cena wcale nie oznacza wysokiej jakości. Czasami jednak wolę kupić coś tańszego, a ciut gorszej jakości, co np. wiem, że w ciągu roku się rozpadnie (buty), ale wtedy kupię sobie nowe, znowu tanie. To trochę takie błędne koło i myślę, że ma swoje plusy i minusy (pasuje osobom, które non stop szukają swojego stylu, są niezdecydowane lub ewent. nudzą im się ich ubrania dość szybko).

  9. Uwielbiam czytać Twoje posty, które nie tylko są mądre, ale i dobrze napisane i przyjemnie się je czyta, jednak jeśli przychodzi do kwestii slow fashion i zakupów „za rozsądne pieniądze”. Wszystko brzmi pięknie i fajnie, ale jeśli ktoś ubrania z sieciówek kupuje z przecen, bo nie stać, by za zwykły t-shirt płacić 70zl, to, poza wspomnianym wyjątkiem – second-handem, nie ma co liczyć na zakupy poparte jakością ubrań, bo cena niestety przekracza możliwości. Teoretycznie ubrania porządnie uszyte wytrwają dłużej, niby tak, ale bluzki z sieciówek również są w stanie przetrwać kilka lat. Więc choć niedoskonała jakość (eufemistycznie mówiąc) i nieetyczność związana z tanią siłą roboczą itd, to jednak nie każdy może tak po prostu stać się zwolennikiem „slow fashion”, mimo wszystko.

    1. Racja, przy większym budżecie jest to zdecydowanie łatwiejsze, ale mam wrażenie że ogólny mechanizm myślenia, że lepiej mniej a lepszej jakości można stosować też przy mniejszych wydatkach na zakupy. Nie mówię absolutnie, że jest tak w każdym wypadku, ale często słyszę że kogoś nie stać na to czy na tamto (najczęściej są to podróże), a tymczasem pieniądze wyciekają jakimiś niby małymi, zupełnie niepotrzebnymi wydatkami.

  10. Osobiście piorę jedwab w domu, zawsze ręcznie, w środku do prania delikatnego, nie trąc a ugniatając, i, obowiązkowo, nie płuczę go w płynie do płukania, a w roztworze octu. Wszystkie jedwabne rzeczy mają się świetnie, a było to dla mnie bardzo ważne, gdyż konieczność prania chemicznego codziennych rzeczy, jest rownież dla mnie faktorem wybitnie dyskwalifikującym.

    1. ja piorę jedwabną sukienkę z simple w pralce i nic się z nią nie dzieje. tak samo żakiety, które noszę bardzo często i które według metki powinny być czyszczone chemicznie, wrzucam do pralki i jest ok – mój ulubiony żakiet z vero mody od początku był prany w pralce, mam go już ok. 4 lat i cały czas wygląda jak powinien:) ale za to jak ostatnio moja mama usłyszała ode mnie, że nie mogłam założyć jeszcze marynarki, którą mi kupiła, bo jeszcze nie wyschła po praniu, to się na mnie popatrzyła jak na wariatkę, ale ja naprawdę tak robię i ubrania wyglądają dobrze:)

      a co do samego tematu postu, dla mnie jakość = czas służenia danej części garderoby, jak prezentuje się ona po latach, czyli coś, co bardzo ciężko jest stwierdzić w sklepie. z reguły jednak wychodzi mi to całkiem nieźle, na dotyk i oko, dlatego też, o ile buty czy torebkę mogę bez problemu zamówić przez internet, to po ubrania zawsze wybieram się osobiście. nno i robię zakupy w sieciówkach, przeważnie na wyprzedażach i rzadko kiedy nie zadowala mnie stosunek jakości do ceny – trzeba tylko umiejętnie wybrać;)

      1. ja nawet plaszcze zimowe welniane piore recznie, bo pranie chemiczne, to nie pranie dla mnie. potrzebuje miec swiadomosc, ze ubranie mialo kontakt z woda, ze ladnie pachnie i sobie wyschlo na powietrzu.

  11. Dla mnie jakość jest bardzo ważna. I to właśnie w takim szerokim spectrum, o którym piszesz.
    Jeśli już kupuję jakiś element garderoby, chcę aby był porządny – wykonany z dobrego materiału, który nie straci swej pierwotnej formy po kilku praniach. Muszę czuć się w nim dobrze, przytulnie. Nie znoszę gryzących dzianin – dlatego nie kochamy się z czystą żywą wełną, ani nawet moherem – choć dla wielu są synonimem jakości.
    Lubię gdy widać, że przedmiot, czy ubranie są dobrze wykończone – według mnie jeśli producent zwraca uwagę na detale, to przypuszczam, że całościowo wszystko także jest na wysokim poziomie. Rzeczy świetne jakościowo nawet starzeją się z godnością – patyna przetarć i przebarwień na porządnej torbie czy dżinsach jest kolejnym atutem, jaki serwują nam nasze wysłużone, ulubione rzeczy.
    Pamiętam pewien stary film, w którym bohater jest za granicą i ma kupić spodnie. Ktoś go instruuje, jak powinien to zrobić, aby wybrać te najlepszej jakości. Ważne, aby nie były szyte na początku tygodnia (pracownicy trzeźwieją po sobocie i niedzieli), ani pod jego koniec (już myślą o tym, co ich czeka w weekend) – najlepiej więc kupić spodnie szyte w środę, ale… nici, którymi zostały uszyte też powinny być ze środy, tak jak i materiał powinien być wtedy zrobiony na tkalni :)
    Ach, i jeszcze jedno – od kilku lat moja garderoba w 90% pochodzi tylko z second-handów – wiem, że nie spotka mnie już z jej strony żadna niespodzianka.

  12. Nie wmówisz mi, że kupowanie butów, kurtek i torebek ze skóry ekologicznej, czyli rzeczy wq Ciebie wpasowujących się w filozofię slow fashion, jest ekologiczne. Odpuszczę juź aspekt mordowania zwierząt (w ogromnej większości skóry na ubrania nie są resztlami pochodzącymi z przemysłu mięsnego – odsyłam do Zeszytów Praw Zwierząt), ale nie mogę nie zwrócić uwagi na fakt, że produkcja ubrań i dodatków ze skóry naturalnej wpływa na nasze środowisko sto razy gorzej niż produkcja eko-skóry; tutaj polecam książkę „Etyka w modzie” M. Płonki. Do zostanowienia, moi drodzy. Pozdrawiam.

    1. Mówisz o skórze naturalnej, tak? Na pewno nie jest idealna, jeżeli chodzi o produkcję (pomijam sytuację, gdy ktoś ze względu na przekonania w ogóle nie nosi skór, nie je mięsa itp.), ale tu z kolei i tak w moim odczuciu wygrywa z nienaturalnymi tworzywami, zwłaszcza pod względem tego, co dzieje się po pozbyciu się niechcianej rzeczy – tu też coś polecę 'The Die For” Lucy Siegle.

      Kluczowy jest też fakt, że bez dwóch zdań wytrzyma więcej niż imitacja skóry, a jeżeli ktoś faktycznie nie szaleje na zakupach, ale trzyma się „minimalistycznego” podejścia, to więcej sensu ma kupowanie skórzanych torebek czy butów i noszenie ich dłużej niż tych plastikowych i wymienianie ich często, bo się rozpadają. No i ostatnia rzecz – skóra naturalna wygląda sto razy porządniej i daje mi poczucie, że moja torebka czy buty są solidne, dobrze wyglądają, dobrze się w nich czuję – nie spotkałam jeszcze imitacji, która spełniałaby te warunki.

      1. Co do jakości skórzanych torebek jak najbardziej się zgadzam. Cały czas zadziwia mnie stan dwóch które posiadam. Pierwsza – znaleziona na strychu kilka lat temu listonoszka – okazało się, ze mamy jeszcze z czasów panieńskich, więc może mieć ok 30 lat wygląda bardzo dobrze – taki typowy lekko podniszczony vintage ;) Druga, jeszcze większe cudo – wygląda jak nowa – po babci z jej młodych lat! Nawet nie chcę liczyć ile może mieć lat.
        Wydaje mi się, że takie rzeczy „w spadku” to kolejny ważny aspekt omawianego tu eko-tematu.

    2. m, a możesz coś więcej na ten temat napisać?

      ja zawsze myślałam, że 'plastikowe’ torebki rozkładają się miliony lat, a służą nam rok czasu, góra dwa. skóra z kolei nie dość, że jest naturalna, to jeszcze trwała – sama mam dwie kopertówki po mojej mamie, które są starsze ode mnie, a sama mam ponad 25 lat. tak samo na studiach nosiłam skórzaną teczkę, z której korzystał mój ojciec w czasie swoich studiów. a po torebkach z ekoskóry, które sama kupiłam dawno już nie ma u mnie w domu śladu, bo zmieniły miejsce zamieszkania na wysypisko:/

  13. Uważam, że do filozofii „slow fashion” trzeba dorosnąć. Jak się ma naście lat, to zależy nam na tym, aby mieć wszystko zgodne z trendami i w jak największej liczbie, aby na każdej imprezie i każdego dnia w szkole wyglądać inaczej. Budżet młodej osoby jest jednak zwykle dość ograniczony, dlatego decydują się na kupowanie ubrań gorszej jakości.

