Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

5 rzeczy, których możemy nauczyć się od Diany Vreeland

Rozpoczęłam wczoraj dzień nietypowo. Otworzyłam oczy i przypomniało mi się, że od dawna planowałam obejrzeć film dokumentalny o Dianie Vreeland.

Vreeland była redaktor naczelną amerykańskiego Vogue przed Anną Wintour i Grace Mirabellą, wcześniej pracowała w Harper’s Bazaar. Spodziewałam się kolejnego nieźle zrobionego dokumentu dla zainteresowanych, w typie The September Issue. Nie wiem co mnie tknęło do wciśnięcia guzika „play”, nie pamiętam kiedy ostatnio oglądałam film na śniadanie, ale jestem naprawdę zadowolona że to zrobiłam i nie wyobrażam sobie lepszego początku tygodnia. Film był nie tylko świetnie zrobiony, ale i niesamowicie inspirujący, bo niesamowicie inspirującą osobą była Diane.

Nie będę Wam streszczać fabuły, to trochę jak próba opowiedzenia melodii czy zapachu, koniecznie zobaczcie sami. Ale ponieważ sposób życia i myślenia Diany jest mi bliski, mimo że żyłyśmy w zupełnie innych epokach i nasz czas na tym świecie zazębił się tylko o równy miesiąc, postanowiłam inaczej uhonorować ten film na blogu. Stworzyłam listę rzeczy, które najbardziej inspirują mnie w Dianie i których warto się od niej nauczyć. Mam nadzieję że Wam się spodoba i zobaczcie dokument, nie będziecie żałować!

  • PODKREŚLAJ SWOJĄ UNIKATOWOŚĆ – Diana nie była klasyczną pięknością, nie była też specjalnie bogata, jednak to właśnie dzięki podkreślaniu swoich niedoskonałości, swoich odstępstw od przyjętego wzorca stworzyła swój rozpoznawalny, magnetyzujący styl. To samo stosowała w przypadku modelek, aktorek i wszystkich innych przewijających się przez jej magazyn osób. Dziewczyna jest wyjątkowo wysoka? Super, sfotografujmy ją w olbrzymich koturnach, niech stanie się posągowa. Ma długą szyję? Podkreślmy to nietypową pozą. Nos Barbry Streisand, usta Micka Jaggera? To w okół nich zbudujmy całą sesję! Usilne dążenie do wygładzonej perfekcji jest nudne i zamienia nas w armię manekinów. Nie dajmy więc sobie wmówić, że musimy wyglądać jak A czy nosić torebkę B i wypiszmy się z tego konkursu, tworząc swoją własną kategorię.

“You gotta have style. It helps you get down the stairs. It helps you get up in the morning. It’s a way of life. Without it, you’re nobody. I’m not talking about lots of clothes.”

  • RÓB WSZYSTKO Z PRZEKONANIEM – Diana Vreeland to doskonały przykład osoby, która wie, że ma jedno życie i nie ma zamiaru poświęcać na robienie czegoś, co nie sprawia, że każdego ranka ma ochotę zerwać się z łóżka. Czy może raczej południa, Diana podobno nie opuszczała domu o wcześniejszej porze. Vreeland nie czekała na to co przyniesie jej los, ale sama go wykreowała. Zaprojektowała dla siebie dokładnie takie życie, jakie chciała wieść. Dzięki temu w wieku osiemdziesięciu lat mogła powiedzieć, że przeżyła swój czas wspaniale. Tworzenie bajkowych opowieści na kartkach magazynu, przygotowywanie wystaw dla nowojorskiego MET – wszystko robiła na sto procent, kierując się swoją wizją. Podejrzewam że jej współpracownicy nie mieli w związku z tym łatwego życia, ale gdyby nie jej upór i niepohamowana konwenansami wyobraźnia (w filmie ktoś z jej znajomych wspomina, że Diana nie widziałaby nic dziwnego w organizacji sesji w kosmosie, a wysyłka 500 orchidei na Alaskę była u niej na porządku dziennym), nie powstawałyby o niej filmy dokumentalne. I mimo że czasem okazywało się, że pewne elementy jej bajkowej biografii nie do końca zgadzają się z faktami, tak naprawdę nie miało to żadnego znaczenia, ważne że ona w nie wierzyła. Odwaga i energia w jej działaniu – do skopiowania.

