Joanna Glogaza

strona główna > artykuły

Spot Digging: Dishoom

Spot Digging: Dishoom

Znalezienie w Londynie miejsc z niedrogim i przy okazji zdrowym jedzeniem nie jest proste, większość posiłków przygotowuję więc w domu, w związku z czym moje zdolności kulinarne gwałtownie wzrosły, podobnie jak repertuar potraw z kategorii „da się zrobić w 30 minut i żeby nie trzeba było dużo zmywać”. Tym bardziej więc doceniam wyjścia na jakieś pyszności – w tym tygodniu padło na wschodni Londyn, razem z Shini wybrałyśmy się do Dishoom. W pierwszym momencie nie mogłam się połapać, jaką właściwie kuchnię się tam serwuję – okazało się, że to miejsce zainspirowane tzw. Bombay Cafes, zakładanymi licznie w Bombaju na przełomie XIX i XX wieku przez perskich imigrantów. Obecnie jest ich coraz mniej, założyciel Dishoomu postanowił więc odtworzyć ich niepowtarzalny, irańsko-indyjski charakter właśnie w sercu Shoreditch.

 

 

 

Spodziewałam się jakiejś małej, ciemnej knajpy, a ku mojemu zaskoczeniu znalazłyśmy się w przestronnym, ładnie urządzonym wnętrzu z dużą ilością światła wpadającą przez wielkie okna i przylegającym ogródkiem, w którym na pewno je się wyjątkowo przyjemnie przy cieplejszej pogodzie. Uprzedzone przez pana kelnera o małych rozmiarach porcji zamówiłyśmy kilka różnych dań, żeby móc spróbować jak największej ilości dość tajemniczo brzmiących pozycji z menu. Na pierwszy ogień poszły samosy z jagnięciną i przyprawami, później spróbowałyśmy dość ostrego kurczaka zrobionego w imbirze i kurkumie, a na koniec zostawiłyśmy danie-niespodziankę, przy zamawianiu którego nie zrozumiałyśmy połowy nazw w opisie. Okazało się być czymś w rodzaju ziemniaczanego pulchnego placka o lekko limonkowym smaku, trochę przypominało mi marokańską maakoudę, którą jadłam w Marsylii. Znalazłyśmy jeszcze sporo miejsca na desery (nie bez powodu jestem członkiem facebookowej grupy „mam osobny żołądek na słodycze”) i Shini zamówiła kala khatta gola ice, czyli lody z sokiem z owoców kokum, limonką, solą i chili, a ja wybrałam mniej skomplikowane kulfi, czyli kremowe lody o smaku mango – genialne! Każda jedna rzecz bardzo mi smakowała i na pewno wybiorę się do tego kawałka starego Bombaju w Londynie jeszcze nie raz.

 

 

 

 

 

 

 

Dishoom Bombay Cafe, 7 Boundary Street, London E2 7JE

Dzięki za lekturę!

Jeśli nie chcesz przegapić moich nowych artykułów, odcinków podcastu czy książek, zostaw swój adres e-mail:

29 thoughts on “Spot Digging: Dishoom”

  1. Asiu…
    Właśnie miałam się do Ciebie zwrócić z prośbą o polecenie miejsca z dobrym jedzeniem w Londynie, a tu proszę taki post!
    Uwielbiam czytać to co piszesz. Masz niesamowity dar łączenia ciekawostek, faktów, opisów, swoich przemyśleń… Cieszę się, że kiedyś zupełnie przez przypadek natknęłam się na Twojego bloga. I wiesz, bardzo Ci dziękuje za to co robisz..
    Pozdrawiam Cię ciepło i życzę wszystkiego co najlepsze.
    Agata

    ps. Gdyby przyszły Ci jeszcze do głowy jakieś miejsca w Londynie godne polecenia, gdzie można by dobrze i niekoniecznie drogo zjeść, napisz proszę…

  2. Joanno, naprawdę Cię uwielbiam. :)
    Uwielbiam Twoją śliczną, pojemną głowę, Twoje poczucie humoru, Twój indywidualizm, Twoje poczucie estetyki, Twoje lekkie pióro, Twoje wspaniałe zdjęcia i to, że o czymkolwiek nie napiszesz, od razu nabiera charakteru.
    Twój blog znajduje się w mojej czołówce internetowej, i patrząc na kierunek, w którym idziesz, na długo tam pozostanie. Alleluja.

    You go, girl!
    Kot Lama

  3. Super miejsce, ale super też, że byłaś tam z Shini – ona jest moim bóstwem i kocham wszystko czego się dotknie :D Chciałabym ją kiedyś spotkać, ale pewnie od razu ucieknie przed taką stalkerką jak ja ;)
    Jak będę w Londynie to na pewno wypróbuję Dishoom.

  4. Magiczne miejsce. Szkoda, że ostatnio Londyn to dla mnie późne ulokowanie się w hotelu, kolacja z mikrofali, gumowe śniadanie, bieg na szkolenie, bieg na lotnisko, home sweet home! W przyszłym tygodniu zapakuję własne kanapki. A tak poważnie marzy mi się, by mieć czas na odkrywanie w Londynie takich miejsc jak to, które pokazałaś. Dzięki za wskazówki.
    Kasia

  5. Szkoda, że takich miejsc nie ma w Delhi, co by było bardziej logiczne przecież, prawda? :) Bardzo mi się podobają wszystkie surowe reguły, a najbardziej ta, że nie można zwrócić napoczętego dania :) Ale w londyńskich okolicznościach przyrody to przeciez tylko dekoracja :))

  6. Właśnie zaczęłam czytać Twojego bloga i jest wspaniały! Podoba mi się, że prowadzisz go w dwóch językach- mi by się chyba nie chciało. Sama od siedmiu lat mieszkam w Londynie i tez właśnie zaczełam prowadzić bloga- co prawda nie szafiarskiego, ale jakiegośtam. Może kiedyś kawa we wschodnim londynie? Shoreditch to jedno z najbardziej inspirujących miejsc :)

  7. Znasz Shini! Zazdroszczę. Przekaż jej że ma we mnie wierną fankę swojego bloga i oczywiście pozdrów.

    Twój blog z czasem bardzo zyskuje. Uściski

    Agnieszka

    1. Nie napisałam chyba nigdzie, że niedrogo, ceny określiłabym jako przeciętnie londyńskie. Menu razem z cenami można znaleźć na stronie. Miłego pobytu w Londynie!

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.