    Jak dosyć mocno minie się dwudzieste urodziny, ma się odrobinę grubszy portfel, to sposób myślenia się zmienia. Zależy nam na rzeczach lepszej jakości, bo lepiej wyglądają. Rzadziej podążamy za tym, co aktualnie niby jest modnie. Mamy też zwykle mniej czasu na zajmowanie się ciuchami. Chcemy wejść wejść do sklepu, kupić dobrą rzecz i wrócić do domu. Maratony po sklepach przestają być przyjemnością.

    Ostatnio zdecydowałam się kupić pierwszą skórzaną torebkę. Kosztowała tyle, co trzy poprzednie, ale warto było. Pasuje mi prawie do wszystkie i mam nadzieję, że długo będzie służyć, bo na pewno mi się nie znudzi. Cieszę się też z faktu, ze na długi czas mam z głowy chodzenie po sklepach i szukanie kolejnej.

    1. Myślę bardzo podobnie, zresztą na własnej skórze to przerobiłam wynosząc naręcza tanich, modnych szmatek z sieciówek. Teraz, w okolicach 30tki marzy mi się niewielka szafa wypełniona rzeczami które lubię nosić, pasującymi do siebie, dobrej jakości…

        1. Moja mama też. Sprawa jest prosta – w czasach młodości nie mogła sobie pozwolić na ładne ubrania, bo takich nie było. Teraz nie może sobie pozwolić na dużo ładnych i dobrej jakości, więc kupuje sieciówkowe albo bazarkowe 'byle co’. Ale ma pełną szafę, kolorowe ubrania, które zakłada z radością. Na pewno większą, niż radość z dobrej jakości.

  14. Bardzo dobry tekst, jednak nie zgadzam się co do jednego, że posiadanie niewielkiej ilości rzeczy to rozrywka dla bogaczy. Cóż, oni właśnie wręcz nie mogą sobie na to pozwolić – mam na myśli głównie te bardzo znane i majętne osoby. Bo przecież co impreza, spotkanie lub premiera to musi być zupełnie nowa stylizacja i to taka, którą będziemy długo pamiętać. Do tego dochodzi kolekcjonerstwo dzieł sztuki i innych ale to już odmienna kwestia. Ja natomiast staram się za wszelką cenę nie kupować rzeczy „made in china” (serio) i raczej sięgam po rzeczy polskich projektantów (Showroom) choć często muszę sobie miesiąc czy dwa odkładać pieniądze. Rzeczy mam stosunkowo mało ale za to takich, które na prawdę lubię. A powiem Wam jeszcze, że ja pamiętam Zarę z przed około 10 lat – to była wtedy zupełnie inna jakość i zupełnie inna bajka. Pozdrawiam :)

    1. Zgadzam się zdecydowanie co do jakości w sieciówkach kiedyś/teraz, pisał zresztą o tym Mr.Vintage w podlinkowanym tekście. Co do majętności i premier czy imprez, to myślę że po pierwsze, niewielki odsetek bogatych ludzi jest celebrytami i po drugie, ci naprawdę majętni patrzą na większość celebrytów jak na małe płotki:) A branża luksusowa, pomijając nasycające się powoli nowe rynki jak Europa Wschodnia czy Azja, idzie coraz bardziej w stronę mniejszej oczywistości, stawiania na emocje, przeżycia itp.

  15. Ja jestem na etapie „po pozbyciu się 70% zawartości szafy” i aktualnie obmyślam, czym zapełnić wolne miejsce. Zależy mi, żeby było to z sensem, więc kwestia jakości ubrań i dodatków pojawia się naturalnie… Póki co, od jakiś 3 miesiecy, właściwie nic nie kupiłam, bo siedzę i myślę. Do szafy trafiła „jedynie” spódnica szyta na miarę w latach 70tych od mojej babci i prawie 60letni zegarek mojego dziadka… Obie rzeczy traktuje z namaszczeniem, no i widzę, że nie przystają one jakościowo do tego co spotykam „tu i teraz”. Jeśli chodzi o rzeczy nowe to zgadzam się, że metka nie gwarantuje jakości, trzeba patrzeć, patrzeć, patrzeć. Ostatnio prawie kupiłam męski, czarny kardigan w Jackpocie za 250 pln – wewnątrz wyłaziły z niego nitki na szwach… Z drugiej strony na rzeczy z tzw. wysokiej półki (póki co mam nadzieję) mnie nie stać… Można szukać u młodych projektantów albo w małych polskich firmach, myślę, że często jakość trzyma się kupy, tylko czasem cena nie dotrzymuje kroku… Aha, ten annoyance factor – dla mnie zdecydowanie rzecz kluczowa, nie wspomnę ilości ubrań które, choć piękne i bardzo mi się przecież podobały, latami zalegały w szafie nienoszone… Teraz już wiem dlaczego:)

  16. A właśnie sobie zajrzałam do Ciebie z zamiarem poszperania w archiwum i odnalezienia czegoś w temacie „slow fashion w praktyce”. Teorię mam opanowaną, czystkę w szafie zrobioną dawno temu, i jestem (od dłuższego czasu) na etapie wcielania teorii w życie. Idzie opornie, pomału, ale do przodu;)

    Generalnie myślę chyba podobnie do Ciebie. Staram się kupować rzeczy najlepszej jakości w cenie, na którą mnie stać. Cóż mi po sukience za pół pensji, nawet jeśli będzie wspaniała, jeśli będzie dla mnie tak cenna, że w ogóle jej nie będę nosić…
    A czym jest dla mnie jakość? Cóż, Ameryki nie odkryję;) Na pewno żadnych „eko”skór – jak nie stać mnie na skórzaną torebkę, wolę kupić np lnianą albo z filcu. Dobra bawełna – to da się wyczuć palcami;) porządne szycie. Lubię rzeczy ręcznie robione, małe marki, to przeważnie jest gwarancją dobrej jakości i zjadliwej ceny

  17. Nie do końca jest jak piszesz, ja mam na myśli bardziej aktorów wielkiego formatu, wielkich projektantów mody, przemysł perfumeryjny i filmowy, znanych artystów: malarzy, rzeźbiarzy itp. a nie celebrytów marnej jakości. To jest nie tak znowu mała rzesza ludzi, a ci naprawdę majętni – na tych akurat – nie patrzą jak na małe płotki, tylko raczej szukają okazji żeby się z nimi sfotografować. Taka Madonna np. jest osobą szalenie przedsiębiorczą – kupuje dużo i drogo, przy czym równocześnie są to jej inwestycje. Zależy o jakich bogaczach myślimy. Koniec końców Twój artykuł jest jednak o czymś innym.

    1. Dalej będę się upierać, że jest jednak mnóstwo ludzi, którzy są bardzo majętni, a nie fotografują się z Madonną, a cały show biznes niewiele ich obchodzi i nie mają z nim nic wspólnego.

  18. Na początku tego roku postanowiłam ograniczyć ilość ubrań kupowanych w sieciówkach. Okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne. Może to kwestia wieku i pewnej dojrzałości? Może chodzi o to, że gdy jesteś na tzw. „swoim” z większą atencją podchodzi się do finansów? Ostatnio koleżanka z wyrzutem zapytała mnie „No to gdzie Ty kupujesz ubrania?!” i sama się zaskoczyłam odpowiedzią : „W zasadzie…nigdzie…” Od pewnego czasu, po dokonaniu kilku remanentów w szafie, odkryłam, że to co mam w zupełności mi wystarcza. I nie jest żadnym modowym faux pas założenie tych samych spodni 2 razy w ciągu tygodnia. Bo jak słusznie kiedyś napisałaś, ludzie nie zwracają AŻ TAKIEJ uwagi co i kiedy mamy na sobie.

    1. ” I nie jest żadnym modowym faux pas założenie tych samych spodni 2 razy w ciągu tygodnia. Bo jak słusznie kiedyś napisałaś, ludzie nie zwracają AŻ TAKIEJ uwagi co i kiedy mamy na sobie.
      ————–
      O zgrozo, ja to potrafię dwa dni pod rząd ubrać się w dokładnie ten sam zestaw. Coś mi się fajnie zgrało, dobrze się w tym czuję, zaoszczędzam czas narwowego myślenia rano… Ludzie będą pamiętali, że dobrze wyglądałam, a nie że to ten sam szary sweterek co wczoraj.

      O zgrozo ^2, w tym tygodniu zrobiłam to dwa razy – czyli jest piątek, a ja mam na sobie dopiero trzeci zestaw ciuchów ;)

  19. Czytam, czytam, czytam – i kiwam głową, bo zgadza mi się wszystko. Działam dokładnie tak samo! Znak „pranie chemiczne” na metce potrafi mnie skutecznie zniechęcić, nawet jeśli wcześniej dana rzecz była marzeniem. Zakupowa strefa bezpieczeństwa – to samo! Raz tylko wyszłam poza nią, przy okazji płaszcza Marios, który i tak miał niezłą cenę. Do końca miesiąca jednak było ciężko, bardzo ciężko, więc postanowiłam sobie, że nigdy więcej.
    Pies jest świetną pomocą w takich sytuacjach. Naprawdę! Nie tylko w kwestii przeliczania ciuchowych wydatków na jedzenie dla psa i weterynarza ;). Od dwóch lat rezygnuję z delikatnych dzianin. Jeden psi pazur i koniec z alpaką, merino czy innym kaszmirem (czy raczej „cashmere blendem”, jak to mają w zwyczaju określać sieciówki).
    Wprawdzie w szafie wciąż miejsca brak, ale w 90% znajdują się w niej rzeczy, które noszę. Więc proporcje diametralnie się zmieniły.