“You know the greatest thing is passion, without it what have you got? I mean if you love someone you can love them as much as you can love them but if it isn’t a passion, it isn’t burning, it isn’t on fire, you haven’t lived.”

  • MIEJ SWOJE ZDANIE I NIE BÓJ SIĘ GO WYGŁOSIĆ – Diana Vreeland i Anna Wintour. Co łączy te panie oprócz stanowiska w tym samym magazynie? To, że miały własne opinie i nie bały się ich wygłaszać, nie przejmując się tym, że nie każdemu przypadną one do gustu. Możemy spróbować przypodobać się wszystkim, ale wtedy grożą nam dwie straszne rzeczy – miałkość i nuda. Poruszałam ten temat podczas swojej prelekcji na Orange Blog Talks i na warsztatach dla Manufaktury i łódzkiego Fashion Weeka w zeszłą sobotę, bo to sprawa wyjątkowo ważna w przypadku blogów. Mamy takie warunki do publikacji swoich poglądów, jak nikt inny w historii, wykorzystajmy to! Jestem pewna, że Vreeland nigdy w życiu nie wypowiedziała zdania „a co sobie ludzie pomyślą” i warto ją w tym naśladować.

 “When I arrived in America, I had these very dark red nails which some people objected to, but then some people object to absolutely everything.”

  • MYŚL DO PRZODU – Diana Vreeland umiała uważnie obserwować i słuchać, miała świetne wyczucie zmiany. Mimo że zawsze powtarzała, że jej ukochaną dekadą były lata 20, lata jej młodości, nie żyła przeszłością. A przecież jako osoba wychowana jeszcze w La Belle Epoque miałaby pełne prawo mówić „kiedyś to były czasy!”. Świetnie wyłapywała nowe trendy w zachowaniach konsumentów czy w popkulturze i umiała „płynąć na fali”. Miała niesamowitą intuicję. Wchodzące sławy jak Verushka czy Cher zachwycały ją tak samo jak dawne gwiazdy z paryskich kabaretów. Zamiast marudzić, szukała jasnych stron, zachwytów, których nie wahała się ogłaszać wszem i wobec – tu polecam filmową anegdotę o kinie i Jacku Nicholsonie. Jej brak tak powszechnej dziś skłonności do narzekania na otaczająca nas rzeczywistość, entuzjazm i optymistyczne spojrzenie w przyszłość uważam za niesamowicie inspirujące.

“Don’t think you were born too late. Everyone has that illusion. But you aren’t. The only problem is if you think too late.”

  • SZCZODROŚĆ – Diana dzieliła cechę właściwą ludziom naprawdę wielkim. Rozumiała, że na każdym szczycie jest mnóstwo miejsca i dużo lepiej pomagać innym niż utrudniać im drogę do sukcesu. Rozumieją to uznani przedsiębiorcy, poświęcający swój czas na mentoring dla młodych ludzi, wiedzą że sukces każdego z nich będzie też ich sukcesem. Diana wychodziła z podobnego założenia, zresztą ten mechanizm był jeszcze bardziej jaskrawy, gdy w grę wchodziła publikacja w magazynie. Bycie odkrywcą nowego talentu to przecież dla Vogue czy Harpers Bazaar powód do dumy! Traktowała zdolnych ludzi nie jako zagrożenie, ale jako źródło inspiracji. Każdy, kto myśli w ten sposób, jest o wielki krok przed cała resztą.

“There’s only one thing in life, and that’s the continual renewal of inspiration.”