  20. Swietny post, jak chyba kazdy Twoj poswiecony ruchu slow fashion. Ja tylko czekam na liste polecanych przez Ciebie sklepow czy projektantow i mam nadzieje, ze sie kiedys doczekam :)

  21. Kiedy czytam Twoje teksty, pierwszy akapit jest czasem przeznaczony na opis zachowania przeciwnego do filozofii slow fashion… i to jest opis mnie! Kiedy widzę w sieciówce coś niedrogiego i atrakcyjnie wyglądającego na wieszaku, ignoruje drobne mankamenty, co w następstwie kończy się rzuceniem ciucha w kąt po miesiącu, czy dwóch.
    Ale pod wpływem Twojego bloga i lektury kilku książek, które polecałaś, zaczęłam się bardziej zastanawiać nad tym, na co wydaje pieniądze. Zaowocowało to pierwszym, mocno przemyślanym zakupem w moim życiu w postaci czarnych, skórzanych botek. Polowałam na taki model niemal miesiąc! Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, gdybym nie znalazła wymarzonej rzeczy w ciągu dwóch dni, trzeciego kupiłabym cokolwiek, a tym razem zaparłam się w sobie i dzięki temu udało mi się nabyć dokładnie to, co chciałam :)
    Co do budżetu kieruje się prostą zasadą – kupuję rzeczy najlepszej jakości, na jaką mnie obecnie stać.
    Pozdrawiam! :)

  22. Cześć, często odwiedzam twoją stronę.

    Może warto by ją promować pisząc na Polskim Forum mając w sygnaturce linka do niej. Znacznie więcej osób wtedy tutaj trafi. Myślę że warto skorzystać. Podaję linka:

  23. Wydaje mi się, że przesadny konsumpcjonizm to tylko etap w życiu każdej z nas. Tak w każdym razie było w moim wypadku. W końcu człowiek dojrzewa, zmienia swoje poglądy i zaczyna odkrywać że samo „posiadanie” nie jest celem samym w sobie. Choć może się mylę i dla niektórych właśnie jest ;) Sama już od jakiegoś czasu staram się ograniczać zakupy, i jak mantrę powtarzam sobie „jeśli coś nie jest idealnie to znaczy ze jest nie warte Ciebie” [pisałam o tym tu— http://nugatowa.blogspot.com/2013/09/posiadanie-czyli-kilka-rad-jak-miec.html%5D odrzucam więc nieidealne przedmioty, ubrania i kosmetyki. Oczyściłam swoja przestrzeń i pozbyłam się większości przedmiotów nieużywanych. Plusem tego jest zdecydowanie skromniejsza szafa, więcej pieniędzy w portfelu i satysfakcja. Minusy? Brak!

    Musze jeszcze nadmienić, że temat minimalizmu jest mi szczególnie bliski i sledze wytrwale Twoje poczynania, choć możne nie jestem najaktywniejszym komentatorem :)

  24. Bardzo ciekawy tekst. Dla mnie osobiście ciekawy tym bardziej, że jestem właśnie na etapie redefiniowania swojego stosunku do ubrań – ich jakości, ilości i ceny. Z uwagi na niewielki budżet (jestem nauczycielką) i mało czasu wolnego (jestem nauczycielką), a także wieku (niby nic, a jednak coś trzydziestka robi z głową) rozwiązaniem optymalnym wydaje się tzw. capsule closet i ja nawet wiem dokładnie, co bym w tej szafie chciała mieć i gotowa jestem w te ciuchy trochę zainwestować. W moim przypadku pod uwagę należy jednak wziąć jeszcze tzw. czynnik środowiskowy, tj. dzieci, które sobie w moje ubranie wycierają brudne łapki, zakatarzone nosy, mazaki, pastele, markery, marchewkowe soczki… I się okazuje, że oprócz zestawu ubrań do ludzi przydałby się jeszcze zestaw odzieży ochronnej, która taką do ludzi udaje i którą bez żalu będę mogła wyrzucić, kiedy plama z wymienionych wyżej substancji nie da się usunąć. Tyle że inwestycji w oba zestawy mój budżet może już nie przeżyć ;) Idea małej ilości dobrej jakości bardzo do mnie przemawia, ale cały czas się zastanawiam, czy to się w moim konkretnym przypadku sprawdzi.
    Pozdrawiam.
    P.S. Wróciłam do Twojego bloga po dłuższej przerwie. Bardzo się tu zrobiło ciekawie 
    P.S. Jestem na świeżo po lekturze „Lekcji madame Chic”, a ten post był bardzo miłym uzupełnieniem tej lektury.

  25. Ja od jakiegoś czasu staram się mądrzej kupować ubrania.. ale szczerze mówiąc nie wiem gdzie mam szukać.
    Z sieciówek zrezygnowałam już dawno (niekoniecznie przez jakość ale przez pospolitość ubrań) i rozglądałam się za jakimiś polskimi markami. I tutaj nasuwa mi się pytanie : jesteś w stanie może polecić jakieś polskie marki w których jakość nie wątpisz? Czasami znajduje w internecie ubrania które wizualnie mi się podobają ale jednak nie jestem pewna czy nie rozwalą mi się po miesiącu.
    Od razu napiszę drugie pytanie: jakie sklepy z butami polecasz najbardziej? Przy wyborze obuwia mam chyba największy problem, bo z jednej strony widzę ładne buty których cena nie sugeruje żeby były źle zrobione ale tak naprawdę pewna tego nie jestem.

  26. Mnie pod względem jakości tego, co noszę, a przede wszystkim butów, rozpieściła mama. Zawsze nosiłam buty skórzane, dobrze wyprofilowane (względy zdrowotne) i właśnie dlatego niekoniecznie ładne, albo przynajmniej tak mi się wydawało kiedy miałam te 7 lat i zamiast chodzić w lakierkach, tak jak wszystkie koleżanki, ja nosiłam „ortopedyczne” trzewiki. Teraz już takich nie noszę, ale nie wyobrażam sobie, żebym mogła swoje stopy odziać w buty z plastiku.

  27. A mi się marzy prosty granatowy płaszcz, jak z morskiej opowieści.
    Ale jak wchodzę do mojego ulubionego H&M to włosy mi dęba stają jak patrzę na metkę. A szału nie ma.
    Dlatego cudownie że są second handy. Uwielbiam tą adrenalinę łowcy i poszukiwacza skarbu pośród wieszaków. Myślę, że bardzo ważne jest to w jaki sposób została uszyta dana tkanina. Bo to właśnie najczęściej beznadziejny, masowy ścieg 'roluje’ nam koszulkę czy bluzę po pierwszym praniu. To może się wydawać drobiazgowe, ale naprawdę zaczęłam od jakiegoś czasu zwracać na to uwagę.
    A tak w ogóle to cudnie tu u Ciebie.
    Slow ale z jaką klasą!
    Całuję!
    L.

  28. Bardzo fajny tekst. Przez całe lata kupowałam tony rzeczy (do tej pory znajduję rzeczy z metkami kupione np. 3-4 lata temu). Nie było w tym żadnej głębszej myśli – ładne, podoba mi się = kupuję. W większości były to rzeczy z sieciówek, ale zdarzały się też droższe egzemplarze. Podejście zmieniło się po pojawieniu się dzieci. Brak czasu zmusił mnie do eksploatowania rzeczy kupowanych przez lata. Torebki Furli czy Coccinelle mają się świetnie, niektóre nawet wyglądają lepiej po kilku latach używania niż nówki. A te z Zary i innych sieciówek szybko zakończyły żywot. Podobnie jest z ubraniami. Dlatego mimo że teraz mam mniej pieniędzy na siebie, to kupuję rzeczy dobre jakościowo, nawet jeśli są droższe. Tak naprawdę wychodzi taniej :)

  29. Mam bardzo podobnie. Kompletuję na nowo swoją garderobę i szukam rzeczy dobrych na miarę mojego portfela. Nie stać mnie na rzeczy projektantów, ale też wcale nie chcę ich mieć. Upatrzę sobie coś i czekam na wyprzedaż – jeżeli uda się kupić to dobrze, jeżeli nie – trudno. Wydaje mi się, że w tym wszystkim chodzi też o pielęgnację tych ubrań – im uważniej czytane będą metki z instrukcjami prania, tym dłużej dana rzecz posłuży. Noszę poliestrową sukienkę mojej babci, którą kupiła w latach 70-tych. Jakością nie grzeszy, ale nikt jej nigdy nie gwałcił w praniu ;)

  30. Jest jesień więc mam obecnie chętkę na swetry. Co z tego, że ładne kroje i sploty, skoro większość 100% akrylu i to za czasami 80 złotych! Ani to ciepłe, ani wytrzymałe a cena wysoka.
    Z ubraniami mam też tak, że czasami napale się na jakiś trend, o którym wszyscy za rok zapomną. Dlatego wolę kupić tanią rzecz, którą wiem, że będę miała tylko na 1 sezon. Poza tym, gust mi się ciągle zmienia więc ciuchy nie są dla mnie inwestycją.

  31. Dziewczyno zacznij pisać książki:) Tak mi się dobrze czyta Twoje teksty. U mnie wygląda to tak,że praktycznie nie chodzę po sieciówkach. A jak już wejdę to zaraz wychodzę, bo nic nie znajduję tam dla siebie. Przykład szal 100% akryl cena 99.90zł, do tego zmechacony. Klienta powinno się szanować, skoro sklep mnie nie szanuje wystawiając (przepraszam za wyrażenie) taką „szmatę” za taką cenę to pierwsze co robię to wychodzę. Nie kupuję z sieciówek swetrów,bo są na jeden sezon, do tego wełny to tam nie znajdziesz. Dla mnie sieciówki to totalne zero. Moje zakupy ubrań są przemyślane, wiem czego chce i tego szukam. Swetry stawiam na wełnę, alpakę, kaszmir, angorę. Mam je długo a wyglądają jak nowe. Cieszę się ze swetrów robionych przez babcie, są ciepłe i wełniane. Buty zawsze skórzane, śmieszą mnie plastiki w sieciówkach cena takiego wynalazku 119zł, 89 itp itd cena wysoka a plastik na parę razy, skóra nie oddycha, buty uciskają. Śmieszą mnie też podeszwy w takich butach, jak ja to mówię są one „na raz”. Porównuję je do jednorazowych kubeczków z plastiku:D Co do okrycia wierzchniego to kupiłam płaszcz taliowany, dosłownie mój ideał służy mi rok i zapewne posłuży jeszcze wiele lat. Kupując ubrania stawiam na jakość oraz wykonanie (mam tu na myśli np. taliowanie). Na ubrania nie wydaję majątku, gdyż jestem studentką i kupuję na tyle na ile mnie stać. Ale nawet jakbym miała wiele pieniędzy to nie kupiłabym torebki np Prada gdyż kompletnie nie są w moim guście i nie rozumiem zachwytu nad tymi torebkami. Wolę skórzaną, a porządnie zrobioną torebkę jeszcze najlepiej taką jakiej nie będzie miał nikt:) Podsumowując trzeba mieć wyczucie stylu i ubrania dobierać tak abyśmy się w nich czuli dobrze.
    Asiu co do jedwabiu nie wkładaj do pralki nawet na program wełna. Mam kilka ubrań z jedwabiu, nigdy nie oddawałam ich do pralni, piorę je sama w domu. Najlepiej dodać płatek do prania dziecięcych ubranek bądź delikatnego płynu do wełny, jedwabiu nie należy długo moczyć delikatnymi ruchami prać dosłownie chwilę. Następnie spłukać letnią bądź zimną wodą, rozłożyć na ręczniku i zwinąć w rulon i tak kilka razy czynność powtórzyć – w ten sposób pozbędziemy się wody. Następnie powiesić na wieszaku aby ubranie nabrało kształtu i tak suszyć. Piorę tak od lat i moje ubrania są w stanie idealnym:) Jeżeli wstawisz na pranie nawet na program wełna to uwierz mi możesz zniszczyć ubranie.

    P.S. Dobrze mi się czytało Twój tekst. Ciesze się,że tak rozsądnie myślisz i nie popadasz w ten „obłęd modowy”.

    Serdecznie Cię pozdrawiam z Krakowa,

    A.

  32. Jakość ubrań jest dla mnie coraz ważniejsza, jednak nie uważam, że tzw. skórę ekologiczną powinno uznawać się za synonim słabej jakości. Dla przykładu, jakiś rok temu kupiłam torebkę z tworzywa, która przez poprzednią właścicielkę została kupiona na pchlim targu – czytaj: co najmniej z trzeciej ręki. O tym, że ma swoje lata świadczy zarówno jej kształt, sposób wykonania, dbałość o szczegóły rzadko spotykana obecnie oraz nieudawana patyna na metalowych elementach. Kosztowała mnie grosze, eksploatuję ją naprawdę intensywnie, a ona wciąż wygląda rewelacyjnie i zbiera komplementy wielu, często nawet nieznajomych osób. Z drugiej strony, mam też nievintagową włoską torebkę z prawdziwej skóry, dużo droższą, w której zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Piękna jest, ale ma pewne niedoróbki, a w dodatku skóra, z której jest zrobiona, jest tak cienka, że już zaliczyła wizytę u szewca. Pewnie, że można to zjawisko wytłumaczyć tym, że torebka z tworzywa pochodzi z czasów, kiedy jakość wykonania była chyba ciut lepsza, ale mimo to, wolałabym nie klasyfikować skóry ekologicznej jako czegoś gorszego, bo nie we wszystkich przypadkach będzie to prawda.
    Jeśli zaś chodzi o sieciówki, to frustrują mnie coraz bardziej nie tylko marną jakością materiału, ale przede wszystkim jednakowością krojów, które z reguły rzadko dla kogo są odpowiednie. Przetestowałam to przymierzając wraz z trzema przyjaciółkami, z których każda ma zupełnie inną figurę i rozmiar, kilka tych samych modeli. Na żadnej nie wyglądały dobrze. Dlatego zamierzam nauczyć się szyć :)

  33. エド ハーディー 高品質

    I really like what you guys are up too. This sort of clever work and coverage!
    Keep up the amazing works guys I’ve added you guys to my own blogroll.

  34. O, jak dobrze, że pojawił się ten tekst! Przyznaję, że sama kiedyś byłam w pułapce, że jak chcę mieć rzecz dobrej jakości, to powinnam wydać xxxx zł na Pradę czy innego Gucciego. Trzymam się swoich zasad i tak jak Ty kupuję tylko prawdziwą skórę, choć torba z czasów liceum ze skóry ekologicznej również trzyma się dobrze. No i nie przekreślam sieciówek, bo tam tam też można znaleźć fajne bawełniane rzeczy, a raz w Croppie (czego bym się wcześniej nie spodziewała) widziałam świetne skórzane rękawiczki. A moje ulubione sukienki z sieciówek, choć nie są z naturalnych tkanin, naprawdę od lat wyglądają świetnie!

  35. Kiedyś, jak jeszcze prowadziłaś bloga typowo szafiarskiego, bardzo nie lubiłam tu wchodzić, głównie ze względu na to że miałaś tyle tzw. szmat. Nie umiałam sobie po prostu wyobrazić jak można mieć aż tyle! Ale teraz, po transformacji, uwielbiam cię czytać, wielka dojrzałość stąd płynie.

    Idei slow dopiero uczę się. Co jakiś czas robię porządki w szafie razem z selekcją. Już i tak nie mam 1/2 zawartości szafy! :)

    A nawiązując do pytania.. Dbania o jakość ubrań nauczył mnie mój partner. Kiedyś wolałam mieć 10 par butów z ekoskóry, milion torebek, a teraz zwracam uwagę na to, co noszę. Mam mniej rzeczy ale o niebo lepszej jakości. Ograniczyłam się do 3 torebek skórzanych, plastiki rozdałam/wyrzuciłam i szczególnie na torebkach widzę, co to znaczy mieć coś dobrej jakości.
    Z ubraniami mam problem, bo nawet jak chcę coś kupić, jak mi się coś podoba, to patrząc na skład (zawsze jak zaglądam do metki to widzę dziwne spojrzenia ekspedientek) od razu eliminuję daną rzecz. Jest mega ciężko (albo źle szukam) znaleźć swetry, bluzki z tkanin naturalnych, dobrych jakościowo. Może wy wiecie jakie sklepy coś takiego oferują?

    Ale żeby podjąć decyzję o podwyższeniu jakości … musiałam najpierw znaleźć dobrą pracę, bo nie oszukujmy się, jakość kosztuje.

  36. Wcześniej przebiegałam raczej oczami po twoich tekstach dotyczących slow…po poprzednim wpisie, zaczęłam czytać ze skupieniem. Chociaż sama nie przebrnęłabym przez książki na temat luksusu, mody itp. to bardzo miło czyta się o twoich przemyśleniach o tym.

    Mieszkam obecnie w UK i pamiętam, że niektóre znajome przed wyjazdem z Polski, mówiły mi, że jak fajnie, bo będę mieć Primark. Po przyjeździe okazało się, że prawie wszystkie dziewczyny noszą rzeczy z Primarku, motyw zwierzęcy, afrykański i sportowe niechlujstwo króluje na ulicach. W swoich prostych ubraniach, stonowanych kolorach wyróżniałam się z tej całej gamy przeróżnych, odpicowanych stylów.

    Stawiam teraz na jakość, prostą elegancję, bez usilnego kreowania stylu.