Nie wspomniałam tu o kilku rzeczach. O tym, jak bardzo podobał mi się sposób, w jaki ubierała się Diana, jej doskonale dopasowane ubrania i odważne dodatki, szyte na miarę buty, codziennie oddawane do wyczyszczenia, charakterystyczny makijaż inspirowany japońskim teatrem kabuki. Ani o tym, że w końcu wyrzucono ją z Vogue’a m.in. za notoryczne przekraczanie budżetu, a byłe asystentki drżą na samą myśl o kontaktach z apodyktyczną Vreeland. Jednak nie to było dziś moim celem. Chciałam podzielić się z Wami atmosferą ekscytacji i chęci do działania, która udzieliła mi się po obejrzeniu „The Eye Has to Travel”. Dajcie znać, jakie są Wasze odczucia, jeżeli też mieliście okazję go obejrzeć. A może są inne osoby z branży lub inne filmy, które Was w wyjątkowy sposób inspirują?

 

źródło zdjęcia

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

37 thoughts on “5 rzeczy, których możemy nauczyć się od Diany Vreeland”

  1. wprawdzie nie widzialam filmu, ale czytalam niedawno ksiazka „allura”, opisujaca zycie z diany, wiec doskonal wiedzialam, o czym piszesz, czytajac twoj post – szczegolnie podobal mi sie fragment o tym, ze problem maja jedynie ci, ktorzy mysla, ze urodzili sie za pozno. z ksiazki zapamietalam tez niesamowite metafory – np. opis swoich odczuc co do czerwonego skonczyla stwierdzeniem, ze nei wyobraza sobie, ze czerwony moglby jej sie kiedys znudzic, bo to tak, jakby nudzila sie z czlowiekiem, ktorego kocha

  2. Asiu.. ja chciałam zapytać o tą filmowa anegdote z Nicholsonem, cos tam interesuje sie kinem ale o tej anegdocie nie słyszałam i jestem bardzo zla na siebie! Prosze opowiedz ja krótko:) Buziaki ode mnie!
    A.

    1. Aj, źle to ujęłam! Nic się o swoją wiedzę filmową nie martw, chodziło mi o anegdotę pojawiającą się właśnie w tym konkretnym filmie, dokumencie o Vreeland. Ktoś ze znajomych Diany, wiedząc że bardzo chciała zobaczyć „Chinatown” Polańskiego, zabrał ją do ostatniego kina, gdzie film był jeszcze wyświetlany, na nowojorskim Harlemie. Harlem był zupełnie innym środowiskiem niż to, w którym na co dzień obracała się Diana, jej towarzysz wspominał że w sobotni wieczór kino było pełne i byli jedynymi białymi osobami na sali. Diana samym swoim wyglądem musiała wzbudzać sensację, jednak nie powstrzymało jej to przed wyciągnięciem ręki jak tylko Jack Nicholson pojawił się na ekranie i wykrzyknięciem na całe kino „jaki on ATRAKCYJNY!” („isn’t he ATTRACTIVE?!”) swoim specyficznym tonem. Ta historia opowiedziana przeze mnie, w dodatku napisana, nie robi 1/10 wrażenia, którą robić powinna, więc zdecydowanie polecam zobaczyć film albo chociaż ten fragment:) Pozdrowienia!

  3. :)) Oryginalny na pewno nie będę – film jest fantastyczny! Nie tylko chodzi o to, że bohaterką jest arcyciekawa postać, ale i sam dokument jest dobrze zrobiony.
    Mnie się podobało, oprócz tego, o czym już napisałaś, że powtarzała ona jak mantrę hasło – w modzie chodzi o proporcje :))
    No i to co robiła w MET wzbudziło mój uśmiech, choć zdaję sobie sprawę z braków, jakie miały jej wystawy.
    Na pewno film godny polecenia dla wszystkich, którzy uważają, że interesuje ich moda.

  4. Strasznie spodobał mi się ten sposób recenzji. To wręcz opis największych zalet jakie można w sztuce (filmie, książce, tid.) znaleźć. Prawdopodobnie z tego powodu ostatnio nałogowo czytam biografię znanych osób i nie przestaje się zachwycać:)
    Już same punkty, które wymawiasz inspirują i zachęcają do działania. Ciężko mi sobie wyobrazić jak piorunujące wrażenie musi wywoływać film. Z przyjemnością go obejrzę.