  37. Hej!
    ciekawie napisany tekst i warte zastanowienia zasady. Popieram w pełni, chociaż niekoniecznie w pełni w swoim życiu stosuję. Nie jestem minimalistą.
    Pisywałem niejednokrotnie o różnych testach oceny jakości: kupowanie przez głaskanie, przewiewność.
    Parę słów odnośnie „annoyance factor”
    Jest jeszcze jeden test, który nazywam „ufff”. Otóż mierzymy jakiś ciuszek i wszystko nam się podoba: kolorystyka, krój, styl, jakość. W lustrze wygląda to świetnie.
    Natomiast, jeżeli po zdjęciu ciuszka wydajemy krótkie westchnienie ulgi: uff – odkładamy go i nie kupujemy. Zazwyczaj się nie naciągnie, ani nie ułoży, nie stanie się lżejszy.
    Komfortowe ubranie powinno od razu leżeć na nas, jak druga własna skóra. Dlatego też szycie na miarę, to nie tylko świetny wygląd. To również komfort użytkowania danej rzeczy.

    pozdrowienia
    Vislav

  38. Śmieję się, że na starość (mam 24 lata:)) zaczęłam zwracać większą uwagę na materiał, z którego została wykonana dana rzecz. I tak od kupowania ubrań w sieciówkach odeszłam już całkowicie. Znalezienie swetra nie z akrylu, lub chociaż z domieszką zwykłej wełny graniczy z cudem. O dziwo takie cuda co i rusz znajduję w SH. Walczę jednak oczywiście cały czas z pokusą kupienia sztucznego pięknego szala z np. HM ale jak sobie pomyślę, że za chwilę będę cała naelektryzowana i takie coś właściwie nie grzeję to odpuszczam. Ale pokusa jest:} No i wkurzające jest to, że na wyszukiwanie porządnych rzeczy trzeba poświęcić mnóstwo czasu np.tak jak teraz szukam średniej torby, w miarę porządnie uszytej nie za drogiej ale nic nie widzę.

    pozdrawiam:}

  39. Ja mam problem z butami….kupuję tylko skórzane i dobrej jakości…ale właśnie, czy dobrej jakości? Tak mi się wydaje, ale – te wszystkie cudowne buty, szpilki, baleriny, sandały, mięciutkie kozaki, po jednym sezonie nierzadko wyglądają strasznie! Nie wiem, czy to kwestia tego ze dużo chodzę? Czy podeszwy w tych butach są zbyt delikatne na nasze chodniki? Z drugiej strony – plastikowe buty…never!
    Co do ciuchów – zerkam do szafy – przykład pierwszy z brzegu: 5 poliestrowych topów (oversize, prostych, z kieszonką, tak jak lubię), fajnie by było gdyby były z jedwabiu, ale – ile to kosztuje? :(

  40. Mądre podejście ;)
    Mój Mąż jest najwyraźniej wyznawcą filozofii slow, bo zawsze powtarza, że woli wydać więcej pieniędzy za coś, co posłuży dłużej, jest lepszej jakości i z czego będzie zadowolony. Uczę się tego od niego.
    A jeśli chodzi o ubrania – zdecydowanie wybieram sh. Tylko tam do tej pory udało mi się znaleźc ładne płaszcze i do tego ciepłe, bo wełniane. I tańsze niż sieciówkowe, cienkie, poliestrowe płaszczyki ;)

  41. Odkąd zaczęłaś pisać tego rodzaju artykuły, Twój blog nie jest już „jednym z ulubionych”, ale „ulubionym” po prostu. Inspirujesz mnie ogromnie.

    Mój przełom szedł trochę inną drogą. Musiałam przestać reagować na wszystkie kwiatki i cekinki w sklepie/sh, bo potem kończyłam z masą rzeczy, które nijak do siebie nie pasowały. Teraz stawiam na kilka ulubionych kolorów (+ standardowe szarości i czernie), proste fasony, dużo „bejsikowych” rzeczy, które potem można odmienić jednym kolorowym szalem. Nadal brakuje mi takich ciuchów bazowych, jak np. prosta, dżinsowa koszula czy ciepły jasny sweter. Ale to spokojnie nadrabiam i dzięki temu coraz rzadziej „nie mam się w co ubrać”.

    Dziękuję!

  42. Asiu świetny tekst jak zawsze zresztą o tematyce slow fasion. Chciałabym się jednak wypowiedzieć o tematyce slow ale w innym kontekście, a mianowicie dziecięcym. Jestem mamą dwóch szkrabów w wieku 5 i 3 lat. Nieświadomie wprowadziliśmy w życie naszych dzieci pojęcie slow, ale odnośnie zabawek. Babcie, ciocie i wujkowie zasypywali nasze potomstwo zabawkami – g…..ami z Chin. W końcu powiedzieliśmy DOŚĆ. Wszystko leżało porozwalane, zabawki szybko się psuły. Nie, nie przerzuciliśmy się na Fisher Price, który ma nota bene ceny zaporowe. Zamiast kupować kolejne zabawki, pieniądze przanaczamy na kreatywne spędzanie czasu. Zamiast kolejnego duperela na urodziny poszliśmy na plac zabaw z kulkami i takimi tam. Mało tego, przestałam kupować Danonki, bo moje dzieci je chcą ze względu na kawałek patyczka dodawany do serków. Moja córka już teraz mówi, nie chcę Danonków, kup mi coś innego. Zamiast inwestować w zabawki posłaliśmy córkę na angielski, gdzie bardzo chętnie chodzi. Myślę, że to dzieci powinniśmy wychowywać w pojęciu slow, nie tylko na modę ale i na życie. Bo ten pęd zaczyna się już od wózków i strach kupić coś poniżej 1500 zł. Oj dużo się rozpisałam, ale mam nadzieję, że mnie zrozumiałaś. Reasumując moje dzieci mają jeden kosz zabawek wymienny z drugim znajdującym się w piwnicy. Domki dla koników robię im z kartonu, zamiast kolorowanek zeszyt i kredki :). A ubranka mam po ciotkach i siostrach :)

    1. Dokładnie Cie rozumiem! Ja będąc jeszcze w ciąży od razu powiedziałam sobie-dla bobaska max 3 komplety ubranek. Fakt, ze w praktyce okazałao się to trudne, bo a to zasikały się bodziaki a to kupka itd, ale wciaż walcze z głownie z rodzina by nie znosila mi stery zabawek i niezbyt ładnych a hałaśliwych książeczek, bo ani nie ma na to miejsca w domu ani to potrzebne. Tylko jak przemówić rodzinie uprzejmie do rozsądku, no jak? Podziel się swoim sposobem:)
      Dodam, że wozek, zresztą piekny , mialam pożyczony (granatowa kratka Vichy, stary model Inglesiny) i wzbudzal zachwyt nawet w Londynie i, co najdziwniejsze, wśrod nastolatek w parku (sic!) :) Pozdrawiam

  43. Post bardzo na tak. Poza skorzanymi akcesoriami, ktorych unikam od lat. Choc dostalam kiedys od Mamy buty z futerkiem z lamy (dzis mowie: ohyda) i musze przyznac, ze przelazilam w nich 4 zimy i wlasciwie… byc moze nosilabym je nadal gdyby pies ich nie zezarl.
    Wlasnie jestem w trakcie czytania poleconego przez Ciebie bloga nie-kupuje-tego i chyba zdecyduje sie na podobny eksperyment. Nie posiadam zbyt wiele ale tak czy siak czuje sie przytloczona przez te wszystkie pokusy wokol.

    1. Świetnie napisany blog, prawda? Mnie wciągnął na długie godziny. Ja tego typu eksperymentów raczej nie planuję, bo na szczęście nie czuję żebym ich potrzebowała, ale czytanie o poszczególnych etapach jest fascynujące i nie mogę się doczekać, żeby Autorki posłuchać i wypytać.

  44. Lubię patrzeć, jak się zmieniasz i jak blog zmienia się razem z Tobą. Twój styl coraz lepszy i coraz bardziej konsekwentnie logiczny z każdym postem. Nie trzymasz się kurczowo żadnych definicji, nie męczysz czytelnika kazuistyką w stylu OOTD, piszesz, co Ci w duszy gra i „odrabiasz zadania domowe”. Moda + socjologia w dobrym wydaniu. Cieszę się, że póki co mogę Cię czytać za darmo.

    1. Dziękuję K.! Komplementy uskrzydlające, a blog pewnie zawsze darmowy pozostanie, chociaż planuję i pozablogową publikację. A w żadne ramy i definicje, etykietki i inne wtłaczać się nie lubię, bo strasznie mnie to później stresuje:)

  45. Problem z jakością jest taki, że większość ludzi kompletnie nie wie, gdzie takiej jakości szukać. Kiedyś myślałam, że Mango oferuje ubrania dobrej jakości. Moja ostatnia wizytacja w tym sklepie skończyła się dość rozczarowująco w tym względzie. Podobno Hilfiger równa się jakość, jednakże nie dość, że ceny odstraszają, top jeszcze nikt gwarancji nie daje. Świadome zakupy powodują u mnie jeszcze więcej.stresu, gdyż ostatnio nie mogę znaleźć choćby jednego ciucha, który wydawałby się dobry jakościowo. Bardzo ucieszyłby mnie mały przewodnik p dostępnych w Polsce, a wartych uwagi markach.
    Pozdrawiam

    1. Popieram! Gdzie szukać dobrych jakościowo ubrań? Lumpeksy tak, ale nie zawsze mam siłę przedzierać się przez tonę pomiętych rzeczy, kiedy szukam czegoś konkretnego; zakupy ubrań przez internet też odpadają (przed kupieniem czegoś muszę daną rzecz przymierzyć i zobaczyć jak na mnie leży, poza tym lubię oglądać ciuchy ze wszystkich stron zanim je kupię). Byłam ostatnio na fashion weeku w Łodzi i kupiłam tam wełniany płaszcz polskiej projektantki, ale to wydatek rzędu 1000zł. Za płaszcz, który ma mi służyć kilka sezonów i jest dokładnie taki, o jakim marzyłam od dwóch jesieni mogę tyle zapłacić, ale chyba nie stać mnie na stworzenie garderoby z samych tak drogich ciuchów.

    2. Od dawna się nad tym zastanawiam, ale nie chciałabym sytuacji, gdzie polecam markę, a ktoś kupuję ubranie, które okazuje się nędzne. Zawsze mówię o Zuzi Górskiej, która jest moim pewniakiem, jak do czegoś jeszcze w 100% się przekonam, to będę pisać. Póki co polecam przewodnik na Minimal Plan

  46. Mnie takiego podejścia od lat uczyła mama. Pamiętam, że od zawsze towarzyszyłam jej na polowaniach w sh. Najpierw jako obserwator, a w wieku kilkunastu lat aktywny poszukiwacz okazji. SH strasznie zmieniają podejście do szmatek z sieciówek, bo po tygodniach kupowania sukienek za 20-30 zł jeśli znajdę w sklepie piękną, ale z marnego materiału w cenie 200 zł to nie potrafię się przemóc by kupić coś takiego. Kiedyś kupowałam też tanie (albo i nie), plastikowe buty i torebki, ale ostatnio postanowiłam, że nigdy już nic takiego nie wezmę do rąk. Zaopatrzyłam się w skórzane biker-boots i dużą, również skórzaną torbę i wiem, że nawet jeśli się podniszczą, to jedynie zyskają charakteru. (Choć torebka po kilku miesiącach nie ma nawet ryski).
    Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze sztuczne materiały są złe (dla przykładu mam baleriny z zary, które mają już 6 lat i nadal wyglądają świetnie, ale wnętrze jednak jest skórzane), ale wśród sztucznych rzeczy 1/10 może okazać się fantastyczna, a wśród naturalnych 1/10 zła.
    Z ciekawostek: Pracowałam wczoraj i dzisiaj podczas otwarcia największej galerii handlowej na pomorzu. Byłam w szoku, że ludzie tłoczą się pod drzwiami jeszcze przed otwarciem tylko po to, żeby wydać własne pieniądze. Gdzieś zagubiło się to, że sklepy powinny być dla nas, a nie my dla sklepów.

  47. Cieszę się, że poruszyłaś ten temat. Obecnie rynek odzieżowy jest przesycony, zewsząd zalewają nas produkty, sprzedawane nam dzięki niezwykle skutecznym strategiom marketingowym. „Toniemy” w ubraniach, które niekoniecznie są nam potrzebne aż w takiej ilości, ale moda się zmienia i my też musimy.
    Studiuję włókiennictwo i odkąd zaczęłam studia moja wiedza na temat odzieży zdecydowanie się poszerzyła. Jestem coraz bardziej wybredna jeśli chodzi o jej zakup. Zakupowe decyzje staram się podejmować świadomie. Zawsze bardzo dokładnie czytam metki, oglądam szwy, określam chwyt. Jestem studentką i oprócz innych czynników cena produktu ma jednak duże znaczenie. Do sieciówek chodzę rzadko. Ceny są tam dalece nieadekwatne do jakości wyrobów i wybieram się do nich jedynie w trakcie wyprzedaży. Zaczynam się gotować kiedy widzę ubrania prujące się na wieszakach, krzywo uszyte lub zmechacone, źle wybarwione. Mało kto o tym wie, ale ubrania nie powinny barwić w praniu. Sukienka z czerwonej dobrze wybarwionej tkaniny nie powinna zabarwić nawet najbielszej skarpetki. Niestety większość producentów oszczędza na obróbce wykańczalniczej. Nie znaczy to, że w sieciówce nie można kupić czegoś dobrej jakości. Można, ale jakość ma swoją cenę.
    Nie możemy też zapominać, że przemysł odzieżowy to przede wszystkim marketing. Odkąd popularny stał się branding płacimy przede wszystkim za markę. Bardzo ważnym czynnikiem są też obowiązujące trendy. Dlatego w następnej kolejności płacimy za modę i dopiero na końcu za dany wyrób. Jeśli chcemy kupić produkt spełniający te wszystkie warunki to wybierzemy torebkę od Prady za 1000 zł. Jakość kosztuje.
    Osobiście uważam, że najrozsądniejszymi zakupami są te poczynione u rzemieślników. Buty od szewca, kapelusz od modystki, portfel od kaletnika. Możemy być tutaj pewni jakości wyrobu. Ręcznie wykonane produkty mają największą wartość. Niestety rzemiosło umiera, ale może wraz z wzrastającą świadomością konsumentów, którzy szukają jakości odrodzi się w cudowny sposób.
    Tyle jeśli chodzi o nowe wyroby. Osobiście najbardziej lubię robić zakupy w sh, bo jeśli coś już tam trafiło, jest dobrze uszyte i dalej się trzyma to znaczy, że mi także posłuży jeszcze przez długi czas. Cena jest odpowiednia. I mogę znaleźć tam prawdziwe perełki. Najbardziej ciekawi mnie na jakiej podstawie wyceniane są rzeczy w sh. Często obok „dobitej” aczkolwiek niebrzydkiej bluzki za 30 zł wisi jedwabna koszula za złotówkę. Takie zakupy najbardziej mnie cieszą.
    Jeśli chodzi o odzież wymagającą czyszczenia chemicznego to produkowanie takich wyrobów jest często ryzykiem producenta. Bo klientów odrzuca fakt, że bluzkę będą musieli nosić raz w tygodniu do pralni co jest niekoniecznie opłacalne. Ale duża część konsumentów metek nie czyta.
    Jeśli już jesteśmy przy czyszczeniu. Użytkowanie wyrobu ma duży wpływ na to ile dana rzecz nam posłuży. Przykład z życia wzięty (z wykładu), cytuję za panem doktorem: „Mamy dwie dziewczyny. Obie kupują swoim chłopakom identyczne koszule. I jeden dumny, że dostał przepiękną koszulę od ukochanej będzie ją nosił tydzień w tydzień co za tym idzie będzie ją tydzień w tydzień prał. A drugi, także zachwycony przepiękną koszulą, będzie ją nosił tylko na specjalne okazje, rodzinne obiady lub uroczyste kolacje we dwoje. I okazuje się, że pierwsza koszula po roku nie nadaje się już do noszenia, a druga jest w świetnym stanie i posłuży jeszcze kilkanaście lat.” Wyroby odzieżowe są programowane na określoną liczbę prań. Niektóre na 10 inne na 50. Ale to właśnie to determinuje ich żywotność, a nie wiek.
    Zamiast krótkiego komentarza spłodziłam mini esej, ale próbowałam podzielić się trochę swoją wiedzą. Nie jest może ona zbyt rozległa. Mogłabym się jeszcze rozpisywać o „ekologicznej bawełnie”, która nie jest tak ekologiczna, o poliestrze, ale to może innym razem. Cieszy fakt, że konsumenci chcą posiadać wiedzę z zakresu produkcji odzieży i ich świadomość jest coraz większa.
    P.S. Bardzo interesuje mnie ta literatura, o której wspomniałaś. Mogłabyś podzielić się tytułami? :)

    Ciepło pozdrawiam.

    1. Oooo dziękuję bardzo super komentarz, dziel się z nami koniecznie wiedzą częściej. Nie wiedziałam np. o tym farbowaniu, choć teraz wydaje mi się to logiczne. Dzięki jeszcze raz, pozdrowienia!