  5. FIlm jest świetny! Widziałam go rok temu w Warszawie (niestety tylko fragment) i też juz zbieram się, żeby go skończyć.
    Ostatnio na blogu pisałam o innych filmach dotyczących mody – jakaś telepatia! – więc jeśli masz ochotę, to zapraszam do poczytania o moich ulubionych pozycjach TUTAJ :)

  6. Uważam, że film nie jest wyłącznie dla zainteresowanych modą. Sama interesuję się nią w stopniu najwyżej przeciętnym, mój ojciec zaś twierdzi, że moda kompletnie go nie interesuje (potwierdzam!), a mimo to oboje oglądaliśmy ten film jak zahipnotyzowani. Diane Vreeland była tak barwną, wyrazistą i bogatą osobowością, że zainteresowałaby nawet kompletnego modowego ignoranta :)

  7. Bardzo ucieszył mnie Twój post, poziom szczęścia wzrósł szczególnie po obejrzeniu TVN’owskiej ankiety wśród obecnych na Fashion Weeku blogerów:)
    Naprawdę, naprawdę nie jestem w stanie zrozumieć tego fenomenu – nie dotyczy to tylko blogerek, ale też części współczesnych środowisk artystycznych. Ta wszechobecna ignorancja („jestem artystą, nie potrzebuję historii sztuki”, „jestem blogerem, po co mi wiedza ogólna o świecie, po co historia mody?”) jest zabójcza, ogranicza horyzonty; nie da się mówić, o tym, co dzieje się współcześnie, bez odniesień do przeszłości. Świat to koło, wszystko jest ze sobą powiązane. Powinniśmy starać się odkrywać, poszukiwać, zagłębiać się w historię i kulturę, bo bez nich, bez wiedzy, zostanie z nas jedynie ładna wydmuszka. Twój blog dostarcza mi niezwykłej satysfakcji – po pierwsze dlatego, że oprócz ładnych zdjęć i sukienek zawiera treść i odwołania do różnych dziedzin, po drugie dlatego, że dzięki Tobie ja poszerzam swoje horyzonty.
    Pozdrawiam:)

    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa! Mnie jakoś na szczęście omijają takie przypadki, nie spotkałam się chyba w moim otoczeniu jeszcze z taką osobą. Ale zgadzam się całkowicie – nawiązania kulturowe to nie tylko ważne rzecz, one po prostu sprawiają że wszystko jest dużo fajniejsze, bogatsze.

      A co do filmiku to nie bardzo chce mi się w tej sprawie wypowiadać, bo po pierwsze nie znam nikogo z tych blogerów i nie kojarzę o czym piszą, po drugie nie wiemy kogo jeszcze pytali i jak wyglądał montaż. Pewnie, że głupio nie umieć przyznać się do niewiedzy, ale mechanizm wkręcania nie jest tutaj bez znaczenia i nie podoba mi się mieszanie tych ludzi z błotem, a tym bardziej uogólnianie jakichś wniosków na resztę blogerów, a mnóstwo takich głosów widzę.

      1. W pełni się zgadzam: materiał został zmontowany tak, by dostarczyć jak najwięcej radości i śmiechu publice, jednak nie tłumaczy to w pełni problemu. Odnoszę się nie tylko do TVNu, ale także do własnych doświadczeń i obserwacji, związanych głównie ze środowiskiem artystycznym.
        Nie można dobrze poznać jakiegokolwiek zagadnienia, bez pogłębiania wiedzy, a ograniczenie się, skupianie na jednym, wybranym fragmencie, prowadzi do zagłady. Dotyczy to zarówno mody, jak i kultury: nie można skreślić przeszłości, bo to ona kształtuje to, co współczesne. Nie można mówić o sztuce aktualnej, nie znając sztuki dawnej, kręgów kulturowych, nie można mówić o modzie, nie nawiązując do przeszłości. Mam wrażenie, że obecnie coraz częściej mamy do czynienia z zamykaniem się na świat – skupiamy się na jednym temacie, zapominając o konotacjach. Później mamy Hans Klossa – projektanta, a historyk sztuki twierdzi, że „Krzyk” Muncha to impresjonizm:)
        Przypominałam sobie teraz o filmie opowiadającym o Marinie Abramovic, performerce. Bardzo ciekawy dokument, o niezwykłej kobecie i projekcie który stworzyła w MoMA. O reakcjach na odbicie samego siebie w oczach innego człowieka:

        http://www.youtube.com/watch?v=YcmcEZxdlv4

  8. ja wyszłam z filmu z mieszanymi odczuciami. to prawda, był świetnie wyprodukowany i przedstawiał diane jako niesamowicie inspirującą postać. uważam jednak, że pokazywał również drugą stronę jej osobowości – mitomanki i egocentryczki, która wiodła szalone, artystyczne życie kosztem swoich najbliższych, a kreacja była dla niej ważniejsza od codzienności.

    1. Zgadzam się, Vreeland pewnie nie była typem matki chodzącej na zebrania do szkoły i pakującej dzieciom kanapki, jeden z jej synów wspominał zresztą, że w dzieciństwie marzył o „normalnej” mamie. Co do ostatniego zdania, to mam wrażenie, że dla Diany jej fantazje i kreacje były właśnie codziennością i stąd tyle osób cierpiących na jej podejściu – rodzina, współpracownicy itp. Pewnie że można to rozpatrywać jako wymówkę dla daleko posuniętego egocentryzmu, ale z drugiej strony można też na to patrzeć jako na formę poświęcenia danych fragmentów życia na rzecz jakiejśtam idei. Bardzo fajnie, że twórcy filmu, notabene rodzina Vreeland, zdecydowali się zaznaczyć obie strony.

  9. Genialny post i blog : ) Uwielbiam takie inspirujące pozycje i w najbliższy weekend (moze też na śniadanie ; ) ) na pewno obejrzę film. Widać, że Diana to kobieta, która wiedziała, jak wykorzystać życie. Pozdrawiam i zaczynam obserwować bloga, bo świetnie piszesz!

  10. Maykens, czy ty cytujesz?
    „nie da się mówić, o tym, co dzieje się współcześnie, bez odniesień do przeszłości. Świat to koło, wszystko jest ze sobą powiązane. Powinniśmy starać się odkrywać, poszukiwać, zagłębiać się w historię i kulturę, bo bez nich, bez wiedzy, zostanie z nas jedynie ładna wydmuszka.”

  11. Od dwóch lat przyglądam się osobą, które odniosły sukces. Wyróżnione przez ciebie punkty potwierdzają schemat, który niezawodnie działa. Piszę niezawodnie, bo jedyne co zawodzi w tym przypadku, to brak wiary w siebie i rozpoczynanie bez wizji końca.

  12. dla mnie najbardziej motywującym/pocieszającym faktem w tym cudnym oczywiście filmie było to, że DV karierę zawodową rozpoczęła po 35 roku życia, czyli nie wszystko jeszcze stracone i w moim przypadku ;)

    innym „branżowym”, świetnym filmem dokumentalnym jest Scatter My Ashes At Bergdorf’s (pisałam o nim niedawno). gorąco polecam.

  13. Twoje podsumowanie jest na prawdę dobre! Mimo, że sama nie oglądałam filmu, to przez te punkty twórcza energia bardzo mi się udzieliła! Nie słyszałam nic do tej pory o tej pani i z początku jakoś nie przypadła mi do gustu. Jednak gdy przedstawiłaś jej sposób myślenia, w zasadzie tak potrzebny dzisiaj (szczególnie Polakom) to chyba będę w stanie uśmiechnąć się w jej stronę. Niech to będzie pół uśmiech, ale jednak ; )
    BTW oglądałam dziś film o którym wspominałaś wcześniej, stworzony z okazji 120 rocznicy Vougea. Naprawdę warty polecenia, nawet w celach rozrywkowych :)

  14. Cześć. Chętnie obejrzałabym ten film jednak nigdzie nie mogę go zastać po polsku. Może podrzucisz jakiś link ? Pozdrawiam

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.