    2. a gdzies ty widziala torebke od prady za 1000? hahahah najtanszy z tych znanych jest chyba michael kors a i on kosztuje ponad tysiaka. jakby prada kosztowala 1000 to kazdy bez wiekszego problemu by sobie kupil chociaz jedna w zyciu i starczylaby na wiele lat jako, ze jest ze skory :)

  48. Przepraszam za wścibstwo, tak mi się nasunęło pytanie: z czego się właściwie utrzymujesz? Bo stworzyłam sobie obraz Ciebie szastającej śmiało pieniążkami od rodziców i ochoczo wydającej sądy na temat jakości ubrań i tak się właśnie zastanawiam, jak bardzo się mylę:) A wpis bardzo cenny:)

  49. Od niedawna staram się kupować rzeczy, które są i dobre jakościowo i stosunkowo tanie, ale chyba nie za bardzo mi się to udaje. Mogłabyś mi polecić kilka dobrych, ale i tanich sklepów z dobrymi jakościowo ubraniami? :)

  50. Chętnie czytam Twój blog i zarówno polecane przez Ciebie blogi, jak i książki związane z minimalizmem (uwielbiam „Sztukę prostoty”, chociaż rzeczywiście bywa pretensjonalna). W sklepach od pewnego czasu staram się patrzeć na metki, kupować mniej, ale lepszych jakościowo rzeczy. Jednak głównie w sieciówkach. I z tym związany jest mój problem. Chętnie kupiłabym coś od „polskich projektantów”, ale nie mogę. Nie chodzi tutaj o cenę (chociaż nie wydałabym 500 zł nawet na super jakości spódnicę, ale już 250 czy 300 tak, jeżeli by miała świetnie wyglądać i za 2 lata), ale o rozmiar. Noszę rozmiar 42 i ciężko mi coś kupić u polskich projektantów co nie jest a) tuniką b) worowatą sukienką/spódnica/płaszczem typu unisex, w którym i tak wygląda koszmarnie. Często chodzę na różnego rodzaju targi modowe, ale wkurza mnie, gdy jedna z niewielu rzeczy, które mi się spodobają jest tylko w rozmiarze 36. Rozumiem, że małym firmom często trudno jest produkować wszystkie produkty w pełnej rozmiarówce, ale też nie każdy chce/może (np. ze względu na pracę) chodzić w dresach made in Poland. Do sh nie chodzę, bo nie mam w sobie genu łowcy i znalezienie czegoś ciekawego zajęłoby mi mnóstwo czasu, zostają mi więc tzw. lepsze sieciówki, gdzie można się wściec widząc bluzkę 100% poliester za 200 zł. Mam nadzieję, że z czasem polski rynek się rozwinie i małym polskim firmom będzie się opłacało produkować w różnych rozmiarach.

    1. Też mam taką nadzieję i rozumiem Cię doskonale, bo też problem rozmiarowy mnie dotyka w związku z moim niskim wzrostem. Jeżeli nie wepchnę się w spodnie z dziecięcego działu, muszę iść je skracać do krawcowej – niby nic, ale dół już nigdy nie wygląda tak samo, przeszycie na kolanie wcale na kolanie nie jest, a niektóre fasony (dzwony np.) to zupełnie dyskwalifikuje. Na pewno ciekawą opcją jest szycie na miarę i planuję niebawem ją wypróbować!

  51. Od czasu jak czytam Twojego bloga zmieniłam podejście do kupowania ubrań, chcę kupować rzadziej i rozsądniej, ale wychodzi mi tylko to, że kupuję zdecydowanie mniej ;) (z ulgą dla portfela). Z punktu widzenia uczennicy, która tak jak ja nie zarabia i ma ograniczone wydatki, ideologia slow fashion to nowy pomysł na siebie w przyszłości. Na chwilę obecną, gdybym miała oszczędzać na wymarzony płaszcz z Simple lub kupić (na wyprzedaży!) coś w taniej sieciówce to zdecydowanie wybiorę tę drugą opcję. Myślę, że mając nawet niewielkie kwoty do dysponowania można kupować mądrze, niekoniecznie „wspierając polskie marki” lub oszędzać x lat na cośtam. Mamy przecież fajne portale internetowe, na których można wymienić nielubiane ubrania na nowe lub kupić coś za grosze, tak jak w sh. Dzięki Asiu za inspiracje :)

  52. Bardzo podoba mi się to zdanie: „Nie lubię kupować rzeczy, na które ewidentnie mnie nie stać.” Myślę, że tu właśnie tkwi klucz, który pozwala każdemu zaadaptować ideę slow fashion do swojej obecnej sytuacji. Dla jednej osoby kupowanie lepszych jakościowo ubrań będzie oznaczało że ma w szafie tylko rzeczy szyte dla niej na miarę a dla kogoś innego takim krokiem do przodu będzie zrezygnowanie z kupna 10 t-shirtów na rzecz jednego droższego. Ważne, żeby spróbować dostosować ideę do swoich możliwości i sytuacji.
    Bardzo spodobała mi się rada z książki „Lekcje Madame Chic” – „kupuj najlepsze kosmetyki na jakie cię stać”. Proste? a jednak wcale nieoczywiste – ja często popadałam w skrajności: skoro nie mogę sobie pozwolić na super podkład za 60 zł, to kupię najtańszy – w końcu to już żadna różnica, jak się nie nada, to kupi się drugi, itd. a przecież trzeba tylko włożyć trochę wysiłku w znalezienie najlepszego dla mnie za cenę 30 zł ;)

  53. Cześć, Asiu :) Byłam wczoraj na dyskusji z Twoim udziałem w Stacji Muranów. Bardzo mi się podobało, choć o większości rzeczy, o których mówiłaś, wspominałaś już na blogu, ale i tak miło było posłuchać. Jednak muszę powiedzieć, że zupełnie nie podobało mi się, jak byłaś ubrana – w tych kolorach wyglądałaś bardzo ponuro i babcino, no i generalnie miałam wrażenie, że te ubrania odbiegają od Twojego zwykłego stylu znanego z bloga.
    Mimo wszystko bardzo na plus i mam nadzieję, że będzie więcej takich dyskusji :)

    1. Cześć Emilia! O super, ale miło że wpadłaś! Nie wszyscy goście Stacji byli moimi Czytelnikami, poza tym zwykle na jedno pytanie mam jedną odpowiedź, w sensie jedną opinię na daną sprawę – a pytania nie zależały ode mnie. A co do moich ubrań, to gdybym też tak uważała, to włożyłabym coś innego, na szczęście mnie się podobają:)

  54. Ja już od jakiegoś czasu jestem zdecydownie wyznawczynią nurtu slow, ale i on ma swoje pułapki. Np. takie, że z powodu awersji do sieciówek i jednoczesnego braku kasy zwyczajnie nie kupuje ciuchów i czasem rano mam problem w stylu ” co wlożyć na tyłek?”. Ostatnio obserwując siebie i moich znajomych widzę też jedną bardzo niepokojącą tendencję, a mianowicie, że to ciuchy dyktują to co robimy i kiedy, a nie na odwrót. Tzn. jak chcemy jechac pod namiot to najpierw trzeba odwiedzić np. Decathlon aby nabyć gustowną wiatrówkę lub japonki bo bez tego przecież się nie da dobrze wypocząć. Moda to jednak wciąż tylko dodatek do życia, a mam nieodparte wrażenie, że często zupełnie je dominuje i zaczyna stanowić oś naszych działań.

    1. Ale że to slow tak wpływa na Was? Że częściej jesteście w tym Decathlonie na przykład? W sumie coś w tym jest, ja ostatnio byłam po kalosze przed wyjazdem, bo potrzebowałam a nie miałam, ale slow czy nie slow i tak bym je kupiła bo w czymś po bagnie chodzić musiałam:)

  55. Bardzo dobry i merytoryczny artykuł. Zwracam uwagę przede wszystkim na jakość, staram się przyglądać metkom pod względem składu i wybierać odpowiednie ubrania :) Z kosmetykami jest już nieco inaczej :)

  56. Hej,

    popieram post, że powinnaś pisać felietony! od dłuższego już czasu zaglądam na Twojego bloga właśnie dla Twoich tekstów. zgadzam się z tym co napisałaś – dla mnie, już od dłuższego czasu „luksus” oznacza dobrej jakości rękodzieło, o niepowtarzalnym wzorze, solidnej jakości i wykończeniu. a to, o dziwo, często jest tylko ciut droższe od rzeczy z sieciówek.

  57. Bardzo lubie Twoje wpisy o tym calym 'slow’. Na prawde powinnas pisac gdzies felietony! Zainspirowalas mnie do popatrzenia na moje zycie\szafe z innej perspektywy. Co prawda na razie jestem nadal na etapie pozbywania sie rzeczy ale tez do zakupow podchodze inaczej. 2miesiace bez kupienia sobie czegokolwiek!? Niemozliwe! A jednak sie udalo! Mieszcze sie w 1szafie, a nie 6!
    Na prawde inspirujesz!
    Pozdrowienia z Poznania :)

  58. hej
    z góry przepraszam że nie na temat, ale potrzebuję Twojej opinii/pomocy: jakiś czas temu pisałaś o sklepie Office schoes; upatrzyłam tam sobie dwie pary butów i mam pytanie-czy rozmiarówka tam jest standardowa? czy przykładowo rozmiar 3 (co wg. strony jest polskim 36) rzeczywiście jest rozmiarem 36?

    pozdrawiam
    ps. post jak zwykle na najwyższym poziomie. stała czytelniczka

  59. Od kilku lat śledzę Twojego bloga, ogladałam też filmy zamieszczane na You Tube. Jestem ogromną fanką stylu w jakim utrzymane sąTwoje posty. Obecnie moja szafa przechodzi stopniową reorganizację, ale od zawsze miały w niej swoje miejsce ubrania i buty, dobrej jakości, na które pozwala mi mój budżet(który nie jest oszałamiający;). Uważam,że nie zawsze musimy wydać na nie majątek. Moim zdaniem warto zwracać uwage na informacje zawarte na metkach oraz na to jak czujemy się po założeniu danej części garderoby na siebie. W popularnych sieciówkach możemy trafic na perełki, ale i na ubrania, które po jednym praniu nie nadają sie do niczego. Jeśli chodzi o buty warto zwrócić uwagę na polskich producentów obuwia, szczególnie jeśli jesteś posiadaczką stopy w nietypowym rozmiarze (sama noszę rozmiar 34).

    Pozdrowienia z Bieszczad :)

  60. Naprawdę uwielbiam chłonąć Twoje wpisy ! Pamiętam jeszcze z czasów stylio.pl że nie bardzo lubiłam tu zaglądać, Twój styl wydawał mi się za „dziewczęcy” (trudno się zresztą dziwić w tamtym czasie, nosiłam poszarpane portki,martensy i milion rzemyków na nadgarstkach oraz kiczowatych naszyjników diy).Gdy wylądowałam tu ponownie za sprawą Twojego posta z Islandii (chyba z 2011roku?) zakochałam się w zdjęciach i pomyślałam sobie „fajna jest, nie tylko ciuszki jej w głowie” od tamtego czasu wchodziłam tu już częściej, zaczęłam uważneij czytać Twoje posty i komentarze. I wpadłam zupełnie! Świetnie piszesz, poruszasz ciekawe kwestie i nawołujesz do dyskusji – w blogowej blogsferze większość komentarzy prezentuje się mniej więcej tak: „fajna czapka”albo”jesteś ślicza chudzinką, super sweterek” a tutaj to rzadkosć. Widać, że nie działa tu schemat „czytam tytuł>oglądam zdjęcia>komentuję” Twoi czytelnicy są super !
    A już wracając do tematu jakości i ceny …Miałam taki okres w życiu gdy byłam absolutnie na NIE dla wszelkich sieciówek.Teraz staram się zachować równowagę. Zwracam uwagę na materiał i jakość, moje ubraniowe zakupy są coraz bardziej przemyślane staram się nie kupować czegoś pod wpływem impulsu (nawet jeśli kosztuje kilka złotych w lumpeksie,choć w tym przypadku trudniej się powstrzymać). Kupuję ubrania na vinted.pl albo od młodych polskich marek/projektantów – …ale tylko wtedy kiedy cena jest adekwatna do jakości! Jest sporo projektantów na showroom, którzy (moim zdaniem) za bardzo się cenią np. uważam że 450zł za zwykłą,prostą sukienkę z wizkozy to spore przegięcie!
    To już wolę sobie kupić koszulkę w rozmiarze XL z h&mu i mianować ją swoja ulubioną kiecką,a przy okazji pozbyć się róznych szmatek z którymi ja nie jestem w stanie nic zrobić a h&m tak i to coś pozytecznego dla środowiska (longlivefashion – to wspaniała akcja moim zdaniem). Fajnie jak ludzie są tak po prostu … normlani i nie przesadzają w żadną stronę.
    pozdrawiam Cię ciepło z trójmiasta,
    Myga

    1. Cześć Myga! Dzięki za super komentarz, akcja H&M ideę ma super, szkoda tylko że za oddane ubrania dostajemy…zniżkę na kolejne, myślę że wiele osób wykorzystuje to do zrobienia jeszcze większych zakupów:)

      1. Ja tam swój kupon oddałam dziewczynie, której sprzedawałam bluzę na vinted.pl (swoją drogą uważam,że ten portal to fajna sprawa).
        Nikt przecież nie zmusza do zakupów, mój kolega nawet nie brał tego kuponu a starych szmatek się pozbył :)

  61. Od lat mam problem z dzianiną, dokładnie od momentu kiedy w moje dziergające ręce dostała się po raz pierwszy dobrej jakości włóczka. O ile w wypadku bluzek, czy sweterków niektóre marki są w stanie mnie zadowolić przynajmniej do pewnego stopnia w kwestii kroju i wykorzystywanych włókien, to niestety zimowe dodatki to za każdym razem jest dramat, niezależnie od marki czy ceny. Akryl, który mechaci się od samego patrzenia, gryząca ale ciepła wełna, coś w lepszym gatunku, ale za to w paskudnym, nudnym kolorze, ewentualnie krój, którego nie da się zdzierżyć – oto cała dostępna oferta :(

    Teraz wprawdzie zimowe dni wymagają więcej przygotowań i muszę poświęcić kilka wieczorów na dzierganie, ale za cenę sieciówkowego badziewia mam coś o wspaniałej jakości, co doskonale spełnia moje oczekiwania, jest niepowtarzalne i naprawdę luksusowe.

    Każdy kolejny sezon to zatem nowy komplet, co oznacza, że do wyboru mam coraz więcej możliwości, bo wykonane starannie i dobrego materiału rzeczy prawie się nie niszczą :)

  62. Też nie znoszę kiepskiej jakości, sztucznej skóry i poliestru, a nie bardzo mam budżet na kupowanie tych nowych rzeczy, które naprawdę mi się podobają. Moje rozwiązanie to megawyprzedaże (znalazłam ciuchy Simple i Taranko przecenione o 90%!) lumpeksy i allegro. Da się, choć wymaga to spoooro wysiłku :-)

  63. Doceniam porządne i klasyczne rzeczy, bo służą długo i przede wszystkim oszczędzają mój czas. Ostatnio mam coraz większą niechęć do zakupów, niemal całodniowych wypraw do centrów handlowych. Zakupom ciuchowym w sieci nie ufam za bardzo, bo rzadko zdarza mi się trafić na coś w 100% trafionego (no może oprócz cudownych tenisówek Chipie i klasycznego wełnianego płaszcza-dyplomatki z granatowego kaszmiru Hexeline z allegro). Czyli myśl moja zamyka się w stwierdzeniu, że warto zainwestować w porządną bazę, a szybką resztę można opędzić T-shirtami z sieciówek.

  64. Cześć ! Pewnie dostajesz mnóstwo takich wiadomości ale mam do Ciebie prośbę :) Jestem na początku swojej drogi ze slow fashion. Przeczytałam wiele książek, śledzę blogi i mam juz czystkę w szafie łącznie z detoksem zakupowym. Niestety okazało sie ze moja szafa ma wiele braków….np nie mam ani jednej marynarki czy dobrego wełnianego płaszcza … O reszcie nie wspomnę :( Stoję przed wyborem nowych rzeczy do wymarzonej garderoby ale zupełnie nie wiem gdzie szukać. Przeglądam strona za strona rożne sklepy , czytam składy ale boje sie naciąć na cos drogiego a kiepskiego w wykonaniu. Mam małe dziecko wiec czasu nie za duzo. Najcześciej przeglądam ofertę w sieci i jak cos mi wpadnie w oko to zaglądam do sklepu po ta konkretna rzecz. I teraz do rzeczy :) Czy możesz podać sklepy z których jakieś dane rzeczy Ci sie sprawdziły, które uważasz ze sa godne uwagi.? Nie chodzi o to, żebyś dawała sobie rękę uciąć za jakość w nich ale zeby miec jakiś punkt zaczepienia gdzie wogóle warto szukać. Ja i moja szafa bedziemy bardzo wdzięczni.
    P.S. Twoja książka była jedyna która czytałam podczas karmien dziecka w nocy ? Czasami trochę sie przedłużało nawet … Poza tym super teksty na blogu.
    Pozdrawiam gorąco !!!

    1. To ja może się podzielę swoimi typami, bo widziałam wcześniej że autorka bloga wahała się podawac takie informacje. Ja tez lubię slow fashion, i jedna z moich ulubionych firm jest szwedzki COS. Ceny normalnie w sklepie są zaporowe, przynajmniej dla mnie w obecnej chwili, ale można je znaleźc na allegro o wiele taniej. Jakość maja swietna, bo mam kilkanascie ich rzeczy sprzed paru lat, gdy pracowalam za granica i mogal sobie na nie pozwolić w sklepowej cenie,a trzymaja sie wciąż swietnie. Poza tym zauważylam, ze takie niewielkie sklepy w starym stylu (zwłaszcza w mniejszych miastach) maja czesto w ofercie dośc klasyczne rzeczy małych polskich wytwórcow (nie mam na myśli modnych w tej chwili mlodych polskich projektantow;) dobrze uszyte i w rozsądnej cenie. Pozdrawiam serdecznie!

  65. Droga ASiiu
    Wegetarianizm JEST ZDROWY i wpisany przez WHO jako calkowicie bezpieczny i polecany sposob zywienia dla czlowieka na kazdym etapie zycia – w tym dzieci i osob starszych. A peleo to tylko jedna z wielu dietowych mòd.
    Nota bene bardzo dziwi mnie twoje dualistyczne podejscie – adoptujesz i polecasz pieski, a jednocześnie skórè…
    Zachecam do zagłébienia sie w temat weganizmu – (polecam dokumenty do obejrzenia) – w sensie stylu życia – ubrania kosmetyki etc W dzisjejszych czasach gdy jest tyle alternatyw, promowanie skóry i kosmetykòw zwiazanych z cierpieniem i procederem testow na zwierzetach jest naprawde passe i malo stylowe.
    Zerknij na liste kocieuszy.

  66. Niestety, cena nie zawsze idzie w parze z jakością. Znacznie łatwiej mają mężczyźni – ja mojemu chłopakowi zamówiłam bluzę z Escoli (w dodatku z rabatem 5% po wpisaniu Modowe5%), w składzie z samą bawełną za śmieszne pieniądze. Gdybym chciała znaleźć taką damską, zapłaciłabym 3x tyle lub kupiła poliestrową :/

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.